Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13

Ktoś, kto potrafi kochać tak mocno i głęboko, potrafi z równą mocą nienawidzić i ranić.

Jodi Picoult

ROZDZIAŁ 13

Gawędziliśmy z Chrisem jeszcze przez kilka godzin. Zamówiliśmy pizzę, wcinałam ją tak, że aż uszy mi się trzęsły. Dawno nie miałam takiego apetytu.

Kolega Kaima był bardzo ciekawym rozmówcą. Nie powiedział nic więcej o Reyes'ie, ale opowiadał o ich wspólnej pracy, o tym, jak zarabia na życie i przytoczył kilka ciekawych historyjek. Słuchałam go z zapałem, często dopytywałam o szczegóły. Chris nie pracował dla Savood, ale czasami brał od nich zlecenia. Był wolnym strzelcem.

Chwilę przed północą dostał wiadomość od Kaima. Poinformował mnie, że gospodarz zaraz wróci, pożegnał się i odjechał. Kilka minut później usłyszałam dźwięk wpisywanego kodu. Podniosłam się tak gwałtownie, że prawie wywróciłam krzesło. Złapałam je w ostatniej chwili i odsunęłam na bok.

Wdech i wydech.

Nie chciałam pokazać Kaimowi, że targały mną emocje, chociaż najchętniej zalałabym go lawiną pytań. Potrzebowałam dowiedzieć się, czy coś ustalił, czy ma już pewność, że Jasper przeżył. Jednak dobrze wiedziałam, że Reyes powie mi wszystko po swojemu, w swoim czasie, a jeśli go zirytuję, to zrobi mi po złości.

Musiałam być skałą, rzeźbą, soplem lodu.

Musiałam być taka jak on.

Jak ty to robisz? Jak udaje ci się zepchnąć emocje i uczucia tak daleko, że wyglądasz, jakbyś w ogóle ich nie miał?

Przełknęłam ślinę, zwilżyłam suche usta językiem i wyszłam na przedpokój.

Kaim nie zapalił światła, stał w półmroku. Powoli, ostrożnie zdejmował płaszcz. Wyglądało to bardzo nienaturalnie. Od razu przyszło mi na myśl, że był ranny, ale w ciemności niczego nie byłam w stanie dostrzec.

Do głowy wpadła niechciana myśl:

Ktoś cię zaatakował czy bronił się przed tobą?

Przed oczami znów stanął obraz okrutnego ojca i płaczącego, zranionego chłopca.

Przełknęłam gulę rosnącą w gardle i spytałam cicho:

- Wszystko okej?

Milczał.

Otworzył szafę, schował do niej płaszcz. Skubałam niecierpliwie wargę. Czekałam, aż zbliży się do światła i będę mogła oszacować jego rany.

Zmarszczyłam brwi, gdy dotarło do mnie, o czym myślałam.

Głupia, czemu się tym przejmujesz? Gdyby umarł, twoje życie stałoby się o wiele łatwiejsze. Im mniej Kaima, tym mniej problemów.

Im mniej Kaima, tym mniej stresu.

Im mniej Kaima, tym mniej...

Mężczyzna skierował się w stronę salonu. Minął mnie, nie zaszczycił nawet przelotnym spojrzeniem. Jakbym była dla niego jedynie powietrzem, bezkształtnym cieniem.

Niósł za sobą woń krwi i potu, ale także czegoś znajomego, czegoś przyjemnego, czegoś...

Im mniej Kaima, tym więcej strachu.

Im mniej Kaima, tym więcej nicości.

Im mniej Kaima, tym więcej niepewności.

Dotarło do mnie, że wcale nie chciałam wyrzucać go ze swojego życia. Stał się moją kotwicą. Cholerną ironią było to, że czułam się przy nim bezpiecznie, opiekował się mną na swój własny, popieprzony sposób. Może to był zalążek syndromu sztokholmskiego, toksyczne przywiązanie, ale potrzebowałam go. Przerażało mnie to i jednocześnie napawało spokojem.

Miałam wrażenie, że tylko on był w stanie przepędzić moje demony.

Mimo że sam był jednym z nich.

Kaim podszedł do jedynej szafy w salonie i wyjął z niej szklankę z grubego szkła oraz whisky. Zastygł, wpatrując się w swoje dłonie, po czym odłożył naczynie.

- Dowiedziałeś się czegoś? - spytałam powoli.

- Jeszcze nie - rzucił.

- Kiedy... - zaczęłam, ale od razu mi przerwał.

- Musiałem zapłacić za informację, dostanę ją jutro.

Zapłacić? Własnymi rękami?

Otaksowałam go wzrokiem, ale w ciemności ciężko było cokolwiek dostrzec. Szukałam śladów krwi, ran, lecz czarna koszulka niczego nie zdradzała.

Podeszłam do niego. Jeśli naprawdę musiał oberwać w zamian za informacje o Jasperze, to chciałam się odwdzięczyć. Poczułam potrzebę, żeby coś zrobić. Napłynęło do mnie tak wiele emocji, że aż drżały mi dłonie.

Stanęłam mu na drodze do fotela. Łypnął na mnie spod byka, gniewne spojrzenie przeszyło mnie na wskroś. Moją uwagę przykuło rozległe rozcięcie, od brwi aż do brody. Oko było nienaruszone, na co odetchnęłam z ulgą. Mimo to zestresowałam się i wydukałam nerwowo:

- Co się stało? Jesteś ranny jeszcze gdzieś? Pokaż, obejrzę... - Moja dłoń wystrzeliła w stronę jego twarzy, ale nie dotarła do celu.

Kaim wolną ręką chwycił mój nadgarstek. Mocno, boleśnie.

Otworzyłam szeroko oczy i rozchyliłam usta. Moja warga zadrżała. Patrzyłam na niego ze strachem, niepewna tego, co zrobi dalej. Na jego twarzy malowała się złość, a spojrzenie wypełnione było gniewem, nienawiścią. To zabolało mnie bardziej niż agresywny dotyk.

Przecież chcę pomóc. Po prostu pomóc. Zapłacić za to, co dla mnie zrobiłeś.

Potem odepchnął mnie tak, że zachwiałam się na nogach. Zrobiłam krok w tył, oparłam się o chłodną ścianę i wlepiłam wzrok w podłogę.

Do głowy napłynęło podobne wspomnienie.

- Co robisz, głupia dziewucho? - wysyczała matka. Ściskała mocno nadgarstek dłoni, w której trzymałam ramkę z fotografią.

Zabrałam je z komody, żeby ładnie ozdobić. To było ulubione zdjęcie rodziców. Stali na nim z dumnymi minami, trzymali dłonie na ramionach szeroko uśmiechniętych Megan i Jaspera. Chciałam zrobić mamie niespodziankę, więc przykleiłam do ramki kolorowe cekiny. Odkładałam je na swoje miejsce, a wtedy mama podeszła do mnie i złapała mnie za rękę.

- Ozdobiłam twoje ulubione zdjęcie, zobacz! - Pomachałam ramką i rozciągnęłam usta w szerokim uśmiechu.

- Głupia, tępa dziewucha - warknęła, wyrwała mi przedmiot z dłoni i odepchnęła mnie tak mocno, że uderzyłam o ścianę. Powietrze uleciało z płuc, oczy się zaszkliły.

Matka gwałtownymi ruchami odkleiła wszystkie cekiny, wyrzuciła je na podłogę i odłożyła ramkę na swoje miejsce. Na odchodne posłała mi zimne spojrzenie. Zalałam się łzami.

Oddychałam głęboko, żeby uspokoić galopujące serce i przegonić atak paniki. Przyszło to zaskakująco łatwo, bo umysł zasnuła nowa emocja.

Wkurwiłam się.

Już nikt nigdy nie będzie mnie popychał.

Przeniosłam wzrok z podłogi na Kaima, rozgościł się w miękkim fotelu. Uniósł butelkę, pociągnął z niej kilka łyków, po czym przetarł usta ręką.

Nawet, kurwa, na mnie nie spojrzał.

Wir w mojej głowie zmienił się w niszczycielskie tornado.

Zacisnęłam zęby tak mocno, że aż zazgrzytały. Błyskawicznie pokonałam dzielący nas dystans i wyszarpałam mu butelkę z ręki.

Spojrzał na mnie ze zdziwieniem. Ta emocja wyrysowała się tak wyraźnie na jego twarzy, że aż poczułam chorą satysfakcję.

- Mam cię, kurwa, dość - wysyczałam. Serce galopowało w szalonym tempie, miałam wrażenie, że prawie zagłuszało słowa.

Kaim na powrót założył maskę. Twarz stała się chłodna, opanowana. Jedna brew poszybowała w górę, a w oczach czaiła się groźba. To jeszcze bardziej mnie rozsierdziło.

- Tak? - spytał z kpiną w głosie.

- Chciałam ci, kurwa, pomóc. Tak dziękujesz? Traktując mnie jak jakieś popychadło? Gorzej niż psa? - wycedziłam przez zęby. Ciało zadrżało od silnych emocji.

Kaim rozsiadł się wygodniej w fotelu, na jego usta wkradł się cień złośliwego uśmieszku. Wyglądał, jakby siedział na widowni, a przed nim odgrywał się teatralny dramat.

To przelało szalę goryczy.

Podniosłam butelkę whisky nad głowę i rzuciłam ją z impetem na podłogę. Szkło rozsypało się po pokoju, woń mocnego alkoholu rozeszła się w powietrzu.

Kaim gwałtownie wstał.

Dzieliło nas zaledwie kilka centymetrów. Mierzyliśmy się wściekłymi spojrzeniami, miałam wrażenie, że zaraz któreś z nas rzuci się na drugie i go rozszarpie. Nasze klatki piersiowe unosiły się i opadały w szaleńczym tempie, nozdrza poruszały się od głębokich wdechów.

Przed chwilą myślałam o tym, że potrzebuję go w swoim życiu, a chwilę później miałam ochotę roznieść go w drobny mak. Zabić, poćwiartować, spalić. Do głowy napływały przeróżne scenariusze, jeden gorszy od drugiego.

Lawina ruszyła po zboczu góry, nie mogłam jej już zatrzymać.

- Jesteś zwykłym kutasem - wysyczałam.

- Tak? - Ciepły, alkoholowy oddech owiał moją twarz.

- Pieprzony psychol. Powinni cię gdzieś zamknąć albo...

- Jeszcze słowo, Katherine. - Zmrużył oczy.

- To co? Zabijesz mnie jak poprzednie szesnaście osób?

- Zamkniesz ten niewyparzony ryj? - warknął, szczęka się napięła.

- Zmuś mnie, kretynie. - Zmrużyłam oczy.

W spojrzeniu Kaima coś się zmieniło. Pojawił się błysk, nowa emocja, a potem wszystko wydarzyło się tak szybko, że nie zdążyłam zareagować.

Chwycił moje nadgarstki i naparł na mnie tak, że musiałam się cofnąć. Moje plecy zderzyły się z twardą powierzchnią, oddech uleciał z płuc, z gardła wyrwało się westchnienie.

Uniósł moje ręce nad głowę, przyszpilił je do ściany jedną dłonią i przywarł do mnie całym ciałem. Napierał mocno, natrętnie, nie zostawił ani milimetra wolnej przestrzeni. Pochylił się, więc odsunęłam głowę w bok, żeby zwiększyć dystans między nami.

- Teraz się zamkniesz? - spytał chłodno.

Jego oddech połaskotał moje ucho, po ciele rozeszła się gęsia skórka.

Spróbowałam wyszarpnąć ręce, udało mi się na ułamek sekundy oderwać je od ściany. Kaim zareagował błyskawicznie, brutalnie przygwoździł je z powrotem. Byłam pewna, że na nadgarstkach zrobią się siniaki.

Odwróciłam twarz w jego stronę. Prawie stykaliśmy się nosami. Szybkie, chaotyczne oddechy mieszały się, a oczy strzelały piorunami.

Czarne kosmyki włosów opadały na brwi, haczyły o długie rzęsy. Zwężone źrenice prawie zlewały się w jedno z ciemnymi tęczówkami.

- Zostaw mnie, palancie. Nie będzie tak, jak sobie zażyczysz. Nie jestem twoją zabawką.

- Nie? - spytał prowokacyjnie.

- Powtarzam ostatni raz. Zostaw. Mnie.

- Zmuś mnie, kretynko - powtórzył moje słowa, zmrużył oczy z rozbawieniem.

Wzięłam głęboki wdech. Moje kolano wystrzeliło w górę. Chciałam kopnąć go w krocze, ale w porę się odsunął. Sapnęłam ze złości, usta Kaima rozszerzyły się w upiornym uśmiechu, a ucisk na nadgarstkach zwiększył. Prawie nie czułam rąk.

- Zabiję cię - wysyczałam.

- Chętnie na to popatrzę. Teraz jednak jesteś na przegranej pozycji. Zamkniesz się wreszcie? - warknął. Nie przywarł do mnie z powrotem, utrzymał kilkucentymetrowy dystans.

Oblizałam suche usta. Wzrok Kaima powędrował za moim językiem. Jego powieki drgnęły, jakby dopiero zorientował się, co zrobił. Potem leniwie powędrował spojrzeniem w górę, wypalał na mojej skórze gorące ślady, milimetr po milimetrze, aż dotarł z powrotem do oczu.

Moje serce zatrzymało się na ułamek sekundy, oddech ugrzązł w gardle. Na twarzy zakwitł rumieniec, nie byłam w stanie go powstrzymać.

Coś się zmieniło. Już nie patrzył na mnie z pogardą, zastąpił ją żar. Nienawiść przeplatała się z głodem, chorą pasją i ekscytacją.

Powietrze zrobiło się gęstsze, ciężko było nim oddychać. Ciało zadrżało zdradliwie, nogi zmiękły. Kaim wyczuł to, bo poprawił chwyt nadgarstków.

Napięcie między nami rosło do astronomicznych rozmiarów. Wszystkie mięśnie w moim ciele były boleśnie napięte. Jeszcze chwila i zaczęłabym się trząść jak galareta, więc w odpowiedzi na pytanie wypaliłam pierwsze, co przyszło mi na myśl:

- Zmuś mnie.

Jego źrenice się rozszerzyły, brew drgnęła.

Czas się zatrzymał, świat zawirował.

Jeden oddech.

Drugi oddech.

Trzeci oddech.

Kaim błyskawicznie złączył nasze usta w dzikim pocałunku. Nie wahałam się ani przez moment, przyjęłam wszystko, co dał. Chłonęłam jego brutalność, siłę natrętność i chciwość.

Nasze języki tańczyły w szaleńczym rytmie, ciała poruszały się w takt tylko nam znanej melodii. Usta napierały na siebie z takim żarem i zapałem, że ciężko było złapać oddech.

Umysł zasnuła ciemność.

Westchnęłam, gdy Kaim przywarł do mnie mocniej swoim ciałem, tak że jego męskość ocierała się o biodro. Chciałam poczuć go bardziej, mocniej. Nie liczyło się nic więcej niż zaspokojenie tej żądzy.

Nasza nienawiść do siebie działała jak wybuch bomby. Niszczycielska siła zmiotła wszystkie myśli i zdrowy rozsądek, zostało jedynie pożądanie, chęć kontroli, zmuszenia do uległości, zawładnięcia drugą osobą.

Kaim wolną dłonią chwycił moje biodro, wbijając w nie palce. Pod moimi powiekami zatańczyły iskry. Żaden jego ruch nie był delikatny. Wszystko, co robił, przepełnione było bólem i brutalnością.

Wszystko, co robił, przepełnione było jego osobą.

N i m.

Cholernie mnie to kręciło.

Jego ręka zawędrowała wyżej. Snuła się leniwie po moim ciele, aż w końcu zatrzymała na szyi. Objął gardło i zamknął je w szczelnym uścisku, nie przerywając pocałunku. Powoli zaciskał palce coraz mocniej, do tego stopnia, że ciężko było złapać oddech. Czułam, jak sygnety boleśnie wbijają się w moją skórę, a zimny metal zdawał się przeszywać aż do kości, zostawiając po sobie siniaki.

Sapnęłam i poruszyłam się niespokojnie. W odpowiedzi nacisk nieco zelżał.

Odsunął się nieznacznie, abyśmy oboje mogli złapać oddech, jednak wciąż trzymał moje ręce w żelaznym uścisku.

Jego ciemne, zamglone oczy odnalazły moje. Z początku myślałam, że szukał w nich akceptacji, ale przecież to był Kaim. On brał to, co chciał i nie potrzebował na to zgody.

Przesunął spojrzenie na zaróżowione policzki, nabrzmiałe wargi, potem wrócił do oczu. W dzikim, zwierzęcym spojrzeniu istniał tylko głód.

Zadrżałam. Czułam się jak narkoman, przed którym ktoś postawił darmową działkę. Wystarczyło tylko lekko się poruszyć, zbliżyć, ulec. Jedynie kilka milimetrów dzieliło mnie od tego cudownego uczucia, zaspokojenia pragnienia, które czułam w każdym zakończeniu nerwowym. Paliło żywcem, krzyczało w głowie, budziło pierwotne instynkty, byle tylko znów poczuć miękkie, ciepłe wargi.

Kaim wydawał się czytać mi w myślach, bo kącik jego ust drgnął w drapieżnym uśmieszku, a wzrok stał się ostrzejszy, prowokujący.

Cholerny drań.

Drgnęłam, złączyłam nasze usta. Kaim przerwał pocałunek, aby zacisnąć zęby na mojej dolnej wardze - nie za mocno, ale wystarczająco, by wywołać we mnie dreszcz, który przebiegał przez całe moje ciało. To uczucie było tak oszałamiająco przyjemne, że w tamtej chwili byłam gotowa oddać za nie wszystko, nawet życie.

Ciepłe, miękkie wargi stały się centrum mojego wszechświata, leśny zapach pobudzał zmysły, zręczny język odbierał zdolność myślenia. Zrozumiałam już, co znaczyły te fajerwerki, o których pisano w książkach i mówiono w filmach. Rozpadałam się raz za razem, z każdym jego ruchem, każdym dotykiem języka.

Jego palce zsunęły się z szyi, przeniosły na kark. Kaim zrobił krok w tył, pociągnął mnie za sobą, odrywając nasze ręce od ściany. Chciałam wyrwać rękę z jego uścisku, zatopić palce w jego włosach, ale na to nie pozwolił. Poprawił chwyt, skubnął moją wargę i przejechał po niej końcówką języka. Westchnęłam. Na powrót złączyliśmy usta.

Kaim znów zrobił krok w tył, a ja razem z nim. Ciężko było iść na miękkich nogach. Poprowadził mnie do kuchni, obrócił nas o sto osiemdziesiąt stopni, przez co moje biodra zderzyły się z blatem. Zassałam powietrze z zaskoczenia, gdy jego dłonie złapały mnie za uda i posadziły na stole.

Stanął między moimi nogami i naparł na moje wrażliwe miejsce swoją męskością. Przez cienki materiał ubrań czułam, jak jego członek pulsował z podniecenia. Zakręciło mi się w głowie, a z gardła uciekł zduszony jęk.

Objęłam go łydkami, zmusiłam do przylgnięcia jeszcze mocniej. Kaim warknął w moje usta, po czym ugryzł w wargę tak mocno, że aż się wzdrygnęłam. Złapałam w garści jego koszulkę, próbowałam uspokoić drżenie rąk. Byłam pewna, że jeśli nie poczuję go mocniej, bardziej, to zaraz wybuchnę. Podniecenie rosło we mnie i szukało ujścia.

Puściłam materiał i znów spróbowałam wpleść ręce w czarne włosy, ale kolejny raz na to nie pozwolił. Przerwał pocałunek, wlepił we mnie surowe spojrzenie. Kosmyki przylepiły się do mokrego czoła, szczęka zaciskała się rytmicznie.

- Bez dotykania - wysyczał, oddychając ciężko.

- Ale...

- Bez. Dotykania. - Zmrużył gniewnie oczy.

Przestraszyłam się, że może się wycofać, więc skinęłam głową i posłusznie chwyciłam skraj blatu.

Powieki Kaima drgnęły. Złapał za rąbek swetra i jednym, zręcznym ruchem pozbawił mnie górnej odzieży. Zostawił tylko stanik.

Skuliłam się, serce zgubiło rytm. Obnażył moje blizny, pozbawił mnie bariery ochronnej.

Nie zdążyłam się z tym oswoić, bo od razu zaatakował moją szyję. Składał mokre, intensywne pocałunki, kąsał, gryzł. Zatapiał zęby w skórze, zostawiał bolesny ślad, a potem sunął po nim językiem i szukał nowego miejsca do naznaczenia.

Dotykał moich pleców, sunął palcami po szramach. Nie pozwolił mi zamknąć się w sobie, nie dał szansy na to, by zawładnął mną gorzki wstyd. Zajął każdy kawałek myśli, nie zostawił miejsca na nic innego, niż on sam. Zamknął moje demony w pułapce, pomógł mi je przegonić.

W tamtym momencie zniknęła przeszłość, problemy, ból. Byłam tylko ja i Kaim - definicja siły, odwagi. Zapragnęłam być taka jak on, przegonić swoje cienie, uwięzić je i zmusić do posłuszeństwa. Już nigdy więcej nie być ich ofiarą, zostać katem.

Kaim zdjął swoją bluzę. Ręce świerzbiły, żeby dotknąć gładkiej skóry, przejechać palcami po zarysowanych mięśniach, wbić paznokcie w gorące ciało, ale trzymałam się dzielnie. Zaciskałam ręce na blacie tak mocno, że krawędzie wbijały się boleśnie. Ale to nic, to uczucie było zaledwie kroplą w morzu odczuć, które fundował mi Kaim.

Oderwał się od mojej szyi i pociągnął za biodra. Zsunęłam się z blatu i zeskoczyłam na podłogę. Kaim błyskawicznie dorwał się do moich dresów. Rozwiązał sznurek, pozwolił spodniom zsunąć się do kostek. Zdjęłam je do końca, wspomagając się stopami i kopnęłam gdzieś w bok.

Stałam przed nim w samej bieliźnie. Drżałam z podniecenia, podpierając się rękoma o blat. Oddychałam nierówno, chaotycznie, serce łomotało o żebra.

Kaim zrobił krok w tył, patrząc mi w oczy. Potem leniwie otaksował mnie z góry na dół, wręcz czułam jego palący, lepki wzrok na swojej nagiej skórze. Wszędzie tam, gdzie posyłał spojrzenie, pojawiała się gęsia skórka.

Dotarł do linii szczęki, ust, kości policzkowych i zatrzymał się na moich oczach. Wpatrywał się intensywnie, źrenice stopiły się w jedno z tęczówkami. Nie oderwał spojrzenia, zbliżając się. Stanął tak blisko, że koniuszki naszych nosów prawie się stykały. Jego dłonie znalazły się na zapięciu stanika, rozprawił się z nim w mgnieniu oka. Niespiesznie zdjął ramiączka z ramion, jednocześnie sunąc po skórze palcami. Cały czas nie spuszczał wzroku z moich oczu.

Uniósł dłoń, pogładził mój policzek opuszkiem palca, a potem powędrował nim po żuchwie i przeniósł na szyję. Ten delikatny gest tak mnie zaskoczył, że aż zabrakło mi tchu. Rozchyliłam usta, przeskakując spojrzeniem między jego oczami. Jego skupiony wzrok niczego nie zdradzał.

Nagle napiął szczękę, złapał mnie za biodro, po czym obrócił tyłem do siebie. Puścił mnie na chwilę. Stałam w bezruchu, wpatrywałam się przed siebie, gdy rozległ się dźwięk rozsuwanego zamka i szelest ubrań sunących po skórze. Moje plecy zderzyły się z nagą klatką piersiową, pośladki przyległy do nabrzmiałego penisa. Zassałam gwałtownie powietrze, klatka piersiowa zacisnęła się boleśnie. Zapomniałam, jak się oddycha.

Kaim złapał jedną ręką moje biodro, drugą położył na moim brzuchu i powiódł nią w górę. Przyciskał ją mocno do skóry, kierował w górę. Sunął po żebrach, mostku, szyi, zatrzymał na żuchwie. Zmusił mnie do odchylenia głowy, oparcia jej o swoje ramię. Wbijał palce w policzki, gdy druga dłoń przesunęła się po krawędzi majtek.

Nie mam pojęcia, jakim cudem utrzymałam się w pionie. Mięśnie bolały od ciągłych dreszczy, ledwo czułam nogi. Kolana ugięły się pode mną, gdy Kaim ospale sunął długimi palcami coraz niżej i niżej. Musiał zabrać rękę z twarzy i chwycić mnie w pasie, żebym się nie wywróciła.

Czułam jego palący dotyk nawet przez materiał koronkowych majtek. Torturował mnie, doprowadzał do skraju wytrzymałości, gdy dotykał wszędzie, tylko nie tam, gdzie pragnęłam najbardziej. Desperacko poruszyłam biodrami, otarłam się o nabrzmiałą męskość. Syknął tuż przy moim uchu, nakręciło mnie to jeszcze bardziej.

Nie byłam już w stanie czekać.

Jedną ręką złapałam swoją pierś, drugą chciałam wsunąć pod bieliznę, ale Kaim chwycił ją i ulokował na moim biodrze. Otarłam się o niego prowokacyjnie niczym kotka. Spiął mięśnie brzucha i bez ostrzeżenia wsunął dłoń pod moje majtki. Jęknęłam, czując gorące palce na swojej łechtaczce. Docisnął je mocniej, powietrze uleciało z moich płuc. Nie ruszał się, więc zaczęłam się wić w jego ramionach, ściskałam swoją pierś, poruszałam biodrami, ocierałam się o jego palce, jednocześnie drażniąc penisa pośladkami.

- Kurwa - syknął, jego oddech musnął moje ucho.

Zamarłam, gdy przesunął palce niżej, na wargi sromowe. Wyczekiwałam jego ruchu jak najwspanialszej nagrody, najcudowniejszego afrodyzjaku, a gdy go dostałam, cały świat zapłonął a ja razem z nim.

Przesunął po wrażliwym miejscu, zebrał wilgoć na palce i wsunął je we mnie. Nie powstrzymałam jęku. Nie był delikatny, jego ruchy były mocne, zdecydowane i szybkie. Poruszał się we mnie gwałtownie, dziko, jednocześnie ocierając o moje pośladki penisem.

Pisnęłam, gdy zacisnął zęby na płatku. Stymulował mnie z każdej strony, mój mózg prawie wybuchł od dostarczanych doznań. Pod powiekami widziałam gwiazdy, fajerwerki i płomienie.

Otworzyłam oczy, gdy Kaim zabrał rękę. Wyjął ją z moich majtek i uniósł w górze.

- Patrz - rozkazał.

Jego palce błyszczały od lepkiego, półprzezroczystego śluzu. Wpatrywałam się w nie jak zahipnotyzowana. Kaim gwałtownie odwrócił mnie przodem do siebie. Złapał czystą ręką za podbródek i zmusił do patrzenia na swoją twarz. Ciemne oczy wpatrywały się w moje, źrenice zwęziły się, gdy wysunął język i powoli, zmysłowo oblizał wilgotne palce. Rozchyliłam wargi, a wtedy rzucił się do przodu i zmiażdżył moje usta swoimi. Całował łapczywie, czułam swój smak na jego języku. Jedną dłoń wplątał w moje włosy i pociągał tak mocno, że aż pisnęłam. Drugą zdjął ze mnie majtki, materiał osunął się do kostek. Chwycił penisa i otarł go o moje wejście. Jęczałam w jego zachłanne usta, gdy drażnił wargi i łechtaczkę przyrodzeniem.

- Więcej - wysapałam między pocałunkami.

Posłuchał mojej prośby.

Odwrócił mnie tyłem do siebie, zmusił do pochylenia nad stołem. Chwyciłam za brzeg blatu, wbiłam paznokcie w drewno i krzyknęłam, gdy wszedł we mnie bez ostrzeżenia. Wypełnił mnie całą i zastygł w bezruchu. Czułam, jak jego członek pulsował, a bijące od niego ciepło rozeszło się przyjemnie po moim wnętrzu.

Ból po kilku sekundach ustąpił. Poruszyłam się niecierpliwie.

Kaim pociągnął mnie za włosy, posłusznie wyprostowałam plecy. Poczułam ciepło dłoni na piersi, ścisnął boleśnie sutek i warknął prosto do mojego ucha:

- Teraz wypieprzę cię tak, że odechce ci się mnie wkurwiać.

Dotrzymał słowa.

Odepchnął mnie tak, że pochyliłam się nad blatem. Pociągnął brutalnie za włosy, przez co wygięłam plecy w łuk i pisnęłam. A potem zaczął mnie pieprzyć.

Jego ruchy były gwałtowne, szybkie. Wchodził we mnie cały, w akompaniamencie moich krzyków. Byłam tak podniecona i mokra, że nie czułam bólu. Była tylko brutalność, niosąca ogromną przyjemność, dźwięk obijających się o siebie ciał, jego sapanie, przerywane pojedynczymi warknięciami i moje niekontrolowane jęki.

Nie raz wyobrażałam sobie seks z Kaimem, ale rzeczywistość okazała się milion razy lepsza. Nie sądziłam, że zbliżenie może dostarczyć tyle emocji, a podniecenie może być tak ogromne.

Nasza wściekłość i gniew stworzyły coś szalonego, przekuły emocje w czyny. Zawładnęły nami, sprawiły, że zupełnie zwariowaliśmy.

Poczułam, że byłam blisko szczytu, więc wysapałam:

- Ja... Ja zaraz...

Kaim zaklął głośno, po czym wyszedł ze mnie i obrócił przodem do siebie. Posadził na blacie, w międzyczasie zsunęłam swoje majtki z kostek i odgarnęłam włosy ze spoconego czoła. Moje spojrzenie padło na penisa, błyszczącego od naszych soków, ale nie miałam czasu się przyjrzeć. Mężczyzna popchnął mnie tak, że oparłam się łokciami o blat, złapał moje uda, rozsunął nogi i wszedł we mnie płynnym ruchem. Dzięki tej pozycji czułam wszystko dwa razy mocniej.

Skorzystałam z tego, że miał spuszczony wzrok i przyjrzałam się jego ciału.

Rana na twarzy, siniaki i zadrapania na ciele. Tatuaże na ramionach, szyi i klatce piersiowej, zraszone kropelkami potu, wyglądały cholernie seksownie. Napięty brzuch ukazywał perfekcyjnie zarysowane mięśnie, biodra falowały z każdym ruchem.

Myślałam, że lepiej być nie może, a wtedy zmienił kąt i zaczął poruszać się we mnie szybko, samą końcówką penisa. Oderwał wzrok od naszych złączonych ciał, zacisnął zęby, wlepił we mnie zamglone spojrzenie. Mogłabym dojść od samego sposobu, w jaki na mnie patrzył.

Tylko chwila dzieliła mnie od upragnionego spełnienia. Odrzuciłam głowę do tyłu, zamknęłam oczy, wstrzymałam oddech. Zacisnęłam się mocniej na penisie, chciałam poczuć jeszcze więcej. Pod powiekami zrobiło się biało, pot ściekał po skroni.

- Boże - wysapałam. - Mocniej.

Spełnił moją prośbę. Nieco zwolnił i przesunął się tak, że jeszcze mocniej naciskał na najczulszy punkt. Gardło mi zaschło od jęków i sapania. Pchnął biodrami jeszcze kilka razy. Wszystkie zakończenia nerwowe w moim ciele eksplodowały, wybuch wstrząsnął moim ciałem tak, że aż zgięłam się w pół. Kaim zesłał mnie na krawędź świata, z której ochoczo skoczyłam w ciemną przepaść. Dał mi najlepszy orgazm w moim życiu.

Cała drżałam, zaciskając się rytmicznie na jego członku. Gubiłam dech, serce prawie wyskoczyło mi z piersi.

Kaim się nie zatrzymał. Patrzył mi prosto w oczy, przyśpieszył ruchy.

Dźwięki wydostające się z jego gardła brzmiały jak najpiękniejsza muzyka. Zacisnęłam się na nim mocniej, żeby podwoić jego przyjemność. Wbił palce w moje biodra, zwiększył tempo.

Z jego gardła wydobył się ryk. Penis zapulsował w moim wnętrzu, a ciałem Kaima wstrząsnął dreszcz. Mężczyzna opadł na mnie, przygwoździł mnie do stołu. Schował swoją twarz w moich włosach, ręce położył na blacie.

Czułam jego galopujące serce na swoich piersiach. W domu zrobiło się cicho. Słychać było jedynie rwące oddechy Kaima.

Miałam ogromną ochotę przejechać palcem po plecach mężczyzny, dotknąć rozgrzanej, mokrej od potu skóry. Uniosłam dłoń i dotknęłam go zaledwie opuszką palca. Kaim zerwał się jak oparzony. Wysunął się ze mnie, zrobił dwa kroki w tył.

Usiadłam na brzegu stołu, skrzyżowałam nogi i objęłam się rękoma. Złowiłam jego spojrzenie, zmarszczyłam brwi. Patrzył na mnie przez chwilę tak, jakby mnie nie poznawał. Usta zacisnął w cienką linię, powieki drgnęły.

Odwrócił wzrok, schylił się po swoje rzeczy i ubrał się w pośpiechu.

Zadrżałam. Nie byłam pewna, czy od zimna, czy chłodu, jakim emanował Kaim.

Zniknął ogień, który nam towarzyszył. Wyparowały emocje, pożądanie. Serce zwolniło, myśli wróciły na właściwy tor. Skuliłam się jeszcze bardziej.

Mężczyzna wyminął mnie. Walnął pięścią we framugę drzwi, podskoczyłam z zaskoczenia. Rozchyliłam usta, chciałam coś powiedzieć, zapytać, ale nie potrafiłam. Oprzytomniałam dopiero po chwili, kiedy Kaim zbiegł po schodach.

Błyskawicznie złożyłam sweter, włożyłam spodnie i wyszłam na przedpokój. Kaim właśnie wkładał buty.

- Czy... - zaczęłam niepewnie, ale mężczyzna mi przerwał.

- Nie martw się, jestem bezpłodny - rzucił, prostując się. Włożył płaszcz, zapiął go i skierował się ku wyjściu. Wpisał kod i zerknął przez ramię. - I czysty - dopowiedział, po czym wyszedł z domu.

Gapiłam się w drzwi pustym wzrokiem. Słyszałam warkot silnika, auto odjechało spod domu.

Chwilę później głucha cisza zadzwoniła w uszach.

Wzięłam głęboki wdech, wypuściłam powietrze nosem.

- Jesteś też pierdolonym kutasem - wycedziłam.


━━ ♜ ━━

Ja nie wiem, czy jest tu coś do dodania.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro