3. Coś cię gryzie? cz.1
Było po piętnastej, gdy dojechał w końcu autobusem pod swoje osiedle. Powoli zaczynał się grudzień. Piotrek pamiętał, jak był bardzo mały, a śnieg zaczynał padać już od listopada. Teraz nie miał pewności, czy doczeka się go nawet w grudniu. Spojrzał na zaniedbany i wymalowany przez wandali plac zabaw, na tle szarych bloków i łysych drzew. Nie był to za ładny i radosny widok. Wszedł na klatkę schodową i spojrzał w górę na niekończący się wir schodów. „Nie chce mi się" – pomyślał Piotrek i zszedł do piwnicy. Mało śmiertelników zapuszczało się w te rejony. Była to kraina ciemności, sypiącego się tynku ze ścian, zgnitych podłóg – niektórzy nawet powiadali, że i szczury znalazły tu schronienie.
Piotrek otworzył kłódkę od drzwi do swojej kanciapy – dorobił swój własny klucz w wieku dziesięciu lat, by nie prosić cały czas opiekunów o zgodę. Zaświecił słabo świecącą żarówkę na suficie i próbował przedrzeć się przez stojące wszędzie piętrowe kartony z ozdobami świątecznymi, stare meble, czy jego dawne rzeczy jak kołyska, czy wózek. W końcu doszedł pod samą ścianę i ściągnął prześcieradło ze stojącej tam perkusji. Instrument ten co prawda należał do jego wujka, który był prezentem na jego pięćdziesiątkę od syna, ojca Piotrka, ale po tygodniu porzucił ciężką drogę samouka. Zasiadł na starym taborecie i zaczął jedyną piosenkę, której cały tutorial znalazł w Internecie – „Agnieszka już tu nie mieszka". Jednak myślał o tym pozytywnie – jeszcze parę takich piosenek i będzie dorabiał na weselach. Na refrenie zmrużył oczy, przechylił się do przodu na krześle, włożył w tę grę wszystkie swoje siły i niewyładowane emocje.
– Możesz się zamknąć?! – wujek Błażej krzyknął mu nagle do ucha. Piotrek zerwał się na równe nogi. Spojrzał na wujka, jakby zobaczył ducha.
– Co tu robisz? – zapytał Piotrek, próbując opanować przyśpieszony oddech.
– To samo co ty – powiedział, wyjmując z jednego kartonu puszkę piwa – ukrywam przed resztą rodziny niepożądane zainteresowanie.
– Tylko, że ja tworzę muzykę, a ty tylko niszczysz swoje zdrowie – odparł zirytowany Piotrek.
– Mnie tam bolą uszy od tego twojego walenia, czyli też niszczysz zdrowie. – skończył temat wujek i wziął duży łyk trunku. – Jak ci się podoba tydzień bez Internetu, młody?
– Świetnie – powiedział sarkastycznie Piotrek, przykrywając znów perkusje prześcieradłem. – Nawet nie mogę skontaktować się z przewodniczącą wolontariatu, aby dopytać się, kiedy i gdzie jest jutro spotkanie.
– A ta cała panna Witkacy tam nie należy? – zapytał wujek, opierając się o jeden z kartonów. – Znam jej matkę i zawsze chwali się wszystkim, jaka ta jej córeczka jest dobra i miłosierna.
– Marlena Witkacy? – Piotrek starał się, aby jego głos brzmiał jak najbardziej obojętnie – Tak, chyba tam należy.
– Mieszka za Parkiem Makłowicza. Możesz się pójść zapytać albo wysłać list, ale wątpię, czy wiesz, co to takiego. – Wujek Błażej uśmiechnął się kpiąco.
– Pójść do jej domu i się zapytać? – zaśmiał się Piotrek – Nie będę się wystawiać na takie pośmiewisko.
– Jak wolisz, ale dorośniesz dopiero wtedy, gdy przestaniesz tak dbać o swoją reputację – odpowiedział wujek Błażej i wyjął ze swojej kieszeni swoją starą Nokię.Wujek w skupieniu zmarszczył czoło i zaczął coś klikać na komórce. Piotrek chwilę się wpatrywał w niego, ale zarzucił plecak na siebie i ruszył w stronę wyjścia. Zatrzymał się, gdy usłyszał puszczenie sygnału. Wujek podniósł telefon do ucha.
– Halo? – powiedział łagodnym głosem do telefonu – Czy dodzwoniłem się do Pani Witkacy? – nasz bohater momentalnie zbladł – Och, czyli to jej córka przy telefonie?
Piotrek wytrącił wujkowi telefon z ręki. Nokia spadła, robiąc w podłodze małą dziurę. Bateria wypadła, a połączenie się urwało. Wujek spiorunował młodzieńca wzrokiem, ale chłopak nie dał się zastraszyć i odpowiedział równo wyzywającym wzrokiem. Wujek miał zacięty charakter i mało kto się z nim pod tym względem równał. Piotrek natomiast miał w sobie ogromne pokłady sił walki do końca. Razem zaszliby daleko, ale stawiając przeciwko sobie przyprawiali często ciocie Maję o ból głowy.
– Szlaban – odparł krótko wujek i zatrzasnął drzwi za sobą.Piotrek wziął pałeczki do perkusji i rzucił nimi w ścianę.
Następnego dnia jaśniejące słońce poprawiało wszystkim humory. Tylko ciocia Maja przestraszyła się jak pod padającymi promieniami słońca szyby wyglądają na brudne.Piotrek wsiadł do zatłoczonego autobusu i zajął ostatnie wolne miejsce obok jakiejś babci. Policzył drobne, które wydał mu kierowca autobusu i zauważył, że znów wydał mu o dwadzieścia groszy za mało. W nudzie zaczął wybijać ręką rytm, uderzając o nogę. Przestał, gdy siedząca obok babcia głośno westchnęła. Po tym całą podroż odbył w ciszy, przyglądając się wzorkom na siedzeniu przed nim. Gdy wchodził na tył szkoły ktoś zajechał rowerem do zardzewiałego stojaka. „Jaki głupek przyjeżdża rowerem do szkoły w grudniu?" - zaśmiał się. Mimo słońca jest tak chłodno, że idzie zamarznąć. Spojrzał ukradkiem w stronę stojaków i zauważył mignięcie blond włosów.
– Na twoim miejscu bym tu nie parkował – rzucił w stronę Gabrysi.
– A to niby dlaczego? – Na jej rumianej od zimna twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
– Po pierwsze – zaczął Piotrek, podchodząc do niej – przy mocniejszym szarpnięciu ten stojak się złamie. A po drugie ten rower tutaj, aż prosi się o zepsucie przerzutek i rozkręcenie kierownicy. Teraz każdy też chce być jak Paweł Jumper. Mogę? – zapytał, chwytając za kierownicę. Gabrysia odpowiedziała skinieniem głowy. Zaprowadził rower za kontener na śmieci – Nikt tu go nie znajdzie, a jeżeli masz kłódkę, to mamy prawie stuprocentową pewność, że panie sprzątające go nie oddadzą na złomowisko.
– Na to nie wpadłam – zaśmiała się Gabrysia i przypięła kierownicę do płotu. W tym samym momencie z roweru spadł łańcuch. Piotrek od razu schylił się, aby pomóc założyć go z powrotem... – Jesteś naprawdę kochany Piotrek – Piotrek lekko się zarumienił na te słowa– Tylko szkoda, że ignorujesz moje wiadomości.
– O nie, to nie tak – zawstydził się chłopak. – W całym bloku nie mamy chwilowo Internetu. Bardzo chciałem się ciebie zapytać, kiedy jest następne spotkanie wolontariatu.
– Dziś, zaraz po lekcjach, w bibliotece. – Gabrysia położyła rękę na jego ramieniu – Będzie nam naprawdę miło jak do nas dołączysz. Do zobaczenia.
Gabrysia odeszła, a Piotrek udał się do łazienki by umyć, brudne po zakładania łańcucha, ręce. W dozowniku była resztka mydła, mimo iż lekcje dopiero się zaczynały. Gdy ostro szorował gęsty smar, próbował ramieniem poprawić swoją zmierzwioną, brązową czuprynę. Pojemnik na ręcznik papierowy znów był pusty. Wsadził jednak rękę do środka w nadziei, że został tam chociaż jeden listek. Poczuł naglę mocne ukłucie. Szybko wyciągnął stamtąd dłoń. Z pojemnika wypełzł ogromny, gruby pająk. Wyglądał jak krzyżak, ale dwa razy większy i o dłuższych nogach. Piotrek odruchowo cienko pisnął, ale przypomniał sobie, że jest w szkole i opanował swój strach. Przyjrzał się ręce i zobaczył dwie czerwone kropki w miejscu ukłucia. Chwycił stojący pod ścianą mop i chciał już zrobić zamach by uśmiercić przerażające stworzenie, ale sam nie wiedział, dlaczego nie mógł. Wytarł ręce w spodnie i wyjął z plecaka zeszyt z matematyki. Otworzył okno na oścież i przysuną notatnik bliżej pająka. „Maluch" wszedł posłusznie na okładkę. Chciał powoli zanieść i umieścić go na gałęzi wysokiego drzewa, które znajdowało się blisko okna. Jednak pająk niespodziewanie zaczął biec w kierunku jego ręki. Chłopak puścił zeszyt z pająkiem i patrzył jak „Aladyn na magicznym dywanie" lecą za ogrodzenie szkoły. Dzwonek zadzwonił, a Piotrek udał się na lekcję, myśląc o tym, jak wytłumaczy brak zeszytu nauczycielce.
Ugryzienie przez pająka dawało coraz mocniej o sobie znać...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro