Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

...

Idę szybkim, równym krokiem na spotkanie z nim, z moją ciągle dopadającą mnie przeszłością. Zanim wyszłam z domu miałam ułożoną całą swoją wypowiedź, nie chciałam dać się zgiąć, omotać jego morskim, ciepłym, pełnym uczuć oczom. Lecz z każdym krokiem moja pewność siebie opuszcza moje ciało oraz umysł. Zastanawiałam się czy w ogóle powinnam to robić. Pozbyć się go z mojego życia raz na zawsze, powiedzieć co mi zrobił, jak cierpiałam przez te lata, ile łez przez niego wsiąkło w moją niczemu nie winną poduszkę. Że przez niego prawie straciłam jedyną i najlepszą przyjaciółkę. Siadła moja niegdyś niezniszczalna psychika, a on zostawił mnie jako małą bezbronną, nie rozumiejącą świata dziewczynkę na pastwę losu. Nie dbając o to co się ze mną stanie. Po części zawsze czułam jego wzrok, obecność duchową, troskę oraz chęć bycia blisko, nie chciał abym się cięła. Ale mimo to nie był obok, nawet kiedy naprawdę potrzebowałam bliskiej osoby.

Wychodzę zza rogu bloku i widzę go, stojącego przy boisku piłki nożnej. Opiera się o słupek lekko zgarbiony wpatrując się wytrwale w czubki swoich szaro niebieskich adidasów. Jego grzywka zawsze idealnie ułożona dzięki kilogramom żelu teraz była potargana przez wiatr. Z każdym metrem coraz bardziej ogarniał mnie strach pomieszany z paniką.
Tak długo odwlekałam tą chwilę że zapomniałam jak bardzo niezdecydowana jestem przy tym chłopaku. Mój strach nie jest typowy. Nie boje się go, tylko mojej reakcji na jego osobę. Spoconych dłoni, niezdecydowania, scisnietego gardła przez które nie przejdzie żadne słowo. Swojej słabości do niego, tego że jak spojrzę w jego oczy nie będę w stanie go zranić, powiedzieć jak mnie traktował i jak bardzo go nienawidzę. Ponieważ to uczucie nie jest nienawiścią. Jest to miłość przepełniona żalem i smutkiem. Jest to miłość nie mająca prawa istnieć, która z każdym dniem, miesiącem, rokiem słabnie, ale nigdy nie da się jej pozbyć. Można z nią żyć, znaleźć sobie osobę którą będzie się kochało równie mocno, ale pierwsza miłość nie jest do pozbycia się z głowy.

Wiem że jestem tchórzem, dziewczyną którą stara się być silną, a tak naprawdę gdyby mogła zaszyłaby się w swoim pokoju i nie wychodziła do końca swojego życia. Na chwiejnych nogach pełna obaw staje metr od niego.
Widząc mnie kątem oka podnosi na mnie wzrok. A ja jestem w stanie przyjrzeć się dokładnie jego twarzy. Szczerej, wyrażającej prawdziwe uczucia czego nie da się dostrzec w szkole.
Ma zamglone oczy ledwo trzymając je aby nie zamknąć ich przez nie wyspanie. Iskierki tlącę się w nich błękicie wyrażają nadzieję pomieszaną z niepokojem.
Na czoło spada mu koszyk włosów na który nie zwraca najmniejszej uwagi. Jest pochłonięty wpatrywaniem się w moje szkliste oczy wypełnione łzami. A ja zerkam na jego dłonie zaciśnięte mocno na krawędzi bluzy.
Trwa walka kto powinien odezwać się pierwszy. Niezręczna cisza jest niedozniesienia dla nas obojga, ale ja nie zamierzam od początku okazywać uczuć. Dlatego milczę.

- Po co chciałaś się spotkać. - słyszę łamiący się, zachrypnięty głos Mateusza.

- Rozliczyć się z przeszłości. - odpowiadam odważnie.

Dzisiaj mam nad nim przewagę. To on jest tym słabszym, próbującym się oderwać z dna. Ja przeszłam to, udało mi się wyjść na prostą dzieki mojemu chłopakowi, a on dostaje to na co zasłużył.

- Jak się trzymasz? - jego podstawowe pytanie kierowane w moją stronę przy każdej rozmowie tak właśnie brzmi.

- Jak widać. Nadal palisz? - wypowiadając te słowa ściskał mnie w żołądku. Zawsze prosiłam by tego nie robił, truł się, a ja nie mogłam na to patrzeć.

- Tak. - w sumie czego się spodziewałam, tacy jak on się nie zmieniają. - Miałaś mi coś do powiedzenia.

Podszedł bliżej mnie, przekraczając moja niewidzialną granice. Jednak nie umiałam nic zrobić. Czułam jakby ktoś odebrał mi głos, przykleił moje nogi do ziemi i nie pozwolił oderwać wzroku od tego najgorszego przekleństwa z mojego życia.

- Po prostu powiedz.

- Zniszczyłeś mi życie.

- Sama tego chciałaś. - najpierw dotknął delikatnie mojego ramienia, a następnie bez mojej zgody przytulił do siebie. Rozluźniłam się, poczułam pewniej w jego towarzystwie, tak jak kiedyś kiedy liczyliśmy się tylko my.
Dzięki temu wyrzuciłam z siebie potok słów, dziesiątki zdarzeń, oraz mój ból spowodowany wspomnieniem krzyków skierowanych do mojej osoby. Pierwszy raz powiedziałam mu wszystko, przeciwstawiłam mu się w tak prosty i szybki sposób, że jego twarz wyraża teraz zdziwienie przechodzące w gorycz. Odsuwam się od niego pozwalając sobie jeszcze raz przeanalizować sytuację oraz to co właśnie zrobiłam.

- Na moje nieszczęście umowa nadal istnieje.

Ponownie na niego zerkam, dopiero teraz zauważam wymiętą koszulkę, podrapane ręce i bandaż owijajacy jego nadgarstek. Nadal do siebie coś czujemy widać to przez nasze szklane oczy wpatrzona w siebie. Jednak żadne z nas się nie przyzna, nie umie podjąć próby ratowania tego co było między nami, naszego wspólnego jutra.
Ja dlatego, ponieważ wreszcie zaczęłam nowe życie bez niego, uwolniła się, przestałam bać się otaczającego mnie świata. Znalazłam kochanego, szczerego i opiekuńczego chłopaka z którym tworzymy zgraną parę. A on jest zbyt dumny i popularny jakkolwiek można to nazwać, aby pokazać się wśród znajomych ze mną. Zwykła szczerą dziewczyną, mająca pewne zasady pomijając fakt że nie pochodzę z bogatej rodziny.

Odeszłam ostatni raz odwracając się za siebie i ujrzałam błyszczącą łzę spływającą po jego policzku, ale ja już podjęłam decyzję.

To już jest koniec.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro