Rozdział 11
Sporo czasu zajęło mi powrócenie do normalnego funkcjonowania po śmierci Narcyzy. Obwiniałem samego siebie za to, co się stało i nie mogłem znieść natrętnych myśli, które towarzyszyły mi na codzień. Każdy dzień był polem minowym, który musiałem jakoś obejść. Nie było to łatwe, zważywszy na fakt, że moje serce było doszczętnie wyrwane z piersi i rozszarpane na kawałki, a umysł zatruty poczuciem winy. I choć wiedziałem, że starałem się jak mogłem to sumienie nie dawało mi spokoju.
Miałem już tego wszystkiego dosyć. Siebie i swojego życia.
Upłynęło 10 miesięcy odkąd Narcyzy nie było już ze mną. Ciągle wierzyłem, że jednak wciąż gdzieś tu jest i spogląda na mnie z uśmiechem. Ta technika ułatwiała mi radzenie sobie z utratą Narcyzy, która chciała, żebym był szczęśliwy i znalazł sobie kogoś. Ja jednak nie byłem gotowy na nowy związek. To tak jak kac książkowy - po skończeniu książki nie potrafimy zabrać się za kolejną, gdyż wciąż tkwimy w świecie tamtej. Moi myśli wciąż kierują się ku Narcyzie, mimo, że nie ma jej ze mną i niestety już nigdy nie będzie.
Gruba warstwa śniegu pokrywała teren, po którym chodziłem. Było dość zimno, ale przestałem się tym przejmować odkąd moje myśli zajmowała tylko ona. Czasami przyłapywałem się na spoglądaniu w niebo i szukaniu jej wśród gwiazd tak, jakby ona była jedną z nich. Tęsknota za nią była tak wyczerpująca psychicznie, że nie mogłem jej znieść. Znów byłem sam i potrzebowałem kogoś u boku. Kogoś, kto towarzyszyłby mi w wędrówce przez życie. Ja jednak wciąż wmawiałem sobie, że nie zasługuję na nikogo.
Spacerowałem wśród drzew pogrążony w myślach, dopóki nie poczułem się obserwowany. Stanąłem jak wryty i zacząłem rozglądać się na boki. Było już ciemno, na dworze panował mrok. Niewiele mogłem dostrzec przez gęstwiny drzew, które mnie otaczały. To wzbudziło mój niepokój. Próbowałem wytężyć wzrok, ale nie byłem w stanie dostrzec żadnej przyczyny tego, że czułem się obserwowany. Przełknąłem gulę w gardle i przyspieszyłem kroku, mając nadzieję, że to tylko mój umysł płata mi figle. Byłem naprawdę zmęczony i nie marzyłem o niczym innym, jak o położeniu się spać. Ja jednak wciąż miałem pod górkę, a różne sytuacje pojawiały się w niespodziewanym dla mnie momencie.
Przede mną wyrosła jakaś mroczna postać, która zagrodziła mi drogę. Cofnąłem się przerażony, nie spuszczając wzroku z obiektu, który niebezpiecznie zbliżał się w moją stronę.
Stanąłem jak wryty, czekając na najgorsze.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wybaczcie, że rozdział taki krótki, ale choroba rozłożyła mnie na łopatki i większość dnia spędzam na spaniu, oglądaniu seriali lub czytaniu. Pomysły na rozdziały tak nagle wyparowały mi z głowy, że muszę naprawdę pobudzić wyobraźnię, aby coś napisać. To tyle z mojej strony.
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro