Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział I cz. 1

Trwam w nieskończonej pustce, otoczony ciszą i ciemnością przeżywając śmierć na milion różnych sposobów. Żywioły ucztują na mej duszy, rozdzierając ją na najdrobniejsze kawałki, od tak dawna... Topię się, płonę, kamienują mnie lawiny, mimo iż w moim ciele nie ma już życia. Wszystko to jest fikcją, ale cierpienie i ból, jaki odczuwam, wydaje się prawdziwy. Jak długo przyjdzie mi jeszcze znosić te męczarnie? Tyle razy modliłem się o prawdziwą śmierć, jednak nie nadeszła.

Straciłem wiarę, że ta chwila nastąpi, jednak niespodziewanie czuję przypływ sił magicznych. Wsączają się w moje ciało powoli. Z każdym uderzeniem martwego serca staję się silniejszy i wracam świadomością do świata rzeczywistego. 

Głód mocy jest ogromny. Czuję obecność jakiejś istoty. Strach, niepewność, ale także ogromną siłę i determinację. Wiem, że oddaje z siebie zbyt wiele, ale nie potrafię się powstrzymać. Wysysam z niej życiodajną magię.

Przez krótki moment stajemy się jednością. Zerkam w głąb jej pięknej duszy, nieskalanej takimi grzechami jak te, które ciążą na moim sumieniu. Ostatnia kropla mocy dziewczyny zawisa w przestrzeni między nami.

Jestem nasycony. Wypełniony jej magią, po brzegi.

Niewyobrażalna siła szarpie mnie i ciągnie, jakbym był kroplą w ogromnym wirze wodnym. Mam wrażenie, że rozpadnę się na kawałki.

Zamiast tego staję się jednością.

Jestem wolny.

꧁︵‿🟍‿︵꧂

Ostatnich kilka dni przeleżałam na łóżku w ciasnej komnacie. Trwałam w bezruchu. Śniły mi się potworne rzeczy. To nie były koszmary, lecz wspomnienia... jego. Podczas wybudzania połączyłam się z Virralem, zajrzała w głąb jego umysłu. A tam znalazłam mrok, cierpienie, wściekłość i samotność.

Podczas tych kilku ulotnych chwil, gdy odzyskiwałam ledwie przebłyski świadomości, udało mi się rozeznać w sytuacji. Więziono mnie we wrogim królestwie animagów, zwanym Kamiennym miastem, położonym na wschodnich krańcach kontynentu. Nawet gdybym potrafiła się stąd wydostać, nie miałabym na to szans, ponieważ cały czas pilnował mnie jeden z braci Harriverów. Tyremon również nie odstępował mnie na krok. W przebłyskach logicznego myslenia, słyszałam jego irytujący głos.

– Lavirra, słyszysz mnie? – pytał, gdy uchylałam powieki. – Walcz o życie, dziewczyno. Nie dawaj im tej satysfakcji i nie umieraj.

– Chyba nam – poprawił go Harriver. – Chciałeś powiedzieć, nie dawaj NAM tej satysfakcji.

– Odpieprz się, bo sprawię, że zostaniesz jedynakiem – warknął Tyremon.

Z odrazą przypomniałam sobie, kim był Harriver. Animagiem, który zniewolił mentalnie swego ułomnego bliźniaka, stając się kreaturą o jednym umyśle władająca dwoma ciałami. Rzadko opuszczał to pomieszczenie, mimo iż nie stanowiłam dla nikogo zagrożenia.

Nigdy nie odpowiadałam na wezwania Tyremona. Nie reagowałam nawet na próby napojenia mnie wodą. Tylko raz udało mu się siłą wlać mi do ust kilka kropli płynu o ostrym smaku. Czułam się odrętwiała na ciele i duszy.

Nie fakt uwięzienia przytłaczał mnie najbardziej, lecz to, iż tutejsza władczyni, Aivvaja zmusiła mnie do uwolnienia Virrala. Najokrutniejszego animaga, jakiego zrodziła ta ziemia. Wiedziałam, że zawiodłam swoich bliskich... o ile nadal żyli. Rodzice zaginęli przed kilkoma miesiącami, po tym, jak udali się w podróż do stolicy, a moja ukochana siostra Dimissi, była umierająca, gdy ją ostatni raz widziałam. Jednak głód mocy był tak obezwładniający, że przyćmił wszystkie inne uczucia.

Czułam w sobie przeraźliwą pustkę, którą kiedyś wypełniała cudowna energia. Echo utraconej magii dudniło przy każdym słabym biciu serca. Jakbym nagle straciła cząstkę siebie.

Sięgałam do mocy, a wzory piekły, jakbym wskoczyła w ogień. Czułam swąd palonego ciała, ból, rwanie... Tyremon tłumaczył, że to na nic, że się wykończę. Uzdrowiciele nie mogli uleczyć tych ran, więc animag smarował je ziołowymi maściami, które przynosiły chwilową ulgę. Do czasu... aż znów próbowałam zaczerpnąć magii. To było silniejsze ode mnie. Cierpienie i rany nie robiły na mnie wrażenia.

Depresja zapędziła mnie w letarg, przytłoczyła niczym głaz. Pętała ciało i umysł. Jakbym tkwiła w kokonie, owinięta negatywnymi emocjami.

Kiedyś byłam zwykłym człowiekiem i nawet nie miałam pojęcia o istnieniu tego świata, nie mówiąc już o władaniu wszystkimi żywiołami. Później bogowie zesłali na mnie moc i wtedy zrozumiałam, że to była brakująca część mojej duszy, bez której nie potrafiłabym się odnaleźć.

I tak właśnie się czułam, pogubiona. Miałam wrażenie, że umarłam. Rozpadłam się na kawałki, po czym zmartwychwstałam, ale niekompletna. Jako pusta skorupa nieposiadająca życiowej energii. Dopiero będąc w tym stanie zrozumiałam, co przeżywali moi bliscy, po powrocie do tego świata. Ich głód mocy musiał być obezwładniający.

Powoli wracałam do sił i mimowolnie przysłuchiwałam się otaczającym mnie rozmowom. Nie miałam ochoty się ruszyć, jeść, pić, mówić, a nawet oddychać, dopóki nie odzyskam magii. I w tym tkwił największych problem. Najprawdopodobniej utraciłam ją bezpowrotnie.

Mój organizm w końcu zaczął walczyć z umysłem pogrążonym w rozpaczy. Z czasem nawet zakiełkowała we mnie wola walki.

꧁︵‿🟍‿︵꧂

Nie wiedziałam, ile dni minęło od oswobodzenia Virrala, ale w końcu nastał ten moment, gdy ponownie go ujrzałam. Wszedł do komnaty bez zapowiedzi, wprawiając w osłupienie obu władców umysłów. Wiedziona ciekawością, mimowolnie uchyliłam powieki. Kruczoczarne kosmyki lśniących włosów opadały mu na czoło, kontrastowały z jasną cerą i delikatnymi rumieńcami. Tęczówki zdawały się ciemniejsze od bezchmurnej nocy. Wzory na twarzy pokrywały czerwone rany, od bezowocnego poszukiwania magii. Jego spojrzenie potrafiłoby zmrozić krew w żyłach. Mroczne, dzikie, nieokiełznane. Dlatego, gdy popatrzył na Harrivera przymrużonymi oczami, ten od razu poderwał się z miejsca.

– Wyjdź – polecił Virral tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Władca umysłu pospiesznie opuścił pomieszczenie. Musiał minąć Virrala bokiem, ponieważ animag stał blisko wyjścia i najwyraźniej nie miał zamiaru się ruszyć. Harriver potknął się o próg i dosłownie wypadł na korytarz. Tyremon za pomocą magii zatrzasnął za nim drzwi.

– Virralu, bracie – wyszeptał Tyremon z ekscytacją.

– Tyremonie – odparł Virral głosem pełnym rezerwy. – Trochę się nie widzieliśmy.

– Dwieście cztery lata, o ile się nie mylę.

Mężczyźni przypatrywali się sobie w milczeniu. Wyczuwałam w nich napięcie, jakby chcieli się wzajemnie przejrzeć na wylot. Virral zmrużył oczy niczym dziki zwierz, westchnął przeciągle i wyciągnął ramię w kierunku Tyremona. Cofnął je odrobinę, ale ostatecznie pozostawił swoją dłoń gotową do uścisku. Władca umysłu podbiegł do niego pospiesznie i uchwycił za rękę, jakby odnalazł najcenniejszy na świecie skarb. Byłam już na tyle świadoma, że mogłam w pełni śledzić ich rozmowę, ale przymknęłam oczy i uspokoiłam oddech, żeby nic nie wyczuli.

– Strasznie szumi. Nie dam rady... – wescthnął Virral. – Musimy rozmawiać normalnie. Jesteś pewien, że nikt nas nie usłyszy?

– Nie martw się, nie wyszedłem z wprawy. Moje osłony są bardzo szczelne, a teraz kiedy nawiązaliśmy mentalną więź, wiesz, iż nie jestem twoim wrogiem.

– Nigdy w to nie wątpiłem, stary przyjacielu – zapewnił Virral. – Bardzo stary przyjacielu..., ile ty masz teraz lat? – odparł głosem, w którym słychać było jedynie cień wesołości.

– Dużo więcej niż ty i wreszcie będę mógł ci rozkazywać, dzieciaku.

Zachowywali się jak dobrzy znajomi i widać było, że kiedyś darzyli się ogromną przyjaźnią. Ich dobry nastrój jednak przygasł, gdy zaczęli omawiać ostatnie wydarzenia.

– Aivvaja wzywa animagów do powrotu – oznajmił Virral. – Nie rozumiem, czemu poddani wciąż za nią podążają i słuchają chorych rozkazów?

– Nie chcą albo boją się jej przeciwstawić. Ma poparcie bogów, nadal dostaje wizje. Animagowie w nią wierzą. Zresztą sam wiesz, co z nami zrobiła. To cud, że jeszcze jestem przy zdrowych zmysłach, po tym, jak mnie potraktowała za pomoc elfom. A Alestra... – zawiesił głos i westchnął. – Najpierw myślałem, że słucha Aivvaji ze strachu przed jej okrucieństwem, ale potem spostrzegłem, że stała się równie zimna i bezduszna. Nie potrafię do niej dotrzeć, a z każdym rokiem jest coraz gorzej. Revin i Harriver są jej wierni ponad życie, podobnie jak wielu innych animagów, których zapewne nawet nie pamiętasz. Reszta boi się jej gniewu i zemsty bogów. Rozmawiałeś z nią?

– Chwilę. Nie ufa mi – prychnął z kpiną. – Nic dziwnego. Jest na tyle inteligenta, że domyśliła się, co próbowałem zrobić, nim dopadły mnie żywioły.

– Aivvaja knuje jakąś potężną intrygę, a teraz, kiedy sprowadziła cię w nasze szeregi, zapewne wcieli swoje plany w życie.

– Co ja mogę? Przecież nie mam mocy – mruknął Virral. – Nic nie czuję. Nawet najmniejszej odrobiny magii, mimo że ta dziewczyna oddała jej tak wiele.

– Daj sobie odrobinę czasu, a na pewno wróci. W końcu masz dużo do nadrobienia – pocieszył go.

– A co z nią?

– Było źle, ale ostatnio mam wrażenie, że wraca do sił. Przestała się ranić, jednak przez większość czasu jest nieprzytomna – zrelacjonował Tyremon.

– A chronisz ją, bo jesteś szarmancki i honorowy czy masz w tym jakiś cel?

– Mój jedyny cel umarł wieki temu i nikt go nie zastąpi – odparł władca umysłu z wyrazem głębokiego żalu w głosie. – Od dawna obserwowaliśmy Lavirrę i jej rodzinę. Zdążyłem ją już trochę poznać, a to, co zobaczyłem, bardzo mnie zaintrygowało. Nie wiem czemu, ale mam poczucie, że muszę jej pomóc. Lecz teraz kiedy widzę, w jakim jest stanie, czuje się wręcz zawiedziony. Uważałem ją za wojowniczkę.

– Dziwisz się jej? Ja dopiero dziś miałem siłę wstać z łóżka – powiedział Virral. – Postaram się dać Aivvaji zajęcie, by nie przypomniała sobie o tym, że dziewczyna nadal żyje. Miej na nią oko. Nie podoba mi się, że Harriver się tu kręci. Nigdy nie wiadomo, jakie ma plany.

– Pieprzony szpieg.

– Bądź ostrożny, przyjacielu, i nie dawaj królowej powodu do podejrzeń.

– Jestem wyśmienitym kłamcą i tylko dlatego żyję – stwierdził z dumą w głosie. – Obawiam się, że zatraciłem się w tej niegodziwej roli, ale kiedy cię ujrzałem, nadzieja powróciła. Zostałem tu tylko dla ciebie. Nie mogłem cię opuścić, gdy byłeś w tym stanie.

Niepewnie uchyliłam oczy, gdy usłyszałam, że ktoś nadchodzi. Tyremon musiał opuścić osłony, nim drzwi do pokoju powoli się otworzyły. Do środka wszedł Harriver, krokiem tak niepewnym, jakby stąpał po kruchym lodzie. Virral mruknął, a może warknął?

– Królowa Aivvaja cię szuka, panie – szepnął władca. Wlepiał wzrok w podłogę.

Virral minął bez słowa animaga, cały czas bacznie go obserwując. Harriver, gdyby tylko mógł, zapadłby się wgłąb ciała i schował pod własnym ubraniem. Tyremon wyglądał na rozbawionego tym przedstawieniem, ale szybko odzyskał równowagę i ukrył uśmiech pod kamiennym wyrazem twarzy.

W pokoju zapadła grobowa cisza.

Zasnęłam głębokim snem, w którym znalazłam się na polanie w skórze czarnej pantery. Promienie wschodzącego słońca nieśmiało przedzierały się przez korony drzew. Nie mogłam się poruszyć, zupełnie jakby moje łapy były sparaliżowane. Pysk leżał na mokrej trawie pachnącej wonią nadchodzącego dnia. Gdy z oddali usłyszałam wycie, skierowałam wzrok ku linii drzew, a tam, na wąskiej ścieżce prowadzącej w głąb lasu, dostrzegłam wilka. Sprawiał wrażenie, jakby czekał i mnie przywoływał. Nie miałam sił, by wstać.

Przypatrywał mi się z lekko pochylonym pyskiem, a w końcu ruszył w moim kierunku spokojnym krokiem. Nie czułam lęku nawet, gdy znalazł się tak blisko, że mógłby jednym kłapnięciem pyska skręcić mi kark. Ułożył się przy mnie na trawie i delikatnie musnął nosem bok mojego pyska, jakby chciał powiedzieć, że zaczeka ze mną.

Tylko na co? 

꧁︵‿🟍‿︵꧂

Drodzy czytelnicy!

Rozdziały jak zwykle będą dzielone na dwie części i publikowane w każdą środę.

Poprawki ciągle trwają, więc nie szczędźcie uwag, bo wasze komentarze mogą wpłynąć na kształt tej historii.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro