Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 19

Ten, kto wraca, jest zawsze kimś innym niż ten, który odszedł. 

Leena Krohn

ROZDZIAŁ 19

W pierwszej chwili zamarłam. Cała się spięłam, wstrzymałam oddech, serce chyba przestało pracować. Zakotwiczyłam wzrok w szyi znieruchomiałego Kaima, ale tak naprawdę zupełnie niczego nie widziałam.

To niemożliwe.

Wzięłam płytki wdech, tylko na tyle pozwoliło ściśnięte gardło. Szybko oprzytomniałam, wyparłam tę absurdalną myśl z głowy. Musiałam się przesłyszeć, pomylić. Odskoczyłam od Kaima jak oparzona. Uciekłam w bok, zasłoniłam się jego ciałem i zerknęłam mu przez ramię.

Zachwiałam się.

Stał tam.

Stał w wejściu do salonu, z ręką na włączniku światła, ustami zaciśniętymi w wąską linię i napiętą szczęką. Te same łagodne rysy twarzy, jasnoniebieskie oczy. Jedynie włosy nie spływały już białymi kaskadami na ramiona, były bardzo krótkie, ciemne.

Zamrugałam kilka razy, by przepędzić tę cholerną, irracjonalną wizję, ale ona nie znikała. Z każdym kolejnym drgnięciem powieki tonęłam głębiej w mętnej wodzie i jednocześnie unosiłam się wyżej w powietrzu. Żołądek ściskał się w supeł, wywracał do góry nogami, oczy się zaszkliły.

Zapomniałam przez chwilę jak oddychać, jak mówić, jak żyć.

Przeskakiwał między nami gniewnym spojrzeniem, jego nozdrza rozszerzały się rytmicznie, powolnie z każdym głębokim wdechem.

– Dasz nam się ubrać? – spytał sucho Kaim. Stał do mnie przodem, patrzył pusto w jakiś punkt nad moją głową. Dopiero jego słowa wytrąciły mnie z dziwnego stanu zawieszenia między jawą a rzeczywistością. Mimo to nadal nie potrafiłam się poruszyć ani wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Po prostu stałam jak kołek z rozchylonymi ustami i szeroko otwartymi oczami, patrząc na żywego ducha.

Aaron zmrużył powieki, zacisnął zęby i wyszedł z pokoju. Błyskawicznie zebrałam z podłogi swoje ciuchy, zaczęłam się ubierać. Kaim również, choć jemu chyba się nie śpieszyło. W ogóle nie był zdziwiony tym, że jego martwy brat pojawił się nagle w domu.

– Wiedziałeś? – wysyczałam, wkładając nogę w nogawkę spodni. – Kurwa mać, wiedziałeś, że on żyje!

Kaim nawet nie spojrzał w moją stronę. Zapiął pasek, sięgnął po koszulkę.

Wiedział.

Wściekłość napłynęła do mnie, rozlała się po całym ciele. Miałam ochotę przyłożyć mu w twarz, wydrzeć się na niego, zacząć okładać pięściami.

Zabiję go.

Jednak po prostu spiorunowałam go wzrokiem i zacisnęłam zęby tak mocno, że aż zatrzeszczały.

– Jesteś zwykłym chujem – wycedziłam. – Jak mogłeś? Jak... – Mój głos się złamał, do oczu napłynęły łzy.

Zignorował mnie. Usiadł w fotelu i złapał butelkę whisky. Pociągnął duży łyk, lekko się skrzywił, wytarł usta wierzchem dłoni. Pokiwałam z rozczarowaniem głową, przetarłam oczy. Nie dość, że pozwolił mi uwierzyć w śmierć Aarona to w dodatku...

Okłamał mnie.

Człowiek, któremu ufałam najbardziej. Ktoś, kto zarzekał się, że zawsze mówi prawdę.

Skończyłam zakładać koszulkę, posłałam mu nienawistne spojrzenie, ale on nawet nie zerknął w moją stronę. Przełknęłam łzy i gorycz zdrady, wybiegłam z salonu. Teraz liczył się tylko Aaron.

Zatrzymałam się gwałtownie na korytarzu. Mężczyzna stał pod ścianą, opierał o nią głowę. Krótkie włosy dodały mu zadziorności, odjętej przez łagodne rysy twarzy. Jednak nie mogłam powstrzymać myśli, że przez nowy wygląd straciłam też część Aarona, którego znałam.

Gdy mnie usłyszał, od razu skierował na mnie spojrzenie. Było w nim dużo niewypowiedzianych słów, emocji, bólu. Mogłabym przysiąc, że w moich oczach widział dokładnie to samo.

Podeszłam ostrożnie, jakby zaraz miał się rozmyć na wietrze niczym fatamorgana. Stanęłam dwa kroki od niego, wpatrywałam się w napiętą twarz, gardło ścisnęło się tak mocno, że ledwo mogłam oddychać. Nie potrafiłam pójść dalej. Między nami wyrósł niewidzialny mur, nie umiałam go pokonać.

Tyle godzin, dni, miesięcy żyłam w przekonaniu, że już go nie było. Uczyłam się chodzić na nowo po świecie, w którym go brakowało, łapałam pierwsze oddechy, wpuszczając do płuc powietrze, które nie było nim przesiąknięte. A teraz stał przede mną, taki żywy, taki realny.

Jego kącik ust zadrżał, uśmiechnął się krzywo. Zamrugałam dwa razy, poczułam pojedynczą łzę na policzku. Aaron odbił się od ściany, w dwóch krokach znalazł się przy mnie i mocno przytulił. Zaszlochałam. Nie mogłam uwierzyć, że to działo się naprawdę. Wdychałam słodki zapach wanilii, podczas gdy on jedną ręką głaskał mnie po włosach, a drugą ściskał w talii.

– Jestem, cichutko, już jestem – powiedział półszeptem.

Płakałam, wyłam. Serce mi się łamało, choć właśnie odzyskało brakujący kawałek. Ciekło mi z oczu, nosa, ale niczym się nie przejmowałam. Liczyło się tylko to, że Aaron tu był, cały i zdrowy.

Głaskał mnie powoli, szeptał do ucha słowa słodkie i lepkie jak miód. Obejmowałam go mocno, by już nie mógł nigdzie uciec. Najchętniej przywiązałabym go do siebie grubym sznurem, na wszelki wypadek.

Staliśmy tak przez kilka minut, godzin albo dni, aż przestałam się trząść i szlochać. Pociągnęłam nosem, przetarłam twarz.

– Jak... – wykrztusiłam z trudem. Wzięłam dwa głębokie wdechy, przełknęłam ślinę i zwilżyłam językiem suche wargi. – Co się stało? Gdzie byłeś? Dlaczego Kaim mnie okłamał? Przecież...

– Wszystko ci wytłumaczę, Kate. Dobrze? Oddychaj głęboko, zaraz usiądziemy i wszystko ci opowiem – obiecał, przyciskając mnie mocniej do siebie. Przyłożył usta do mojego czoła, złożył na nim delikatny pocałunek. – Daj mi chwilę, dobrze? Poczekaj w kuchni, zaraz do ciebie wrócę.

Znów pociągnęłam nosem i pokiwałam głową. Aaron odsunął się, uśmiechnął lekko i pogładził kciukiem mój policzek. Starałam się uspokoić oddech, ale nie potrafiłam. Ciężar ogromnych emocji przygniatał serce jak gigantyczny głaz.

Mężczyzna wyminął mnie. Zrobiłam krok w stronę kuchni, po czym stanęłam. Błyskawicznie odwróciłam się na pięcie i poszłam za Aaronem. Coś ciężkiego wisiało w powietrzu, bałam się zostawić braci samych.

Miałam rację.

Aaron wszedł do pomieszczenia pewnym krokiem, Kaim wstał z fotela. Nawet nie mrugnął, gdy pięść starszego brata sunęła w stronę jego policzka. Głowa mężczyzny szarpnęła się w bok, przymknął oczy i zastygł w tej pozycji. Sekundę później oberwał z drugiej strony.

– Co ty, kurwa, sobie myślałeś? – warknął Aaron, łapiąc Kaima za koszulkę. Ścisnął materiał w pięściach, szarpnął nim. – Miałeś ją chronić, ty pierdolona łajzo! Chronić, a nie kłaść na niej te pieprzone łapy!

Reyes nawet się nie bronił. Poleciał na ścianę jak szmaciana lalka, uderzył głową w beton. Zaledwie na sekundę wykrzywił twarz w grymasie bólu, potem znów założył maskę obojętności.

W głowie huczała natrętna, głośna myśl:

Zasłużył.

Mimo to jego krzywda sprawiała mi ból. Nie potrafiłam stać z założonymi rękami. Aaron ruszył w stronę brata, ale zatrzymałam go. Złapałam jego łokieć, a on zerknął na mnie przez ramię, wzrokiem pełnym złości.

– Porozmawiajmy... – poprosiłam słabym głosem.

– Jeszcze będzie czas na rozmowy – odpowiedział, uwolnił się z mojego uścisku i ruszył na brata. Nie zdążyłam go zatrzymać. Powalił go na podłogę, usiadł mu na brzuchu i okładał twarz pięściami. Kaim nadal nie reagował, jego głowa odskakiwała na boki przy każdym uderzeniu. Włosy opadły na zamknięte powieki, na twarzy pojawiły się pierwsze rany.

On się nie broni.

Nie broni.

Nie broni.

Nie broni.

Złapałam Aarona za rękę, ale od razu się wyrwał.

– Aaron, proszę! Już starczy! – krzyknęłam, jednak moje słowa nie spotkały się z żadną reakcją.

Zacisnęłam zęby, padłam na kolana i zasłoniłam sobą Kaima. Ukryłam jego twarz w swoich ramionach, zacisnęłam oczy, spodziewając się, że Aaron nie zdąży zatrzymać pięści.

Uderzenie nie nadeszło.

Uniosłam głowę, spojrzałam na mężczyznę. Oddychał głęboko, jego nozdrza poruszały się rytmicznie, po policzkach płynęły łzy. Starł je pośpiesznie.

Moje serce pękło na pół.

Patrzyłam na człowieka, który powinien być martwy, ale to nie jego życie dobiegło końca. To w nas coś właśnie umarło i zniknęło na zawsze, pozostało jedynie bolesne echo zdrady, którego już nie dało się uciszyć. Wyrósł między nami mur nie do przeskoczenia, pękła bańka wspólnego życia. Została przysłonięta ponurą mgłą kłamstw i oszustw, obecnych od samego początku.

One właśnie przeważyły szalę.

Aaron zszedł z Kaima, stanął na nogi. Wyprostowałam plecy, popatrzyłam na mężczyznę leżącego pode mną. Miał rozciętą wargę, posiniaczoną skórę. Coś ukłuło mnie w sercu na ten widok. Dopadło mnie wrażenie, że największe ranny skrył gdzieś głęboko w sobie.

Reyes cały ten czas wpatrywał się we mnie nieodgadnionym spojrzeniem, może nawet nieco pustym. Po kilku sekundach jego powieki drgnęły, odwrócił wzrok.

Podniosłam się z kolan, nie było sensu wyciągać ręki do Kaima, nie przyjąłby jej. Wsparł się na łokciach, lekko zachwiał, stając na nogi. Aaron w tym czasie poszedł do kuchni, nie oglądał się na brata. Dołączyłam do niego, usiadłam przy stole. Atmosfera zrobiła się tak ciężka, że mogłabym ją kroić nożem. Ciężko było spojrzeć w oczy mężczyźnie, któremu kiedyś oddałam serce. Zostało pogrzebane pod gruzem tamtego budynku, nauczyłam się żyć z pustką w jego miejscu. Rozdrapywana rana krwawiła i bolała. Pierwsza fala ślepej radości już mięła, po niej nadszedł wstyd, gorycz i żal.

Mimo to chłonęłam wzorkiem każdy cal bladej twarzy, błądziłam po miękkich rysach, wpatrywałam się w jasne oczy, podczas gdy one śledziły uważnie moje spojrzenie.

Miałam ochotę usiąść na jego kolanach, wtulić twarz w miękką szyję, zaciągnąć się słodkim zapachem ciepłej skóry, jednak to wszystko wydawało się już nie na miejscu. Jednocześnie pragnęłam zająć się rannym Kaimem, załagodzić jego ból. Moje serce miotało się między jednym a drugim, stawiając mnie w cholernie niezręcznej sytuacji.

– Nawet nie wiem... – zaczęłam, lecz słowa ugrzęzły w gardle. Zacisnęłam usta, pokręciłam głową. – Nie wiem, co powiedzieć. Nie mogę uwierzyć, że tu jesteś.

Aaron wysunął rękę w moją stronę, położył ją wierzchem na blacie i uśmiechnął się samym kącikiem ust. Nieśmiało dotknęłam opuszkami wnętrza jego dłoni, pogładziłam ciepłą, miękką skórę. Mężczyzna bez skrępowania splótł nasze palce, posłał mi spojrzenie pełne emocji.

W tej sytuacji zastał nas Kaim.

Wzdrygnęłam się, gdy bezszelestnie wszedł do kuchni. Odruchowo cofnęłam rękę, schowałam ją pod stołem i od razu zrobiło mi się głupio. Nie miałam pojęcia jak zachować się w tej absurdalnej sytuacji, usadzona między dwoma kochankami.

Gospodarz przeszedł za moimi plecami, powietrze między nami wręcz zawibrowało. Wyjął z zamrażarki worek groszku, przyłożył do swojego policzka i oparł się biodrami o blat kuchenny. Całe moje ciało rwało się do niego, równocześnie pragnęłam skupić się na Aaronie.

Cisza, jaka zapadła, wgniatała mnie w siedzenie.

Aaron zastukał palcami o stół, patrzył na brata ze zmrużonymi oczami, pełnymi jadu. Kaim zaś gapił się na niego beznamiętnie. Przeskakiwałam wzrokiem między nimi, czekałam, aż któryś coś powie. W końcu Lawrence westchnął i skupił uwagę na mnie.

– Kaim poradził sobie z kłódką przed wybuchem – odparł. Moja powieka lekko drgnęła, ale od razu udało mi się przywrócić kamienny wyraz twarzy. Ledwo powstrzymywałam się przed zasypaniem go gradem pytań, chciałam poczekać z nimi do końca wyjaśnień. Mężczyzna przeczesał krótkie włosy palcami, po czym zaczął bawić się pierścionkiem na środkowym palcu. – Ale oberwałem, straciłem przytomność, dlatego Kaim sam przyszedł ci pomóc. Dostałem w głowę gruzem przy eksplozji, wychodziłem z tego tygodniami.

– I tak minął prawie rok? – spytałam z drwiną, nie potrafiłam się pohamować. Za bardzo bolało.

– Nie. Przepraszam, Kate. Wiem, że...

– Nic nie wiesz – wycedziłam. – Potrzebowałam cię. Nie poradziłam sobie z tym, że... Umarłeś – parsknęłam. – Chciałam się zabić. Nie, ja przecież nawet próbowałam to zrobić.

Przez twarz Aarona przebiegło kilka emocji naraz.

– Przeze mnie? – Pobladł.

Zacisnęłam zęby.

– Gdybyś tam był, poradziłabym sobie z tym wszystkim. Razem byśmy sobie poradzili.

– Chciałem ci powiedzieć, ale potrzebowałem czasu. Wiedziałem, że jakoś dawałaś radę. Toru był przy tobie, ja...

– Gówno wiedziałeś! – Wstałam gwałtownie. – Nie było cię tam! Jakoś dawałam radę? Kurwa, nie dawałam, jak widać! – Przeszłam od stołu do ściany i z powrotem. – Toru wiedział?

– Nie. Wiedział tylko Kaim – odpowiedział Aaron.

Zacisnęłam zęby i spojrzałam na młodszego z braci. Nadal trzymał plastikowe opakowanie, na którym pojawiły się maleńkie kropelki wody. Mężczyzna zerknął na mnie przelotnie, po czym z powrotem skupił wzrok na czymś przed sobą.

Odetchnęłam głęboko, ale nie usiadłam.

– Czemu? – spytałam twardo.

– Gdy się obudziłem, Kaim opowiedział o tym, co zrobił Theo. Byłaś jeszcze w śpiączce, wszyscy myśleli, że nie żyłem. Pomyślałem, że to może jedyna okazja, żeby raz na zawsze uwolnić się od Savood. Musiałem tylko zniknąć na jakiś czas, żeby utwierdzić ich w tym przekonaniu. Potem wyszłabyś ze szpitala i zaczęlibyśmy nowe życie, z dala od tego całego syfu. Bez Savood – mówił, a w jego głosie słyszałam wiele emocji. Słyszałam szelest spodni, gdy jego noga podrygiwała w nerwowym tiku. – Więc zniknąłem i czekałem na ciebie. Wyjechałem do Stanów, zmieniłem imię i nazwisko, znalazłem pracę. Zbierałem na nasz nowy start, dom...

Odwróciłam wzrok. Przełknęłam gulę, rosnącą w gardle i zamrugałam kilka razy, by odpędzić napływające łzy.

On cały czas gdzieś tam był, żył, zarabiał na naszą przyszłość. W tym czasie ja...

Nie.

Nie wolno mi tak myśleć. Byłam pewna, że go już nie ma, musiałam pójść dalej.

Musiałam przetrwać.

– Wróciłem po ciebie w czerwcu, zamierzałem ci powiedzieć. Jednak okazało się, że Kaim był obserwowany. Byliśmy pewni, że Savood sprawdzało, czy naprawdę zginąłem i prześwietlali go. Musiałem jeszcze chwilę poczekać, miesiąc, dwa, Kaim by to ogarnął. Tylko że w lipcu... – Przeczesał włosy palcami. – Kaim miał dostęp do twojego telefonu, zobaczył, że jechałaś nad tamto urwisko. Od razu mnie zgarnął, złamaliśmy po drodze chyba wszystkie przepisy. – Na jego twarz wpłynął smutny uśmiech, wzrok miał zamglony, jakby myślami był właśnie w tamtym miejscu i tamtym czasie.

– Byłeś tam? – spytałam słabo.

Skinął głową.

– Gdybym wiedziała, że przyjdziesz, to nie skoczyłabym z tego klifu – powiedziałam, wymsknął mi się nerwowy śmiech, oczy zaszkliły. – Nie napisałabym listu, nie schowała go tam, tylko powiedziała ci wszystko osobiście. – Pierwsze łzy spłynęły po moim policzku, starłam je szybkim ruchem. – Nie zniknęłabym z tego świata tamtego dnia. Wtedy umarła Kate, którą znałeś, Aaron. Minęło mnóstwo czasu, tyle się wydarzyło...

Mężczyzna drgnął, zacisnął usta w cienką linię. Jego twarz w kilka sekund postarzała się o wiele lat, cienie pod oczami stały się bardziej widoczne, nieliczne zmarszczki uwydatniły. On również wiele przeszedł, miałam tego świadomość. Jednak wszystkie nasze decyzje i kroki zaprowadziły nas właśnie w to miejsce i nie mogliśmy się już cofnąć.

– Wiem – odparł półszeptem. – Widziałem. – Skrzywił się lekko i uśmiechnął ironicznie.

Po tych słowach mój wzrok odruchowo powędrował do Kaima. Mężczyzna nadal stał w tym samym miejscu, paczka mrożonek wylądowała w zlewie. Na bladej twarzy rozkwitł duży fioletowy siniak i kilka mniejszych, z rozcięć nie kapała już krew. Przez głowę przebiegła myśl, że nigdy nie widziałam go tak poturbowanego.

– Czemu nie ujawniłeś się po tamtej sytuacji? – Z powrotem skupiła uwagę na swoim rozmówcy.

– Ktoś podpalił twój dom. Ustaliliśmy, że sprawdzimy tę sprawę. Potem znalazłaś list. Ja nadal byłem oficjalnie martwy, więc miałem większe pole manewru. Wy byliście cały czas obserwowani, a mnie nikt nie śledził, mogłem działać swobodniej niż Kaim czy Toru. Twoje życie było ważniejsze niż ja, niż my. Zacząłem szukać, działać na własną rękę.

– Warto było? – spytałam beznamiętnie, na co Aaron posłał mi pytające spojrzenie. – Warto było nadal udawać, zamiast się przyznać?

No właśnie, warto było? – cichy, złośliwy głos wybrzmiał w mojej głowie. – Gdyby Aaron nie zniknął, to może Toru nie wróciłby do mojego życia, a tym bardziej nie pojawiłby się w nim znów Kaim...

– Tak – odparł stanowczo. – Niczego już nie cofniemy, stało się to, co się stało. – Aaron zerknął na brata, jego powieki drgnęły. Szybko powrócił do mnie spojrzeniem. – Chociaż cholernie żałuję, że to wszystko się tak potoczyło, to udało się osiągnąć cel. Dlatego przyszedłem.

– Cel? – spytałam, marszcząc brwi. Aaron skinął głową.

– Znalazłem Jaspera.


━━ ♜ ━━

NIESPODZIANKA! 🥳🎉🎈✨❤️

Zadowoleni? Znajdzie się kilka osób, które chciały mnie ukrzyżować po śmierci Aarona. Mam nadzieję, że zostało mi właśnie oficjalnie wybaczone (tak, mówię do was, Jo___annaLePapillonNoir, wasz gniew czułam najbardziej XDD).

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro