Rozdział 5
Znajdowałem się w ciemnym tunelu. Szedłem, nie wiedząc, w którą stronę powinienem iść, dopóki nie ujrzałem białego światła na końcu drogi. Czy tak właśnie wygląda droga do śmierci i lepszego życia? Na tę myśl zacząłem biec w stronę światła, które z każdym krokiem oślepiało mnie coraz bardziej. Gdy byłem już przy samym wejściu jakaś dziwna postać zagrodziła mi drogę. Nie widziałem dokładnie kto to, gdyż nie padało na nią światło, ale kształtem przypominała mnie. Dopiero wtedy zrozumiałem, że to dzik. Ktoś taki jak ja.
Tajemnicza postać zbliżyła się do mnie i ku mojemu zaskoczeniu, przemówiła:
- Kochany, to jeszcze nie twój czas, abyś umierał. Idź i wracaj do świata żywych - rozkazał żeński głos po czym postać rozpłynęła się, a za nią wszystko dookoła wraz ze mną.
*~*
Powoli unosłem powieki do góry. Pierwsze, co odczułem to ciepło tak intensywne, jakby znajdowało się tuż obok mnie. Spojrzałem w bok i zobaczyłem tańczące płomienie w kominku, które poruszały się w rytm muzyki, grającej gdzieś w oddali. Odwróciłem głowę w drugą stronę i ujrzałem czerwony bujany fotel, który kołysał się jakby i jego porwała muzyka wydobywająca się z wnętrza mieszkania.
Mieszkania.
Znajdowałem się w ludzkiej kryjówce zwanej domem. Na tę myśl przełknąłem ślinę, a mój oddech się pogłębił. Co ja tutaj robiłem i co najważniejsze - jakim cudem przeżyłem? Pytania, na które nie znałem odpowiedzi roiły się w mojej głowie, a ja zacząłem robić się niespokojny.
Spojrzałem na siebie i zauważyłem, że jestem owinięty białym materiałem w pasie. Czyżby to był ludzki bandaż? Nic z tego nie rozumiałem.
Po chwili usłyszałem kroki, które momentalnie wyrwały mnie z zamyśleń. Przed sobą ujrzałem człowieka, a raczej jego nogi przyodziane czarnymi jeansami. Musiałem zadrzeć głowę do góry, aby wiedzieć, z kim mam do czynienie i wtedy zobaczyłem nieznajomą twarz chłopaka. Na jego twarzy wypisana była troska. Przejmował się mną.
Chłopak ukucnął przy mnie i położył rękę na moim grzbiecie. Drgnąłem.
- Wreszcie się obudziłeś. Byłeś w tak złym stanie i myślałem, że już z tego nie wyjdziesz. Na szczęście, moje obawy się nie potwierdziły. Jak się czujesz?
Spojrzałem na niego jak na głupiego. Chłopak parsknął śmiechem i pokręcił głową.
- Tak, to było pytanie retoryczne. Zdaję sobie sprawę z tego, że się nie dogadamy. W końcu jesteś zwierzęciem - uśmiechnął się przepraszająco. Mimo wszystko kontynuował dialog. - Razem z siostrą spacerowaliśmy w lesie, gdy nagle usłyszeliśmy huk wystrzału. Przeraziliśmy się okropnie i zaczęliśmy biec, gdy nagle wpadliśmy na ciebie. Leżałeś, a z twojego brzucha leciała krew. To było straszne. Gdy chcieliśmy podejść bliżej jakiś mężczyzna ze strzelbą chciał Cię zabrać. Zorientowaliśmy się, że jest myśliwym i to on w Ciebie strzelił. Jak wiadomo, na tym terenie polowania są nielegalne, dlatego zagroźiliśmy mu policją. Koleś, mamrocząc pod nosem prędko się zmył, a my sprawdziliśmy, czy żyjesz. Twoje serce ledwie biło, ale udało mi się w porę wezwać weterynarza. Koleś naprawdę zna się na swoim fachu i uratował Cię. Teraz jesteś u nas w chatce, do której przyjeżdżamy co roku zimą. Postanowiliśmy się tobą zająć, dopóki nie wyzdrowiejesz. I tak, wiem, że jesteś dzikiem, a nie np. psem. Nie robi to jednak na nas wrażenia. Traktujemy Cię jak każde inne zwierzę - posłał mi pocieszający uśmiech. - No, a teraz skoro już wstałeś... - powiedział chłopak zacierając ręce. - ...to pójdziemy po coś do jedzenia dla Ciebie. Nie pogniewasz się, jak zostawię Cię na chwilę samego? - spytał.
Patrzyłem na niego zaszokowany wciąż mając w głowie to, co powiedział wcześniej.
Chłopak zaśmiał się.
- Kolejne pytanie retoryczne - mruknął pod nosem po czym wyszedł z pomieszczenia zostawiając mnie sam na sam z moimi myślami.
~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejka! I jak rozdział? Wybrnęłam z sytuacji, czy wręcz przeciwnie? 😀
TaDZIK jednak żyje i ma się dobrze!
Piszcie. 😛
~Meg
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro