Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 46

Preston

Danielle zdyszana opada na moją pierś. Jej blond fale przysłaniają mi całą twarz, dlatego odgarniam je na bok i zanurzam nos w kobiecej szyi. Pachnie moim szamponem. Jakby należała do mnie. Czuję, że tak jest, choć jej palec nie zdobi pierścionek. Jeszcze nie.

Gdy wczoraj zapytała, jakie mam plany wobec niej, przed oczami przeleciał mi obraz naszego wspólnego życia. Pragnę wyznać jej swoje uczucia, oświadczyć się jej, przed ołtarzem przysiąc wierność, a potem, jeśli będzie tego chciała, powiększyć rodzinę.

Z Laurą planowaliśmy mieć dziecko. Śniłem o maleńkiej wersji mojej ukochanej. Ale te marzenia i plany przepadły wraz z jej śmiercią. A teraz to do mnie wraca. Wyobrażam sobie siebie w roli ojca, trzymam na rękach małego człowieczka. Może dziewczynkę o blond włosach, jak u Dani, a może chłopca o ciemnych oczach, jak moje.

– Powinniśmy wstać, wziąć prysznic i jechać do pracy – mówi, unosząc na mnie spojrzenie.

– Nie mam ochoty wstawać – mamroczę.

– Pośpisz w weekend. – Całuje mnie w policzek i próbuje wyswobodzić z ramion.

Trzymam ją mocno, ale i tak udaje jej się wstać. Jest naga. Blond fale opadają jej na plecy oraz piersi. Nie sposób oderwać od niej oczu.

– Wątpię. Moja mama to ranny ptaszek. Będzie tak podekscytowana, że ma gości, że od świtu będzie stać przy garach.

– Wyrzucę cię z łóżka, byś jej pomógł – stwierdza.

– Nie torturuj mnie tak – proszę błagalnie. – Zniosę wszystko tylko nie gotowanie z moją mamą.

Danielle marszczy czoło.

– Nie lubisz jej pomagać?

– Nie chodzi o pomoc, a o to, że zawsze po mnie poprawia, przez co rosół wychodzi za słony, a karkówka za mocno doprawiona. Jeśli chcemy cokolwiek w weekend zjeść, lepiej, bym nie zabierał się za gotowanie. Chyba że sam.

– Zatem popisz się i zrób nam śniadanie. Idę po prysznic.

Chciałbym pójść z nią, ale nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Leżę jeszcze przez chwilę zanim postanawiam w końcu się zebrać. Zakładam spodnie i idę do kuchni. Mijając łazienkę słyszę szum wody. Zatrzymuję się. Kusi, by tam wejść, ale jest już ósma i powinniśmy być w drodze do biura. Pokusa jednak wygrywa. Naciskam na klamkę, drzwi okazują się otwarte, więc dołączam do Danielle pod prysznicem.

– Rozumiem, że śniadanie czeka na stole.

Śmieję się, oplatając kobietę w pasie.

– Oszczędzamy wodę – wyjaśniam. – To ekologiczne.

Całuję ją w kark. Ociera się o mnie i tym samym wywołuje drugi w ciągu tego ranka wzwód. Boże. Nigdy w życiu nie wypuszczę tej kobiety z rąk.

– Mamy pięć minut, Preston. Ani minut dłużej.

– Myślę – odwracam ją do siebie przodem, po czym klękam – że tyle mi wystarczy.

*

Przez telefon od mojej sekretarki nie zdążyliśmy zjeść śniadania, dlatego po drodze wstępujemy po kawę oraz coś jedzenia. Pod biurem jesteśmy o dziewiątej. Samochód Danielle nadal stoi na parkingu.

– Gotowa? Nadal chcesz to zrobić?

W drodze do pracy rozmawialiśmy o tym, że wejdziemy do budynku razem, trzymając się za ręce. To będzie przełom w naszym związku, każdy zobaczy, że coś nas łączy. Wieści na pewno dotrą także do Laytona.

Na razie się nie pokazał. Dani nie dostała kwiatów, zdjęć ani listów. Jest spokojnie, ale nie jestem pewien, czy powinienem się z tego cieszyć.

– Tak, chodźmy.

Wysiada z samochodu jako pierwsza. Robię to chwilę później, a potem podaję kobiecie rękę. Patrzy na nią chwilę, jakby miała wątpliwości, ale ostatecznie ją chwyta. Splatamy ze sobą nasze dłonie i zmierzamy do biura. Z początku nikt nie zwraca na nas uwagi. Dopiero w środku kilka osób patrzy w naszą stronę.

– Gapią się – szepcze Dani.

Zerkam na nią. Patrzy przed siebie, jest wyprostowana i spięta. Idzie jakby miała na sobie za wysokie szpilki i ktoś ubrał ją w ciasny gorset.

– Nie wszyscy – zauważam. – Dobrze ci idzie.

Wciskam przycisk przywołujący windę. Nie puszczam jej dłoni.

– Co masz dziś do roboty? – pytam, by odwrócić jej uwagę od stojących za nami ludzi.

– Kończę plakat – wyjaśnia.

Mówi jednak tak cicho, że muszę się skupić, aby cokolwiek usłyszeć. Nie sądziłem, że to tak ją zestresuje. Widać, że związki to dla niej nowość i nie ma w tym doświadczenia. W poprzednim nie była traktowana tak, jak powinna. Pewnie z Laytonem nigdy chodziła na uczelnie za rękę.

Winda się otwiera, więc wchodzimy do niej. Z nami stoi jeszcze kilka osób, dlatego przyciągam Danielle bliżej siebie. Nikt ze sobą nie rozmawia. Jezu. Ta cisza jest okropna. Pierwszy raz w życiu wstrzymuję oddech, by nie przerywał milczenia. Mam wrażenie, jakbym najmniejszym odgłosem zepsuł wszystkim nastroje.

Na szczęście drzwi się przesuwają. Popycham lekko Dani i wychodzę wraz z nią.

– Nie musiałeś wysiadać.

Wypuszczam westchnienie.

– Skorzystam z własnej windy – odpowiadam i odprowadzam kobietę na sam koniec korytarza.

– Przyjdę, gdy będę miała przerwę.

Uśmiecham się.

– Zabiorę cię na obiad. Weź od razu płaszcz.

– Okay. Do zobaczenia.

Stawia krok w tył, lecz w porę chwytam ją za dłoń, przyciągam do siebie i złączam nasze usta ze sobą. Wiem, że pracownicy na nas patrzą. I o to właśnie chodzi. Czasem trzeba skoczyć na głęboką wodę, by przełamać swoją barierę.

– Widzimy się później. Zjedz coś potem. Ten pączek do marne śniadanie.

*

Lubię ten moment, kiedy kończę pracę i wychodzę z biurka. Dziś jednak ekscytuję się tym jak dziecko, bo mój wieczór, jak i cały weekend, nie będzie nudny. Danielle czeka już na mnie w holu. Widząc mnie, posyła ciepły uśmiech, który odwzajemniam. Ona sprawia, że nie da się być przy niej ponurym. Oplatam kobietę ramieniem.

– Plan jest następujący. Zostawiasz samochód na moim miejscu parkingowym, potem pakujemy walizki i jedziemy do mojej mamy. Wyłączamy telefony. Do poniedziałku nie mamy kontaktu ze światem, zgoda?

– A jeśli stanie się coś poważnego?

– Nie zapeszaj – ostrzegam ją. – To ma być udany weekend. Bez problemów i niepotrzebnego stresu. Czysty relaks.

– Dobra, najwyżej zwalę na ciebie.

Trąca mnie palcem w żebra, po czym wyjmuje klucze i otwiera samochód.

– Jedź ostrożnie – proszę ją. – Będę za tobą.

Przytakuje i w końcu zajmuje miejsce za kierownicą. Stoję jeszcze chwilę i ukradkiem zaglądam na tylne siedzenie w pojeździe. Auto stało tu całą noc, Layton miał okazję coś tu podrzucić, ale nie zauważam niczego podejrzanego. Kwiatów także nie widzę.

Z ulgą się odsuwam, aby Dani mogła wycofać. Trochę boję się puszczać ją teraz samą, a co będzie, kiedy polecę do Paryża? Chyba umrę zamartwiając się o nią. Miałem lecieć w środę, ale Layton przełożył wyjazd na wtorek. Jeszcze jej tego nie powiedziałem, ale znajdę okazję.

*

Pakowanie zabiera nam więcej czasu niż zakładałem, ale o tej porze ulice są przejezdne, nie ma korków, więc do celu docieramy dość szybko. Pomarańczowa poświata unosi się nad choinkami i przebija przez rząd podciętych krzewów rosnących po obu stronach żwirowej drogi. Parkuję obok Jeepa mamy. Kiedyś należał do ojca, ale po jego śmierci mama zaczęła nim jeździć. Co prawda tylko do sklepu, bo nie lubi zapuszczać się sama w nieznane rejony. Niezbyt ufa nawigacjom.

Po zabraniu walizek ruszamy do drzwi. Danielle unosi rękę, aby wcisnąć dzwonek, lecz drzwi nagle otwiera moja mama.

– W samą porę! Chodźcie, nałożę wam ciasta.

Spoglądam na Dani, która stara się nie śmiać. Przepuszczam ją w progu.

– Cały dzień nie wiedziałam, co ze sobą począć – kontynuuje mama. – Najpierw posprzątałam dom, wyprałam wam pościel, abyście mieli świeżą. Potem zrobiłam obiad i upiekłam ciasto.

– Nie musiałaś, mamo – odpowiadam.

Ta jednak lekceważąco macha ręką.

– A co miałam robić cały dzień? Siedzę w tym domu sama. Rzadko przyjeżdżacie z bratem na weekend, a co dopiero z dziewczyną. – Spogląda z uśmiechem na Dani. – Chodź, usiądziemy, może masz ciekawe ploteczki z miasta?

Przewracam oczami. Gdy mama znika z Danielle w salonie, ja zabieram nasze bagaże i zanoszę do swojej sypialni na piętrze. Ciężko rozpoznać to miejsce, gdy na ścianach nie wiszą płyty i plakaty różnych zespołów. Biurko jest puste, tylko na półkach zostały moje lektury szkolne i literatura, którą czytałem. Widzę nawet podręcznik o finansach. Dostałem go od ojca, kiedy ten uczył mnie i Nate'a, jak stworzyć i zarządzać firmą. Nate się nie przykładał, ale ja słuchałem uważnie i czytałem książkę dwa razy, by tata był ze mnie dumny. I uwielbiałem spędzać z nim czas. Wtedy nie miałem pojęcia, że może nie będziemy go mieć zbyt wiele.

Walizki stawiam przy łóżku, a potem schodzę na parter. Mama z Danielle rozwiązują krzyżówkę. Telewizor jest włączony i leci w nim jakaś turecka telenowela. Jednak mama wcale się nią nie interesuje. Cieszę się, że tak dobrze przyjęła obecność Dani. Czasem, kiedy stoi bokiem, przypomina mi o Laurze, lecz nie odnoszę już wrażenia, że jest jej kopią. To zupełnie inna kobieta, tylko z delikatnie podobnym nosem i zarysem podbródka. Jednak z charaktery są całkowicie inne. Ale nadal wierzę, że to Laura zesłała ją na moją drogę. Nie wiem, jak, ale to zrobiła. To nie jest przypadek.

– Zostawcie coś dla mnie.

Postanawiam dołączyć do gry, chociaż krzyżówki nie są moją mocną stroną. Zupełnie nie wiem, skąd wzięły się te słowa. Nigdy ich nie słyszałem. Ale nie to się liczy. Ważna jest ta chwila i czas spędzony z bliskimi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro