OIOM
Kakashi wydeptywał podłogę przed salą OIOMu, na który został przewieziony Iruka. Był zły i zrozpaczony. Obiecał sobie, że nie pozwoli nikomu zrobić mu krzywdy, a tu proszę. Ktoś otruł jego rekruta. Iruka może umrzeć, a on nic nie może zrobić. Czuł się tak frustrująco bezsilny. Jedyne, co mógł zrobić to czekać, aż lekarze zrobią swoje.
Wreszcie z pomieszczenia wyszedł lekarz w białym kitlu i podszedł do niego.
- Rozumiem, że to pan jest tym funkcjonariuszem, który przyjechał tu z poszkodowanym?
- Tak. Co z nim doktorze?
- Podaliśmy mu leki i tlen. Wyniki morfologii będą jutro rano. Stale monitorujemy jego parametry życiowe. Ten mężczyzna jest bardzo silny, więc proszę być naprawdę dobrej myśli, bo rozumiem, że to kolega z pracy?
- Ta. Mój partner. Próbujemy ustalić, kto próbował go otruć. Naprawdę jeden trup nam wystarczy.
- Robimy wszystko, co możemy. Niestety na chwilę obecną nic więcej nie wiemy i nie możemy zrobić, by przypadkiem nie wyrządzić mu więcej szkody niż pożytku.
- Rozumiem. Może tam wejść?
- Niestety dzisiaj to niemożliwe. Proszę iść do domu i przespać się. Przy okazji. Proszę o dane partnera i pańskie do kontaktu.
- Umino Iruka z Piątek Komendy. Ja się nazywam Hatake Kakashi. To moja wizytówka. Jest tam numer telefonu. Proszę dzwonić jakby się coś działo. Nawet w środku nocy.
- Oczywiście. I dziękuję za informacje.- powiedział biorąc ja i znikając znów za drzwiami OIOMu.
Kakashi chcąc nie chcąc musiał wrócić do domu. Tu nic i tak nie wskóra, a na komendę nawet nie miał zamiaru wracać. Znów będą się na niego patrzeć w ten wkurzający, litujący sposób. No i jeszcze będzie tam pewnie reszta rekrutów i ta wkurwiająca posterunkowa.
Wolał nie robić scen. Dzisiaj nie nadawał się do niczego. Postanowić pojechać do domu, wziąć długa, ciepłą kąpiel, łyknąć prochy i iść spać. To brzmiało jak bardzo dobry plan.
Tymczasem lekarz po wejściu na OIOM wziął telefon i zadzwonił do Ordynatora oddziału.
- Panie Ordynatorze. Właśnie przywieziono do nas niejakiego Umino Irukę z Piątej.
- Umino? Jesteś pewien?
- Tak. Detektyw, który z nim przyjechał wyraźnie i zdecydowanie powiedział Umino.
- Będę za pięć minut.- powiedział i odłożył słuchawkę nie czekając na odpowiedź.
Nie zdążyło minąć dziesięć minut jak sam ordynator zjawił się na sali. Podszedł do lekarza.
- Szczegóły.- zażądał.
- Przywieziono go nieprzytomnego z podejrzeniem zatrucia toksyną lub alkoholem. Prawdopodobnie to strychnina lub opary rtęci. Jeszcze nie wiemy, co to dokładnie jest. Pobraliśmy krew do badań toksykologicznych. Podaliśmy leki ogólne i podłączyliśmy tlen. Na razie wstrzymaliśmy się od innych działań. Podobno wymiotował zanim stracił przytomność.
- Rozumiem. Wyjdź i poczekaj na korytarzu.
Lekarz skłonił się lekko i bez słowa wyszedł. Ordynator podszedł do nieprzytomnego. Spojrzał na młodziutkiego, przystojnego mężczyznę o lekko ogorzałej karnacji i kasztanowych włosach. Podpięty był pod monitor i tlen. Odczyty nie były zbyt zadowalające, ale był chociaż stabilny. Zbadał go i obejrzał dokładnie. Przekonał się, co do prawdziwości słów detektywa i wyszedł.
- Doktorze. Pan Umino ma być traktowany co najmniej jak prezydent. Ma wykupiony najdroższy pakiet, więc należy mu się odpowiednie traktowanie. Kiedy będą wyniki natychmiast mnie poinformować. Informować mnie o każdej zmianie w jego stanie.
- Oczywiście, panie Ordynatorze.- powiedział nieco zdumiony, ale nie skomentował polecenia.
Ordynator mruknął coś pod nosem i wrócił do swojego gabinetu. Musiał wykonać telefon, którego niekoniecznie chciał, ale niestety był do tego zmuszony. Westchnął ciężko i sięgnął pod biurko. Trzymał tam zestaw ratunkowy na właśnie takie sytuacje.
Godzinę później zadzwonił jego służbowy telefon. Spojrzał na wyświetlacz. Numer wewnętrzny.
- Tak?- zapytał zmęczonym głosem.
- Są wyniki pana Umino. Potrzebujemy pilnie konsultacji.
- Już idę.- odpowiedział tym samym tonem głosu i odłożył słuchawkę.
Westchnął ciężko i zastanawiając się nad różnymi kwestiami pośrednio dotyczącymi jego nowego pacjenta ruszył na oddział.
Wszedł na salę i podszedł do łóżka bruneta. Stało tam dwóch lekarzy i pielęgniarka.
- To, co się dzieje?- zapytał.
- Poza tym, że chłopak powinien nie żyć?- powiedział lekarz podając mu wyniki wstępnych badań toksykologicznych.
- Hm?
- Powinniśmy zawiadomić policję o próbie zabójstwa. To prawdziwy cud, że przeżył. Ktoś musiał mu wcześniej udzielić pomocy, zaraz po zatruciu, tylko, że pewnie nikt o tym nie wiedział, albo szczęście w nieszczęściu, zrobiło mu się niedobrze i zaraz zwymiotował wszystko przed upływem pięciu minut od przyjęcia toksyny.
- Pan Umino ma wyjątkowo silny organizm, ale taka dawka, nawet jeśli była w większości szybko wydalona, mogła zasiać w jego organizmie spore spustoszenie. O to, co musimy zrobić. Dializa, później wprowadzamy go w śpiączkę na trzy dni, a potem zobaczymy, czy można go wybudzać czy przedłużamy. Z zatruciem strychniną nie ma żartów. Podajemy dożylnie barbiturany na razie co cztery godziny, do tego nie przerywamy podawania tlenu, kroplówka na razie tylko zwykłą, żeby się nie odwodnił. Trzeba mu też założyć cewnik i monitorować barwę oraz ilość moczu co godzinę. Czekamy na szczegółowe wyniki. Kiedy będziemy wiedzieć więcej wdrożymy dalsze działania. Na razie to wszystko. Do dzieła. Gdyby coś się działo, dzwonić.
Wyszedł pozostawiając ich samych z zadaniem. Był spokojny, gdyż dobrze znał swój zespół i wiedział, że poradzą sobie z tym niełatwym zdaniem. Aktualnie priorytetem było utrzymania chłopaka przy życiu. Może i młody Umino był zaskakująco silnym mężczyzną, ale z doświadczenia wiedział, że stan pacjenta w takim stanie może się zmienić gwałtownie w przeciągu paru minut, nawet kiedy zdawało się, najgorsze już minęło. Ostrożności nigdy za wiele. Na dodatek musi złożyć niezbyt optymistyczny raport z aktualnej sytuacji i poczynionych działań. Gdyby chociaż mieli pewność, że się obudzi i odzyska dawną sprawność....
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro