Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

Zacząłem cofać się do tyłu, ignorując śliską powierzchnię pod jaką się znalazłem. Czułem, że jestem na straconej pozycji i jeśli szybko się nie wycofam, zginę.
Myśliwy spojrzał na mnie po czym szybkim ruchem zaczął zdejmować strzelbę założoną na jego plecach.
Serce podskoczyło mi do gardła, a ja poczułem dziwny przypływ adrenaliny.
- Tato, nie! - wrzasnęła Nicole podbiegając do swojego ojca. - Nie zabijaj go, proszę Cię! - głos jej się załamywał, jakby była przerażona sytuacją, która odgrywała się na jej oczach.
- Nie mam innego wyjścia. Mówiłem ci, że wyświadczyłem Tomowi przysługę i muszę jej dopilnować - powiedział, szarpiąc się ze strzelbą, która o dziwo odmawiała mu posłuszeństwa. Czyżby cały świat nagle stanął w mojej obronie? - Cholera! - wrzasnął. - Nie po to wziąłem Cię ze sobą, żebyś teraz broniła jakiegoś wieprza. Dobrze wiesz, czym się zajmuję i zawsze szanowałaś to aż do teraz. Co jest z tobą, dziecko, do cholery jasnej nie tak?! - spytał podniesionym głosem, a czas nagle stanął w miejscu.
Szanowała to? Szanowała bestialskie zabijanie zwierząt? Poczułem, jak zimny dreszcz przechodzi mi po plecach, a włosy stają dęba. Na tym świecie nikomu nie można ufać, nawet samemu sobie.
Dziewczyna spojrzała w moją stronę. Jej oczy były zaszklone od łez, które po chwili zaczęły tworzyć ścieżki na jej policzkach. Współczuła mi, a jej mina wyraźnie wskazywała na to, że nie jest w stanie przekonać swojego ojca do zmiany zdania. A ja jak głupi stałem pośrodku zamarzniętego jeziora, mając nadzieję, że ta ludzka dziewczyna mnie uratuje. Niestety, nadzieja matką głupich. Zacząłem uciekać.
Biegłem, ślizgając się na lodzie, który momentami wydawał się zbyt cienki, aby utrzymać mój ciężar. Jezioro zajmowało dość dużą powierzchnię, dlatego z wielkim wysiłkiem próbowałem dostać się na drugą stronę. Było to nie lada wyzwanie.
Za sobą wciąż słyszałem donośny głos, najprawdopodobniej Nicole, która, mimo braku nadziei wciąż próbowała udobruchać ojca. On jednak pozostał niewzruszony i już zaczynał celować w moją stronę.
Słysząc głos wystrzału, kwiknąłem głośno przerażony tym, że to dzieje się naprawdę i prawdopodobnie zaraz zginę. Na szczęście (lub na nieszczęście) myśliwy chybił i strzał wylądował tuż obok mnie. Zrezygnowany, zacząłem wyobrażać sobie, co tak naprawdę dzieje się po śmierci. Trafiamy do nieba/piekła tak jak sądzą wierzący, odradzamy się na nowo, czy może nie ma po prostu nic. Ciemność. Czarna pustka. Umieramy, a świat z czasem o nas zapomina. To takie przygnębiające. Osobiście chciałbym odrodzić się na nowo, najlepiej jako człowiek, abym był w stanie się bronić. Nie uciekać przed ludźmi i nie zostać ich pożywieniem. Nie chcę leżeć na ich stołach i być nazywany "dziczyzną", którą oni będą się objadać rano, w dzień i w nocy, uśmiechając się do siebie nawzajem.

Byłem już prawie na drugim brzegu jeziora, kiedy usłyszałem drugi wystrzał. Znowu nie trafił. Chyba są mu potrzebne lekcje ze strzelania, bo z takim celem za chwilę postrzeli samego siebie.
Albo nie.
To nawet dobrze, że nie umie strzelać.
Myśliwy, czerwony ze złości przystąpił do trzeciej próby zastrzelenia mnie i tym razem był mocno zdeterminowany. Podczas gdy ja dobiegłem do brzegu i zacząłem kierować się w stronę lasu, głośny huk przeszył powietrze. Rozpędzona kula leciała w moim kierunku i kiedy miałem już skręcić w bok, ona trafiła mnie prosto w tułów. Kwiknąłem głośno, czując niewyobrażalny ból, który rozpalał mnie od środka. Opadłem na zimny śnieg, który sprawił, że po moim ciele przeszedł dreszcz. No tak, do trzech razy sztuka, pomyślałem. W tle słychać było przerażony krzyk dziewczyny, który wypełniał całą tę okolicę. Zwróciłem swój wzrok w stronę nieba, czekając na śmierć, która, miałem nadzieję, okaże się wybawieniem.

Zapadłem w agonię.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hejka!
Zauważyłam, że opowiadanie o dziku spadło z 52 miejsca na 73. Zrobiło mi się jakoś smutno, to chyba normalne.
No nic.
Napiszcie, co sądzicie o rozdziale i czy TaDZIK faktycznie umrze. Może nie chcecie się z nim jeszcze żegnać?
Pozdrawiam!
~Meg

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro