Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Krwawa Habanero


Kushina wtargnęła do poczekalni niczym powiew srogiego wichru. Na szczęście przy recepcji akurat w tym momencie było dość pusto. Podeszła.

- Gdzie leży Umino Iruka?! Te dranie dopiero teraz mi powiedziały, co się dzieje z moim małym...

- Pani jest jego matką?- zapytała kobieta w recepcji oglądając ją dokładnie.

- A jak pani myśli?- warknęła tak wrogo, że recepcjonistka przysięgłaby, że krwiście czerwone włosy falowały w powietrzu nadając jej wręcz demonicznego wyrazu.

- Pan Umino jest w sali z prywatną opieką. Proszę się udać tym korytarzem na lewo i do końca.

- Dziękuję.- powiedziała sucho, ale w miarę uprzejmie.

Recepcjonistka była zaskoczona, że tyle wystarczyło by okiełznać demona. Zaczynała współczuć biednemu chłopakowi takiej matki. Chociaż pomyślała, że ten, który wyrządził jemu krzywdę nie sądził że wyda tym na siebie wyrok śmierci. Pewnie jeszcze bardzo okrutnej i bolesnej.

Kushina szła szybko, ale dość sztywno. Wyglądało jakby ostatkami siły woli powstrzymywała się od biegu. Szła aż w końcu zobaczyła tabliczki na drzwiach: sala prywatna. Dotarła tak na koniec korytarza. Były tam dwie sale: opieka prywatna. Pierwsza z nich była pusta. Z drugiej właśnie wychodził lekarz.

- Doktorze? Co z moim małym Irusiem?- zapytała szybko, podchodząc do niego.

- A, to pani jest jego matka?- zapytał retorycznie taksując ją wzrokiem.- Cóż. Jego stan jest poważny, ale proszę się nie martwić. Czuwa nad nim najlepszy personel medyczny w tym szpitalu.

- Dziękuję. Trochę mnie pan uspokoił. Nie był tu przypadkiem szarowłosy detektyw?

- Och, ten. Był tu, ale zrobił nam scenę i przeszkadzał, więc musieliśmy interweniować i powinien być w socjalnym. Za tymi drzwiami trzecie drzwi na prawo.

- Bardzo panu dziękuję za informację. Już sobie go wypożyczę. Nie będzie wam więcej przeszkadzał w waszych czynnościach.- powiedziała uśmiechając się, choć widać było, że żyłka jej zapulsowała niebezpiecznie. 

Kushina ruszyła jak tchnienie tajfunu we wskazanym kierunku. Lekarz spojrzał w tamtą stronę współczująco. Z jednej strony zaczął żałować, że jej powiedział, ale z drugiej może ta kobieta zmusi go do ogarnięcia się. Z rodem Umino wolałby nie zadzierać. Jeśli to jego matka, to tym bardziej nie chciał stawać komuś takiemu na drodze, chociaż słyszał, że ten ród jest raczej spokojny i opanowany, ale równocześnie potrafi gwałtownie wybuchnąć srogim gniewem i wtedy lepiej nie wchodzić im w drogę. Znani są też z tego, że ich gniew nie trwa długo, ale mimo wszystko lepiej nie bywać powodem ich gniewu. Może i szybko się opanowują, ale to nie znaczy, że ci przebaczą równie szybko.

Westchnął ciężko i poszedł w swoją stronę.

Czerwonowłosa tymczasem wpadła do pokoju socjalnego, gdzie na kanapie leżał nafaszerowany lekami Kakashi. Podbiegła i niedelikatnie zmusiła go do obudzenia się.
Kiedy już się jej to udało spojrzały na nią tępo zamglone oczy. Westchnęła ciężko.

- Wstawaj. Nie czas na spanie. Federalni chcą ci zabrać śledztwo.

- Nie mam siły.- ledwo wymamrotał.

- To mnie nie obchodzi! Iruka cię potrzebuje, kretynie!- krzyknęła na niego i bezceremonialnie zwlokła z kanapy.

Kakashi nie bardzo wiedział, co się z nim dzieje i kto go zadręcza ani tym bardziej gdzie u licha ciężkiego go ciągnie.

Kushina wywlokła go ze szpitala przy współczujących spojrzeniach mijanych ludzi. Wepchnęła do samochodu i wsiadła z drugiej strony. Zapięła mu pasy, z którymi nie mógł sobie poradzić i dała do ręki szatańsko mocną i bardzo gorzką kawę.

- Wypij to. Postawi cię na nogi chociaż na pół godziny, by przepędzić te hieny, sępy i resztę.- warknęła nieznoszącym sprzeciwu głosem.

Skupiła się na prowadzeniu samochodu i nie złamaniu wszystkich przepisów, a Kakashi jak zombie zaczął pić kawę. Opróżnił kubek krzywiąc się strasznie.

- Za co to?- jęknął jak zbity szczeniak.

- O. Wróciłeś do żywych. Federalni chcą przejąć twoje śledztwo. Dla dobra Iruki nie mogę na to pozwolić. Wiesz jacy oni są.

- Pieprzeni partacze.- mruknął.

- Coś ich zwabiło i to nie był Iruka.

- Pewnie ten zdechły koleś.- burknął gapiąc się bezmyślnie w okno. 

- Zdechły to ty jesteś. On jest martwy.

- Tak, tak. Po prostu miejmy to już za sobą.- bąknął.

Wbiegli na komisariat wzbudzając niemałą sensację. Ignorując wszystkich wokół skierowali się prosto do gabinetu komendanta. Wpadli tam bez pukania.

- Co tu się odpierdala?!- krzyknął zerkając raz na komendanta a raz na dwóch mężczyzn w uniformach federalnych.

- Uspokój się. Właśnie tłumaczyłem tym panom, że to ty prowadzisz śledztwo w sprawie tego zamieszania w pobliskiej spelunie oraz to, że to nasza sprawa, a nie ich.

- Ann was przysłała?- warknął nieprzyjaźnie.

- Nie, detektywie....

- W takim razie nie macie tu czego szukać. Nikt mi tej sprawy nie odbierze.- warknął tak wrogo, że słowa nabierały wręcz morderczych intencji.

- Wybacz, detektywie, ale zginął człowiek, który był dla nas ważny i obserwowaliśmy go od dłuższego czasu, dlatego przyszliśmy poinformować o przejęciu śledztwa.

Kakashi w odpowiedzi wyjął komórkę i wybrał odpowiedni numer.

- Ann! Jakim prawem twoi ludzie wpychają się w moją sprawę?!

- Uspokój się Kakashi. Tak mu nie pomożesz. Też chcę znaleźć drania, który skrzywdził Irukę, pamiętasz? Nie wysłałam nikogo by ci je zabrał, bo mi na tym nie zależy i nie chcę z tobą zaczynać wojny, zwłaszcza, że mamy wspólny cel i wroga. Zróbmy tak: dasz mi ich do telefonu, a ja powiem im, że śledztwo prowadzisz ty, ale masz informować o każdym swoim odkryciu w tej sprawie. W zamian dostarczą ci niezbędnych informacji o tym martwym kolesiu. Może to cię coś nakieruje na właściwy trop. Działajmy w tej sprawie razem, zgoda?- zaproponowała. 

- Tak, wiem. Dobra. Możemy tak zrobić.- burknął niechętnie.

Spojrzał na nich wzrokiem, który mógłby zabić.

- Ann ma wam coś do powiedzenia.- warknął podając im komórkę.

Jeden z nich wziął ją.

- Tak, słucham.

- Macie mu tą sprawę zostawić, bo j tak mówię. Tak będzie dla nas wygodniej. Ta sprawa za bardzo śmierdzi, a nie chcę żeby moi ludzie włazili po szyję w jakieś gówno. Detektyw Hatake będzie was informował na bieżąco, w jego terminologii. To wszystko. A teraz ładnie przedstawić nowe stanowisko agencji.

- Tak jest.

Mężczyzna oddał mu komórkę ze skwaszoną miną. Patrzył na niego podejrzliwie zastanawiając się kim u diabła jest ten człowiek, że nawet ktoś taki jak Ann zgadza się na jego warunki współpracy?

- A tak przy okazji. Nie powiedziałaś jeszcze skąd znasz słodziaka.

- To długa historia, którą on sam powinien ci opowiedzieć. Ja nie mogę tego zrobić. Przysięga.

- Powiedzmy, że ci wierzę.- burknął i rozłączył się.

Dopiero wtedy agent odezwał się.

- Jestem agent Shiranui Genma, a to mój partner   Raidou. Będziemy od teraz współpracować. Oczywiście sprawę prowadzi detektyw Hatake, który będzie nas na bieżąco informował, a my ze swojej strony udzielimy informacji oraz wsparcia w odpowiednim zakresie.

- Rozumiem. Możecie iść do trójki. Jest wolna. Ustalcie wszystko między sobą, a na moim biurku ma się pojawić raport.- powiedział komendant.

- Tak jest.

- Jesteście wolni.

- Za mną panowie.- burknął wciąż zły i wyszedł.

Skierował się do wskazanego pokoju przesłuchać, po drodze zahaczając o biurko po potrzebne materiały i kubek zimnej już kawy. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro