ROZDZIAŁ 38
Hej! Wiecie, że dziś można zaobserwować starliki Elona Muska? Jakoś przed 21 będzie je widać, także lecę oglądać! A wy cieszcie się rozdziałem.
*
Preston
Parkuję przed domem Danielle. Potem sięgam ręką na siedzenie pasażera i chwytam czerwonego amarylisa. Kwiaciarka, u której je kupuję zna mnie tak dobrze, że gdy tylko pojawiam się w jej sklepiku pyta tylko o kolor kwiatu. Gdy zobaczyłem tę czerwień wiedziałem, że muszę ją kupić. Jeśli Dani się spodoba następnym razem dostanie cały bukiet.
Kątem oka widzę, że drzwi do kamienicy się otwierają. Najpierw z budynku wychodzi Kira, potem Danielle. Upięła włosy w wysokiego kucyka. Przeważnie ma je rozpuszczone, ale muszę przyznać, że z związanych wygląda seksownie. Kilka kosmyków spada na jej zaróżowiałe policzki.
– Hej, długo czekałeś? Nie mogłyśmy się wyrobić.
Kobieta zajmuje miejsce z przodu, a jej siostrzenica z tyłu. Od razu włącza telefon. Kiedy Dani zapina pas, wręczam jej roślinę. Patrzy na nią zaskoczona, jakby nagle zabrakło jej słów. Widzę, że zaciska wargi, co jest zastanawiające. Nie podoba jej się?
– Coś nie tak?
– Nie, skąd. – Kręci głową i odbiera kwiatek. – Ma śliczny kolor. Dziękuję.
– Drobiazg. Gotowe? – Zerkam w lusterku na Kirę. Nawet nie reaguje.
– Możemy jechać – odpowiada Danielle.
Przez całą drogę milczy. Ściska łodygę, jakby obawiała się, że silny podmuch wiatru porwie kwiatka i już więcej go nie zobaczy. Jest myślami zupełnie gdzieś indziej. Chciałbym wiedzieć, gdzie.
Docieramy na miejsce. Światła z diabelskiego koła rozświetla okolice. Nieopodal stoi jeszcze kilka innych atrakcji oraz restauracje i bary. Ciężko jest znaleźć miejsce, by nie musieć daleko iść. Na szczęście ktoś odjeżdża, więc szybko parkuję.
– Jesteś jakaś milcząca – stwierdzam.
Dani spogląda na mnie i lekko się uśmiecha. Kira podąża obok, ale jest skupiona na mijających nas ludziach i świecących atrakcjach, więc nas nie słucha.
– Dzisiejszy dzień mnie zmęczył – wyjaśnia, po czym splata nasze dłonie.
– Mogłaś napisać. Nie przyjechalibyśmy tu.
– Potrzebowałam tego. Dobrze jest wyjść.
– Na pewno?
– Tak – zapewnia. – Teraz nie myślimy o pracy, tylko próbujemy się zrelaksować.
Uśmiecham się, gdy i ona to robi. Taki właśnie jest plan na ten wieczór. Całkowity relaks i dobra zabawa.
– Hej Kira – zwracam się do dziewczyny. – Masz ochotę przejażdżkę na diabelskim młynie?
Odrywa wzrok od atrakcji i patrzy mi w oczy. Wyciągam z kieszeni portfel, pieniądze i podaję je Kirze. Otwiera szeroko oczy, a ja puszczam jej oczko.
– Zabaw się, tylko się melduj. Leć.
Danielle się odwraca. Patrzy to na mnie to na pieniądze i robi surową minę.
– Bez przesady. Sama mogłam jej dać.
Wzruszam ramionami, po czym oplatam kobietę w talii.
– Dziś stawiam i nie chcę słyszeć odmowy.
Widzę niepewność w oczach Dani, więc dodaję:
– To żaden problem, promyczku.
– Promyczku? – powtarza i zachodzi mi w głowie.
Uśmiecha się. Tym razem wydaje się, że nie z przymusu, a naprawdę ją tym uszczęśliwiłem. A to tylko słowo. Określenie, jakim nigdy jej nie nazwałem. Nie wiem, dlaczego to powiedziałem, ale jakoś się stało.
– Podoba mi się – mówi. – Możesz mnie tak nazywać częściej.
– Okay.
– Okay – powtarza po mnie.
Mam wrażenie, że świat zwalnia. Że ludzie wokół stoją w miejscu i nigdzie nie pędzą. Nie słyszę klaksonów samochodów, płaczu dzieci i muzyki z diabelskiego koła. Rozpływam się pod wpływem czułego spojrzenia kobiety, jej delikatnego uśmiechu oraz dotyku dłoni na mojej.
Dawno się tak nie czułem. Serce mi wali, jakbym zatrzymał się nagle po przebiegnięciu kilkudziesięciu kilometrów. Zasycha mi w gardle tak bardzo, że jeśli chciałbym cokolwiek powiedzieć, zacząłbym kaszleć. Danielle szybko stała się dla mnie ważna. Przy niej czasem brakuje mi odpowiednich słów, mam kompletną pustkę w głowie albo czarną dziurę, która nagle wszystko ze mnie wyssała. Lubię się przy niej tak czuć. Jest moim lekiem na zło tego świata oraz bolesną przeszłość.
Ja chyba także uleczam jej zranioną duszę.
– Pójdziemy się napić?
Kobiecy głos wyrywa mnie z zamyślenia. Otrząsam się i tylko przytakuję. Dani prowadzi nas do restauracji. Z tarasu mamy widok na koło młyńskie oraz widoczne niedaleko wieżowce. Siadamy przy pierwszym wolnym stoliku z trzema krzesłami.
Zamawiam czerwone wino, choć nie mam zamiaru go pić oraz colę z lodem dla Kiry. Dodatkowo biorę tiramisu, bo wiem, że Dani je uwielbia.
– Napisałam do Kiry, gdzie nas znajdzie. – Odkłada telefon na stolik. – Oby się nie zgubiła. – Z westchnieniem odwraca głowę w stronę tłumu.
– Nie zgubi – pocieszam ją. – Ma telefon. W razie czego zadzwoni. Niech się wyszaleje.
– Nie musiałeś jej dawać pieniędzy. Mogłam...
– Chciałem – wchodzę jej w zdanie.
Zamyka usta i tylko przewraca oczami.
– Byłaś kiedyś w wesołym miasteczku? – zmieniam temat.
Zdaje się, że znam odpowiedź na te pytanie. Poznałem już opowieść o jej mamie, która najwyraźniej wolała starszą niż młodszą córkę. Szkoda mi Dani. Nie miała w życiu rodzinnego ciepła ani miłości i stąd wylądowała w związku, w którym nie czuła się wystarczająca. Dobrze, że się od tego uwolniła. Teraz sprawię, że pozna każde uczucie, którego kiedyś nie mogła poczuć.
– Tylko przejazdem. Rodzice unikali takich miejsc, by nie wydawać pieniędzy na głupoty.
– Moja mama też nie lubiła takich miejsc – przyznaje. – Bała się, że spadniemy z kolejki albo ktoś nas porwie.
– Bardzo czarne scenariusze – stwierdza rozbawiona.
– Miała wyobraźnię – przyznaję. – Tata bardziej przymykał na to oko. Zawsze dogryzał mamie i fundował jej wyjazdy do spa, aby zabrać nas do cyrku albo na kolejki górskie.
Tym razem kobieta się śmieje.
– Wiedziała o tym? Czy to był was sekret?
– Na początku tak, to była tajemnica, ale w końcu się dowiedziała. Przestała dopytywać, co będziemy robić i tylko kazała się dobrze bawić i być ostrożnym.
– Fajną masz mamę – mówi, a w jej głosie da się usłyszeć lekką zmianę tonacji. – To bardzo ciepła kobieta. Bardzo was kocha.
– Bardzo cię lubi. – Kładę swoją dłoń na jej. – Co jakiś czas do mnie dzwoni i pyta, kiedy znowu przyjedziesz.
– Jest sama w tym wielkim domu?
Przytakuję.
– Pojedźmy do niej w weekend – proponuje, czym mnie zaskakuje. – Spędźmy u niej weekend. Mollie nadal u niej jest? Może Kira też by pojechała.
Zastanawiam się przez moment.
– Chyba miała przyjechać. Dowiem się i dam ci znać, ale podoba mi się ten pomysł. Mojej mamie też się spodoba.
– Cieszę się. Zadzwoń do niej, gdy...
– Musicie pójść na diabelski młyn. Te widoki są super – wtrąca Kira i siada na wolnym krześle. – Na górze trochę wieje.
– Chcesz czapkę. Wzięłam ci, bo jest dosyć chłodno.
– Nie trzeba, ciociu.
– Okay, zostawię was na moment. Idę do łazienki.
Po tych słowach wstaje i odchodzi, a ja zostaję sam z dziewczyną.
– Zamówiłem ci colę. – Wskazuję na szklankę.
Kira wpatruje się w czarny napój, potem splata ręce na piersi i przygląda mi się podejrzliwie.
– Przekupujesz mnie?
– Co?
– Najpierw pieniądze na atrakcje, teraz cola. I jeszcze te wyjście. O co ci chodzi, co?
– O nic. – Wzruszam ramionami. – Chciałem, abyście miały miły wieczór.
– Mogliście iść we dwoje. Nie musieliście mnie zabierać.
Nachylam się ku niej. Ciężko mi stwierdzić, co jej chodzi po głowie. Podoba jej się, że tu przyjechaliśmy? A może wolałaby zostać w domu? Niczego nie mogę wyczytać z jej spojrzenia.
– Spędzasz dużo czasu w domu i w szkole – zauważam. – Pomyślałem, że przyda ci się odpoczynek. Obie go potrzebujecie.
Dani po tych koszmarach na pewno ma myśli wszędzie tylko nie tak, gdzie trzeba. Ciągle się zamartwia. Boi się zasnąć, by znów nie obudzić się z krzykiem.
– Ciocia ostatnio dziwnie się zachowuje.
Unoszę brew.
– Często zawiesza na czymś spojrzenie. Muszę powtórzyć zdanie kilka razy, by usłyszała. Wiem, że po pracy chodzi na terapie, bo raz przypadkiem przeczytałam wiadomość, jaką wysłała, ale to jej chyba nie pomaga.
Dobrze wiedzieć, że Kira dostrzega coś więcej. Może uda mi się pomóc Danielle na tyle, na ile mi pozwoli. Choć nie wiem, czy powinienem bawić się w terapeuta.
– Może potrzeba czasu? – sugeruję.
Mi czas pomógł. On i terapeuta, z którym często rozmawiałem. Pomógł mi poradzić sobie z myślą, że będę wracał do pustego mieszkania i budził się sam w łóżku. Znosił moje napady gniewu. Słuchał, jak obwiniam się za śmierć Laury i wspierał aż doszedłem do siebie. Ona też poradzi sobie z czymkolwiek się mierzy.
Chwytam lampkę wina i biorę mały łyk. Jeden nie zaszkodzi, a potrzebuję nawilżyć przełyk.
– Kochasz ją?
Z trudem przełykam napój. Nie spodziewałem się tego pytania. Nie z ust Kiry. Patrzę na nią zaskoczony, odstawiam kieliszek i nie potrafię znaleźć odpowiednich słów. Nie znam odpowiedzi.
– To proste pytanie. Dlaczego dorośli mają problem na to odpowiedzieć?
Wzdycham.
– Bo czasem związki są skomplikowane. Zdarza się wyznanie swoich uczuć zbyt wcześnie może go szybko zakończyć.
Co za mądre słowa, Preston...
– Ale zależy ci na niej – ciągnie dalej. – Spędzacie ze sobą sporo czasu. Często ciocia u ciebie nocuje albo ty wpadasz do nas. To dziwne, bo nigdy nie widziałam jej z chłopakiem.
I chyba tylko ja wiem, dlaczego.
– Więc? Jak brzmi odpowiedź?
– Zależy mi – odpowiadam.
– To dobrze. – Kiwa głową. – Przeszła bardzo wiele. Nie złam jej serca – szepcze.
Rozchylam usta, jednak nie wypowiadam słowa. Danielle pojawia się za plecami Kiry, po czym siada na krześle. Nawilża wargi winem. Nie umiem oderwać od niej oczu.
– Zamówimy coś? – pyta, przerywając ciszę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro