Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 31


Pewnie na kolejny rozdział trochę poczekacie, bo się zajęłam redakcją i nie miałam czasu pisać. Skończyłam ją, kolejną zostawię na potem, więc zabieram się za rozdziały Shatter.

*


Danielle

– Czyli mam rozumieć, że mam cię puścić wcześniej z pracy, bo mój brat zaprosił cię na obiad u naszej mamy?

Mieszkając łyżeczką cukier w swojej herbacie odwracam się przodem do Nate'a. Jesteśmy w kuchni sami, część osób nadal nie wróciła z chorobowego, więc w biurze jesteśmy tylko my oraz Mark z Andersem, tyle że oni od rana pracują nad czymś w pokoju do nagrań, więc to tak, jakby ich nie było. Możemy zatem spokojnie rozmawiać o tematach, o których pracownicy nie powinni wiedzieć.

– To ci przed chwilą powiedziałam.

– Nie spodziewałem się, że zrobi to tak szybko. Od pięciu lat nie przyprowadził do rodzinnego domu dziewczyny, o ile wiem przez ten czas z nikim się nie spotykał i to może być dla mojej mamy spory szok. Nie jestem pewien, czy w ogóle jej o tobie wspomniał.

– Ja też nie – przyznaję szczerze. – Zaproponował to tak nagle, jakby sam do końca tego nie przemyślał.

– Czyli zrobisz mojej mamie niespodziankę.

– W dobrym, czy złym tego słowa znaczeniu? – dopytuję, unosząc brew.

– To zależy. – Wzrusza ramionami. – Jeśli zobaczy w tobie Laurę może zejść na zawał.

Otwieram szeroko oczy i omal nie krztuszę się napojem. Nie chciałabym doprowadzić starszej kobiety do zawału i spowodować jej śmierci.

– Cholera, masz rację. Zdążę jeszcze pofarbować włosy, zrobić mocniejszy makijaż, a może...

– Danielle, spokojnie, ja tylko żartowałem – tłumaczy, po czym podchodzi do mnie i kładzie swoje duże dłonie na moich ramionach. – Nikt nie zejdzie na zawał. Nie musisz farbować włosów. Wyluzuj.

– Trzeba było mnie nie straszyć – posyłam mu poirytowane spojrzenie.

Nie znoszę, gdy ktoś sobie tak żartuję. Nie każdy kawał rozumiem, większość biorę na poważnie, a potem dochodzi do jakiegoś nieporozumienia i robi się niezręcznie.

– Zapamiętam, by więcej tego nie robić. – Odsuwa się na krok.

– To jak z tym puszczeniem mnie wcześniej?

– Masz moje zezwolenie. – Puszcza mi oczko, a następnie zmierza do drzwi. – To widzimy się u mojej mamy.

Stresuję mnie ten obiad. Nie mam doświadczenia w poznawaniu rodziców osoby, z którą się spotykam, bo nigdy nie poznałam nikogo ze strony Laytona. A po nim nie miałam chłopaków na dłużej. Modlę się tylko o to, by wieczór nie okazał się katastrofą. Pierwsze wrażenie jest kluczowe.

Boję się jednak, że mama Prestona mnie nie polubi. Albo, co gorsza, naprawdę pomyśli, że jestem kimś innym i zemdleje. Mam tyle wątpliwości, że mam ochotę zrezygnować z tego wyjścia. Nie chcę tylko zawieść Prestona. Zależy mu na tym, abym poznała jego rodzinę, cieszył się, kiedy się na to zgodziłam i nie mam serca oznajmić mu, że chyba tego nie chcę.

Nie, Danielle. Zepniesz pośladki i pojedziesz tam z uniesioną głową i bez chęci ucieczki.

Zrobię to. Za drugim razem będzie łatwiej. Dam radę.

*

Przed szesnastą zabieram swoje rzeczy i jadę do domu. Kira niebawem powinna się pojawić, więc w tym czasie biorę prysznic, myję włosy i zmywam makijaż, by potem zastąpić go nowym. Sukienkę wybrałam wczoraj, postawiłam na coś prostego, z zakrytymi ramionami, sięgające kolan w kolorze pudrowego błękitu. Nie pamiętam już, gdzie ją kupiłam, ani też, czy kiedykolwiek nadarzyła się okazja by ją włożyć. Pomijając dzisiejszy wieczór. Mam nadzieję, że będzie idealna.

Słysząc, że Kira wchodzi do mieszkania, opuszczam sypialnie. Nie wygląda na zadowoloną, ale liczę, że przed wyjściem humor jej się poprawi.

– Przygotowałaś ubranie? Wyprasować ci coś?

Spogląda na mnie niezadowolona, czego kompletnie nie rozumiem. Stało się coś w szkole, że ma taką minę?

– Nie idę – odpowiada.

– Jak to? Dlaczego? Stało się coś w szkole?

– Nic się nie stało. Po prostu nie idę – powtarza dosadniej.

Podchodzę do niej. Nie pojmuję jej zachowania. Takie odzywki miała, kiedy się przeprowadziłam i obie mierzyłyśmy się ze stratą kogoś bliskiego. Teraz to nowość.

– To nie jest odpowiedź – zauważam. – Możesz mi o wszystkim powiedzieć. Wysłucham cię i pomogę rozwiązać problem.

– Ale to ty nim jesteś! – unosi ton.

Nagle w mieszkaniu robi się cicho. Patrzę zaskoczona na Kirę, która wydaje się, że powiedziała już wszystko. Czekam jednak na wyjaśnienia, których chyba się nie doczekam.

– O czym ty mówisz? Co się stało?

Próbuję ją dotknąć, ale dziewczyna zeskakuje ze stołka i odsuwa się na znaczną odległość.

– Cały czas czegoś ode mnie wymagasz, a sama nie dajesz nic w zamian! Odkąd tu jesteś wszystkiego mi zabraniasz! Nie mogę wracać późno do domu, po szkole od razu chcesz abym zabierała się do nauki, choć o wiele lepiej idzie mi nauka wieczorami. W weekendy nie pozwalasz mi się spotykać ze znajomymi, a ostatnio sama często wychodzisz i nawet nie mówisz mi, dokąd. W dodatku każesz Biance mnie pilnować jakbym była dzieckiem! – Chwyta swój plecach i zarzuca go na ramię.

– Kira, to nie tak...

– Nie?! – prycha. – Nie chciałaś abym pojechała na biwak z przyjaciółką, przez długi czas przywoziłaś i odbierałaś mnie ze szkoły, choć mogłam to robić sama, nie pozwoliłaś mi jeździć konno i nawet nie podałaś sensownego argumentu! I wiesz co? Z babcią byłoby mi o wiele lepiej!

Wybiega z domu, trzaskając za sobą drzwiami. Nie jestem w stanie jej dogonić, bo ona znika mi z pola widzenia.

Te słowa bolą. Są jak nóż wbity prosto w serce. Wiedziałam, że pobyt u mojej mamy namąci Kirze w głowę. Z pewnością nagadała jej o mnie tyle złego, że teraz nawet nie dała mi dojść to słowa. Chcę dla niej jak najlepiej. Pragnę ją chronić, bo obiecałam to Lauren, choć gdy mnie o to prosiła wiedziała, że nie mam ręki do dzieci. Nie ważne, w jakim nie byłyby wieku. Ale mi zaufała. To mnie wybrała na opiekunkę a nie naszą mamę.

Chciałabym za nią iść, ale muszę dać jej chwilę oddechu. Do wyjścia zostało jeszcze trochę czasu, wiec mam nadzieję, że to tego czasu wszystko przemyśli i wróci. W razie czego zadzwonię i oby odebrała.

Mija jedna godzina, potem półtorej i nie mam od Kiry żadnej wiadomości. Zaczynam się martwić i kiedy słyszę pukanie do drzwi, nawinie myślę, że to ona. Otwieram je, lecz w progu staje Preston.

– Okay, takiej miny się nie spodziewałem. Stało się coś?

Zapraszam mężczyznę do mieszkania.

– Skąd ten wyraz twarzy?

Odgarniam włosy na plecy, bo nagle robi mi się gorąco. W dodatku ręce mi się trzęsą i nie potrafię wybrać właściwego numeru. Preston to dostrzega. Łapie moją drgającą dłoń i zaciska na niej palce, by przestała się tak chaotycznie poruszać.

– Dani. W czym rzecz?

– Chodzi o Kirę – wyduszam z siebie. – Pokłóciłyśmy się. Wiedziałam, że moja mama jej coś nagada i miałam rację. Uznała, że z babcią byłoby jej lepiej, a potem wyszła i do tej pory się nie odzywa. Nie odbiera telefonów.

– Okay, uspokój się, usiądź, zanim zemdlejesz – nalega i pomaga mi zająć miejsce na drugim stołku barowym. – Gdzie mogła pójść? Znajdziemy ją.

Przez moment się zastanawiam, ale nic nie przychodzi mi do głowy. Byłyśmy w kilku miejscach, lecz nie wydaje mi się, aby którekolwiek było jej ulubionym. O żadnym innym mi nie mówiła.

– Nie wiem – wyznaję drżącym głosem. – Jestem tragiczną ciotką. Myślałam, że robię to dobrze, a wcale tak nie jest i teraz ona uciekła, a ja nie mam pojęcia, co robić.

Mężczyzna bierze moje dłonie, nachyla się i patrzy mi prosto w oczy.

– Nie jesteś tragiczna. Chcesz dla niej jak najlepiej. Poza tym nastolatki takie są. Coś im nie pasuje, czegoś nie rozumieją i robią awanturę, a potem uciekają. Zna to miasto od dziecka, tak?

Na potwierdzenie kiwam głową.

– Ma telefon, klucze do domu?

Znów przytakuję.

– Więc, gdy będzie chciała, wróci. Nie martw się o nią, przemyśli to, co powiedziała i w końcu przyjdzie.

– Miała jechać z nami. Poza tym przez cały czas będę myśleć o tym, gdzie jest i czy ktoś jej nie porwał.

– Na pewno tak nie będzie – zapewnia.

Nie wiem, skąd u niego tama pewność siebie, ale przynajmniej on nie panikuje.

– Wiem, ale...

Nagle słyszę odgłos przychodzącej wiadomości. Spoglądam na telefon i kamień spada mi z serca.

– Jest u koleżanki – oznajmiam, po przeczytaniu sms'a trzeci raz.

– Czyli jest bezpieczna i nie musisz się martwić – stwierdza, uśmiechając się przy tym. – Daj jej to przemyśleć. Skoro nie chcę jechać, trudno. Jeszcze nadarzy się okazja.

Wzdycham. To, że Kira jest u koleżanki nie znaczy, że przestanę się martwić. Wyszła cała w nerwach. Może nie chcieć wrócić.

– No nie wiem...

– Spójrz na mnie – prosi łagodnie, więc to robię. – Nic teraz nie zrobisz. Daj jej przestrzeń, pokaż, że się nie narzucasz i pozwalasz jej na trochę samodzielności. Domyślam się, że rodzicielstwo jest trudne, ale pomyśl o tym, że za parę lat Kira zrozumie twoje decyzje.

– Może masz rację.

Preston wstaje, sięga po swoją kulę, a potem podaje mi dłoń.

– Dwie godziny i wrócimy, dobrze? Pomogę ci załagodzić relację z Kirą, jeśli będzie taka potrzeba.

Nie potrafię się nie uśmiechnąć. To miłe, że pragnie mi pomóc. Naprawdę to doceniam, jednak chyba dostrzegam podobieństwo do Laury, bo ja też wolę załatwić to sama. Nie mogę przyjąć pomocy Prestona.

– Dziękuję, ale dam sobie z nią radę. Ja nawaliłam, więc ja to naprawię.

– Niech będzie.

Nachyla się, po czym składa na moich wargach czuły pocałunek. Chce go pogłębić, ale odsuwam się.

– Ubrudzę cię szminką. Ciężko ją domyć.

– Trudno. Dla takiego pocałunku warto.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro