Moja urocza druhna
Wyobraźmy sobie ponownie pierwsze zadanie Księcia Koronnego po wstąpieniu do Niebios po raz trzeci. Mała wioseczka, świątynia Generała Nan Yanga, Góra Yu Jun oraz trójka naszych oficjeli: Xie Lian, Nan Feng oraz Fu Yao. Oryginalnie tylko Xie Lian wdział czerwone ślubne szaty, a jego pomocnicy śmiali się, że nie ma druhen, gdyż jego rodzina jest biedna. Jednak, jeśli stać by ją było na "pomocnice panny młodej", to co by z tego wynikło i jak owe druhny wywiązały by się ze swojego obowiązku ochrony dobra i życia pięknej młodej panny w sedanie?
Oto krótka historia o nich.
*******
Orszak weselny maszerował z niewielkiej malowniczej wioski przez Górę Yu Jun już od dobrych dwóch godzin. Szedł nieśpiesznie, w dość zwartym szyku i nie hałasując za wiele zbędnymi rozmowami.
Pośrodku liczącej prawie 30 osób grupy strojnie odzianych mężczyzn niesiono drewniany ślubny sedan z czerwonymi zasłonami. W środku siedział nie kto inny niż pięknie wystrojony w szkarłatno-złotą suknię ślubną z takimi samymi wstążkami i innymi weselnymi ozdobami oraz równie czerwony welon Xie Lian. Na twarzy miał delikatny makijaż, którego nie powstydziłaby się żadna prawdziwa kobieta. Włosy związano mu do góry w estetyczny kok, wypuszczając z przodu dwa długie pukle. Dłonie miał złożone na kolanach i lekko się uśmiechał. Wyglądał ślicznie, niczym prawdziwa panna młoda.
Mężczyźni niosący sedan robili to dość nieumiejętnie i cały wewnątrz się trząsł, ale Książę Koronny prawie nie zwracał na to uwagi. Miał zadanie do wykonania.
Z dwóch stron karmazynowej lektyki szły dwie równie urocze jak sama "panna młoda" druhny. Nie uśmiechały się tak promiennie jak sama osoba mająca zostać główną przekąską Ducha Pana Młodego, ale były nie mniej urodziwe. Okryte były szkarłatem od stóp po czubek głowy. Miały ślubny makijaż: umalowane usta, podkreślone kredką brwi, lekko zaróżowione policzki, ozdoby i kwiaty we włosach. Ich stroje jednak nie posiadały welonu i był to duży plus, gdyż każdy mógł teraz podziwiać ich urodę.
Jeśli takie były druhny, to jak piękna musiała być owa panna młoda, którą zbrojni nieśli? - zastanawiali się. - Musiała być to młoda anielica o hipnotyzującym spojrzeniu i szyi białej jak czapla. - W duchu wzdychali, ale nie mogli zajrzeć do wnętrza sedanu. Jedynie pan młody będzie miał prawo oglądać tę wodną nimfę.
Nagle cały pochód zatrzymał się, ponieważ na ich drogę wyszło kilka wilków. Były niespotykane na górze Yu Jun, więc żołnierze musieli zachować wzmożoną ostrożność. Trzymali w pogotowiu broń i czekali na ruch zwierząt. Nie musieli zabijać, jeśli okazałoby się, że ich trasa tylko niefortunnie krzyżuje się z orszakiem.
Jednak wilki nie miały w swojej naturze pokazywać się publicznie. Stroniły od towarzystwa ludzi i tym razem także nie przyszły tu przez przypadek. To były zaklęte wilki, ściągnięte przez konkretnego ducha, by zaatakować grupą weselną.
Wynajęci do ochrony żołnierze szykowali się do walki. Wyciągnęli swoje miecze i co mieli innego nadającego się do odparcia ataku. Nie pierwszy raz walczyli, więc byli pewni, że podołają temu zadaniu. Ruszyli na watahę i z głośnymi krzykami zaczęli ciąć i siekać. Zwierzęta były duże i zaklęte czarną magią. Miały ostre kły i pazury, ale wojownicy się nie bali. Jeden za drugim zabijali i parli do przodu, oddalając się od sedanu, gdzie pozostały niebronione druhny i panna młoda.
Kilka wilków przedostało się przez szereg wojskowych i skierowało do centrum orszaku. Ci, którzy na własne oczy widzieli to, co się stało później, nie wierzyli. Dwie urodziwe druhny o spokojnych twarzach i wątłych ciałach w jednej sekundzie stały w miejscu, a w następnej z dzikimi uśmiechami i mieczem w dłoni leciały w pełnym pędzie na czarne czworonożne stworzenia. Błyszczące ślepia patrzyły morderczym wzrokiem na dziewczyny w czerwieni, a ich cieknąca ślina kapała na wilgotną leśną ściółkę. Obie strony rzuciły się na siebie, ale walka była krótka. Kilka smagnięć jasnych ostrzy, błysk, trzask, pisk i 8 wilków na raz odleciało kilka metrów dalej.
Jedna z druhen podniosła stopę i mocno kopnęła kolejnego wilka, który mocno wgniótł się w drzewo. Suknia była długa i żaden z obserwujących mężczyzn nie dostrzegł nawet kawałka jędrnych nóg tych niewiast, ale jakie mogłyby być inne, mając w nich tyle siły? Silne, zgrabne uda były tym, co lubili sobie wojskowi pooglądać i nadal obserwowali toczącą się walkę, prawie zapominając o swoich przeciwnikach.
Kilka minut później nie ostał się żaden wilk w zasięgu wzroku grupy weselnej. Wszyscy zebrali się bliżej sedana i zerkając z ukosa, obserwowali kobiety o szlachetnych licach i TAKICH umiejętnościach! Każdy cicho wzdychał i myślał jakby nawiązać rozmowę z nimi, ale żaden się nie odważył.
I nie dane im było dłużej nad tym myśleć, bo pojawiło się nowe zagrożenie - ghule. Z tymi już nie było żartów i żołnierze mocniej chwycili swoje klingi.
- Wasza Wysokość - odezwała się jedna z druhen o melodyjnym i lekko młodzieńczym głosie. - Idą ghule.
- Jak wiele? - zapytała dość cicho osoba z wnętrza.
- Setka, może więcej - odparła druga dziewczyna. Jej głos także był odrobinę chłopięcy.
Może to były siostry? Z takimi umiejętnościami bojowymi musiały mieć tego samego nauczyciela, bo umiejętności pierwszej nie odbiegały nawet odrobinę od tej drugiej.
Siostry...siostrzyczki... - pomyślał jeden z żołnierzy i wyobraził sobie obie druhny na jego łożu. Odchrząknął i odwrócił wzrok do nadchodzących żywych trupów. Jeśli miał mieć szansę zaciągnąć je do siebie, to musiał przeżyć obecną potyczkę.
Cały weselny orszak zbił się dookoła sedana w jeszcze ciaśniejszą grupę. Nie mogli być nieostrożni i działać samemu, jeśli mieli wyjść z tego cało. Wróg przewyższał ich ilością i to kilkukrotnie.
- Wasza Wysokość, nie wychodź! - krzyknęła jedna z dziewcząt i pobiegła z wyciągniętym przed siebie mieczem do najbliższych chodzących zwłok. Były twardsze od wilków, ale nie na tyle, żeby jej miecz ze świstem nie poradził sobie z zawieszoną na cienkiej szyi głową.
Druga radziła sobie równie dobrze i atakowała z przeciwnej strony. Żołnierze nie chcieli wypaść na słabeuszy, zwłaszcza w oczach cudnych dziewcząt, dlatego szybko dołączyli do walki.
Każdy z nich sprawdzał się znakomicie, ale wrogich mrocznych jednostek ciągle przybywało.
W pewnej chwili jeden z ghuli przedostał się przez lukę w żołnierzach i dopadł do sedana, prawie go przewracając. Jego szara upiorna dłoń przedostała się przez czerwoną zasłonę i sięgnęła po Xie Liana.
- Ruoye! - krzyknął i biała wstęga natychmiast wyfrunęła z jego rękawa, łapiąc za szyję natręta i wyciągając go na zewnątrz. Przydusiła i zaczęła z niesamowitą prędkością poruszać się między chodzącymi trupami i ludźmi, tnąc tylko tych pierwszych.
Teren wkoło natychmiast się oczyścił. Pozostały przy życiu jedynie osoby z krwi i kości, którzy skamienieli i przyglądali się temu przedstawieniu w ogromnym szoku. Wiedzieli, że magia istnieje, ale takiej i takiego zaklęcia nie znali. W sedanie musiał siedzieć ktoś bardzo ważny i szlachetnie urodzony i nie było dziwne, że druhny tej panny młodej były tak obeznane z walką!
Żołnierze poczuli się podniesieni na duchu, że to nie zwykłe wiejskie dziewczęta były silniejsze od nich, tylko zapewne specjalnie szkolone w tym celu "assasynki"!
Jednak nie czas było jeszcze na odpoczynek i opuszczenie gardy. Nadciągały kolejne chmary nieumarłych i Xie Lian zawołał znowu.
- Fu Yao, Nan Feng! - Druhny zbliżyły się do sedana. - Odciągnijcie nieumarłych, a ja w tym czasie poczekam na Ducha Pana Młodego.
Dwie dziewczyny wahały się przez chwilę, ale ostatecznie rozbiegły na dwie strony, nawołując głośno trupy i zwracając na siebie ich uwagę.
Tak jak przewidziały - chwilę później osoba w sedanie pozostała całkiem sama (jeśli nie licząc piętrzących się w koło na ziemi zwłok, którymi zaopiekował się niezawodny Ruoye).
Nan Feng oraz Fu Yao rozdzielili się. Nan Feng pobiegł na południe, a Fu Yao na północ. Mieli zatoczyć duże koło i wraz z żołnierzami zabić po drodze wszystkich wrogów. Ghule były tylko ożywionymi trupami, więc pojedynczo nie stanowiły prawie żadnego zagrożenia i dlatego taka opcja była dla nich najkorzystniejsza. Problemem pozostało jedynie pozostawienie Xie Liana samego, ale skoro on o to prosił, to powinien sobie poradzić.
Z takim nastawieniem biegła jedna z druhen - ta z brązowymi włosami - Fu Yao. Odbiegała kilkadziesiąt metrów i bez większych problemów zabijała nadchodzących truposzy. Znów odbiegała i znów zabijała, aż w końcu odbiegła, obróciła się i nie zauważyła już żadnego. Żołnierzy także.
Fu Yao w damskiej kiecce zaklął cicho i przewrócił oczami. Czyżby pobiegł za daleko? Rozejrzał się. Nadal był w ciemnym gęstym lesie, ale wyraźnie coś się zmieniło. Nie słyszał żadnego hałasu i nie widział nikogo.
Przeszedł parę kroków, starając się nie przewrócić o zbyt długą czerwoną szatę i znów zaklął. Ciągle musiał ją podciągać i walka w niej była naprawdę uciążliwa. Czemu Xie Lian tak nalegał, aby oni także się przebrali? Przecież do złapania Ducha Pana Młodego wystarczy jedna panna młoda, więc po co te całe przebieranki? Z drugiej strony... może istniała szansa, że duch będzie gonił też jego lub Nan Fenga, więc wcale nie był to taki zły plan. Teraz zamiast jednej przynęty były 3 i każda z "młodych dam" prawdopodobnie sama poradzi sobie z duchem rangi Gniewu.
Postanowił jeszcze nie wracać i rozejrzeć się po okolicy. A nóż uda mu się przyciągnąć uwagę istoty, którą szukali?
Przeszedł kolejne kilkadziesiąt metrów i zatrzymał się. Zrobił kilka cichych kroków w bok i skrył się za drzewem. W oddali ktoś stał i był to z pewnością mężczyzna. Ubrany dość elegancko w błękitno-fioletowe szaty, z długimi włosami spiętymi w kitę i z mieczem przy boku.
Któż to mógł być? Czyżby niesławny Duch Pana Młodego, który napadał na orszaki weselne i uprowadzał młode panny na wydaniu?
Fu Yao widział na razie tylko jego tył i odrobinę profilu. Niewątpliwie był to urodziwy człowiek i dość młody.
Ciekawe co robił sam wieczorem w lesie? Bo na pewno nie był przypadkowym gościem - na górę Yu Jun przypadkowi ludzie po zmroku się nie zapuszczali.
- Kto tu jest? - Rozbrzmiał mocny głos młodzieńca. - Wiem, że tu jesteś. Pokaż się i oszczędź czasu nam obu, bo i tak cię dopadnę.
Fu Yao znów zaklął. Starał się zachowywać cicho, ale ten człowiek czy nie wiadomo kim był, za szybko zdał sobie sprawę z jego obecności.
Nie znając zamiarów tamtego, musiał być czujny i gotowy w każdej chwili do odparcia ataku. Zastanawiał się czy wyjść, tak jak mężczyzna chciał, czy zasadzić się i poczekać, aż podejdzie do niego.
Ale tak naprawdę nie miał nic do stracenia. Jeśli to duch, którego szukał, to tylko oszczędził mu poszukiwań. Ukrył miecz i wyszedł zza drzewa z rękami w górze.
Mężczyzna trzymał swoją dłoń na rękojeści, ale jak tylko zobaczył, że przed jego oczami wyłania się ubrana w piękną purpurową suknię dziewczyna, to od razu odsunął rękę od broni. Niewiasta była jeszcze piękniejsza, niż jej strój. Miała anielskie rysy twarzy, zaróżowione policzka i nieśmiały uśmiech, który utrafił prosto w serce mężczyzny. To była miłość od pierwszego wejrzenia.
Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale zamknął je zaraz i mrugnął oczami. Dziewoja nie zniknęła.
Uśmiechnął się najbardziej szarmancko jak umiał, oczyścił gardło i zapytał:
- Moja pani, co tu robisz o tej porze? - Głos miał jedwabisty i pieszczący uszy, męski i głęboki. - I cóż to za piękną suknię masz na sobie? Czy przypadkiem... nie jesteś może druhną lub panną młodą, która uciekła z orszaku?
Powolnym krokiem podchodził do Fu Yao, nadal nie przestając mówić.
- Jeśli uciekłaś, to nie mogłaś trafić lepiej! Jestem pewien, że dam ci więcej szczęścia niż tamten. - Mówił pewnie i jego postawa zdradzała, że miał o sobie wysokie mniemanie.
Fu Yao ciągle mu się przyglądał, a sposób w jaki ów człowiek mówił, przywodził na myśl kogoś, kogo już wcześniej spotkał. Tylko kto to u diabła był?
Widząc, że ten nie idzie ze złymi zamiarami, sam opuścił ręce, ale nie ruszył się na krok w jego stronę.
Jego suknia druhny miała wszakże długie rękawy, ale noc była już zimna, więc mężczyzna widząc to, od razu zdjął swoją barwną szatę i zarzucił na ramiona "dziewczyny".
Ta przez chwilę stała jak sparaliżowana, a kącik ust zaczął jej nerwowo podskakiwać. Spuściła wzrok i zacisnęła pięści.
- Moja droga - mówił przystojny młody mężczyzna, widząc zakłopotanie niewiasty. - Nie przejmuj się! Wiem, że myślisz teraz, że nie przystoi ci nosić szat zupełnie nieznajomego mężczyzny, ale to co jest moje może być i twoje. - Objął jednym ramieniem druhnę i przyciągnął do piersi. - Czuję, że drżysz, ale się nie obawiaj. Nie jestem człowiekiem, który zrobiłby krzywdę kobiecie. Zależy mi tylko na twoim szczęściu. - Nachylił się do ucha Fu Yao i dodał: - A gwarantuję ci, że nawet dzisiejszej nocy dam ci go wiele...
Fu Yao nie wytrzymał i zamachnął się na twarz jegomościa, ale ten zwinnie uniknął ciosu i złapał go za nadgarstek.
Zaśmiał się i zbliżył głowę do głowy druhny, tak że ich oczy były teraz na tej samej wysokości.
- Jesteś naprawdę śliczna, kiedy tak się złościsz - rzekł i skradł "jej" szybkiego buziaka.
W odpowiedzi Fu Yao wyrwał się i odskoczył w tył. Policzka pulsowały mu gorącem, a złość, nienawiść i niesamowity wstyd mieszały się ze sobą, tworząc iście wybuchową mieszankę.
- Nie wybaczę ci tego! - krzyknął i rzucił się z mieczem na jak to pomyślał "bezczelnego i bezwstydnego typa".
Jednak ten "typ" od razu sparował jego cios i znów się zaśmiał.
- A więc umiesz mówić, a nawet walczyć! Cudownie, cudownie! - Prawie podśpiewywał przy tym. - Kto cię uczył? Zdradź mi jego imię. - Ciągle mówił, nie przejmując się wymianą uderzeń miecza z nieznajomą piękna druhną. Dawno już się tak dobrze nie bawił; dlatego, że nie trafiła mu się tak powabna i unikatowa bogini, jak i również już dawno nie walczył z nikim tak dobrze posługującym się białą bronią.
- Giń! - krzyczała druhna.
- Ha, ha! - Śmiał się tamten. - Ani myślę teraz umierać, nie kiedy spotkałem miłość mojego życia!
- Że niby kogo, mnie?! - Pieklił się ciągle Fu Yao, ale co musiał przyznać, tamten był świetnym fechmistrzem i ciężko mu było za nim nadążyć. Choć mężczyzna, który się do niego przystawiał tylko się bronił, to czuł, że robi to bez wysiłku i jest od niego znacznie silniejszy. Dawno już nie spotkał takiego przeciwnika.
Ale wróć! Nie jest tu po to, żeby go wychwalać, ale by go zabić za to co mu zrobił! P-po-całował! I to jeszcze w usta! Tego nie mógł wybaczyć nikomu. Nikt go jeszcze tak nie zhańbił!
- Zdradź mi, jak brzmi twe imię? - poprosił odziany w błękit i fiolet młodzieniec, kiedy złączył z piękną wojowniczką miecze i zbliżył się do niej na mniej niż 20 centymetrów.
- Ani mi się śni! - odkrzyknął, prostując ramiona i odpychając tamtego.
- Zmuszę... nie, przekonam cię, żebyś mi powiedziała - powiedział męskim, zmysłowym głosem, dotykając jej ramienia.
- Nie dotykaj mnie, zboczeńcu! - pisnął i odskoczył w bok, żeby być poza zasięgiem jego długich ramion.
I kiedy to zrobił, w końcu uświadomił sobie, kim jest ten człowiek, który przed nim stał. Co prawda zmienił trochę wygląd, ale głos w pewnych momentach miał taki sam, a i uganianie się za spódniczkami nagle okazało się być właśnie trafem w sedno.
To był nikt inny, niż sam Generał Pałacu Ming Guang - Pei Ming we własnej osobie!
Ale co on tutaj robił, dlaczego tu, dlaczego teraz?
Już miał podnieść rękę, żeby powiedzieć kim jest i że niepotrzebnie walczą, ale w tej samej sekundzie uświadomił sobie, że nie może tego zrobić. Za nic na świecie tego nie zrobi! Pei Ming spotkał go w stroju druhny, jego - Fu Yao, a do tego pocałował! W życiu nie zdradzi się ze swoją tożsamością. Tylko w takim razie, co powinien zrobić, żeby wyjaśnić tę sytuację i spokojnie odejść?
Tymczasem Pei Ming nadal wydawał się niewzruszony wyraźnym brakiem zainteresowania jego osobą.
- Moja słodka panno, czy umiesz gotować?
- Nie i proszę odejdź ode mnie! - Fu Yao postanowił spróbować z nim porozmawiać. Nie mógł go pokonać i nie mógł się zdradzić, więc co mu innego pozostało?
- Twój głos jest trochę szorstki, ale to nic, bo twoja uroda wszystko rekompensuje. - Uśmiechnął się promiennie i schował broń. - Widzę, że już nie chcesz ze mną walczyć, z czego naprawdę się cieszę, więc w końcu możemy spokojnie porozmawiać. - Wyciągnął dłoń w stronę druhny. - Pozwól mi zabrać cię do mojego namiotu, porozmawiamy tam w cieple i przy posiłku.
Fu Yao zrobił krok w tył.
- Nie! Nie, nie ma takiej potrzeby. Porozmawiajmy tu. - Za nic na świecie z nim nie pójdzie! Gorączkowo myślał, gdzie jest Nan Feng i Xie Lian. Musi zbyć tego faceta i jak najszybciej powrócić do kontynuowania misji.
- Ależ spokojnie, nie ma się czym denerwować. Jestem dżentelmenem.
Jak ch*j! - przeszło przez myśl "druhnie", ale nie powiedziała tego głośno. - Kto normalny całuje nowo poznaną osobę? No tak, jeśli to kobieta, to Pei Ming jest taki, ale oboje jesteśmy facetami! - Zmarszczył brwi.
- Podejdź do mnie, opowiedz mi o sobie, jak się tu znalazłaś? - Po kilku nieudanych próbach w końcu udało mu się objąć osobę w czerwieni w pasie.
Zrezygnowany Fu Yao zacisnął zęby i odparł:
- Z-zgubiłam się. - Starał się nadać swojemu głosowi bardziej wysokie i miękkie kobiece brzmienie. - Szłam przy sedanie z moimi siostrami i nagle nas zaatakowano. Uciekłyśmy, ale rozłączyłam się od grupy i zgubiłam. - Nie wierzył w to, co mówił i że w ogóle to mówił. Najchętniej waliłby teraz głową w drzewo, by zapomnieć o tym spotkaniu.
Jeszcze trochę, jeszcze trochę i znajdę sposób, żeby się wyrwać z tego koszmaru.
Pei Ming spojrzał współczującym wzrokiem na "dziewczynę".
- Któż ośmielił się was zaatakować? Rabusie? Jakiś kochanek panny młodej, który nie mógł pogodzić się z losem osoby, którą kochał? Opowiedz mi wszystko - prosił - bo jeśli twe siostry są tak urodziwe jak ty, to nie byłbym zdziwiony nawet, jakby ktoś z waszego powodu miał rozpętać wojnę. - Wypowiedział te słowa i roześmiał się.
Fu Yao przewrócił oczami, ale Pei Ming tego nie zobaczył. Za to zbliżył twarz do niego i wyszeptał tuż przy uchu.
- Jakbyś była moja, to nikomu bym cię nie oddał i skoczył za tobą w ogień. - Chyba całkiem wyleciało mu z głowy, że jeszcze kilka minut temu, ta "słaba niewiasta" walczyła z nim i czerpał z tej walki nie mniej przyjemności, niż z aktu miłosnego ze swoimi niezliczonymi kochankami.
I teraz, ta owa niewiasta wykorzystała jego słabość, bo niespodziewanie odwróciła twarz do generała Pałacu Ming Guang i z całej siły stuknęła go czołem w nos. Coś chrupnęło, a Bóg Walki padł jak długi na ziemię, zupełnie tracąc przytomność.
Fu Yao odetchnął i podniósł oczy ku niebu, obawiając się, że ktoś mógłby się temu przyglądać. To, co uczynił, nie było dobre. Bogowie nie powinni się bić między sobą, ale co innego mógł zrobić?
Szybko zdjął z siebie wierzchnią szatę Pei Minga i okrył go. Tamten sam przecież powiedział, że noce są zimne. Odszedł kilka kroków, ale znów wrócił. Wyciągnął kilka talizmanów ochronnych i ustawił je dookoła leżącej osoby: na ziemi i na drzewach. Wilki, ghule i Duch Pana Młodego nadal byli w tym lesie, więc nie mógł go zostawić całkowicie bezbronnego. Popatrzył na swoje dzieło ostatni raz i usatysfakcjonowany tym widokiem, odszedł.
Zaledwie 10 minut później udało mu się w końcu spotkać Nan Fenga, który już w męskich ubraniach biegł do świątyni, którą znalazł Xie Lian.
- Gdzie się podziewałeś? Mamy zadanie do wykonania, a ty nadal szlajasz się w tych damskim fatałaszkach. Lepiej byś się teraz nadał na służącą niż bóstwo i to jeszcze bóstwo walki! - krzyczał Nan Feng.
- Zamknij się! - wrzasnął Fu Yao. - Zabijałem ghule tak jak i ty! Nic ci do tego, że jeszcze biegam tak ubrany - to powiedziawszy w końcu zmienił suknię na swoje szaty.
Dlaczego nie zrobił tego wcześniej? Zaoszczędziłby sobie kłopotu, czasu i wsty... Zaklął pod nosem.
- Co tam przeklinasz do siebie? - Złośliwy uśmieszek pojawił się na twarzy Nan Fenga.
- Nie twój zasrany interes! Gdzie Wasza Wysokość i gdzie ta świątynia?
Obaj kłócili się cała drogę do miejsca pobytu Xie Liana i Ducha "Pana Młodego", który okazał się w rzeczywistości być Duchem "Panny Młodej".
Fu Yao nigdy nikomu nie wspomniał, co dokładnie stało się tej nocy w lesie i od tego dnia omijał szerokim łukiem Generała Pei Minga.
Natomiast Pei Ming, kiedy zbudził się z twarzą zalaną krwią ze złamanego nosa, zaśmiał się najpierw. Dotknął twarzy, nastawił nos i starł gęstą już maź. Zobaczył, że leży przykryty swoją szatą, a żeby tego było mało: wszędzie wkoło otaczały go ochronne talizmany! Ich wykonanie było na naprawdę wysokim poziomie i osoba, która je narysowała, musiała być w tym bardzo biegła.
Wstał i wziął jeden do ręki. Wyobraził sobie, jak nieznajoma maluje je swoimi chudymi, drżącymi i przepełnionymi gorącym uczuciem do niego dłońmi i nie potrafił się powstrzymać: przejechał po nim palcem i delikatnie pocałował.
Dokładnie w tym samym czasie Fu Yao poczuł zimny dreszcz przebiegający mu po plecach i w myślach przeklął tego, który go spowodował.
Wspomnienie tej magicznej nocy, twarzy, oczu i sylwetki druhny w czerwieni dumny kobieciarz - Pei Ming na zawsze wyrył sobie w pamięci, jako:
"Moje najwspanialsze polowanie na druhnę, która jednym zaledwie spojrzeniem ustrzeliła me serce."
*******
Morał z tej historii taki:
suknie też noszą urocze chłopaki,
lecz lepiej, aby hetero-generał,
co w niejednej wojnie krew przelał,
nie miał o tym pojęcia bladego
i żył w błogiej niewiedzy aż po kres życia swego.
The End ^_^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro