ROZDZIAŁ 9
Suprajs! :))
Preston
Parkuję przed rodzinnym domem znajdującym się na obrzeżach miasta. Motocykl Nate'a stoi pod zadaszeniem, więc wszyscy czekają już tylko na mnie. Podwijam rękach płaszcza, by zerknąć na zegarek.
Jestem pięć minut przed wyznaczonym czasem.
Trzymając w dłonie bukiet goździków podchodzę do drzwi, po czym klikam przycisk z rysunkiem dzwonka. Melodia rozlega się w domu, a wraz z nią słyszę zbliżające się kroki. Po krótkiej chwili przede mną pojawia się mama z szerokim uśmiechem na twarzy.
– Preston, kochanie! – krzyczy uradowana. – Jesteś! Niech cię uściskam, choć tutaj.
Rozkłada ramiona i przytula mnie do siebie mocno, jakby bała się, że kiedy się odsunie, ucieknę.
– Hej, mamo. Dobrze cię widzieć – mówię, odwzajemniając uścisk. – Mam coś dla ciebie.
Gdy się od siebie odsuwamy, podaję jej bukiet. Na jego widok, w oczach kobiety majaczą się łzy wzruszenia.
– Jesteś kochany. Chodź, Nate już jest.
– Zauważyłem – mamroczę pod nosem i przekraczam próg domu.
Buty zostawiam w korytarzu, zupełnie jak płaszcz. Dzięki ogrzewanej podłodze, którą zafundowałem mamie rok temu moje stopy nie marzną. Przyjemnie jest czuć ciepło, kiedy na dworze znów zaczyna padać.
– Widziałeś?! W sam środek!
Z salonu dobiega radosny dziewczęcy głos, a z kuchni rozmowy dorosłych. Przystaję w przejściu, opieram się o framugę i spoglądam na Mollie, która z Natem rzuca rzutkami w tarczę powieszoną na ścianie.
– Mówiłem, że w końcu ci się uda. Przybij piątkę!
Nate wystawia dłoń, a Mollie mocno w nią uderza. Potem śmieje się głośno i odwraca, jakby wyczuła, że ktoś na nią patrzy. Jej oczy momentalnie robią się większe.
– Wujek, Preston! – krzyczy, po czym biegnie w moją stronę, aby się przytulić.
– Hej molu książkowy, nie wiedziałem, że przyjedziecie.
– Niespodzianka! Cieszysz się?
Kucam i posyłam dziewczynce szeroko uśmiech.
– Zawsze się cieszę, gdy cię widzę – odpowiadam zgodnie z prawdą. – Ile książek przeczytałaś w tym tygodniu? – Unoszę brew.
– Cztery. Piątą niedługo skończę.
Ta mała ma serio ogrom czasu i chęci na czytanie. Mnie nigdy do tego nie ciągnęło i chyba nic tego nie zmieni. Lubię jednak słuchać tego, jak Mollie opowiada o tym, co przeczytała i co jej się podobało, a co nie. Czuję się wtedy tak, jakbym sam przeczytał tę opowieść.
– Jestem pod wrażeniem. Musisz mi dziś opowiedzieć, która ci się najbardziej spodobała.
Mollie energicznie kiwa głową na zgodę.
– Twoja mama jest w kuchni?
– Tak, pomaga z obiadem.
Czochram włosy dziewczynki. Odpowiada mi śmiechem, a później ucieka do Nate'a i kontynuują grę. Ja udaję się do kuchni, w której mama z April przygotowują nakrycia. Obie są tak zajęte dyskusją o tym, który zestaw talerzy wybrać, że nawet nie zauważają, że jestem tuż za nimi.
– Te z różami nie pasują do obrusu – odpiera April i unosi stertę z białymi talerzami.
– Białe są zbyt proste – oponuje mama.
Parskam śmiechem.
– Nie ważne, które wybierzecie, byle mieć na czym jeść – wtrącam i dopiero wtedy kobiety się odwracają.
Na twarz April wypływa szczery uśmiech. Potem rzuca mi się w ramiona.
– Dobrze cię widzieć, kuzynie. Możesz powiedzieć swojej mamie, że białe talerze są lepsze niż te z różami?
Spoglądam na mamę, która rusza mi ostrzegawcze spojrzenie.
– Talerz to talerz – stwierdzam. – Jakoś dojdziecie do porozumienia.
April uderza mnie w ramię, po czym śmieje się głośno.
– Dobra, idź już, bo nam nie pomagasz. – Wygania mnie z kuchni i popcha w stronę salonu.
Ale ja zmierzam w przeciwnym kierunku. Podążam korytarzem spowitym mrokiem aż docieram na sam jego koniec, gdzie znajduje się pusty pokój, o którym zdaje się każdy zapomniał. Spoglądam w stronę kuchni, a potem wchodzę do pomieszczenia.
Meble stoją na swoim miejscu. Na parapecie nie ma kwiatów, na ścianach nie wiszą żadne obrazy, prócz jedynego zdjęcia przedstawiającego moich rodziców. Byli pięknym i szczęśliwym małżeństwem, póki tata nie zachorował.
Patrząc w róg pokoju widzę go siedzącego na fotelu, wpatrującego się w widok za oknem i oddychającym tylko dzięki respiratorowi. Umarł rok temu. Od tamtej pory sypialnia jest pusta i nikt nie ma odwagi tu wchodzić. Nikt za wyjątkiem mnie czy też Nate'a, którego dostrzegam kątem oka.
– Mama i April nakrywają do stołu. Idziesz?
– Za chwilę.
Brat kiwa głową. Później bez słowa odchodzi, zostawiając mnie z własnymi myślami. Staram się wspominać te dobre chwile z tatą. Wymazać z pamięci obraz jego gnijącego ciała, podkrążonych oczu i spojrzenie, które z każdym kolejnym dniem gasło.
Pamiętam, jak zabierał mnie i Nate'a na wycieczki po lesie. Uczył nas wszystkiego, co sam wiedział a motoryzacji, ale to Nate pokochał pędzące jednośladowe maszyny. Ja wolałem matematykę i finanse. Ale i tak skończyliśmy w jednej firmie skazani na swoje towarzystwo.
– Preston, idziesz?! Jedzenie stygnie! – krzyczy mama.
Wypuszczam spomiędzy ust westchnienie, ostatni raz omiatam spojrzeniem pokój i w końcu wychodzę na korytarz, zamykając za sobą drzwi. Nakładam na twarz uśmiech, by ukryć posępny humor, jaki spowodowały wspomnienia. To nie czas, by psuć ten wieczór. W ogóle nie powinienem go niszczyć nawet, jeśli powód, dla którego się spotykamy niekoniecznie jest radosny.
Po wejściu do jadalni zerkam na stół. Unoszę kącik ust, widząc, że mama wygrała starcie z April.
– Nic nie mów, Preston – ostrzega kobieta.
– Nic nie mówię. – Unoszę ręce. – Ważne, że mam na czym jeść.
– Dobrze już, siadajcie.
Mama wskazuje na krzesła. Siadam obok Nate'a i mamy, dalej siedzi April oraz Mollie. Próbuje kopnąć Nate'a pod stołem, ale ma krótkie nóżki, więc nie sięga. A mój brat śmieje się z tego, jak z dobrego żartu.
– Waltera nie będzie? – Unoszę wzrok na kuzynkę.
– Jest w delegacji w Paryżu. Wróci dopiero za kilka dni.
No tak. Dla niego praca jest tak samo ważna jak dla mnie. Z tą jednak różnicą, że ja przeważnie nie podróżuję służbowo. W tych czasach wszystko da się załatwić przez internet, a to duża wygoda.
– Ma mi przywieść autograf francuskiej autorki – chwali się Mollie. – Ma spotkanie w bibliotece i tata obiecał, że tam pojedzie.
– Poważnie?! – Nate otwiera szeroko oczy.
Dziewczyna energicznie kiwa głową.
Uwielbiam patrzeć, jakie mój brat ma relacje z Mollie. Gdyby nie to, że nie potrafi być wierny jednej kobiecie już dawno miałby dzieciaka. Byłby serio dobrym ojcem. Lepszym niż Walter jest dla Mollie. Ciągle wyjeżdża i myśli, że prezentami wynagrodzi córce nieobecność. Teraz, gdy ma trzynaście lat jeszcze to działa, bo niezbyt rozumie, że brak ojca w jej życiu codziennym w przyszłości się na niej odbije. Może nie być tą Mollie, którą znamy.
Reszta wieczoru mija na rozmowach o luźnym sprawach. Ani razu temat nie schodzi na Laurę, co mnie cieszy, bo nie mam ochoty o niej mówić. Wystarczy mi, że Danielle ją przypomina.
– I wtedy na koniec książki pojawił się złoty smok! – mówi Mollie, a na jej policzki wypływa szeroki uśmiech. – Porwał Yuki i zabrał ją do innej krainy. I teraz muszę czekać aż autorka napisze drugą część, ale nie dam rady! Nie mam tyle cierpliwości!
Śmieję się pod nosem.
– Artyści potrzebują czasu, molu książkowy. Zobaczysz, czas szybko zleci i zanim się obejrzysz będziesz mi opowiadać o dalszych losach tej Yuko.
– Yuki – poprawia mnie szybko. – Pewnie masz rację. Dobrze, że mam na półce kilka innych historii do przeczytania.
– Daję ci tydzień i będziesz miała je skończone – stwierdzam pewnie i trącam dziewczynę ramieniem. – Gdy wszystkie przeczytasz, powiedz mamie, by do mnie zadzwoniła. Zrobimy sobie książkowy wieczór.
Widzę iskierki radości w oczętach Mollie. Ja też nie potrafię się nie uśmiechać, bo jej uśmiech jest zaraźliwy. W tej rodzinie to ona jest filarem i światełkiem w ciemnym tunelu. Mógłbym częściej spędzać z nią czas, gdyby nie to, że mieszka Londynie i droga wcale nie należy do krótkich. Kolejnym problemem jest mój grafik oraz firma, którą muszę zarządzać nawet w nocy o północy.
Gdyby Mollie była moją córką, chyba też byłbym równie beznadziejny, co Walter.
Ale przynajmniej jestem zajebistym wujkiem. Może nie tak dobrym, jak Nate, który poświęca dziewczynce więcej uwagi, ale nie można mi niczego zarzucić. Robię to, co w mojej mocy, by Mollie miała dobre wspomnienia.
– Tylko pamiętaj, historii ma nam starczyć na całą noc.
Całuję ją w czoło, po czym wstaję i zapinam guzik koszuli przy szyi.
– Będę się już zbierał. Nie mogę się doczekać naszego kolejnego spotkania, moliku.
– Pa, wujku. – Macha mi na pożegnanie.
W salonie Nate rzuca rzutkami w tarczę, a mama z April rozmawiają o kobiecych sprawach.
– Będę już iść – oznajmiam.
Mama odwraca się i posyła smutne spojrzenie.
– Nie zjesz jeszcze ciasta? Sporo zostało. – Wskazuje na tacę stojącą na stole.
– Nie, dziękuję za obiad, mamo. – Całuję ją w oba poliki, a kuzynkę mocno przytulam.
Później ruszam do wyjścia. W moje ślady idzie Nate, który przystaje w holu i opiera się o ścianę. Długo jednak milczy. Tylko przygląda się temu, jak zakładam buty oraz płaszcz.
– Więc teraz znikasz, tak? – upewnia się, choć to oczywiste.
Co roku wyjeżdżam, aby na swój sposób i w samotności zapalić znicz nad jeziorem, która Laura uwielbiała.
– Poradzisz sobie – odpieram. – W razie czego jestem pod telefonem.
– Nie jestem aż takim dzieckiem, by dzwonić do ciebie w każdej sprawie. Nauczyłeś swoją sekretarkę wszystkiego, co sam umiesz, więc będzie zajebistą dyrektorką na trzy dni.
– Chociaż nie spal firmy, Nate. I nie narzucaj zbyt wielu zadań Danielle – dodaję.
– Skręcona kostka to przecież nie śmiertelna choroba – zauważa i wychodzi za mną z domu. – Fajnie, że się o nią martwić, bo pomogłeś jej na tej siłowni, ale przystopuj trochę. Wiem, że jest piękna, sam nie potrafię oderwać od niej wzroku, gdy zamyślona tworzy nowy projekt, ale jak się będziesz jej narzucać to ucieknie od ciebie szybciej niż pędzący struś.
Posyłam bratu spojrzenie pełne politowania.
– Zajmij się sobą – rzucam nim zamykam za sobą drzwi do samochodu.
Wychodzi na to, że Nate nie dostrzega podobieństwa między Danielle a Laurą. Albo nie chce tego widzieć. Przecież nie zrani mnie mówiąc, że Danielle wygląda jak moja zmarła narzeczona. Już i tak to wiem i nie potrafię zostawić kobiety w spokoju. Chcę ją lepiej poznać, przekonać się, jaka jest naprawdę i czy w czymś jeszcze przypomina moją Laurę. Może to ona zesłała ją na moją drogę?
*
Walizkę spakowałem już przed przyjazdem do rodzinnego domu, więc od razu ruszam w trasę. Drogę znam na pamięć, dlatego wyciszam telefon, by mi nie przeszkadzał i włączam radio. Wystukując palcami rytm o kierownicę przemierzam ulice Manchesteru. Mijam centrum, ruszam na wschód, a moim celem jest mała miejscowość, z której pochodziła Laura. Kiedyś często tu przyjeżdżaliśmy. Naszym głównym zajęciem były spacery wokół jeziora, które należało do jej rodziny. Teraz dom stoi pusty i gdybym go nie kupił, zostałby całkowicie zapomniany. Jest także jedną z niewielu pamiątek, jakie zostawiłem po kobiecie.
Każdy mebel stoi na swoim miejscu, zdjęcie wiszą na ścianie, inne znajdują się na kominku, w którym chwilę potem rozpalam ogień. Pozbyłem się jedynie roślin. Chociaż zawsze lubiłem, kiedy wnętrze wypełniały zielone liście, nie mam czasu, by o nie dbać. Mama Laury kochała to robić, a jej córka była do niej cholernie podobna.
Zupełnie jak Danielle.
Nie, Danielle ma tylko jej oczy, kolor włosów i podobne rysy twarzy. Ale to nie Laura. Nie może nią być. ♥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro