Rozdział 10
*Polecam włączyć muzykę na górze, aby wczuć się w klimat tego rozdziału
Jak wiecie, odkąd poznałem Narcyzę moje życie stało się najwspanialsze na świecie. Czułem się przy niej szczęśliwy tak, jak ona przy mnie. Do pełnego szczęścia brakowało nam jedynie wielkiej, kochającej się rodziny i większego barłogu, który byłby w stanie ją pomieścić. Jednak tu pojawiły się pewne komplikacje...
Otóż stan zdrowia Narcyzy w ostatnim czasie uległ pogorszeniu. Często narzekała, że jej zimno i mimo, że leżałem przy niej całymi dniami z przerwami na posiłek, ona wciąż trzęsła się z zimna. Na dworze świeciło słońce, a wiosna zbliżała się wielkimi krokami. Potajemnie miałem nadzieję, że to zmiana temperatury wpłynęła na samopoczucie Narcyzy, choć zdawałem sobie sprawę, że to absurdalne. Martwiłem się o nią jak o nikogo innego i chciałem, aby ten koszmar się skończył. I to jak najszybciej.
- Wiesz... - zaczęła, gdy leżałem przytulony do jej boku. - Czasem zostanawiam się jakby wyglądało nasze życie, gdybyśmy byli ludźmi.
Wtuliłem się w nią jeszcze bardziej i zacząłem przyswajać do siebie jej wcześniejsze słowa. Po chwili zastanowienia odpowiedziałem:
- Najpewniej mielibyśmy duży dom z ogrodem, zapas jedzenia na rok i gromadkę rozwrzeszczonych dzieci - uśmiechnąłem się na samą myśl o tym.
Narcyza parsknęła śmiechem.
- To byłoby cudowne. Tak właśnie chciałabym widzieć naszą przyszłość, oczywiście w nieco bardziej zwierzęcy sposób.
- Chciałabyś, ale...
- Ale nie wiem, czy to się uda. Sam widzisz, jestem coraz słabsza i nie wiem, czy uda mi się dożyć...
- Nie mów tak - przerwałem jej, czując wezbrające łzy pod powiekami. - Wyjdziesz z tego, a my będziemy najszczęśliwszymi dzikami na świecie.
Narcyza uśmiechnęła się do mnie smutno.
- Czuję, że moje dni są policzone i nie będzie mi dane dożyć szczęśliwej starości.
Samotna łza spłynęła po moim pyszczku tworząc krętą ścieżkę. Nie, ona nie mogła odejść, krzyczałem w myślach. Mój świat rozsypywał się na milion drobnych kawałków, których nie byłem w stanie od nowa ułożyć. Poczułem ucisk w klatce piersiowej. Tkwiąca we mnie nadzieja powoli gasła.
- Jesteś silna. Dasz radę - wycedziłem, zaciskając powieki.
Narcyza wyczuła emocje, które się we mnie kotłowały, po czym odwróciła pyszczek w moją stronę i spojrzała mi głęboko w moje czarne, zaszklone oczy.
- Obiecaj mi, że się nie załamiesz i stawisz czoła wszystkim problemom, które staną ci na drodze - powiedziała, nie spuszczając ze mnie wzroku. - Oraz, że znajdziesz kogoś innego, kogo pokochasz tak samo, jak mnie.
Po moim pyszczku spłynęła kolejna łza, którą Narcyza wytarła swoim pyszczkiem.
- N-nie m-mogę ci tego obiecać. Kocham Ciebie i tylko Ciebie i nie wyobrażam sobie swojego życia, jeśli ty z niego znikniesz - wydukałem.
- Proszę. Zrób to dla mnie. To moja ostatnia prośba, tylko tego pragnę - szepnęła, tuląc się do mnie. - Twoje szczęście jest dla mnie najważniejsze i chcę, abyś znalazł sobie kogoś, kto sprawi, że ono cię nie opuści. Obiecaj mi - wysapała z trudem. Przez jej ciało znów zaczęły przebiegać dreszcze, a ja przytuliłem ją najmocniej, jak tylko umiałem.
- Proszę, nie... Nie, nie, nie.... - powtarzałem nerwowo, czując strach. - Nie teraz, proszę...
Jej powieki zaczęły się powoli zamykać, a ja rozkleiłem się totalnie, kołysząc ją, jakby do snu.
- Nie odchodź - wymamrotałem, a spazmy płaczu totalnie zawładnęły moim ciałem. - Proszę...
W tamtym momencie utraciłem wszystko, co miało dla mnie ogromne znaczenie.
Utraciłem cząstkę siebie.
~~~~~~~~~~
Kochani, kto spodziewał się takiego obrotu wydarzeń? Zapewne domyślaliście się, że niedługo to nastąpi, ale nie teraz i nie w taki sposób. Cóż... życie potrafi zaskakiwać. :/
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro