Rozdział VII cz.1
Siedzę na tronie, który nie należy do mnie. Nienawidzę tego złotego, śliskiego symbolu władzy, ale Aivvaja nalega, bym zachowywał pozory. Obserwuję ją, gdy krąży po komnacie i przemawia do swoich poddanych. Na ich twarzach odmalowuje się fascynacja. Serca animagów, które zdołała poskromić, biją, tworząc melodię wierności, jeszcze bardziej podsycającą jej chciwość. Tylko jeden ton wydaje się nie pasować do tej żwawej symfonii.
Tyremon siedzi pod ścianą, wlepiając puste spojrzenie w dal, jakby próbował przebić wzrokiem doczesność i przenieść się do ukochanej, którą odebrała mu Aivvaja.
– Bogowie wybrali dla nas trudną drogę, ponieważ pokładają w nas ufność – mówi władczyni, a zgromadzeni kiwają głowami na znak aprobaty. – Rasa ludzka stanowi zagrożenie dla równowagi świata i to my musimy temu zaradzić. Do tego zostaliśmy stworze...
Władczyni przerywa w połowie zdania i wciąga powietrze ze świstem. Wygina ciało w łuk, a po chwili kuli się w kłębek i upada na kolana. Revin rusza w jej kierunku, wyciągając z kieszeni kamizelki zawiniątko z kredą, ale Aivvaja odpycha go mocą.
– Krwawa wizja – szepta ktoś z tłumu.
Niebawem wszyscy zgromadzeni padają na kolana, opierając dłonie na posadzce i czekają w pozie wyrażającej poddaństwo wobec woli Bogów – na czterech łapach, jak zwierzęta. Aivvaja kiwa się, zamiatając białymi włosami po kamiennej powierzchni, a jej ciałem wstrząsają nienaturalne konwulsje. Przykłada nadgarstek do ust, wgryza się i szarpie, by otworzyć żyły. Macza palce prawicy w posoce i zaczyna malować na kamiennym dnie komnaty obrazy przekazywane jej przez Najwyższych.
Czuję ekscytację poddanych, którzy tylko czekają, by usłyszeć wolę Bogów, ale mnie się ona nie udziela. Szukałem sojuszników, lecz wszyscy są ślepo wpatrzeni w królową, ale trudno im się dziwić, skoro jej wizje się sprawdzają. Ci, których zdołałem przekonać do współpracy, zaginęli bez wieści. Próby odejścia, buntu, rozmowy, to wszystko zawodzi. Zaczyna mi brakować pomysłów...
Aivvaja podnosi się z ziemi, po czasie, którego nawet nie próbowałem mierzyć i z ekscytacją spogląda na swoje dzieło.
– Bogowie... to niemożliwe – szepta, z trudem łapiąc oddech. Wyciąga drżącą dłoń, umazaną we krwi i wskazuje na poszczególne elementy obrazu. – Stolica Aivelothe, jesienny las... i zamek. Walka. Tron... to tron Aivelothe i Kostur Mocy, a tu... Sześcioramienna gwiazda. Te wszystkie sylwetki...
Prostuję się na krześle, by lepiej zrozumieć jej błekot. Poddani wstają z kolan, przepychają się do przodu i szeptają między sobą. Nawet Tyremon otrząsa się z letargu i spogląda na środek komnaty, mrużąc oczy.
– Jestem tylko narzędziem Pięciu Bogów. Pędzlem malującym na płótnie utkanym z naszych losów, ale Bogowie są jednomyślni. – Aivvaja wspina się po stopniach, a w jej spojrzeniu czai się szaleństwo. Kładzie mi dłoń na ramieniu i zaciska mocno. Niemal tryska dumą, gdy spogląda na poddanych. – Virral zdobędzie Kostur Mocy, a wszyscy animagowie w stolicy Aivelothe padną przed nim na kolana.
Urywane oddechy mieszają się z wzburzonymi słowami, które ulatują z poddanych, niczym śnieżna zamieć. Oni wszyscy jej wierzą...
Wyrywam się z jej uścisku... oraz z objęć wspomnień, które wzbudziła we mnie Lavirra, gdy przeszukiwała mój umysł. Wiele razy przywoływałem w pamięci tamte wydarzenia, gdy byłem pogrążony w Zemście Żywiołów. Aivvaja zorganizowała atak na Aivelothe, ale się nie powiódł. Nie zdobyłem Kostura Mocy, nie zasiadłem na tronie, nikt nie upadł przede mną na kolana. Aivvaja wpadła w szał, gdy odkryła, że ktoś ją przechytrzył i ukrył atrybut władzy. Jego imię... wiem, że już je słyszałem, ale...
Davosi?
꧁︵‿🟍‿︵꧂
– Aivvaja jest twoją matką – wyszeptałam. Wspomnienia Virrala, które pozyskałam, dopiero teraz wskakiwały na swoje miejsca, jakby czekały na wywołanie. Zrozumiałam, dlaczego była taka zdeterminowana, by przywołać go do życia. – Jesteście tacy różni.
– Pewnie jestem podobny do ojca – odparł, wzruszając ramionami. – Niestety nie wiem, kim on jest. Aivvaja miała kilku synów i każdego z innym mężczyzną, ale nigdy nie chciała mi wyjawić prawdy. Niektórzy mówili, że zrodzili mnie bogowie, ale w te bzdury nie uwierzę.
– Ale jesteś pewien, że to ona powołała cię do życia? – zapytałam, a Virral pokiwał głową. – Przekonałam się już, że animagowie bardzo wierzą w Bogów i nie potrafią się sprzeciwić ich woli – odparłam z przekąsem. – Kiedyś bym tego nie rozumiała, ale... chyba powoli przestaje mnie to zadziwiać.
– Trafiłaś w samo sedno, Lavi. Aivvaja jest potężnym animagiem, któremu Bogowie zsyłają prorocze wizje. Jak na ironię, to chyba przez nie straciła zmysły. Rozmowa na nic się tu nie zda. Przerabiałem to wiele razy.
– Ucieczka? – zapytałam, ale skrzywił się i pokręcił głową. – A gdyby pomogło ci więcej animagów?
– Tego też próbowałem. Wszyscy, których znam, boją się jej albo ufają jej osądom. Ci którzy zdecydowali się mnie wesprzeć... Cóż, Aivvaja zawsze jest kilka kroków przede mną. Zdołałem wysłać zaufanego animaga do stolicy, ale nikt nie chciał z nim rozmawiać.
– Tak mi przykro...
– Nie chcę twojej litości, tylko żebyś rozumiała, dlaczego muszę to zrobić. Aivvaja mnie urodziła, ale nigdy nie była moją prawdziwą matką w pełnym tego słowa znaczeniu. – odparł i otoczył mnie swoim ramieniem. – Zabicie animaga to niewyobrażalna zbrodnia, ale muszę...
– Musisz, ale nie chcesz – odparłam, łapiąc go za dłoń. – Słyszę to w twoim głosie, mimo że starasz się brzmieć pewnie. Mnie nie oszukasz. Bogowie... sama nie wierzę, że to mówię, połączyli nasze ścieżki. Wyruszamy w różnych kierunkach, lecz to nie oznacza, że nie zmierzamy do jednego celu.
– Nie możesz się w to mieszać. Musisz się znaleźć jak najdalej od Aivvaji i jej popleczników. – Virral złapał mnie za podbródek i delikatnie nakierował, bym spojrzała mu w oczy. – Powinnaś zniknąć. Nikt nie może się dowiedzieć, że żyjesz, inaczej sama wydasz na siebie wyrok śmierci. Na siebie i na mnie, ponieważ będę cię bronić nawet za cenę swojego życia.
– Zatem nie mogę wrócić do Zielonych Wodospadów – odparłam w zamyśleniu. – Zbyt wiele osób mnie tam zna.
– Opanowałaś dar scalania, więc możesz wejść niezauważona. Znajdziesz rodzeństwo, a jeśli ich nie będzie, to udasz się na północ. Nie ufaj żadnemu innemu królestwu.
– Słyszałam, że Północne Królestwo ucierpiało najmocniej w konflikcie animagów. – A co ze stolicą? Tam są moi rodzice.
– Według Aivvaji – mruknął wymownie. – To może być pułapka.
꧁︵‿🟍‿︵꧂
Ruszyliśmy w dalszą podróż w palącym słońcu zalewającym całą okolicę. Wiele mocy oddawaliśmy naszym koniom w ochronie ich zdrowia i sił. Utrzymywaliśmy barierę izolującą nas od czynników zewnętrznych na zmianę, by nie nadwerężyć zbytnio naszych mocy, które nadal nie zdążyły się ustabilizować. Magia Virrala okazała się kapryśna. Wiele go kosztowało utrzymywanie osłony. Kilka razy zemdlał z wycieńczenia, a wtedy ja przejmowałam wartę, ale w końcu i mi zaczęło brakować sił.
Virral powrócił do przytomności w złym humorze. Mruczał z frustracją i klął pod nosem, że nie potrafił tak długo utrzymać tarczy wokół nas. A mimo to, uśmiechałam się, bo już nie maskował przede mną swojego niezadowolenia.
– A mówiłeś, że to ja jestem niecierpliwa...
Prychnął w odpowiedzi i uraczył mnie kolejny niezadowolonym spojrzeniem, które wywołało u mnie rozbawienie.
– Minęło wiele czasu. Możliwe, że nigdy nie uda mi się osiągnąć takiego poziomu mocy jak przed zaklęciem. Jak twoje myśli, uspokoiły się?
– Niektóre z twoich wspomnień są dla mnie niejasne – stwierdziłam, marszcząc brwi. – Jak to możliwe, że nie jesteś w stanie pokonać Aivvaji, mimo iż potrafisz pobrać moc od innych animagów? Jest aż tak potężna, by równoważyć siłę kilku osób?
– Jestem w stanie pozyskać pokaźne zasoby mocy, ale jeśli wezmę jej zbyt wiele, to żywioły przestają mnie słuchać. Ma się wtedy wrażenie, jakby żyły własnym życiem i przejmowały nad tobą władzę. Poza tym cała zgromadzona magia nie dociera tylko do jednego żywiołu, ale musi być podzielona po równo na wszystkie dary. Aivvaja jest na tyle silna, by się mi przeciwstawić, ponieważ posiada tylko jeden dar i nie musi rozdzielać magii.
– To wiele wyjaśnia. Parros zawsze był potężniejszy w magii umysłu, a Dimissi w uzdrawianiu.
– Oczywiście, że tak. Właśnie dlatego musisz się nauczyć walczyć za pomocą wszystkich darów, a nie każdym z osobna. Pomyśl o tym jak o przy wywoływaniu pogody, kiedy współdziałają ze sobą moc wody i powietrza. – Virral spojrzał na mnie spod przymrużonych oczu. – O co chodzi Revinowi? Co takiego mu zrobiłaś, że jest aż tak wściekły?
– Ciężko powiedzieć – odparłam zgodnie z prawdą. – Jak wiesz, zanim twoi towarzysze mnie porwali, nie byłam zbyt dobrze wyszkolona, jednak udało mi się pokonać Revina w bezpośrednim starciu. Raziłam go wyjątkowo silnym piorunem, którego nie zdążył zauważyć.
– Mhm... – mruknął.
Zastanawiałam się, czy nie zakończyć na tym swojej opowieści. Czy mogłam mu ufać na tyle, by opowiedzieć wszystko o tamtym zdarzeniu? Czy nie powinnam pewnych faktów zachować dla siebie?
– Zapewne się domyślasz, że to nie wszystko – stwierdziłam.
– Mhm – mruknął ponownie.
Pogłaskał konia po szyi i zajął się wyplątywaniem ciernistej gałązki z grzywy. Nie naciskał, nie pytał, czy mu ufam. To mnie przekonało.
– Jedyne co mogę ci powiedzieć, to że użyłam wtedy magii scalania. Nie wiem, może po prostu naładowałam się szybciej i Revin nie zdążył mnie dostrzec.
– Scalania? – Uniósł brwi, lecz nie potrafiłam odgadnąć czy w zdziwieniu, czy z obawy. – A mogłabyś mi opisać wszystko, co wtedy czułaś?
Opowiedziałam mu o całym procesie od wytworzenia iskier, przez przypadkowe użycie złotego daru, aż po wystrzał. Słuchał w skupieniu i spoglądał na mnie z rosnącą ekscytacją, szczególnie gdy wspomniałam o słowach Mglistego i innych przepowiedniach.
– Zaczekaj, Lavi – przerwał mi Virral, wyraźnie zdezorientowany. – Jaki Mglisty? Jaka przepowiednia?
– W Zielonych Wodospadach żyje kreatura, powszechnie nazywana Szalonym Prorokiem. Wszyscy myślą, że jest niegroźnym dziwakiem, ale ja przez przypadek odkryłam jego prawdziwą tożsamość. Kilka razy przepowiedział mi przyszłość, a właściwie udzielił paru cennych i trafnych rad. Między innymi kazał mi stać się piorunem, by przeżyć. Jeszcze wspominał, bym zaufała wilkowi.
– Zaufała wilkowi?
– Tak, mój wilku. Trochę ułatwił mi decyzję, choć początkowo miałam opory. Jego wizje przypieczętowały mój los. Z czasem pojęłam, że warto było go słuchać, inaczej nie byłoby mnie tutaj.
– To dlatego tak szybko przystałaś na moją propozycję wtedy na polanie? Byliśmy z Tyremonem zaskoczeni twoją zgodą i długo zastanawialiśmy się, co knujesz. – Przywołał na twarzy grymas niezadowolenia. – A ja myślałem, że przekonał cię mój urok.
– To przekonało mnie nieco później.
꧁︵‿🟍‿︵꧂
Zatrzymaliśmy się na postój dopiero po północy, gdy wkroczyliśmy na tereny grudów. Mróz pustynnej nocy nie był tutaj już tak dotkliwy, więc mogliśmy spać pod gołym niebem. Jako miejsce popasu wybraliśmy jeden z pierwszych zagajników, obok którego płynął niewielki strumyk.
Zeskoczyłam z konia, scaliłam zmysły i pierwsza dopadłam do wody. Zanurzyłam w niej twarz, napawając się świeżością i aromatami, które wyczuwałam. Piłam tak łapczywie, że nawet nie spostrzegłam, gdy tuż obok pojawiły się dwa końskie łby. Nie czułam się nieswojo, mając ich za towarzyszy. Przytuliłam się do pyska klaczy i wyszeptałam podziękowania, za to, że tak bardzo się natrudziła, by mnie tutaj dowieźć.
– Jesteś taka piękna, gdy krople wody spływają po twojej twarzy.
Uniosłam wzrok na Virrala, który kucnął obok.
– Nie rozumiałam, co mówiłeś o pierwotności, ale chyba zaczyna to do mnie docierać – stwierdziłam. – Mam wrażenie, że jestem trochę mniej człowiekiem, a bardziej zwierzęciem. Czuję się inaczej, odkąd odblokowałam zmysły.
– Zachowujesz się inaczej – pokiwał głową, wyraźnie zadowolony.
– Nie chciałabym zabijać romantyzmu, ale nurtuje mnie jeszcze jedna kwestia.
Skrzywiłam się przepraszająco. Virral teatralnie wzniósł oczy ku niebu, a kąciki jego ust uniosły się w uśmiechu.
– Możesz mnie zapytać o wszystko.
– Nie mógłbyś wyssać z Aivvai magii?
– Próbowałem ją wyczyścić, ale Aivvaja potrafi stworzyć wokół siebie tarczę, ściśle przylegającą do każdego kawałka jej ciała. Nie opuszcza jej niemal nigdy. Jest dla niej jak druga skóra i utrzymuje ją tak naturalnie, że nie musi nawet o tym myśleć. W sytuacji kryzysowej potrafi wytworzyć drugą osłonę, taką której używamy my.
– Brat opowiadał mi o różnych rodzajach osłon, ale nigdy nie mówił by można było wytworzyć taką przylegającą do ciała.
– Nikt tego nie potrafi, oprócz mojej matki.
– To jak zamierzasz...
Nie potrafiłam dokończyć zdania. Co prawda gardziłam Aivvają, ale to nie zmieniało faktu, że myślałam o niej teraz jak o matce Virrala, dlatego ciężko mi było mówić o jej śmierci. Nawet nie byłam w stanie sobie wyobrazić, co musiał czuć Virral.
– Jeszcze nie wiem...
꧁︵‿🟍‿︵꧂
Ostatnia wspólna noc nadeszła za szybko. Starałam się nie myśleć o tym, że już jutro będę musiała się pożegnać z Virralem. Jedynym pocieszeniem była perspektywa spotkania rodzeństwa, o ile nadal przebywali w stolicy.
Leżałam z głową na jego kolanach, podziwiając bezchmurne niebo. Virral również spoglądał na gwiazdy i bawił się moimi włosami, przeplatając ich pasma między palcami.
– Spotkamy się w snach?
Moje pytanie wzburzyło ciszę, jak kamień rzucony na spokojną taflę wody.
– Obawiam się, że moje koszmary powrócą, gdy nie będzie cię przy mnie, ale mam nadzieję, że nie zagłuszą naszego połączenia – powiedział krzywiąc się na samą myśl. – Chciałbym coś zrobić, by odpokutować swoje winy.
– Mało się wycierpiałeś? Tyle lat tortur i męczarni? – odparłam zdecydowanym głosem.
– Zemsta Żywiołów wpłynęła tylko na mnie. Chciałbym zrobić coś, co zadośćuczyni innym.
– Bogowie muszą mieć wobec ciebie plan, skoro powiedzieli Aivvai, jak przywołać cię do życia. Sprowadzili mnie do tego świata, pchnęli w twoim kierunku i oddali ci magię.
– Chciałbym, żebyś miała rację. – Uśmiechnął się smętnie. – Przytłacza mnie myśl, że początkiem mojej nowej drogi może być zabójstwo.
– Może, ale nie musi. Skup się na szukaniu Sztyletu. Dzięki niemu świat pozna prawdę o tobie i Aivvai. Zmuszą ją do przesłuchania.
– Jesteś bardzo empatyczna, nawet nie próbujesz mnie nawracać na ścieżkę moralności – zaśmiał się.
– Nie liczą się słowa tylko czyny. Jestem pewna, że jeszcze udowodnisz, ile jesteś wart.
Westchnął i uśmiechnął się do mnie smętnie. Odgarnął mi włosy z twarzy i pochylił się, by mnie pocałować, ale zastygł tuż przed moimi wargami. Musnął mnie mocą umysłu, nawiązując kontakt mentalny.
– Słyszysz stąpanie konia? – zapytał, gdy wpuściłam go do środka. – Nie czuję zapachu, bo wiatr wieje z wschodu.
– Słyszę, ale nie wiem skąd? – stwierdziłam, wysilając zmysły. – Odgłosy odbijają się echem od skał. Trzeba to sprawdzić.
– Ja pójdę, a ty utrzymuj tarczę i pilnuj wierzchowców.
Virral pomógł mi podnieść się z ziemi i zniknął. Pojawił się ledwie kilka uderzeń serca później, wyraźnie zrelaksowany.
– To koń.
– Nie wydaje ci się dziwne, że spaceruje po ziemiach grudów i żadna z tych kreatur jeszcze go nie upolowała? – zapytałam ironicznie.
– Oczywiście, że wydaje, ale przed postojem sprawdziliśmy okolicę. Grudów tutaj nie ma, lecz dla pewności rozkazałem mu pobiec w kierunku najbliższego lasu... – zawiesił na chwilę głos, a wtedy z oddali dotarły do nas odgłosy galopującego wierzchowca. – Najwyraźniej należy do niezwykłych uparciuchów, bo jednak biegnie w naszym kierunku. Pewnie oddalił się od stada. Ma taką kremową sierść, ze złotą poświatą...
– Złotą poświatą?
Virral przytaknął i uniósł brwi pytająco, gdy podbiegłam, by obwąchać mu dłonie.
– To Grawer... mój sylvaran – szepnęłam zaskoczona.
Już miałam pobiec w jego kierunku, gdy Virral złapał mnie za ramię.
– Lavi, to nierozważne...
– Zapewne wyczuł mój zapach i pędzi w tę stronę, by wyjść mi na spotkanie. Więź ze mną musi być mocniejsza od twojej woli. I miałeś rację mówiąc, że jest uparty.
Virral nie był zadowolony ani przekonany do mojego pomysłu, lecz nasza duskusja okazała się jałowa. Z oddali docierały do nas coraz to głośniejsze odgłosy galopującego konia, który wyraźnie zmierzał w naszym kierunku. Po kilkunastu uderzeniach serca, wyłonił się zza zakrętu i parsknął głośno na mój widok. Dobiegł do mnie z impetem i pochylił łeb, bym mogła go przytulić.
– Co ty tu robisz... – powiedziałam spokojnym głosem, jednocześnie sprawdzając jego kondycję. – Zmęczony, umorusany błotem i piachem, ale zdrowy. Piękny jest, prawda?
– W istocie – odparł Virral z wyraźną rezerwą i kwaśną miną. – Nie powinnaś go dosiadać, ktoś może cię rozpoznać.
– Jeśli po tak długiej rozłące, wsiądę na innego konia, to wpadnie w szał.
– To go uspokoisz – odparł i położył mi dłoń na ramieniu. – Lavi, proszę cię, musisz zacząć...
– Myśleć? – przerwałam mu. – Zawsze miałam z tym problem.
– Jesteś rozbrajająca – odparł, kręcąc głową i przyciągnął mnie do siebie, by pocałować mnie w szyję.
Zamknęłam oczy i napawałam się wspaniałym zapachem Virrala, aż nagle zamarłam. Kierunek wiatru zmienił się i z zachodu przyleciał znajomy zapach. Virral przestał mnie całować. Odsunął się, marszcząc czoło w skupieniu i także zaczął węszyć. Byłam pewna, że już kiedyś miałam do czynienia z tym aromatem, tylko nie mogłam sobie przypomnieć z czym mi się kojarzył. Szałwia, imbir, damiana.
– Higgdon!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro