[3] Do zobaczenia, Albus
Po wybraniu kandydatów entuzjazm uczniów stopniowo opadał. Ku zaskoczeniu większości zagraniczne delegację dobrze dogadywali się z gospodarzami. Pierwsze zadanie miał odbyć się jeszcze przed przerwą świąteczną, ale poza pojedynczymi plotkami nie rozmawiało się o nim wiele. Tak naprawdę to osoby, które nie brały udziału w turnieju szybko wróciły do swojej zwykłej rutyny.
Albus śledził razem z Elfiasem różne możliwości pierwszego zadania i w wolnych chwilach nawet analizowali ich prawdopodobieństwo. Jednak mieli dużo pracy związanymi ze swoimi zajęciami, więc nie czuli się tak zaangażowani jak wcześniej. Dumbledore dotarł do zdrowych zmysłów i przestał rozmyślać o Gellercie. Po części przez irracjonalizm całej sytuacji, ale dużą rolę grało w tym zwykłe zabieganie przez swoje obowiązki. Do tego doszły go rozmyślania na temat tego czy wróci do rodzinnego domu na Święta.
Myśląc o tym wszystkim chodził po alejkach w bibliotece szukając odpowiedniej książki do Starożytnych Run, ale bardzo szybko tracił koncentrację patrząc na inne lektury, które go zaciekawiły.
Co chwilę sięgał po inną, kompletnie nieznaczną do jego wypracowania, opamiętywał się i odkładał ją na miejsce. Tkwił w tym cyklu przez dwadzieścia minut, dopóki nie dotarł do dobrego regału.
Teraz spotkał się z kolejnym dylematem. Co w swojej pracy będzie mu potrzebne i czy ma wybrać ilość, którą dotarga do wieży, czy może pracować tutaj i mieć nielimitowany dostęp do źródeł.
Złapał za pierwszą lepszą i pociągnął za jej grzbiet, ale najwyraźniej za mocno, ponieważ książka wypadła z regału. Oczywiście, szczęści Albusa sprawiło, że pociągnęła za sobą resztę sąsiadów, które zaczęły hałaśliwie obijać się na podłodze. Dumbledore skrzywił się słysząc ich brzękot i dziękował Merlinowi, że jest na tyle daleko od centrum, że nie było to słyszane przez bibliotekarkę.
Westchnął i kucnął powoli sprzątając cały bałagan jaki narobił. Słyszał kroki przed sobą, ale był zbyt zajęty klnięciem pod nosem, aby zwrócić na nie uwagę.
Nagle para ciemnych butów zatrzymała się przed jego oczami. Lekko zdziwiony podniósł wzrok, osoba właśnie podnosiła jedną z książek z ziemi i otrzepywała ją z kurzu. Zanim Albus zdążył zareagować usłyszał jak się do niego zwraca:
- Niesforne książki, hm? - mruknął nieznajomy głos. Był lekko chrapliwy, ale jednocześnie melodyjny. Dumbledore szybko zrozumiał, że jego ciekawy pogłos był spowodowany akcentem, z którym chłopak nie był zaznajomiony.
Albus podniósł się z książkami w rękach i wydał z siebie lekko zdenerwowany cichy śmiech.
- Niesforne ręce - bąknął odkładając książki na półkę i próbując wymyślić swoją strategię na tą nagłą konfrontację z Gellertem Grindelwaldem, który właśnie wyciągał do niego to co podniósł. - Muszę przeprosić za ten hałas - powiedział unikając jego spojrzenia. Odłożył wszystko na miejsce i nie mógł zrobić nic tylko odwrócić się w jego stronę.
Gellert uśmiechnął się lustrując go od góry do dołu. Był trochę od niego wyższy i Albus lekko zakłopotany stwierdził, że z bliska przystojniejszy, niż na odległość.
- Bez potrzeby - odpowiedział Grindelwald, a Dumbledore znowu parsknął. - Nie mam żadnych zażaleń - stwierdził.
Gryfon nie wiedział czy zrozumiał to dobrze, ale jednak w pewien sposób to zrozumiał. Wyciągnął do niego rękę.
- Albus Dumbledore - przedstawił się. Bardzo starał się wyglądać na poukładanego i spokojnego, jednak przeszywający wzrok chłopaka sprawiał, że miękły mu kolana. Chłopak uścisnął jego dłoń.
- Wiem kim jesteś - powiedział wyniośle uśmiechając się i mrużąc oczy. Zrobił krok do przodu. Najwyraźniej podobało mu się, że miał nad drugim przewagę. Chciał pokazać swoją wyższość?
Albus nie potrafił stwierdzić czemu próbował go podejść, jednocześnie w tak bardzo dosadny ale nadal skryty sposób. Jednak nie mógł ukryć, że piekielnie go to intrygowało.
- To bardzo dziwne, ponieważ ja ciebie nie znam - stwierdził unosząc brew do góry. Skoro wiedział kim jest to na pewno mieli ze sobą jakiś związek. Ten fakt wystarczył Dumbledorowi, żeby dowiedzieć się reszty w własnym zakresie. O ile jego rówieśnik nie będzie chciał się tym podzielić samodzielnie. Ze zdziwieniem stwierdził, że wolałby dowiedzieć się sam. Wtedy chłopak zachowałby swoją enigmatyczną aurę, która była taka przyciągająca..
- To mnie dziwi - stwierdził i coś błysnęło w jego oku. - W końcu jestem jednym z uczestników Turnieju Trójmagicznego. Nie sądzę, że cię to ominęło.
I tu go miał.
- Nie powiedziałem, że nie znam twojego imienia, Gellercie Grinderwald - tym razem Albus był tym, który się uśmiechał.
Owy Gellert przez krótką chwilę wydawał się zaskoczony, jakby złapał się na czymś co naprawdę było nie do pomyślenia. Uniósł brew do góry i lekko przekręcił głowę, próbując określić uczucie jakie nim tak wstrąsneło. Jakby został przechytrzony w swojej własnej grze, nie mógł się powstrzymać przed delikatnym śmiechem.
- Oczywiście, mój błąd - mruknął i nagle jego postawa rozluźniła się. - Powinienem się spodziewać, że będziesz w stanie mnie tak podejść, Albusie.
Dumbledore był zaskoczony przez nagły nieformalny zwrot w jego kierunku, jednak bardzo szybko się za to skarcił. Grindelwald wciąż był uczniem, tak samo jak on, nie było tutaj potrzeby na nienaturalną grzeczność.
- Jestem zaintrygowany czemu tak wnioskujesz, Gellercie - kiedy wypowiedział jego imię ich oczy spotkały się na ułamek sekundy, tak by się stało, gdyby nie to, że żaden z dwójki nie chciał oderwać wzroku.
Pod koszulą, na skórze, tuż przy karku, Albus czuł jak drży. Bardzo chciał wiedzieć czy drugi chłopak czuje to samo.
- Bardzo się cieszę, że byłem w stanie zainicjować twoją ciekawość - bawił się z nim. Dumbledore musiał się zatrzymać na tej myśli. To nie była zabawa, Gellert z nim flirtował. - Twoja sława cię wyprzedza.
- Mogę powiedzieć to samo o tobie - stwierdził i wyprostował się, kiedy Grindelwald zrobił krok w jego stronę. Wiedział, że nie umknęło to jego uwadze. Blondyn powoli lustrował jego twarz, specjalną uwagę poświęcał jego oczom.
- Zapewne - szepnął. - Mam nadzieję, że nie zraziły cię do mojej osoby - spojrzał na jego osobę od góry, do dołu. Dodał: - To by była wielka szkoda.
Albus starał się wyglądać na nieporuszonego, ale nie mógł powstrzymać parzenia na swojej twarzy.
- Nie jestem typem, który stawia wyroki przedwcześnie - powiedział. - Miałbym nadzieję, że to coś co dzielimy.
Gellerta rozbawiło to stwierdzenie.
- Akurat o twojej osobie słyszałem same pochlebne rzeczy. Nie miałbym nic oceniać oprócz pochlebstw - powiedział, a Albus lekko się zdziwił. - Muszę przyznać, że oczekiwałem, że staniemy razem do Turnieju. Skoro byłeś tak obiecującym kandydatem.
Dumbledore westchnął, zastanawiał się od jakich źródeł otrzymał te informacje.
- Mimo, że startowanie byłoby kuszącą opcją, inne rzeczy mnie przed tym powstrzymały - wytłumaczył zakładając kosmyk włosów za ucho.
Gellert powoli pokiwał głową. Albus spodziewał się, że zapyta co takiego go zatrzymało, ale tak się nie stało.
- Byłem zawiedziony, z pogłosek wydawałeś się dobrą konkurencją. Ale patrząc na sytuację chyba wyjdzie mi to na lepsze - stwierdził patrząc dookoła pomieszczenia. Dumbledore uniósł zaintrygowany brew.
- A skąd taki wniosek?
Grindelwald wydawał się zadowolony, że zadał to pytanie. Przechylił lekko głowę i zrobił kolejny krok w jego stronę.
- Nie chciałbym, aby osobiste relację mieszały się w konkurencję - powiedział dosadnie. Ten nie za bardzo rozumiał.
- Osobiste relacje? - zapytał.
- Skłamałbym twierdząc, że nie zamierzałem poznać cię bliżej, Albusie.
Jego wylewność trochę speszyła Dumbledore. Przez chwilę nawet nie wiedział co powiedzieć, więc po prostu uśmiechnął się niepewnie. Pewność siebie Gellerta w swoim flircie była godna podziwu. Dumbledore trochę nie dowierzał, że postanowił być taki prostolinijny w swoich zamiarach.
- W takim razie muszę przyznać, że niezmiernie mi to pochlebia, Gellercie - odparł. Wcześniejsze zakłopotanie zostało zastąpione niezmiernym zaintrygowaniem.
- Cieszę się - mruknął, a nagle rozległ się dźwięk bicia zegara. Albus odwrócił się w kierunku okna z którego dochodził dźwięk. Zakłopotany odwrócił się do Gellerta, który tylko uśmiechnął się lekko.
- Wnioskuje, że nie mogę zabrać ci więcej czasu - stwierdził i lekko skinął głową. Albus podrapał się po karku.
- Obawiam się, że musiałbym już iść - wytłumaczył. - Ale chętnie dokończę naszą rozmowę - Grindelwald zmrużył oczy.
- W takim razie będę podążać za odgłosami upadających książek - zażartował, a Dumbledore zaśmiał się o wiele głośniej niż chciał. Zakrył usta ręką, ale to tylko bardziej rozbawiło drugiego chłopaka.
- Myślę, że następne okoliczności nie będą tak upokarzające dla mojej osoby - mruknął i poczuł jak dłoń Gellerta ujmuje jego rękę.
- W takim razie do zobaczenia, Albusie - ucałował wierzch jego dłoni, Dumbledore zalał się rumieńcem. Nie potrafił utrzymać kontaktu wzrokowego, więc odwrócił go w inną stronę.
- Do zobaczenia - bąknął, kiedy Grindelwald go puścił. Lekko skinął głową i odwrócił się w kierunku wyjścia.
To było jego pierwsze spotkanie z Gellertem Grindelwaldem. I Albus przysiągł sobie, że na pewno nie będzie ostatnie.
...
Dumbledore myślał o całym zajściu jako o jakimś szaleńczym śnie. Nigdy nie pomyślałby, że ktokolwiek będzie tak wylewnie o niego zabiegał. Już nie wspominając o tym, że zainteresowanie było obustronne.
Chłopak tłumaczył to sobie na wiele sposobów, ale nie był głupcem, żeby tłumaczyć całus w rękę jako przyjacielski gest. Nie sądził, że Gellert zrobiłby to gdyby chciał okazać chęć nawiązania platonicznej więzi.
To nie dawało Albusowi spokoju. Chciał wszystkie odpowiedzi w tym momencie, ale były one zamknięte w uczniu Durmstrangu. I tylko w jeden sposób mógłby znaleźć to czego szukał.
- Nie jest taki zły - mruknął do Elfiasa w pokoju wspólnym. Rozsiadł się w fotelu i patrzył tępo w kominek rozważając czy może nie zgłupiał o tej dogłębnej analizy swoich pobudek.
- Hm? - ten zdziwił się przez nagłą zmianę tematu. - O kim mówisz?
- Spotkałem Grindelwalda - wytłumaczył. Dodge zmarszczył brwii. Przez chwilę kontemplował o co zapytać, ale poszedł za swoim pierwszym instynktem.
- Naprawdę? Kiedy?
Albus pokrótce wyjaśnił okoliczności spotkania Grindelwalda i oczywiście Elfias nie powstrzymywał się przed komentarzami.
- Ty umiesz zrobić dobre, pierwsze wrażenie - westchnął, a Dumbledore posłał mu gniewne spojrzenie.
- Nie słyszałem żadnych skarg - burknął. - Wręcz przeciwnie
Powiedział, że miał ochotę go poznać, kiedy dokładnie poczuł taką potrzebę? Zapewne uważał go za konkurencje, ale zaznaczył, że miał jeden zamiar względem niego, który nie zmienił się przez brak udziału Albusa w Turnieju.
- No to mów, co miał do zaoferowania Pan Grindelwald? - zagaił opierając się o łokietnik. - Dorównuje pogłoskom na jego temat?
- Miał do zaoferowania bezwstydny flirt i to zabójcze spojrzenie - stwierdził w myślach. - Nie wydaje się taki nieprzystępny jak by mogły mylić pozory. Mógłbym nawet stwierdzić, że jest bardzo życzliwy.
Elfias spojrzał na niego jakby nie kupował niczego co wychodzi mu z ust. Uniósł brew upewniając się czy Albus nie chce powiedzieć mu prawdy, ale ten tylko kiwnął głową.
- Bardzo nonszalancka odpowiedź, najwyraźniej bardzo cię oczarował - mruknął powstrzymając diaboliczny uśmiech.
- Nawet tak nie żartuj, ja wcale... - zapierał się, ale Dodge wszedł mu w słowo.
- Ah, Albus. Łatwo się z ciebie czyta, przyjacielu - drażnił się z nim. - Gdybyś był szklanką kulą pewnie kontynuowałbym wróżbiarstwo!
- Nie mam żadnych takich intencji! - odparł.
Bardziej miał nadzieję, że Gellert będzie w stanie ich poprowadzić ich w kierunku jakiego pragnął. Czuł się głupio będąc takim chętnym do angażowania się w takiej kokieterii. I do tego bycia tak łatwo przyłapanym przez Elfiasa.
- Tylko nie szalej za bardzo - poprosił Dodge. - Nie mogę pozwolić, żebyś kompletnie zgubił głowę w chmurach, kompletnie straciłbyś rachubę.
- Potrzeba o wiele więcej, aby mnie tak oczarować, uwierz mi - zarzekał się, ale nie miał pewności co do swoich słów po ich wypowiedzeniu. Dodge pokiwał głową i prychnął.
Albus nie był zbyt otwarty jeśli temat spadł na jego miłostki czy pragnienia. Po części przez to, że zawsze miał coś innego na głowie, ale też nie sądził, że znajdzie kogokolwiek, który weźmie go w tej kwestii na poważnie.
Elfias wiedział o jego przychylności w kierunku mężczyzn, ale Dumbledore zawsze uważał, że zwyczajnie traktował to jako kolejny niuans jego osoby. I nie potrafił do końca zrozumieć jak się czuje względem niego.
- Zaczarowany czy nie, każde znajomości się przydadzą - mruknął Dodge, a Dumbledore wskazał na niego palcem i pokiwał głową.
- Dokładnie - potwierdził. - Do tego świetna okazja, aby poznać nową kulturę.
- Dogłębnie poznać - zaśmiał się.
- Jesteś pewny, że nie cofnąłeś się na początek swojej edukacji, mój drogi? - zapytał Albus marszcząc brwii. Drugi chłopak wzruszył ramionami.
- Przy tobie nie potrafię utrzymywać pozorów dobrze wyedukowanego czarodzieja, musisz mi wybaczyć.
Tym razem Dumbledore zarechotał.
...
Gellert nie znał jeszcze dokładnie zamku, Hogwart był w swojej budowie o wiele mniej polegał na intuicji, niż Durmstrang. Zamek jego szkoły był o wiele bardziej przysadzisty i prostoliniowy w drogach, które wyznaczał. Na gust Grindelwalda zamek na wyspach był po prostu zagracony.
Jeden punkt wyjściowy, do którego zdążył dotrzeć bez problemu była Wielka Sala. Tak naprawdę, jeśli ktoś był zgubiony po prostu schodził na parter do pomieszczenia i próbował na nowo odnaleźć swoją drogę między murami nowej szkoły.
Szkoły lubiły przemieszczać się grupami, ale Grindelwald zdawał się na samotne rozeznania w terenie, nawet kosztem straconego czasu.
Nie kłopotał się sprawdzeniem godziny dlatego na kolację dotarł trochę przedwcześnie, bo Wielka Sala była praktycznie pusta. Najwyraźniej wszyscy dopiero zbierali się, aby zjeść.
Gellert był gotowy odwrócić się na pięcie i wrócić na statek Durmstrangu, ale ktoś przykuł jego uwagę.
Albus Dumbledore. Grindelwald uśmiechnął się pod nosem.
- Dobry wieczór - powiedział zatrzymując się przy Gryfonie. Ten podniósł wzrok znad swojej książki, którą trzymał przy talerzu. Jego oczy otworzyły się szerzej i to tylko poprawiło humor Gellertowi.
- Witam - odchrząknął Dumbledore. - Nie sądziłem, że... - Grindelwald uniósł pytająco brew, a Albus zgubił się w swoich słowach i nagle zaśmiał się. - Powiedzenie, że nie spodziewałem się ciebie tutaj byłoby niemądre, prawda?
- Z pewnością trochę nierozsądne - stwierdził. - Czy mógłbym? - wskazał na miejsce obok niego. Albus pokiwał głową.
- Naturalnie.
Grindelwald usiadł obok niego, dość blisko, bliżej niż inne osoby zazwyczaj na posiłku. Szata Albusa tuszowała ich bliskość, sprawiając pozory, że uczeń Durmstrangu był dalej. Ale Dumbledore czuł jak ich kolana się zetknęły, kiedy spoczął.
Jego pierwszym instynktem było odsunięcie się w drugą stronę, ale nie chciał pokazać swojego onieśmielenia, więc trzymał się w jednym miejscu.
Zastanawiał się czy ta dosadność jest zwyczajnie kwestią kulturową. Właśnie to było największym faktorem zdezorientowania Albusa.
- Miałem nadzieję, że będziemy mieć okazję kontynuować naszą rozmowę, ale nie sądziłem, że tak szybko.
- Chyba to wyjdzie nam na lepsze, zostawiłeś mnie z wieloma pytaniami - odparł Dumbledore lekko śmiejąc się do siebie. Obecność Gellerta wprawiała go w sielski nastrój, nawet beztroski. Było to z jego strony wielce niepoważne, ale pierwszy odruch jaki mu się narzucał to był właśnie chichot. - Nadal pozostajesz dla mnie tajemnicą w wielu kwestiach.
- Proszę, wybacz, jeśli trzymałem cię w niepewności - wyprostował się. - Jestem całkowicie otwarty na twoje pytania, do pewnego stopnia oczywiście.
- Do pewnego stopnia? - zainteresował się Dumbledore i oparł głowę na łokciu. - Dość intrygujące stwierdzenie.
- Nie mogę wyjść na naiwnego - tłumaczył.
- Myślisz, że śmiałbym to w jakiś sposób wykorzystać?
Gellert uniósł brew, jakby myślał nad czymś. Na chwilę zamilkł, potem wydał się dość rozbawiony tym co nasunęło mu się namyśl.
- Kiedy teraz o tym myślę - zaczął. - Nawet jeśli - na chwilę przeniósł wzrok na jego wargi. - Nie wiem, czy miałbym coś przeciwko - Dumbledore zmrużył oczy.
- Myślę, że żaden z nas nie siedzi tutaj, aby czerpać z drugiego jakieś towarzyskie korzyści.
- Nie towarzyskie - dokończył za niego z małym, łobuzerskim uśmieszkiem na ustach. Drugi chłopak tym razem nie powstrzymał śmiechu.
- Jesteś bardzo dobry w słownych gierkach, Grindelwald - prychnął Albus. Geller zdziwił się na nagłe użycie jego nazwiska.
- Ah, jak atmosfera się nagle zmieniła - skomentował, ale nie wyglądał jakby to stwierdzenie było nacechowane negatywnie. - Próbujesz mnie onieśmielić, Dumbledore?
Gryfon zauważył, że był o wiele bardziej odprężony, niż wcześniej. Rozmowy z Gellertem na pewno były czymś czego jeszcze nie doświadczył.
- No więc, chciałbym, żebyś przybliżył mi okoliczności, w których o mnie słyszałeś.
Grindelwald wydawał się dziwnie zadowolony z jego pytania. Oznajmił Albusowi, że pierwszy raz jego imię usłyszał nie w Hogwarcie, ale od swojej ciotki. Okazało się, że Bathilda Bagshot z którą Albus nawiązał kontakt była krewną Grindelwalda. I z powodu tego, że byli w podobnym wieku napomniała mu o (słowa kobiety) niezwykle inteligentnym młodzieńcu, który żyje w Dolinie Godryka.
Dumbledore był lekko zszokowany tą informacją. Grindelwald tłumaczył, że nie wiedział jak wyglądał, ale po przybyciu delegacji Durmstrangu szybko dowiedział się jak wygląda owy Albus.
Dalej ich rozmowa spadła na tematy badań Dumbledore'a i jego obserwacji, które przedstawił Bathildzie. Opowiadał też mu jak doszło do ich spotkania. Zanim się spostrzegli Wielka Sala już była zapełniona uczniami, niektórzy zdziwieni obecnością Gellerta przy stole Gryffindoru posyłali mu dziwne spojrzenia. Ale dwójka była zbyt pochłonięta w swojej konwersacji, żeby się tym przejmować.
Kiedy temat się wyczerpał nagle Grindelwald umilkł. Patrzył się na Albusa, trochę rozmarzonym wzrokiem. Dumbledore nie narzekał, ale chciał wiedzieć co chłopak miał teraz na myśli.
- Wszystko dobrze? - złapał go na odpływanie gdzieś myślami. Gellert zwrócił wzrok z powrotem do niego i Dumbledore poczuł dreszcz na rękach.
- Zastanawiam się czy zadowalać się rozmową z tobą przez cały wieczór, czy może widokiem twojej zaczerwienionej twarzy kiedy będę obserwować cię z daleka - szepnął z konsternacją na twarzy jakby był to prawdziwy dylemat.
Albus otworzył szeroko oczy i spojrzał na niego z pretensją. Grindelwald uśmiechnął się widząc jego naburmuszoną minę.
- Na szczęście mam pełno innych kandydatów do rozmowy - odgryzł się, a to tylko pobudziło chłopak. Spojrzał na niego rozbawiony.
- Doprawdy? - zaciekawił się.
- Oczywiście.
- W takim razie nie sądzę, że gdziekolwiek się ruszę - stwierdził, a Dumbledore parsknął co trochę zbiło go z tropu. - Ah, czyli tak próbowałeś mnie podejść. Sprytnie.
- Nie mam powodu cię zwodzić, Gellercie - stwierdził. Grindelwald lubił, kiedy wymawiał jego imię. Może to przez jego brytyjski akcent, albo sposób w jaki kącik jego ust unosi się, kiedy je mówi. Nie potrafił stwierdzić co dokładnie.
Dumbledore czuł jak dłoń Gellerta ląduje na jego udzie. Albus spojrzał na niego i zerknięcie w jego oczy osłupiał na chwilę. Było mu gorąco.
- Czy miałby coś przeciwko gdybym cię odprowadził? - zapytał Grindelwald.
- Oczywiście, że nie.
Kiedy znowu go żegnał, tym razem przed wejściem do Wieży Gryfonów, znowu ucałował jego dłoń. Nie było to już takim zaskoczeniem jak wcześniej, ale zrobiło takie samo, jak nie większe wrażenie.
Albus wrócił do dormitorium z wielkim rumieńcem, którego nawet jego uszy nie potrafiły ukryć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro