Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 17

Danielle

Cały kolejny dzień nie potrafię się skupić na pracy. Moje myśli krążą tylko wokół dzisiejszej kolacji z Prestonem, której nie mogę się doczekać. Z wrażenia wczoraj zadzwoniłam do Bianci i przegadałam z nią cały wieczór, choć to ona głównie mówiła. I jak zwykle kazała mi zaszaleć i zrobić coś... zwariowanego. Nie wiem, co miałabym zrobić i czy to dobry pomysł. Samo zgodzenie się na drugie spotkanie, w dodatku w jego domu, to już coś, co przekracza moje, już dawno, postawione granice.

Miałam dać sobie spokój z facetami. Nigdy więcej z żadnym się nie wiązać, tyle że nie jestem już studentką, która trafiła na nieodpowiednią osobę a dorosłą kobietą panującą nad swoim życiem. Mam za sobą wachlarz doświadczeń i niekoniecznie miłych przeżyć. To one sprawiły, że jakoś wzięłam się w garść. W końcu pójście na terapię to spory krok na przód, a umówienie się z Prestonem też do nich należy.

Cały czas sobie powtarzam, że wydarzenia z przeszłości się nie powtórzą. Gdyby Preston chciał mi coś zrobić, już dawno by to uczynił. A on uszanował moje granice, dał mi czas, nie naciskał.

Biorę głęboki wdech i spoglądam na leżącą na łóżku sukienkę. Ma odsłonięty dekolt, nie posiada ramiączek, dlatego założenie do niej stanika byłoby błędem. Z westchnieniem sięgam do zapięcia na plecach, lecz się waham. A jeśli Preston to zauważy i uzna za zaproszenie do czegoś nieprzyzwoitego?

Przeklinam się za te wszelkie wątpliwości. Prędzej to one wpędzą mnie do grobu niż jakiś szurnięty mężczyzna.

W końcu rozpinam biustonosz i rzucam go na pościel. Zakładam sukienkę, poprawiam szminkę oraz spinki we włosach, by kosmyki nie wpadały mi do oczu. Ostatni raz przeglądam się w lustrze i kiedy stwierdzam, że niczego więcej nie zmienię, opuszczam sypialnię.

Kira przerywa jedzenie i wpatruje się w moje kroki. Uśmiecha się, choć to raczej dlatego, że wychodzę, a ona zostanie sama. Bianca nie ma dziś czasu przez zbliżający się ślub, więc pierwszy raz Kira zostaje bez opieki. Trochę się tym martwię. Obiecała jednak, że będzie grzeczna.

– Nie siedź do późna, dobrze? Jutro masz szkołę, odrobiłaś zadania?

– Tak, jestem przygotowana na zajęcia, nie martw się o to – odpowiada, przewracając oczami.

Podchodzę do niej, po czym całuję w czubek głowy.

– W razie czego dzwoń – dodaję.

Dziewczyna mamrocze pod nosem „spoko", więc nieco spokojniejsza wychodzę z mieszkania. Wchodzę do windy, gdzie po raz kolejny mogę spojrzeć w lustro. Wszystko od włosów po kolana wygląda elegancko, tylko buty niekoniecznie pasują do kreacji. Powinnam mieć na sobie czerwone szpilki, a mam czarne buty na płaskiej podeszwie, by nie narazić kostki na poważniejszy uraz.

Preston raczej nie zwróci na to uwagi.

Metalowe drzwi się otwierają, a moje spojrzenie od razu pada na postawnego mężczyznę na środku holu, piszącego coś na telefonie. Stawiam pierwszy krok w jego stronę. Preston jakby czuje, że się zbliżam, bo unosi wzrok, chowa komórkę do kieszeni i posyła mi seksowny uśmiech, od którego ciarki podążają mi po nogach prosto między nie. Wzdrygam się.

Ostatnio miał ze sobą kwiaty, lecz dziś ich nie ma. Coś kłuje mnie w piersi, choć nie wiem, dlaczego. Nakładam jednak na twarz uśmiech, by nie dostrzegł mojego zawodu.

– Cześć – witam się.

Preston sunie spojrzeniem po mojej twarzy, potem spogląda na szyję i na koniec na strój. Nieznacznie unosi brew.

– Pięknie wyglądasz w tej sukience.

Komplement z jego ust sprawia, że policzki płoną mi od rumieńców. Naprawdę miło jest usłyszeć coś takiego.

– Dziękuję. Tylko nie mogłam dopasować do niej butów.

Świetnie, Dani, teraz na pewno to zauważy...

I oczywiście to robi. Spogląda w dół, ale nie krzywi się, na jego twarzy nie pojawia się żaden grymas niezadowolenia.

– W domu będziesz mogła je zdjąć – stwierdza. – Lepiej nie przemęczyć kostki.

– Racja – zgadzam się z nim. – Możemy iść?

Preston podaje mi swoje ramię, więc chwytam się go i opuszczamy budynek. Jak na wychowanego faceta otwiera drzwi, bym mogła wsiąść do samochodu. Potem siada za kierownicą i ty razem po podłączeniu telefonu do panelu auta włącza spokojną playlistę na Spotify.

– Daleko mieszkasz? – zagaduję.

– Poza miastem. To strzeżone osiedle z ładnym widokiem i nawet miłymi sąsiadami.

– Dobrze jest mieć takich sąsiadów. Przynajmniej nie robią awantur, nie walą w czyjeś drzwi o drugiej w nocy i nie dewastują klatek schodowych.

Preston zerka na mnie kątem oka.

– Miałaś takich sąsiadów?

– Niestety – odpowiadam z westchnieniem.

Pamiętam pierwsze tygodnie po przeprowadzce. Piętro niżej mieszkał chłopak, którego niekoniecznie lubiła starsza pani. On wracał późno, często pijany i zjarany, a ona wiecznie miała go na oku i naskakiwała na niego przy każdej okazji. Czasem wydawało mi się, że nie śpi, tylko czeka aż chłopak wróci do mieszkania, by zrobić mu kolejną awanturę. Policja przyjeżdżała tu co dwa dni. Pewnego dnia chłopak zniknął i już nie wrócił. Z kolei starsza pani trafiła do domu opieki, gdy zdiagnozowano u niech demencję.

Nastała cisza.

– U mnie nie ma takich atrakcji – dodaje po dłuższej ciszy.

*

Preston parkuje na oznaczonym jego nazwiskiem miejscu. Wyłącza silnik, zabiera telefon i jako pierwszy wysiada z samochody, by po chwili otworzyć drzwi od strony pasażera i pomóc mi z niego wysiąść.

– Też chciałabym mieć podziemny parking. Nie musiałabym walczyć o wolne miejsce przed budynkiem.

W odpowiedzi mężczyzna parska śmiechem. Docieramy do windy, Preston naciska przycisk, drzwi się otwierają, więc wchodzimy do środka. Stajemy po przeciwnych stronach. Wpatruję się przed siebie, ściskając w dłoni pasek torebki, ale czuję, że mężczyzna badawczo mi się przygląda. Nie mam odwagi tego sprawdzić.

Wysiadamy na piątym piętrze. Preston idzie pierwszy, podchodzi do ostatnich drzwi na korytarzu i otwiera je. Odwraca głowę w moją stronę. Uśmiecha się lekko, po czym popycha drzwi i wskazuje gestem głowy w głąb pomieszczenia.

– Panie przodem – mówi zachęcająco.

Przekraczam próg mieszkania. Preston zabiera ode mnie płaszcz i odwiesza go na wieszak przy lustrze. Idę dalej, listwy umieszczone pod sufitem powoli się zapalają, tworząc przyjemny półmrok w całym pomieszczeniu. Trafiam do salonu połączonego z kuchnią. Przy kuchennej wyspie stoi czarny stolic z elegancką zastawą, świecami, które Preston dopiero zapala oraz kwiatami w dużym wazonie.

– Amarylisy – mówię sama do siebie.

Mężczyzna widząc moją minę, wyciąga jedną łodygę i podaje mi ją z szarmanckim uśmiechem.

– Zapamiętałem.

Nie wątpiłam w to, choć nie sądziłam, że naprawdę je dostanę. Myślałam, że skoro nie miał niczego, kiedy po mnie przyjechał, nie mam na co liczyć. A tu proszę. Czekała na mnie miła niespodzianka.

– Usiądź i zdejmij buty. Włączę ogrzewanie podłogowe. Nalać ci wina?

– Z chęcią się napiję.

Preston rusza do barku pełnego wina. Wyjmuje jedno, sprawdza nazwę, ale odkłada butelkę. Powtarza tę czynność kilka razy aż znajduje te odpowiednie. Otwiera korek, chwyta szklankę i wypełnia ją czerwonym trunkiem.

– Louis Latour – czytam etykietę na butelce wina. – Który rocznik?

– Dwa tysiące szesnasty – odpowiada bez zastanowienia.

Przykładam lampkę wina do ust i smakuję trunku. Gorzkawy smak rozlewa się po moim gardle, dając rozkosz kubkom smakowym na języku. Zdążyłam zapomnieć, jak bardzo uwielbiam wino.

– Smakuje?

– Po przerwie jaką miałam od picia chyba każde wino by mi smakowało – stwierdzam ze śmiechem.

– Więc dobrze, że dałem ci jedno z lepszych. Zbrodnią byłoby w takiej sytuacji poczęstować cię czymś z niższej półki.

Sam upija łyk, a potem ściąga czarną marynarkę, podwija rękawy koszuli, ukazując tym samym okalające skórę czarne wzory. Robi mi się sucho w przełyku na ich widok, dlatego ponownie sięgam po trunek.

Preston staje przed płytą indukcyjną, włącza palnik pod dwoma garnkami i drewnianą łyżką miesza zawartość w jednym z nich. Ciężko mi uwierzyć, że sam gotuje. Mężczyźni chyba zwykle tego nie robią, przeważnie kobieta się tym zajmuje, gdy oni korzystają z gotowych dań. To kolejne miłe zaskoczenie. Najpierw kwiaty, teraz gotujący facet. Czym jeszcze mnie zaskoczy?

*

Po pysznym, nieco pikantnym spaghetti przychodzi czas na deser. Preston stawia przede mną talerzyk z biało-zielonym ciastem. Wygląda ładnie, widzę coś takiego pierwszy raz i nie mam pojęcia, czego się spodziewać.

– Co to takiego? – Unoszę wzrok na mężczyznę.

– Tiramisu z matchą – wyjaśnia. – Spróbuj. Zapewniam, że się zakochasz.

Nakuwam widelczykiem kawałek ciasta, po czym wkładam je do ust. Smak szybko atakuje kubki smakowe. Cholera. To jest naprawdę dobre.

– I jak? – dopytuje.

Sam nie tyka swojego ciastka. Patrzy z uwagą, jak rozkoszuję się deserem, który jestem przekonana, że sam zrobił. Ile ten facet potrafi? I dlaczego jeszcze żadna go nie usidliła, skoro potrafi gotować i z takim szacunkiem traktuje kobiety? Gdyby nie moje lęki z przeszłości, już dawno okazałabym Prestonowi większe zainteresowanie.

– Nie jadłam niczego lepszego. To też sam robiłeś?

Z uśmiechem kiwa głową.

– Musiałem skorzystać z przepisu, ale makaron robiłem z pamięci – chwali się.

Ten facet to chyba ideał! Dlaczego na studiach nie mogłam poznać kogoś takiego, jak on? Dlaczego trafiłam na potwora, który mnie poniżał, kilka razy uderzył i zdradzał na prawo i lewo?

Wspomnienie Laytona psuje mi humor i tym bardziej apetyty. Zawieszam się na długie sekundy, co nie umyka uwadze Prestona. Czuję jego ciepłą dłoń na swojej i tylko dzięki temu wracam do rzeczywistości.

– Stało się coś?

Patrzę mu prosto w oczy. Nie zauważyłam, że się zbliżył. Teraz odległość między nami znacząco się zmniejszyła, mam jego twarz blisko swojej, jego nos, lekko rozchylone wargi. Ostatnia osoba, która znalazła się tak blisko chciała mnie skrzywdzić. Wyczekuję momentu, kiedy tamten wieczór się powtórzy, jednak nic się nie dzieje. Wszystko jest dobrze. Preston nie wykonuje ani jednego ruchu. Po prostu mi się przygląda.

Zrób coś szalonego. Zabaw się, nie pożałujesz.

Nim wątpliwości zagłuszą słowa przyjaciółki, złączam usta Prestona ze swoimi. To trwa tylko chwilę. Szybko się odsuwam, gdy dociera do mnie, co właśnie zrobiłam.

– Przepraszam... Ja... nie powinnam – mówię chaotycznie.

Ciężko mi wydusić coś, co miałoby więcej składu i ładu. Speszona odwracam wzrok i próbuję wstać, lecz mężczyzna ściska moją dłoń.

– Dani. – Gdy wymawia moje imię w ten sposób, cały świat nagle zwalnia.

Mało tego nagle znów czuję wargi mężczyzny. Tym razem się nie cofam. Wzdycham, zamykam oczy i daję się ponieść tej chwili. Czuję słodkawy smak ciasta, miękkość ust w powolnym i mokrym tańcu oraz delikatne iskierki wędrujące po szyi. Są przyjemne. Zupełnie inaczej zapamiętałam pocałunki, gdy byłam studentką. Wtedy nie zawsze tego chciałam. Teraz myślę, że to na tyle przyjemne, by chcieć doznawać tego uczucia częściej.

– To twój pierwszy pocałunek? – pyta z zaciekawieniem.

Peszę się.

– Od czasów studiów.

– I jak go oceniasz?

Parskam śmiechem.

– To poważne pytanie. Mogę liczyć na odpowiedź.

– Chcesz tym podbudować swoją samoocenę? – sugeruję z uniesioną brwią.

– Chcę podbudować twoją pewność siebie – wyjaśnia. – Więc? Było dobrze?

Policzki nieco mnie bolą od uśmiechu.

– Lepiej niż dobrze.

Zadowala go ta odpowiedź. Mnie również, bo to było... cudowne. Poprawiło mi humor, dodało nieco więcej śmiałości, z czego moja terapeutka z pewnością będzie dumna.

– Gdy będziesz chciała to powtórzyć, wystarczy, że powiesz.

W filmach takie pocałunki przy kolacji zwykle kończą się seksem. Bohaterowie nagle robią się napaleni, całują się zażarcie, zrzucają ubrania, jakby ich parzyły, a potem spędzają upojną noc w czyjejś sypialni.

Ten wieczór tak się nie skończy. Gdyby Preston się zagalopował, rozbiłabym butelkę wina na jego głowie. Cieszę się, że potrafi nad sobą zapanować i niczego ode mnie nie wymaga. Nie powinnam się go obawiać. Nie jest taki jak ten, który stanął na mojej drodze kilkanaście lat temu.

– Dokończ tiramisu, bo skuszę się na twoją porcję. – Wskazuje na mój talerz i odsuwa się wraz z krzesłem.

Znów nabieram ochoty na pyszny deser, który aż rozpływa mi się w ustach.

*

Widok z balkonu jest lepszy od tego, jaki widzę z okien swojego mieszkania. Codziennie słyszę hałas z ulicy, nakładające się rozmowy ludzi, klaksony zdenerwowanych taksówkarzy oraz kierowców, a także szczekanie małych piesków dreptających po chodniku. Tutaj jest spokojniej. Warkot samochodów jest stłumiony, słyszę głównie szumiące na wietrze drzewa, a w powietrzu zamiast zapachu tanich hot dogów unosi się woń nadchodzącego deszczu.

– Chyba ci się podoba, mam rację?

Presto staje tuż obok. Opiera się o balustradę, omiata spojrzeniem widok, a później skupia się na mnie.

– Podoba mi się ta cisza, tylko trochę daleko stąd do centrum i do pracy.

– Coś za coś – podsumowuje. – Nie żałuję, że kupiłem te mieszkanie. W pracy spędzam większość czasu, czasem nawet w gabinecie nie mam spokoju, ciągle ktoś wydzwania, umawia spotkania, przesyła mi maile albo prowadzę wideo rozmowy. Tutaj mogę się zrelaksować.

Też bym tak chciała. Przychodziłabym tu rano z kawą, a wieczorami z laptopem i gorącą herbatą z cytryną i po prostu wsłuchiwała się w odgłos natury.

– Powiedz mi – spoglądam na mężczyznę – co sprawiło, że zdecydowałaś się wysłać swoje CV do mojej firmy? Pracowałaś w dobrze prosperującej agencji, ale przyjechałaś tutaj.

– Sprawy rodzinne – wyjaśniam, nie zagłębiając się w szczegóły.

Nie lubię to tego wracać. Liczy się tylko to, że tu jestem i znalazłam pracę w agencji, która chyba korzysta na tym, że mnie zatrudnili. Dlaczego miałabym wyjawiać powód zmiany otoczenia?

– Rozumiem. Wszystko się już ułożyło?

Naprawdę wygląda jakby to go obchodziło i się tym przejmował. I gdy patrzy na mnie tym przejmującym spojrzeniem, mam ochotę wszystko mu powiedzieć, a słowa terapeutki kopią mnie w tył głowy.

– Raczej tak – stwierdzam. – Ostatni rok był... ciężki, ale wyszliśmy na prostą. Pracowałam zdalnie na prywatnych zleceniach, jednak w końcu trzeba było wyjść do ludzi. Wysłałam naprawdę sporo maili do różnych firm, większości nie pamiętam i naprawdę się zaskoczyłam, gdy otrzymałam wiadomość zwrotną od was. Przeszukałam nawet pocztę, ale nie znalazłam wiadomości, którą napisałam. Pewnie zrobiłam mail zbiorowy.

– Możliwe – przyznaje Preston. – Cieszę się, że trafiłaś do nas. Mam nadzieję, że się nie nudzisz.

– Skąd – zaprzeczam od razu. – Cały czas coś robię i czas leci szybciej. Lubię mieć zajęcie. No i jest z kim pogadać, atmosfera jest dosyć luźna...

Mogłabym wymieniać wiele zalet pracy w agencji braci Moore. Jest mi w niej naprawdę dobrze, większość osób, z którymi pracuję szanuje to, że niezbyt mam ochotę o sobie rozmawiać. Między innymi dzięki temu mam ochotę wstać rano z łóżka i pojechać do pracy.

– Każdy prowadzący swój odział stara się, by każdy pracownik był wyluzowany, ale Nate czasem przesadza.

Śmieję się, przypominając jak kilka dni temu rozmawiał z Samuelem o tym, że może zamiast foteli zamówiłby dmuchane piłki. Pomysł nie był taki najgorszy, o ile nie musielibyśmy korzystać z nich codziennie.

– Umie rozweselić pracowników – przyznaję i patrzę w oczy Prestona.

Odległość między nami znacząco się zmniejsza. Unoszę głowę. Wstrzymuję oddech, choć nie mam takiej potrzeby. Atmosfera w jednej sekundzie się zagęszcza, przechodzą mnie dreszcze i nie wiem, czy to przez spojrzenie mężczyzny, czy może krople deszczu na skórze. Może to oba czynniki?

Jednego jestem pewna. W towarzystwie Prestona, gdy jesteśmy poza pracą i służbowymi relacjami, czuję się, jakbym znów miała dwadzieścia lat i całe miłosne życie to przeżycia. Jakbym nie posiadała złych doświadczeń. Mogła na nowo poznać, czym są motylki w brzuchu.

Patrząc w oczy Prestona, staję na palcach, zbliżam usta do jego warg, po czym delikatnie muskam je swoimi. Tym razem nie ma w nim namiętności. Jest niepewny, zbyt lekki, by dokładnie go poczuć. W tym nie jestem dobra.

– Mogę ja? – pyta, a jego palce znajdują się na moim podbródku.

Onieśmielona kiwam głową. Pozwalam, by usta mężczyzny opadły na moje, by prowadził pocałunek i pokazał, czym jest przyjemność. Taniec naszych warg sprawia, że drżę. Opieram dłonie na klatce piersiowej mężczyzny. Pod palcami czuję mocne bicie serca.

Cholera. To już drugi pocałunek i zdaje się być lepszy od poprzedniego. Przepadnę w tym. To już chyba nieodwracalny proces. Spadam w tą otchłań rozkoszy i nie widzę niczego, czego mogłabym się chwycić.

Nie chcę tego przerywać. Tak jest dobrze.

– Dziękuję za ten wieczór – mówię, gdy się od siebie odsuwamy.

– Jeszcze się nie skończył – stwierdza. – Ale jeśli uważasz inaczej, mogę cię już odwieźć.

Trochę mi głupio, że po trzech godzinach tak po prostu to skończymy i każdy wróci do siebie. Tyle że zostawiłam Kirę i powinnam już wrócić, zanim ktoś z sąsiadów zacznie się zastanawiać, gdzie poszłam i dlaczego nie wracam. Jeszcze tylko brakuje policji pod moimi drzwiami.

– Robi się późno – odpowiadam. – Powinnam wracać.

– W porządku – zgadza się, po czym przepuszcza mnie przodem w drzwiach balkonowych. – Chcesz zabrać kawałek tiramisu do domu? Trochę mi zostało.

Ze śmiechem przewracam oczami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro