[2] Gellert Grindelwald
Dumbledore następnego dnia obudził się do widoku wielkiej głowy wystające zza jego kurtyn. Na początku wydawało mu się, że to balon, ale po kilku mrugnięciach rozpoznał w nich pewne rysy. Oczywiście nie były ludzkie. Gdyby nie jego nieprzespana noc, może w sennym amoku mógłby się tego przestraszyć. Ale sześć lat spędzonym w dormitorium ze swoimi współlokatorami dało mu na tyle wprawy, że nie dałby się tak nabrać.
Zwłasza w Halloween.
— Mam wiele pytań – zaczął zachrypniętym głosem patrząc na ciało Elfiasa, które wystawało spod wielkiej głowy.
Usłyszał niezadowolony jęk i Dodge złapał za swoje maskę i zdjął ją ze swojej głowy.Wyjrzał zza kurtyn i krzyknął.
— Nie nabrał się!
Temu towarzyszyły dwa chichoty, trochę przytłumione przez zasłony łóżka Albusa.
— Bardzo śmieszne – parsknął zaspany ziewając. — Skąd to wytrzasnąłeś.
— Ubłagałem dziewczyny, żeby mi ją pożyczyły, chciałem zobaczyć twoją przerażoną minę z samego rana – tłumaczył wkładając coś przypominającego ręcznej roboty okrągłą lepiankę z narysowaną twarzą pod ramię.
— Nie napatrzyłeś się na mnie już dostatecznie, mój drogi? – podniósł się do siadu patrząc z ciekawością na maskę. — Piękne rękodzieło. Zamierzasz straszyć nim dzieci na korytarzach?
— Jeśli masz na myśli ciebie to z pewnością – puścił do niego oczko i gwałtownie odsłonił jego kurtyny. Światło z okien oślepiło Albusa tylko przypominając mu, że nie miał najprzyjemniejszej nocy. — Pobudka! Zaraz śniadanie.
Dumbledore skrzywił się i zasłonił twarz ręką.
— Jesteś okropny – mruknął do przyjaciela.
Kiedy doprowadził się do ładu ( co przyszło mu z wielkim trudem) zeszli do pokoju wspólnego, które jak zawsze tętniło życiem. Było udekorowane specjalnie z okazji Nocy Duchów, które wszyscy świętowali dziś wieczorem.
— Wesołego Halloween! – życzyły im dziewczyny z ich rocznika, kiedy Dodge oddał im maskę. Okazało się, że była częścią strasznej kukły, którą usadowili na jednym z foteli. Poza nowym rezydentem pomieszczenia wszędzie gdzie się obejrzałeś widać było świecące dynie i nietoperze z papieru, które latały przy suficie.
Noc Duchów w tym roku była jeszcze bardziej ekscytująca. To dziś będą wybrani reprezentancji w Turnieju Trójmagicznym. Hogwart nie mógł się doczekać, kto z ich grona będzie reprezentować szkołę.
Albus był zasypywany pytaniami czy on miał już okazję się zgłosić, lub czy chciał w ogóle wziąć w tym udział. Ku ich niezadowoleniu, odmówił. Nawet niektórzy nauczyciele zdradzili mu, że mieli nadzieję na jego kandydaturę. Ale oni bardziej rozumieli jego postępowanie, niż rówieśnicy. Dumbledore miał już swoje własne cele, które nie mogły być odłożone na rzecz konkursu.
Spędził wiele nocy kontemplując z Elfiasem za i przeciw zgłoszenia się i oboje doszli do konkluzji, że jego pierwsze odczucia względem swojej kandydatury były najrozsądniejsze. Chociaż tytuł zwycięzcy turnieju brzmi kusząco dla wszystkich.
— Albus, kiedy w końcu się zgłosisz? – we dwójkę zostali zaczepieni podczas przerwy między zajęciami. — Zegar tyka. Wieczorem zostają wybierani kandydaci.
— Słyszeliście kto się zgłosił z Durmstrangu? – zanim odpowiedział, znowu ktoś się odezwał. Nagle większość Gryfonów zebrała się wokół ich ławki na dziedzińcu. Elfias i Albus spojrzeli po sobie, wymieniając się porozumiewawczym skinieniem. Rzeczy, które omawiali wcześniej (nowe wypracowanie Dumbledore'a na temat klasyfikacji zaklęć) zostawią na późniejszą rozmowę.
— Podobno niezłe plotki się o nim rozpowiada. Nawet u nich jest jakąś wielką enigmą. Dopiero przyjechali, a już pół szkoły wie kim jest.
— O kim mówicie? – zapytał Elfias. — Nic o tym nie słyszeliśmy.
Albus próbował sobie przypomnieć, czy ktoś wspominał mu o owym faworycie z Durmstrangu, ale nic takiego nie pamiętał. Trochę nieświadomie podrapał się po skroni.
— Na pewno go zauważyliście. Blady jak ściana, blondyn, dość wysoki.
Dumbledore gwałtownie podniósł głowę i nie ominęło to uwagi Elfiasa, który postanowił mu nie zwracać na to uwagi. Albus lekko się podekscytował. Oczywiście, że kojarzył ten opis. To ten chłopak zajął jego myśli na całą noc.
— Chyba wiem o kim mówicie – stwierdził, a tamci pokiwali głową.
— Trudno go nie zauważyć. Wszyscy o nim teraz gadają, Gellert Grindelwald.
— Podobno mimo tego, że Durmstrang słynie z czarnej magii, to co on robi wychodzi nawet poza zasady szkoły. Wszyscy się dziwią, że jeszcze go nie wyrzucono.
— Ale nadal pozwolą mu brać udział? – Dodge wydawał się lekko zaniepokojony. Reszta gryfonów spojrzała po sobie i wzruszyła ramionami.
— Według zasad każdy może się zgłosić – odpowiedzieli. — A jeśli Durmstrang chce wygrać, nie widzę powodu, aby go powstrzymywać. Ale nikt jeszcze nie widział jak wsadzał swoje imię do czary.
— Podejrzewam, że i tak pewnie to zrobi – rozmyślał Elfias. — Mam nadzieję, że użycie czarnej magii będzie jakoś kontrolowane. Chyba nie chcemy, żeby konkurs skończył się jakąś tragedią.
— Ja jestem szczerze ciekaw co oni potrafią – ktoś odwrócił się w kierunku uczniów Beauxbatons przechodzących przez krużganki do zamku. — Myślicie, że mają jakąś przewagę?
— Wydaje mi się, że turniej stawia na indywidualność uczestników – odpowiedział Dodge szukając wzrokiem poparcia u Dumbledore'a, ale ten już nie słuchał towarzystwa.
Rozgadywali się nad temat kryteriów jakie mogą być użyte podczas sędziowania turnieju, a Albus rozmyślał nad prawdopodobieństwem owego Grindelwalda będącego jednocześnie chłopakiem, który zdobył jego uwagę wczoraj.
Opis był dość powszechny, ale nadal się sprawdzał. Lekko go zaintrygowała wiadomość o sławie owego ucznia. Oczywiście, była niepokojąca, ale Dumbledore miał ochotę dociec do jej korzenia. Nie zostaje się oskarżonym o naciąganie zasad szkolnych bez powodu.
...
Gryffindor znalazł u siebie śmiałka, który chciał się zgłosić, więc jego dom postanowił hucznie odprowadzić go do Wielkiej Sali, aby mógł wrzucić swoje imię do Czary Ognia. Starsze roczniki odprowadził kandydata do środka pomieszczenia gdzie wrócił swoje imię. Po pokoju przeszły wiwaty ze strony uczniów Hogwartu, którzy siedzieli na ławkach. Było tam też widać uczniów z innych szkoły, który także wrzucali swoje zgłoszenia.
— Najwidoczniej jest dużo zainteresowanych – mruknął Dumbledore, a Elfias zaśmiał się pod nosem.
— Kto nie byłby zainteresowany sławą? – zapytał retorycznie. Stali z boku patrząc jak niebieskie płomienie unoszą się nad czarą. Albus czasem rozglądał się dookoła patrząc na reprezentantów Durmstrangu, ale nikogo w nich nie rozpoznał.
Jego koledzy nadal robi wielki szum wokół siebie i ku ich zadowoleniu bardzo rozbawiło to niektóre dziewczyny z Beauxbatons. Gryfoni od razu zwrócili się w ich kierunku, co sprawiło, że atmosfera wokół czary się uspokoiły, a towarzystwo się rozproszyło. Było kilka osób, które podchodziło, ale najwyraźniej napadły ich wątpliwości, bo ogień nie błyskał za każdym razem.
— Nadal się nie zgłaszasz? – zasugerował Dodge ciekawsko patrząc na przyjaciela. dumbledore spojrzał na niego lekko zdziwiony. Oparł się o ścianę i skrzyżował ręce na piersi.
— Czy nagle zmieniłeś zdanie na temat mojej decyzji?
— Nie, ale zastanawiałem się czy widok innych cię skusi. W końcu nigdy nie przepuszczasz okazji, aby się wykazać.
Albus wydął wargi w niezadowoleniu.
— Potraktuje to jako komplement, przyjacielu – mruknął naciskając na ostatnie słowo. Dodge zachichotał i trącił go ramieniem.
— Chciałem, aby miało to skromny wydźwięk – odparł, ale Dumbledore nie kupił tego co tylko jeszcze bardziej go rozbawiło. Zaczęli się między sobą przekomarzać, jednak nagle uczniowie wokół nich kolektywnie ucichły. Śmiechy dwójki też nagle się urwały zaalarmowane nagłą ciszą.
Atmosfera nagle zrobiła się dziwnie niekomfortowa. Albus rozejrzał się po ludziach szukając odpowiedzi na tą zmianę. Przeniósł wzrok na wejście, ale już ktoś przez nie przeszedł. Osoba szła w kierunku środka.
Dumbledore zdał sobie sprawę na kogo patrzy. Ktoś obok nich szepnął:
— Grindelwald. To on
Albus otworzył szeroko oczy widząc chłopaka, którego obserwował na wczorajszej kolacji. Jego podejrzenia się sprawdziły. Blondyn był (nie)sławnym Gellertem, o którym plotkowała całą szkoła.
Gryfon poczuł jakąś dziwną ekscytację z tego powodu. Chociaż po części mogłaby to być satysfakcja z tego, że poznał jego imię.
Grindelwald nonszalancko podszedł do czary i (jakby od niechcenia) wrzucił tam papierek ze swoim imieniem. Cisza innych uczniów została zastąpiona przez szepty i szmery. Elifas i Albus spojrzeli po sobie, ale kiedy Dumbledore znowu odwrócił się w kierunku ucznia Durmstrangu zdziwił się jeszcze bardziej.
Chłopak patrzył w jego stronę i Albus mógłby przysiąść, że to tylko jego dziwne wymysły, ale miał wrażenie, że zimne spojrzenie Gellerta znacznie się zmieniło. Nie był w stanie stwierdzić czy mały uśmieszek na jego ustach skierowany do niego był także jakimś dziwnym przywidzeniem.
Dumbledore zamarł, jakby coś złapało go za ciało i uszczelnił w uścisku uniemożliwiając mu ruch. Mógł tylko odwzajemniać spojrzenie, które (dla ochrony godności Albusa) było wystarczająco przelotne, aby nie spalił się ze wstydu.
Gellert znowu zwrócił się w kierunku wejścia i tym samym pewnym krokiem wyszedł z pomieszczenia zostawiając za sobą kompletny chaos w który zamienili się pozostali uczniowie. Ktoś już wybiegł z Wielkiej Sali, aby poinformować innych. Wszyscy rzucili się do gorączkowych debat na temat tego co przed chwilą zobaczyli.
Na pewno wrażenie jakie Grindelwald zrobił na wszystkich było godne podziwu. A nieznośne zauroczenie jakie wzbudził w Albusie dolegało chłopakowi jeszcze bardziej.
Dumbledore nie był na tyle naiwny, aby wierzyć, że kiedykolwiek jego zainteresowanie drugą osobą byłoby choć trochę odwzajemnione. Zwłaszcza, kiedy preferencje jakie miał nie były takimi z którymi mógłby kontynuować ród jako pierworodny syn.
Ale wyobraźnia potrafiłą mu płatać figle i szybko dotarł do momentu, w którym go poznaje. Zastanawiał się jaki był osobiście...
— Albus! – usłyszał i nagle dotarło do niego, że coś go trąca w bok. Ten zamrugał i zwrócił się do zirytowanego Dodge'a. — Słuchasz mnie?
— Co? – mruknął czując jak szturchane miejsce zaczyna boleć. Zgiął się i odepchnął od siebie chłopaka.
— Zadałem ci pytanie.
— Z chęcią ci na nie odpowiem, jeśli przestaniesz mnie szturchać i je powtórzysz – uśmiechnął się słodko, a Dodge odwzajemnił fałszywy wyszczerz.
— Pytałem czy się znacie – powtórzył i nadal próbował drażnić Albusa, ale ten uderzył go w rękę na tyle mocno, że przestał. — Z Grindelwaldem.
— Jakim cudem miałbym go znać – zdziwił się i nagle speszył. Elfias uniósł pytająco brew.
— Patrzyliście na siebie przed chwilą... – stwierdził, ale Dumbledore nie był gotowy przyznawać się do wczorajszego wieczoru, więc zaczął go zagadywać.
— Nonsens – przerwał mu. — Wprawdzie, jestem prawie pewny, że patrzył na ciebie – objął Elfiasa ramieniem i zaczął wyprowadzać z sali.
— Chyba nie sądzisz, że unikniesz mojego pytania tak nieporadną próbą – skrytykował go Dodge, a Albus nie mógł powstrzymać śmiechu.
— To trochę przerażające jak łatwo potrafisz mnie przejrzeć – przyznał.
— Sam jestem zaskoczony swoim geniuszem – westchnął Elfias i tym razem to Dumbledore posłał mu kuksańca w bok.
...
Podczas Nocy Duchów cała Wielka Sala była udekorowana dyniami. Duchy latały między stołami zabawiając uczniów, zaczarowane pajęczyny zwisały z sufitów, a światła migotały w pomarańczowych i zielonych kolorach. Niebo było bezchmurne, niektórym nawet wydawało się, że gwiazdy świeciły dziwnie jasno tego wieczoru.
Albus poczuł lekkie deja vu widząc pomieszczenia wypełnione przez uczniów wszystkich trzech szkół. Przed mównicą Dyrektora Dippeta stała czara, która już się nie świeciła jak wcześniej. Czas a zgłoszenia minął i przyszła pora na wybór.
W całym zamku można było odczuć wibracje ekscytacji. Ta atmosfera nawet rozluźniła uczniów zagranicznych szkół, który teraz nawet byli skorzy żartować z innymi. Niektórzy członkowie Beauxbatons zaznajomili się z Durmstrangiem. Skrajne różnice między uczniami sprawiali, że ich widok obok siebie był jeszcze bardziej urzekający.
Dumbledore znowu wypatrzył Gellerta w tłumie, akurat kiedy zasiadał do stołu Ślizgonów. Ten od razu wyczuł na sobie jego wzrok i odwzajemnił go. Albus poczuł się trochę pewniej, więc uśmiechnął się do niego. Widział widoczne zdziwienie na twarzy drugiego, ale ten odwzajemnił gest.
Chłopak wiedział, że robił z siebie głupka, ale nie sądził, że było to, aż takie złe. W końcu poza przelotnymi spojrzeniami, albo opcjonalną rozmową nie miał zamiaru zbliżać się do Grindelwalda. Chociaż nie mógł ukryć, że odwzajemnione zainteresowanie mu pochlebiało, domyślał się, że nie miało tych samych podtekstów.
Dyrektor Dippet jak zwykle teatralnie podniósł się ze swojego krzesła i rozpoczął "ceremonię". Czara znowu rozbłysła błękitnym płomieniem, tym razem jarzyła się jeszcze bardziej niż wcześniej.
Kilku osobom wyrwały się z ust zachwycone westchnienia. Cały tłum ucichł w oczekiwaniu.
— Najwyższa pora wybrać kandydatów! – głos dyrektora rozbrzmiał w Wielkiej Sali. — W tegorocznym Turnieju Trójmagicznym, reprezentantem Beauxbatons będzie... – wyciągnął rękę w stronę czary, a płomień rozjarzył się. Wszyscy uczniowie francuskiej szkoły nachylili się oczekując wyniku. Karta wyleciałą z czary i wyglądowała między palcami Aramdno Dippeta.
Ten rozwinął ją powoli. Spojrzał na tłum uczniów, zanim się odezwał.
— Mathieu Vieillard! – ogłosił i cała sala zalała się poklaskami i wiwatem. Albus wypatrzył w tłumie kandydata, który podnosił się w kierunku dyrektora. Był średniego wzrostu, z ciemnymi oczami, komplementujący się z włosami zalizanymi lekko do tyłu. Jego budowa była delikatna, na pewno po mniej muskularnej stronie, ale co przyciągało wszystkich był jego jasny uśmiech. Najwyraźniej był faworytem jego żeńskich koleżanek, które piszczały z zachwytu, kiedy uścisnął dłoń Dippeta i stanął obok czary jako pierwszy wybrany reprezentant.
— Teraz Durmstrang – ktoś powiedział za nimi. Dumbledore, aż się wyprostował, ale potem od razu zgarbił karcąc w myślach za swoje niepotrzebne reakcje. Nie mógł uwierzyć, że robił z siebie takiego głupka tylko przez jakiegoś przystojnego czarodzieja. Przedtem myślał, że ostatnie co mogło go rozproszyć, ale przeliczył się.
Patrzył jak z czary wystrzela kolejna kartka. Tym razem płomień wydawał się potężniejszy, aż padły z niego iskry. Dyrektor Hogwartu tym razem nie utrzymał tego samego napięcia. Z jego ust od razu padło nazwisko kandydata.
— Durmstrang będzie reprezentować, Gellert Grindelwald! – szkoła chłopaka zagrzmiała w radości. Kiedy wyczytany chłopak wyszedł na środek można było widzieć na jego twarzy uśmieszek satysfakcji. Otrzymał gratulację i przywitał się z Matthieu, który skinął na niego głową.
Dumbledore nie mógł nacieszyć się widokiem, ponieważ jego uwagę zajęło wyczekiwanie na usłyszenie kto z Hogwartu weźmie udział w Turnieju. Wszyscy przy stołach siedzieli jak na szpilkach, niektórzy wychylali się tak daleko, że praktycznie leżeli na drewnie.
— A ostatnim uczestnikiem reprezentującym naszą szkołę będzie – głos jakby odbijał się od ścian echem. Słychać było pod stołem niecierpliwe stukanie butów. Dippet zerknął na kolejną kartkę. — Nathan Wright!
Cały Ravenclaw rzucił się do owacji na stojąco, kiedy jeden z nich wychodził przed szereg. Elfias i Albus zaczęli głośno klaskać. Ślizgoni zaczęli wiwatować, a Hufflepuff w rytmie stukał w stoły.
Dumbledore i Dodge dobrze go kojarzyli i w milczeniu zgodzili się, że to dobry kandydat. Był z ich rocznika i swoimi umiejętnościami równał się nawet z Albusem. Wysoki, brunet dotarł do Dippeta, który mu pogratulował. Wright uśmiechnął się promiennie emanując pewnością siebie. Trzech kandydatów stanęło obok siebie i każdy na swój sposób wydawał się stworzony do brania udziału. Obraz trójki ekscytował całą szkołę razem z zagranicznymi placówkami.
Wszyscy zasypali ich oklaskami. Ci rozglądali się wokoło po każdych twarzach wyrażając swoje zadowolenie, oprócz Gellerta. Ten kierował swoją uwagę tylko w jedną stronę.
Albus zaczynał wątpić, że to kwestia przypadku, że patrzył akurat na niego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro