Rozdział 6
Po tygodniu nadszedł dzień rozstania. Czułem się już w pełni sił, aby opuścić swój "tymczasowy dom". Pobyt tutaj był moim najlepszym okresem w życiu, którego nigdy nie zapomnę. Spotkało mnie niewyobrażalne szczęście i dobrzy ludzie, którzy uratowali mi życie. Już sam nie wiedziałem, co mam sądzić o ludziach. Byli tacy, od których biło ciepło, serdeczność i chęć pomocy drugiej osobie. A byli też tacy, którzy tylko czekali na odpowiedni moment, aby wbić komuś nóż w serce.
Ewentualnie w nie strzelić.
Było mi przykro, że nadszedł czas rozłąki, której tak bardzo się bałem odkąd polubiłem to miejsce i ludzi, którym wtedy zawdzięczałem naprawdę wiele. Z drugiej strony nie chciałem im siedzieć na głowie, w końcu mieli własne sprawy niż zajmowanie się mną. Mimo wszystko obiecałem sobie, że będę ich odwiedzał dopóki nie wyjadą do swojego rodzinnego domu. Ten był tylko tymczasowym pobytem. Przyjeżdżali tu co zimę, aby mile spędzić czas wśród przyrody, z dala od zatłoczonego miasta, znajdującego się kilkanaście kilometrów stąd. Nie miałem pojęcia, co to za miasto, ale z pewnością nie było tam dzików. To nie nasze klimaty.
*~*
Nick (bo tak nazywał się chłopak, który mnie uratował) pogłaskał mnie delikatnie po grzbiecie i ku mojemu zaskoczeniu, mocno przytulił.
- Miło mi było cię gościć - powiedział wtulając się mocno w moją sierść. - To był super tydzień, a ty jesteś naprawdę fajny i szczerze? Nie rozumiem tych stereotypów na temat dzików.
Na te słowa zrobiło mi się cieplej na sercu. Z każdą chwilą darzyłem go coraz większą sympatią, choć i tak była ona już na wysokim poziomie.
Nick poklepał mnie po karku i powiedział:
- W razie potrzeby przyjdź do nas, kiedy będziesz na przykład głodny lub stęskniony - zaśmiał się. - Będziemy tu jeszcze tydzień. Potem, niestety wracamy do domu, ale zostawię trochę jedzenia, aby starczyło ci na jakiś czas. Zdaję sobie sprawę, że w tym okresie musi być ci ciężko coś znaleźć, ale nie martw się, coś na pewno uszykuję - uśmiechnął się pokrzepiająco.
Byłem mu naprawdę wdzięczny za wszystko, co dla mnie zrobił i nie miałem pojęcia, czy kiedykolwiek mu się odwdzięczę. Byłem tylko dzikiem, w dodatku samotnym. Jedyne, co mogłem dla niego zrobić to pilnować mu tyłek, gdy ktoś niespodziewany go nawiedzi. Miałem nadzieję, że tak się stanie, bo miałem w końcu szansę się wykazać i przy okazji spłacić swój dług wdzięczności. Poczułbym się do czegoś przydatny, a moje sumienie zostałoby zaspokojone.
W końcu postanowiłem iść. Trąciłem jeszcze Nicka pyszczkiem na pożegnanie po czym ruszyłem przed siebie.
Znowu poczułem się samotny.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam! Jak widać, rozdział dzisiaj krótszy, ale zależało mi na tym, aby wstawić go dzisiaj, a nie jutro. Nie miejcie mi tego za złe.
W sumie ciężko mi uwierzyć, że jesteśmy już na 6 rozdziale. Ale ten czas szybko leci. 😀
Ogólnie zastanawiam się, kiedy powinnam zakończyć to opowiadanie. Myślę, że więcej niż 20 nie będzie, bo nie będę Was zanudzać przygodami TaDZIKa. Zresztą nie wiem. Będę nad tym jeszcze myślała, spokojnie. 😛 Póki co akcja toczy się dalej, a nasz dzik wrócił do swojego środowiska. Komentujcie i koniecznie dawajcie gwiazdkę, abym wiedziała, czy podoba wam się ta książka.
Pozdrawiam ciepło!
~Meg
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro