Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 24

Emma

Dzisiaj dzień, który przyprawia mnie o smutek, a jednocześnie o szczęście. Dzień, o którym nigdy wcześniej nie myślałam. Ślub mojej mamy. Mimo że jest to cywilny i widzę, uśmiech mojej mamy ja jakoś nie potrafię się uśmiechnąć. Jestem z niej tak bardzo dumna. Podniosła się po śmierci mężczyzny, którego tak bardzo kochała, a mimo to postanowiła ułożyć swoje życie na nowo. Ja sobie tego nie wyobrażam. Nie wiem, czy miałabym również tyle siły co ona.

Kiedy jest już po wszystkim, najbliżsi składają życzenia, w końcu przychodzi kolej na mnie. Oczy mojej mamy są błyszczące od łez. Zresztą dokładnie takie jak moje. Przytulam ją i czuję, że muszę powstrzymywać emocje, ponieważ zaraz byłaby tu lawina łez.

- No już córeczko spokojnie - gładzi mnie po plecach, dając mi znać, że wszystko jest w porządku.

- Wiem mamo, wiem - wzdycham i robię miejsce cioci i wujkowi.

Zanim się orientuje, wszyscy zbierają się na salę. Oczywiście ja i Clara już dawno jesteśmy na miejscu. Thomas wita już wszystkich gości, a my biegamy po sali, pilnując, aby wszystko było idealnie.

- Odpocznij wreszcie - nalegam.

- Jeszcze raz powiesz mi, że mam odpoczywać, a obiecuje ci, że na kabluje na ciebie twojej mamie za to, że jesteś uparta jak osioł i wzięłaś na siebie większość pracy - mierzy mnie morderczym wzrokiem - zresztą pogadamy, jak będziesz w ciąży - macha niedbale ręką i poprawia obrus.

- Że co? - staje w miejscu, patrząc na nią jak na wariatkę.

- Nie gadaj mi, że nie będziesz miała żadnych dzieci. Emily dobrze wiesz, że kiedyś nadejdzie ten moment - poważnieje.

- Jaki moment? - do rozmowy wtrąca się Thomas.

- Taki, że kiedyś twoja żona zostanie psychologiem - obie wybuchamy śmiechem.

- To prawda skarbie? - pyta i podchodzi do niej, kładąc obydwie dłonie na jej tali.

- Teraz to już chyba późno - daje mu buziaka i idzie witać się z gośćmi. Zresztą ja sama również oddaje się rozmowie.

Gra muzyka, a ja siedzę przy stole i chyba nawet nie zamierzam się od niego ruszać. Jeżdżę palcami po dolnej części kieliszka od wina i myślę. Tak wiem może i powinnam się oderwać. I tak jestem świadoma, że powinnam być szczęśliwa ze względu na mamę. Mimo iż Clara mnie zagadywała, a na dodatek spytała się, czy aby na pewno jestem zdrowa. Nagle słyszę głos Marka.

- Zatańczysz? - pyta, wyciągając dłoń w moją stronę.

- Pewnie - uśmiecham się lekko i niepewnie kładę swoją dłoń na jego dłoni.

Przyglądam się mu uważnie i dostrzegam jak bardzo dobrze na nim leży smoking. Czarny garnitur i biała koszula starannie opina jego klatkę piersiową, a wypastowane buty wyglądają dostojnie. Widzę, że nad czymś myśli i to intensywnie.

- Chciałbym, abyś wiedziała, że bardzo zależy mi na twojej mamie. Nie chcę, abyś pomyślała, że chcę zająć miejsce twojego ojca. Po prostu chcę być przy twojej mamie i się nią opiekować. Nie zamierzam sprawić, aby twoja mama zapomniała o twoim ojcu, bo ja nie chcę zapomnieć o swojej żonie. Zmarła trzy lata temu - mówi cicho starannie, prowadząc mnie w tańcu.

- Bardzo mi przykro - szepczę cicho, nie wiedząc za bardzo jak się zachować.

- Hej uśmiechnij się - unosi mój podbródek i uśmiecha się szeroko - nie powinnaś być z tego powodu smutna. Zwłaszcza że jest to ważny dzień dla twojej mamy.

Kiedy kawałek kończy się ja i Mark wracamy do stołu. Jego słowa trochę mnie uspokoiły, a może nawet trochę mi ulżyło? Siadam z powrotem na miejscu i biorę łyk wina. Wzdycham cicho z delikatnym uśmiechem na widok szczęśliwej mamy. W pewnym momencie jednak postanawiam wstać. Idę w stronę sceny i rozmawiam z chłopakami, czy włączyliby dla mnie ulubiony kawałek mojej mamy. Gdy zgadzają się, zabieram mikrofon i zaczynam śpiewać. Cały wzrok gości jest skupiony na mnie, jednak ja patrzę tylko na mamę. Nie mogę ukryć uśmiechu. Po jej polikach ciekną łzy. No tak wzruszyła się. Ostatnie słowa wypowiadam ciszej. Podchodzę do mamy, a ona podchodzi do mnie. Bierze mnie w ramiona.

- Kocham cię córeczko - mówi przez łzy - lepszej córki nie mogłam sobie wymarzyć - szepcze do mojego ucha.

- Ja też cię kocham mamo - odpieram drżącym głosem, bojąc się, że ja również zaraz pęknę i się rozpłaczę.

Resztę wieczoru mija na tańcach i opowieściach rodzinnych. Wszyscy śmieją się, a Thomas chyba po raz trzeci wznawia toast. Mój wujek z ciotką cały czas nawijają o tym, jacy to są szczęśliwi, że ich wnuk albo wnuczka niedługo pojawią się na świecie. Kiedy to na mnie ląduje las pytań, chowam głowę w piasek i dosłownie mam ochotę uciec z tej sali nawet w szpilkach, choćby nie wiem, jakbym sobie nogi bardzo połamała. Te pytania dosłownie zwalają mnie z nóg. Czy kogoś mam? Kiedy pierwsze dziecko? Co z moją karierą? Na szczęście jeszcze nikt nie pyta o sprawy łóżkowe, bo chyba bym tego nie przeżyła. Mama przeprasza mnie wzrokiem, a ja jestem już cała czerwona na twarzy. Nie, spokojnie. Nie z wściekłości, a zażenowania.

- Pójdę się przewietrzyć - wymyślam na szybko, bo chyba zaraz tu oszaleje.

Zrywam się niemal z krzesła, jednak potem się opamiętuje. Poprawiam sukienkę i staram się iść w miarę normalnie. Kiedy jestem na powietrzu, czuję, ulgę. Upijam się ciepłym, letnim powietrzem i patrzę w gwiazdy. Każdą z nich oglądam z taką dokładnością, jakby każda była w jakiś sposób wyjątkowa. Słyszę dźwięk, ale nie to nikt z gości. Słysze mój telefon dzwoniący w torebce. Szukam urządzenia, szperając w każdym zakamarku torebki. Gdy znajduję telefon, bez wahania odbieram.

- Hej co tam? - słyszę głos Matta, a w tle jakiś szum.

- Dobrze. Jak na razie nie jest źle - staram się brzmieć wiarygodnie.

- Były pytania prawda? - pyta, ledwo powstrzymując śmiech.

- A jak myślisz? - odbijam piłeczkę. Siadam na pobliskiej ławeczce.

- Czyli były - kwituje - kiedy wrócisz? - pyta głosem stęsknionego szczeniaka.

- Myślę, że dopiero za dwa dni. Wiesz, chce mamie pomóc w sprzątaniu tego wszystkiego, planuje wyjść jeszcze na zakupy z Clarą - odpowiadam po chwili namysłu.

- Kim jest Clara?

- Jest moją kuzynką - tłumacze z lekkim uśmiechem.

- A kiedy ją poznam? - tego pytania się nie spodziewałam, a przynajmniej było to ostatnie pytanie na mojej liście.

- Chciałbyś ją poznać? - pytam tak, jakbym chciała się upewnić, czy dobrze usłyszałam.

- No tak chciałbym kiedyś poznać twoją rodzinkę. Oczywiście nie mówię, że teraz, ale kiedyś chciałbym ją poznać - zaczyna się plątać, w tym, co mówi.

- Skoro tak... To nie mam nic przeciwko - wzdycham.

- Katy ma jutro urodziny to jakaś masakra. Myślałem, że mi pomożesz - wzdycha ciężko tak, jakby to była dla niego udręka.

- Jakoś przeżyjesz. Powodzenia życzę - śmieje się.

- Tęsknie za tobą wiesz? - przyznaje.

- Ja za tobą też - podsumowuję - dobranoc Matt - szepcze.

- Dobranoc, Emily - odszeptuje, a potem sygnał się urywa.

Matthew

Leżę na łóżku i powoli odsuwam komórkę od ucha, a moja ręka swobodnie opada na materac. Patrzę w sufit, a przez okno przebijają promienie gwiazd. W głowie odbija mi się jej miękki jak płatek kwiatu głos. Serce nadal łomocze, ale oddech staje się spokojniejszy. Próbuję zasnąć, lecz nie mogę. Zawsze tak jest. Zawsze tak jest, gdy jest blisko, ale teraz? Teraz, mimo że nie czuję jej oddechu przy swoich ustach, czuję jakby tu była. Cholera nigdy o tym nie myślałem, ale chce poznać jej rodzinę. Chcę być przy niej, gdy na jej usta wpełznie smutek, kiedy jej ból będzie ukojony moim dotykiem, kiedy będzie szczęśliwa, a nasze usta, dotyk zapomną o troskach. Uśmiecham się pod nosem, kręcąc głową z niedowierzaniem. O tych wszystkich rzeczach nie myślałem nigdy. A może myślałem, ale nie chciałem się do tego przyznać? Odwracam się na bok i lekko przymykam oczy. Wystarczy chwila, a już odpływam. Odpływam, słysząc jej głos. Odpływam, oddając się w ramiona snu Morfeusza.

***

- Dzieci - mówię zbolałym głosem.

- Tatusiu nie ruszaj się. Jeszcze chwilkę - Katy uspokaja mnie.

Ta... Tego się nie spodziewałem. Siedzę z dziećmi na imprezie małej, będąc torturowany jako klient. Dzieciaki robią mi fryzurę i make-up. Może brzmi śmiesznie, (no dobra może bardzo śmiesznie) ale już żałuje, że się na to zgodziłem.

- Jaki chce pan kolor? - pyta jedna z koleżanek Katy, pokazując mi wstążki o różnych kolorach.

- Poproszę niebieski - mówię zrezygnowany, poddając się już całkowicie.

Cały pokój jest wypełniony dzieciakami. Makijaż i niebieska wstążka to było złe połączenie. Dosłownie. Nie dość, że wyglądam, jak klaun to jeszcze nie mogę wyjść na ulicę, bo chyba nie miałbym białym życia w tym mieście. Od jakiegoś czasu myślę nad tym, aby Emily załatwić jakiś występ. Mój znajomy prowadzi różnego rodzaju koncerty, występy itp. więc pomyślałem, że może mogłaby wystąpić. Wzdycham ciężko, gdy maluchy pozwalają mi spojrzeć w lusterko.

- Dziekuję - mówię z szerokim uśmiechem, czując, że w duchu jestem załamany.

- I jak panu się podoba? - pyta kolejna z dziewczynek.

- Jest cudownie - odpieram, powoli wstając z podłogi.

Powoli wychodzę i zaczynam zdawać sobie sprawę, że muszę zostać tak do końca imprezy. Wzdycham i sprawnym ruchem wyciągam tort z opakowania. Stawiam go na dużym talerzu i zaczynam kroić. Wszystkie pokrojone kawałki umieszczam na talerzykach, po czym zanoszę je na stół. Wołam maluchy na jedzenie i widzę, jak tort znika w mgnieniu oka.

Kiedy wszyscy już zjedli, zabieram się za sprzątanie tego całego bajzlu. Talerze powoli składam i zanoszę z powrotem do kuchni, aby je umyć.

- Hej - dzwonię do Emily.

- Cześć i jak tam urodzinki? - pyta najwyraźniej ciekawa.

- Cudownie - obaj wybuchamy lekkim śmiechem.

- A tak serio? - poważnieje.

- Więc tak, dzieci zrobiły mi make-up, zjadły tortu, a teraz idą się bawić - czuje, że się uśmiecha.

- Zrobiły ci makijaż? Kurcze żałuje, że mnie tam nie ma - mówi zrezygnowana.

- Ciesz się, że mnie nie widzisz, bo
byś się jeszcze odkochała i uciekła - staram się ją jakoś przekonać.

- Och... No dobrze - wzdycha - do zobaczenia Matt.

- Do zobaczenia Emily - wzdycham i rozłączam się.

Katy

Dzisiaj są moje urodzinki, a przynajmniej tak mówi tatuś. Tort był pyszny tylko szkoda, że nie był babci. Babcia zawsze robi dobre torty. Ten tez był dobry, ale taki zrobiony przez babcię jest jeszcze lepszy. A Blake jest najlepsiejszym przyjacielem. Kupił mi pluszową lalkę, która umie mówić. Chociaż inne prezenty też są fajne, ale ten jest najlepsiejszy. Shara zarządziła zabawę w berka w ogrodzie. Trochę mi się to nie podoba, bo to moje urodziny. Nikt nawet nie widzi, że mnie nie ma. Siedzę na jednym z szarych kamieni, który i tak się niczym nie różni od innych. Ocieram łze to szybko, aby nikt nie zobaczył, że płacze. Nie chcę, aby ktoś widział.

- Hej, czemu tu siedzisz - Blake siada obok mnie, patrząc na swoje nowe buty.

- Nie idziesz do nich? - pytam cichutko, spuszczając swój wzrok.

- Nie idę był ciebie - teraz patrzy na mnie, ale ja nie potrafię. Za bardzo się boję, choć nie mam czego.

- No chodź - bierze moją rączkę i prowadzi do innych, ale jest mi smutno.

***

Kiedy koniec imprezy wszyscy wychodzą ze swoimi rodzicami. Tatuś właśnie sprząta, a ja siadam niezdarnie na kanapę. Jest tak pusto i smutno. Tatuś zawsze mi mówi, że nie mogę być smutna, ponieważ wtedy on też jest bardzo smutny i boli go serduszko. Szkoda, że nie ma Emily. Ona by sprawiła, że wszyscy byliby szczęśliwi. Emma zawsze się uśmiecha. Bardzo za nią tęsknię. Chciałabym mieć też ma mu się, ale tatuś mówi, że mamusię ma się tylko jedną. Ja już nie mam mamusi.

- Tatusiu? A dlaczego nie mam mamusi jak inne dzieci? - pytam cichutko.

Odwraca się i chyba nie jest na mnie zły, bo się uśmiecha, a przynajmniej tak mi się wydaje. Kuca przy mnie i delikatnie łapie moją rączkę. Bardzo go kocham i on mnie też. Ciekawe, czy też kocha Emily.

- Myślę, że jesteś już dużą dziewczynką - wzdycha i siada obok mnie - widzisz twoja mamusia, gdy się urodziłaś była bardzo szczęśliwa. Nie widziałem szczęśliwszej kobiety na widok swojego dziecka. Byłaś do niej taka bodobna - wzdycha - masz jej uśmiech, oczy i włoski. Twoja mama, gdy miałaś dwa latka, zachorowała. Zachorowała na bardzo złą chorobę - przyznaje - mimo że była z nami krótko wiem, jak bardzo cię kochała - przytulam się do tatusia, a on delikatnie mnie obejmuje.

- A mamusia kiedyś wróci? Chciałabym mieć mamę - mówię cicho.

- Nie słoneczko. Mamusia już nie wróci - odpowiada i widzę, że się nie uśmiecha.

- Tatusiu nie chcę, abyś był smutny - odpieram - mamusia by tego nie chciała. Prawda?

- Wiem słoneczko - całuje mnie w czubek głowy - wiem, też to jak bardzo chciałabyś mieć mamę i wiem, jak jest ci z tego powodu smutno, ale po prostu musimy iść dalej. Dalej i nie oglądać się za siebie, a ja zawsze będę przy tobie - kładzie swoją dużą dłoń na moich pleckach.

- Tatusiu? - pytam niecierpliwie.

- Tak?

- A ty kiedyś odejdziesz? - zadaje pytanie, patrząc na tatusia smutnym wzrokiem. Nie chce, aby on odszedł. Kocham tatusia.

- Nie kochanie, ponieważ zawsze będę w twoim małym serduszku. O tutaj - dotyka delikatnie mojej klatki piersiowej i całuje w czoło, po czym wycieram je od śliny. Uśmiecha się. Kładę się na kolanach tatusia, a on kołysze mnie w swoich ramionach. Pozwala mi zasnąć. Przymykam oczka i czuję jego ciepły dotyk odgarniający moje włoski.

- Kocham cię tatusiu - szepcze, zapadając w głęboki sen.

***
Kolejny rozdział za nami, a jeszcze trochę rozdziałów przed nami. Bardzo związałam się z książką.
Jak wam się podobał rozdział? ❤️

Ps. I tak zmieniłam opis książki. Piszcie co o nim sądzicie. 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro