Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 44


Preston

Już jutro zabieram Dani do swojego rodzinnego domu. Na samą myśl o tym, że spędzimy cały weekend tylko we dwoje robi mi się gorąco. Kira zostaje w domu z Biancą, Nate czasem ma do niej zaglądać, by Danielle się nie martwiła, zatem zadbam o to, by w pełni się zrelaksowała. Oczywiście moja mama może nam czasem przeszkodzić, ale ona nie będzie przeszkodą.

– Mam pisać w weekend, czy sobie darować? – dopytuje Nate, wchodząc za mną do windy.

Wciska przycisk i maszyna zabiera nas na parter.

– Żadnych telefonów – zaznaczam dosadnie.

– No spoko.

– Poważnie, Nate. – Patrzę na niego, kiedy opuszczamy windę. – Nie dzwoń z byle gównem.

– No przecież mówię, że spoko. – Przewraca oczami.

Wychodzimy z firmy i idziemy na parking. Już z daleka dostrzegam blond fale należące tylko do jednej osoby. Danielle staje przy swoim samochodzie i szuka czegoś w torebce. Potem dotyka tylnej kieszeni swoich spodni. Gdy dociera do niej, że nie ma tam tego, czego potrzebuje, wzdycha i odwraca się z zamiarem wrócenia do biura. Zauważa nas. Posyła swój piękny uśmiech.

– Muszę się wrócić. Chyba zostawiłam...

Nie kończy, gdyż wyciągam kluczyki do jej samochodu. Rozchyla wargi.

– Zostawiłaś je u mnie. Leżały na biurku – wyjaśniam.

Tak naprawdę nie zauważyła, kiedy wyciągnąłem je z kieszeni w kobiecych jeansach. Była zbyt pochłonięta całowaniem mnie i rozbieraniem. Kluczyki tylko przeszkadzały.

– Ale jakbym ich nie znalazł mógłbym odwieźć cię do domu – stwierdzam po chwili.

– Trzeba było myśleć wcześniej. – Odbiera ode mnie swoją własność.

Stawia krok bliżej. Bardziej niż to konieczne. Nie nachylam się, ciekaw, co kobieta zrobi. Widzę, że czegoś chce. I wiem doskonale, co. Dani staje na palcach. Zbliża usta do moich, spogląda mi w oczy i na wargi na przemian, dając wyraźny sygnał, że pragnie pocałunku. Obejmuję ją w talii jedną ręką. Przyciskam do swojego torsu, a następnie schylam, aby ją pocałować, lecz przerywa nam czyjś wysoki głos.

– Tu jesteś! Już myślałam, że będę musiała wynająć detektywa, by cię odszukał!

Dani odrywa się ode mnie, jakby ktoś oparzył ją wrzątkiem. Wpada plecami na drzwi swojego samochodu i patrzy na kogoś znajdującego się za mną. Odwracam się. Nate także patrzy w kierunku, z którego w naszą stronę idzie starsza kobieta.

– Mama? Co ty tu robisz?

Unoszę brew. To jej mama? Ta kobieta ubrana w szarości, chodząca na płaskiej podeszwie i z bladymi, blond włosami to jej mama? Nigdy nie pomyślałbym, że Danielle jest jej córką. Ona ma klasę, styl, porusza się niczym na pokazie mody, a ta kobieta wygląda jakby całe dnie spędzała w polu i nigdy nie wychodziła do ludzi. U fryzjera pewnie też nigdy nie była.

– To ja powinnam cię o to zapytać – odpowiada oburzona. – Gdzie ty chodzisz, co? Czemu nie ma cię w domu?!

Nic nie rozumiem. Co to za pytania?

– O co ci chodzi? I nie odpowiedziałaś na moje pytanie.

– Co robię?! Co ty robisz?! – Wymierza palec w Danielle. – Jak ty się opiekujesz własną siostrzenicą, co?! Przez twoją lekkomyślność spadła z konia i skręciła kostkę! Gdyby była ze mną to takiej tragedii by nie doszło!

– O czym ty gadasz? Nie spadła z konia i nie skręciła kostki – wyjaśnia Dani nad wyraz spokojnie.

– I jeszcze zostawiasz ją samą w domu! – dodaje kobieta. – Wiedziałam, że oddanie ci opieki nad Kirą to zły pomysł. Ona przez ciebie skończy jak rodzice!

Zamieram. Patrzę na brata, a potem na Dani. Zaciska wargi, bierze wdech i mówi:

– Niepotrzebnie przyjechałaś. Kira jest ze mną bezpieczna.

– Bezpieczna? – prycha jej matka. – Wpędzisz ją do grobu swoimi wymysłami! Zabroniłam ci kiedyś jeździć na tych koniach, a teraz namawiasz moją wnuczkę do tych niebezpieczeństw!

– To nie tak...

Ale kobieta nie pozwala Danielle skończyć zdania. Robi się nieciekawie. Nate pyta, czy wezwać policję, ale kręcę głową.

– Jak zawsze chcesz być w centrum uwagi! Żałosna jesteś. Nie wierzę, że jesteś moim dzieckiem.

Ja pierdolę. Co za matka mówi dziecku takie rzeczy?

– Jesteś moim rozczarowaniem, Danielle – kontynuuje. – Trzeba było zostać w tej Hiszpanii do końca życia albo wsiąść do tego samolotu zamiast namawiać moją Lauren na tą samobójczą podróż.

– Co?

– Zabiłaś mi córkę – cedzi przez zęby. – Nie pokazuj mi się na oczy. Teraz ja zajmę się Kirą, bo ty najwyraźniej nie umiesz. Też mi nowość.

Odchodzi, nie dodając nic więcej. Spoglądam raz jeszcze na brata. Trzyma telefon w dłoni z wybranym numerem alarmowych, ale ostatecznie chowa komórkę do kieszeni. Później odwracam głowę w stronę Dani. Stoi nieruchomo niczym posąg. Patrzy przed siebie na oddalającą się kobietę i nawet nie mruga. Szybko zauważam, że jej oczy robią się szkliste, a warga drży.

– Dani, choć – szepczę i nie czekając na reakcję kobiety, przytulam ją.

Zaczyna szlochać. Kurwa. Boli mnie serce słuchając tego płaczu. Nienawidzę, kiedy to robi, bo ktoś miał czelność ją zranić. A teraz zrobiła to jej własna matka. Jakim trzeba być człowiekiem, by faworyzować jedno dziecko, a drugie całkiem olewać i jeszcze mówić otwarcie, że powinno być martwe? Ta kobieta ma nie po kolei w głowie.

Nate za moim poleceniem wraca do domu, a ja zabieram Danielle na tylne siedzenia swojego samochodu gdzie przez pewien czas przytulam ją i uspokajam. Już nie płacze, lecz czasem wstrząsa nią dreszcz. Gładzę jej włosy oraz mokre policzki.

– Czujesz się już lepiej? – pytam, zerkając na kobietę.

Unosi na mnie przekrwione oczęta.

– Głowa mnie boli – szepcze w odpowiedzi.

– To od płaczu. Potrzebujesz tabletki i odpoczynku.

– Nie będę go miała. Moja matka na pewno pojechała do mojego mieszkania. Nie zapowiada się, aby tak szybko wróciła do siebie i nie wiem, czy z nią wytrzymam.

– Więc zatrzymaj się u mnie – proponuję. W tej sytuacji to wydaje się najlepszym pomysłem. – Jutro jedziemy do mojej mamy, ale możemy zacząć weekend już dzisiaj. Kira ma opiekę, nie martw się.

Bierze głęboki wdech i kiwa głową. Nie spiera się. Jest wystarczająco zmęczona, zatem wizja odpoczynku od toksycznej matki jest jedynym ratunkiem.

– Pojedźmy do mnie. Wezmę swoje rzeczy.

– Dasz radę prowadzić? Lepiej zostaw samochód. Parking jest strzeżony, jutro po pracy zabierzesz auto i zaparkujesz pod moim blokiem, dobra?

Znowu się zgadza.

Nawet nie próbuje się kłócić. Gdybym poprosił ją, abyśmy wyjechali za miasto, też by się zgodziła.

Wyjeżdżamy z parkingu. Nie jestem pewien, czy dobrym pomysłem jest pojechanie do mieszkania Dani, w końcu ma swoje ubrania u mnie. Kolejna konfrontacja z matką może być bardziej nieprzyjemna. Danielle powinna to sobie odpuścić.

Mimo wątpliwości i kilku okazjach do zawrócenia, jadę prosto do domu kobiety. Wysiadam razem z nią i niczym jej ochroniarz podążam za nią aż do drzwi mieszkania. Dani chwyta za klamkę, otwiera je i przekracza próg. Stawiam krok, by zrobić to samo, lecz wtem blondynka cofa się gwałtownie, a u jej stóp ląduje walizka.

– Masz czelność się tu pokazywać?

Słyszę ten wkurwiający głos jej matki. Ona sama pojawia się w drzwiach z gniewnym wyrazem twarzy.

– Co? To moje mieszkanie! – buntuje się Dani. – Nie możesz mnie z niego wyrzucić!

– Właśnie to robię. Póki tu jestem, masz się tu nie pokazywać. Nie pozwolę, by moja wnuczka źle przez ciebie skończyła.

Trzaska drzwiami.

– Co za szmata – mamrocze pod nosem Danielle. – Wyrzuciła mnie z własnego mieszkania.

Tego nawet ja się nie spodziewałem. Ta wariatka potrzebuje specjalisty.

– Chodźmy. Teraz nic nie zrobisz.

– Nie pozwolę jej tak po prostu...

– A ja nie pozwolę, byś znów przez nią płakała – wtrącam i odwracam kobietę przodem do siebie. – Dość już łez, promyczku. Weź wdech. Będzie dobrze. Nie tocz z nią wojny. Posiedzi kilka dni i w końcu wyjedzie. Nie trać na nią nerwów. Okay?

Zerka na drzwi i wzdycha. Ta walka nie miałaby najmniejszego sensu. Ona i tak nie pozwoliłaby Dani dojść do słowa. Tylko by ją zraniła.

– I tak jej tego nie daruję.

Uśmiecham się pod nosem, kiedy chwyta walizkę i odważnym krokiem wraca do windy. Wygląda tak, jakby chwile temu wcale nie płakała. Teraz jest gotowa na konfrontację, lecz lepiej, aby sobie darowała.

Przy samochodzie odbieram od niej walizkę i wkładam ją do bagażnika. Potem unoszę wzrok i odnajduję okno w mieszkaniu kobiety. Zauważam w nim jej matkę. Wpatruje się we mnie. Jeśli przesiaduje dniami na oglądaniu ludzi na ulicy nic dziwnego, że już czekała z walizką i nie pozwoliła nam wejść. Tylko czekała aż Dani otworzy drzwi.

Oby ta kobieta szybko zniknęła z życia blondynki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro