Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[1] 1898

Wrzesień 1898

Wrześniowy poranek był chłodny, ale słoneczny. Ulice Londynu były przepełnione, na stacji King's Cross gromadziły się tłumy, przez które desperacko przebijał się nastoletni czarodziej. Odetchnął z ulgą, kiedy ujrzał peron dziewiąty. Teraz droga powinna iść z górki. Młody chłopak ruszył w kierunku peronu dziesiątego, ale w połowie drogi nagle zatrzymał się. Innym wydawało się to dość nienaturalnym gestem. Ten uśmiechnął się lekko widząc z pozoru zwykłą barierę będącą przejściem między nimi.

Albus Dumbledore zacisnął dłonie na wózku ze swoimi walizkami, rozejrzał się wokoło i pchnął go przed siebie. Metalowa konstrukcja razem z jej właścicielem zniknęły w przejściu. Chłopak poczuł szarpnięcie w okolicy żołądka i zanim się spostrzegł wielki znak peronu dziewięć i trzy czwarte pojawił się przed jego oczami razem z tłumem uczniów. Dumbledore wyhamował unikając kolizji z innym uczniem, który stracił panowanie nad swoją sową. Albus zaśmiał się pod nosem wymijając go i rozejrzał dookoła. Tłum był bardziej zagęszczony, niż na mugolskich częściach King's Cross, ale magiczna atmosfera sprawiała, że chłopak odetchnął pełną piersią.

Ujrzał znajomą sylwetkę wpatrującą się w peronowy zegar. Rozpoznał ciemną czuprynę i szare oczy Elfiasa Dodge'a, który nagle zwrócił się w jego stronę. Ich spojrzenia się spotkały i Dumbledore dał o sobie znać lekkim machnięciem ręki w przywitaniu.

Zanim się spostrzegł chłopak dotarł do niego i rozłożył szeroko ręce.

- Albus! - uśmiechnął się szeroko.

- Elfias!

Dwójka przyjaciół uścisnęła się mocno. Poklepali się po plecach i wymienili pogodnymi spojrzeniami.

Elfias i Albus przyjaźnili się od pierwszej klasy, a teraz ostatni raz dzielili ze sobą moment zjednoczenia przed rozpoczęciem roku szkolnego. Chylili się ku końcu nauki, a było to dla nich bardzo nostalgiczne i równie smutne.

- Jak się masz? Od dawna od ciebie nie słyszałem! - Elfias Dodge przypatrzył się drugiemu chłopakowi. Albus Dumbledore jak zwykle prezentował się bardzo elegancko.

Na sobie miał jasną koszulę ze sztywnym kołnierzykiem i lekko bufiastymi rękawami, które ściągały się przy nadgarstkach. Jego dopasowana, granatowa kamizelka dobrze kontrastowała z ciemnymi spodniami ciągnącymi się do błyszczących butów. - Jak zwykle gubisz się gdzieś w lipcu i sierpniu, nawet już nie oczekuje od ciebie odpowiedzi! - machnął na niego ręką. - Mam nadzieję, że ignorowanie mnie miało jakiś szczytniejszy cel.

Kiedy Dumbledore miał trochę wolnego czasu do dyspozycji i nie musiał się przejmować żadnymi obowiązkami łatwo było mu się zgubić w swoim własnym świecie. Jednak trudniej było wyjść z tego amoku, przez co brak kontaktu Elfiasa z Albusem podczas wakacji był już tak przewidywalny, że wręcz komiczny.

Dodge wysyłając swój pierwszy list już wiedział, że dostanie odpowiedź najprawdopodobniej miesiąc później, do tego średnio adekwatny do tego co sam napisał.

- Muszę przyznać, że kompletnie mnie pochłonęły moje badania. Nie byłem w stanie odpowiedzieć ci na listy w odpowiednim czasie! - odpowiedział a jego zielone oczy przepełniły się serdecznością. - Zanim się zorientowałem sierpień się już kończył. Ale wszystkie twoje wypracowania bardzo dokładnie przestudiowałem, po prostu postanowiłem jej odpowiadać.

- Oj! - oburzył się chłopak i pchnął ramię Dumbledore'a, który roześmiał się na jego reakcję.

- Przysięgam, że nasze plany na tym nie ucierpią! - zarzekał się nadal trącany przez przyjaciela, który także zaczął się śmiać.

- Jak zwykle zgubiony w książkach - Elfias pokręcił głową- Co tym razem tak zajęło twoją uwagę, że zapomniałeś o mnie?

Albus zaśmiał się krótko i pokręcił głową.

- Od razu zapomniałem, przesadzasz! - mruknął przewracając oczami, ale chwile po tym nagle się ożywił. - Pracowałem razem z Bathildą Bagshot nad wieloma zakresami Transmutacji. O wiele głębiej jej przedstawiłem moje pojęcie o transformacji międzygatunkowej. Miałem też okazję przejrzeć jej księgi historyczne. Trafiła mi się niesamowita okazja, muszę się nią z tobą podzielić..!

Albus bardzo łatwo potrafił się rozproszyć, gdyby nikt mu nie zwrócił uwagi mówiłby o książkach do jakich się dobrał, aż do wieczora. Elfiasa zawsze to rozbawiało. Jego przyjaciel był bardzo racjonalny, ale miał też coś z marzyciela.

- Na pewno to bardzo interesujące rzeczy, ale myślę, że masz teraz inne obowiązki, prawda? - poklepał go po ramieniu, kiedy chłopak zaczynał się rozgadywać.

Ten popatrzył na niego pytająco. Dodge popukał go po piersi. Twarz Dumbledore'a już nie była zaskoczona. Przymknął oczy i kiwnął głową.

- Pamiętam o swoich obowiązkach - powiedział rozbawiony i podrapał się po kasztanowych włosach. - Ale doceniam twoje przejęcie. Masz rację, pociąg za chwilę rusza, powinienem już wybrać się do wagonu prefektów.

Jeden z listów, któremu Dumbledore faktycznie dał trochę uwagi, był ten ze szkoły. Został mianowany Prefektem Naczelnym w tym roku. Informacja trochę przeleciała mu przez głowę bez żadnego rozgłosu, najprawdopodobniej przez to, że by roztargniony innymi rzeczami w swoim domu.

- Nie czekasz na swojego brata?

Albus zaprzeczył. Wydawał się lekko rozdrażnionym tym komentarzem. Zakłopotany złapał się za kark i pomasował go.

- Nasze drogi rozeszły się odkąd trafiliśmy na King's Cross. Czekanie będzie raczej bezcelowe. Poradzi sobie sam.

W domu Dumbledore stosunki między dwoma braćmi były napięte. Ten temat był akurat ostatnim nad którym Dumbledore by się rozgadywał. Nie potrafił ukryć, że Aberforth i sytuacja domowa drastycznie na niego wpływała. To jeden z wielu powodów dlaczego tak z utęsknieniem wracał do szkoły. To tam mógł prawdziwie się spełniać, a mury zamku i półki z książkami chroniły go przed troskami.

Chłopak nigdy nie lubił rozpowiadać się na temat swojej rodziny. Był bardzo skryty. Z szacunku, Dodge nie wypytywał go o takie rzeczy. Wiedział, że nie było sensu naciskać. Znał tylko pojedyncze szczegóły, to mu wystarczało. Nawet mały skrawek zaufania Albusa, był czymś wartym pielęgnowania.

Po peronie rozległ się długi, nieprzyjemny hałas. Oboje wzdrygnęli się na nagły dźwięk. To był znak, że zaraz Express Hogwart szykuje się do odjazdu. Spojrzeli w kierunku lokomotywy. Wrócili wzrokiem do siebie.

- Najwyższy czas - oznajmił Albus uśmiechnięty i oboje skierowali się do pociągu.

...

Dumbledore zostawił swojego przyjaciela w pustym przedziale ze stosem papierów, które komplementował podczas wakacji. Artykuły, pergaminy i dzienniki walały się po wolnej przestrzeni. Kiedy Elfias je przeglądał stwierdził, że spokojnie mogłyby zająć miejsca dwóch innych pasażerów. Miejsce dla Albusa było zajęte największą porcją, która miała jeszcze książki z prywatnej kolekcji Pani Bagshot.

Dodge znając bardzo dobrze badania na temat transmutacji swojego przyjaciela sięgnął po nie pierwsze, po tym jak uporządkował bałagan z którym go zostawił. Kolejny nawyk Dumbledore'a.

Pociąg ruszył i Elfias zatracił się w czytaniu różnych tez zapisanych w dziennikach i porównania tego z zaznaczonymi stronami książ, ale lekkie pukanie szkła drzwiczek przedziału wytrąciło go z rozmyślań. Przywitał go Albus, tym razem z odznaką Prefekta na piersi i wielkim uśmiechem na twarzy. Wszedł do środka i na jego twarzy od razu można było odczytać wyczekiwanie na impresję jaką jego spostrzeżenia wywarły na Elfiasa.

- Bathilda Bagshot, eh? - stwierdził zamykając książkę i odkładając ją na siedzenie naprzeciwko.

- Gdybym tylko miał więcej czasu na badania - westchnął załamany Albus. - Pomagałem w domu, więc nie mogłem składać jej wizyt tak często jak chciałem. Chociaż muszę przyznać, kobieta potrafi zająć cię ciastem i herbatą.

- Jedyne rzeczy, które potrafią odwlec cię od pracy - rzucił kartkująć notes chłopaka, a Dumbledore nie mógł zaprzeczyć. Przeniósł delikatnie swoje rzeczy.

- Obiecałem, że spróbuję dokończyć za pomocą szkolnej biblioteki, będziemy w stałej korespondencji, ale próbuje się zdecydować od czego zacząć. Może połączę to jakoś z naszym wyjazdem. Jestem pewny, że to jeszcze bardziej pomoże, niż cokolwiek co znajdę tutaj.

- Myślę, że jeśli zbierzemy wszystko o czym rozmawialiśmy wcześniej uda nam się zrobić przed owutemami - stwierdził. - Tak będziemy mogli wyjechać jak najszybciej.

Coś w oczach Dumbledora rozbłysnęło. Jakieś ciepłe uczucie wykręcało mu żołądek, sprawiając, że jednocześnie był nerwowy i podekscytowany.

- Trudno sobie wyobrazić, że jeszcze zaledwie kilka miesięcy i będziemy mogli ruszyć w drogę.

...

Wieczorem byli już na miejscu. Wieże Hogwartu pięknie świeciły z daleka. Albus nigdy dostatecznie nie potrafił się napatrzeć na ten widok. Fakt, że jego dni tutaj są policzone jeszcze bardziej go przytłaczał. Ale w duchu obiecywał sobie, że po skończeniu nauki tu wróci.

Jechał powozem razem z Elfiasem rozgadując się na temat przewidzeń ich planów i życzeń jakie mieli względem rozkładu dnia. Nie obeszło się też bez kilku plotek, które Dumbledore zdołał podłapać na spotkaniu w przedziale Prefektów.

Elfias i Albus nie uważali się za plotkarzy, chyba, że rozmawiali między sobą. Wszelka wymiana informacji między nimi była konieczna i wymagana. Doszli do konkluzji, że póki trzymają to między sobą jest w to dostatecznie poprawne, żeby nie czuli się z tym źle. Ten konsensus bawił ich do końca jazdy.

Zanim się spostrzegli ceremonia przydziału już się zaczęła i minęła. Dumbledore stwierdził, że im dłużej jest w szkole tym szybciej mu mijała. Ale nie mógł narzekać, tylko czekał, aż jedzenie pojawi się przed jego nosem. Wydawało mu się, że w roztargnieniu rano zapomniał zjeść śniadania, a Dodge był paskudną sknerą jeśli chodziło o dzielenie się przekąskami.

Dyrektor szkoły, Armando Dippet siedział pośrodku stołu okupowanego przez personel szkoły. Na głowie miał futrzastą czapkę, siwe, kręcone włosy otulały jego podłużną, pomarszczoną twarz. Z kamiennym wyrazem twarzy obserwował przydział dzieci do domów, jednak od czasu, do czasu jego broda poruszała się w lekkim uśmiechu. Kiedy wstał, aby wygłosić przemowę jego granatowa szata dramatycznie sunęła po drewnianej podłodze.

Kilka uczniów zaśmiało się na teatralne gesty dyrektora, łącznie z Albusem, który parsknął i poruszył brwiami, kiedy skrzyżował spojrzenia z Elfiasem. Ten pokręcił lekko głową i pomasował swoją skroń.

- Witam wszystkich nowych uczniów w ich przydzielonych domach - powiedział chrapliwym głosem. - Powierzam was w ręce waszych starszych kolegów i mam nadzieje, że wasza nauka szybko da owocne efekty - powiedział. Mogłoby się wydawać, że to pogodne powitanie, ale sztywny ton dyrektora sprawiał, że brzmiało to bardziej jako ostrzeżenie. Młodsi uczniowie musieli się jeszcze przyzwyczaić do dość drętwej natury Dippeta. - Zanim jednak przejdziemy do zadowalania się kolacją po długiej podróży mam pewne bardzo ważne ogłoszenie. - teraz nie tylko pierwszoklasiści wydawali się zaniepokojeni. Po sali rozległa się fala szeptów. - W tym roku będziemy gospodarzami fantastycznego przedsięwzięcia jakim jest Turniej Trójmagiczny - jego ton nie wydawał się wcale podekscytowany, ale uczniowie nadrobili swoim nagłym wzburzeniem. Między stołami już zdążyły się utworzyć spekulacje i plotki. - Zostanie on organizowany w ramach integracji szkół. Hogwart będzie miał przyjemność gościć uczniów ze szkół Beauxbatons i Durmstrangu. - w Wielkiej Sali do razu zrobiło się gwarno i hałaśliwie. Dippet szybko je uciszył i kontynuował swoje ogłoszenie. - W Turnieju będzie brało udział trzech reprezentantów z każdej szkoły. Staną oni przed trzema bardzo trudnymi zdaniami, więc przed zgłoszeniem swojej kandydatury proszę realistycznie ocenić swoje umiejętności - ostrzegł.

- Słyszałeś kiedykolwiek o czymś takim? - Elfias szepnął do Albusa. Ten lekko zdziwiony, ale też bardzo zaintrygowany pokręcił głową.

- Obawiam się, że nie - odpowiedział. - Ale zapowiada się ciekawie.

Wymienili się podejrzliwymi spojrzeniami, kiedy dyrektor wyjaśniał zasady na jakich będzie polegać integracja uczniowska i kiedy będzie można zgłaszać swój udział.

Dodge'a jednak zainteresowała wzmianka o nagłym zaprzestaniu organizowania konkursu przez wiele lat, aż do teraz. Armando Dippet nie wdawał się w szczegóły, chociaż po jego wielu ostrzeżeniach o niebezpieczeństwach turniej mógłby się domyślić.

- Chyba mam plany na wieczór - mruknął. - Myślisz, że powie nam czemu nagle zdecydowali się to zorganizować? - zapytał Dumbledora, który insensyniwe wgapiał się w pusty drewniany stół przed nimi.

- Szczerze to im dłużej słuchamy tym bardziej jestem zainteresowany deserem - stwierdził z poważną miną, a po wymownym spojrzeniu Elfiasa od razu zachichotał. - Oczywiście to, żart.

- Oboje wiemy, że nie - prychnął w odpowiedzi i tym razem też się zaśmiał.

- Zachęcam was do wykorzystania czasu na zapoznanie się z uczniami, którzy nas odwiedzą i nawiązania znajomości. To niezwykła możliwość doświadczenia innych kultur, która nieczęsto nam się przydarza. Mam nadzieję, że wszyscy przywitacie swoich rówieśników z otwartymi ramionami - kontynuował Dippet i uczniowie zakładając, że to koniec jego wypowiedzi zaczęli już włączać się w rozmowy między sobą. Dyrektor skończył swoje przemówienie, a przed uczniami pojawiło się ich jedzenie.

Pierwszoklasiści w oniemieniu wpatrywali się w obfitości na stołach pałaszując każdą możliwą rzecz wzrokiem. Ale reszta osób wdała się w dyskusję na temat owego turniej, który miał się odbyć.

Stół Gryfonów, aż grzmiał od kandydatów do reprezentacji szkoły, niektórzy klaskali inni żartobliwie buczeli. Albus dyskretnie przysłuchiwał się dziewczyną plotkującym o chłopcach, którzy mieli się pojawić ze względu na wymianę tym samym pozorując zaangażowanie w rozmowę Elfiasa z innym uczniem na temat tego gdzie nowe szkoły będą spać.

Kolacja ciągnęła się do późnego wieczora, potem przyszła pora na odprowadzenie młodszych roczników. Albus zaprowadził ich do Wieży Gryfonów razem z drugim Prefektem Naczelnym. Elfias postawił odwiedzić bibliotekę już tego wieczoru.

...

- Turniej Trójmagiczny... - mruczał pod nosem Dodge szukając wzrokiem wzmianki o owym konkursie w szkolnych książkach. Odgryzł kawałek swojej likworowe pałeczki i zmrużył oczy. - Zastanawiam się czemu akurat w tym czasie.

Chłopak zabrał swoje lektury z powrotem do dormitorium, oczywiście musiał wziąć pod zastaw swoją duszę, ponieważ bibliotekarka była dość sceptyczna do wypożyczenia tylu rzeczy w tak małym okienku czasowym. Elfias zwracał wszystkie lektury w idealnym stanie, ale sześcioletnia reputacja czytelnika, który z szacunkiem odnosił się do książek najwyraźniej nie wystarczała. Spędził większość czasu przeglądając je, aż Dumbledore nie skończył swoich obowiązków jako Prefekt Naczelny.

- Myślisz, że są w tym jakieś ukryte intencję? - zagaił Albus odpinając mankiety swojej koszuli.

Wyglądając przez okno można było widzieć jak księżyc przedziera się przez chmury. Dochodziła już północ, a Elfias i Albus nie doczekali się jeszcze swoich dwóch współlokatorów, którzy zabiegali o względy swoich koleżanek podczas nocnych schadzek w pokoju wspólnym. Teoretycznie Dumbledore powinien zwrócić im uwagę na godzinę, ale postanowił przymknąć na to oko, w końcu to był pierwszy dzień szkoły.

- Nie sądzę, że uczniowie ryzykując swoje życie dla chwały i sławy jest najlepszym sposobem na "integrację" - główkował Dodge drapiąc się po brodzie. - Ostatnia taki konkurs był organizowany prawie sto lat temu. Już nie wspominając, że zrobili z tego tradycję, odbywały się co pięć lat dopóki uznali, że to zbyt niebezpieczne dla uczniów.

Albus wysłuchiwał się jego gdybań i wpatrywał się w przestrzeń za oknem. Zaczął luzować swój krawat i po chwili rzucił go na ramę łóżka. Przeniósł wzrok na chłopaka leżącego na boku z książką na pościeli.

- Co pięć lat? - zamyślił się i nagle na niego spojrzał. - Kiedy dokładnie był ostatni?

- W 1792 roku - bąknął przewijając kolejną stronę. - Czemu pytasz?

Chłopak zamyślił się na chwilę i ciężko opadł na łóżko Elfiasa. Uśmiechnął się łobuzersko.

- Nie utrzymali tradycji - stwierdził rozbawiony. - Powinien odbyć się roku temu, jeśli moje skromne obliczenia się nie mylą.

Dodge spojrzał na niego wymownie, a ten wybuchnął śmiechem. Szturchnął jego nogę, a ten jeszcze wygodniej rozsiadł się u stóp jego łóżka.

- Bardzo śmieszne - mruknął sięgając po kolejny słodycz zwinięty w papierku na stoliku nocnym obok. - Skup się, Albus. Po co mieliby coś takiego robić teraz? - Dumbledore oparł głowę o drewnianą kolumnę, na której były powieszone krutyny łóżka i zmarszczył brwii.

- Myślę, że Dippet ma sprawę do innych dyrektorów, taki turniej to idealna wymówka do rozpoczęcia rozmów - mruknął obojętnie i nagle nachylił się do słodkości, które Elfias trzymał obok siebie. Złapał za jedną pałeczkę zanim Dodge zdążył złapać jego rękę. Uśmiechnął się przebiegle i zjadł całą. - Dowiemy się w swoim czasie. Zaintrygował cię ten turniej, huh? Planujesz startować?

Elfias roześmiał się melodyjnie i zamknął książkę przed sobą.

- Dobrze wiemy, że spełniam się w innych rzeczach - zażartował lustrując groźnym wzrokiem przyjaciela, który znowu sięgnął po jego przekąski. - Ale słyszałem, że Hogwart upatrzył sobie kandydata. - chłopak uniósł sugestywnie brew.

Dumbledore wydał się zafascynowany tą informacją, zanim jego ekspresja znowu przełamała się w półuśmiech.

Wiedział, że dużo osób spodziewało się jego kandydatury i szczerze przez chwilę ją rozważał, ale w ostateczności postanowił odpuścić. Obawiał się, że startowanie mogłoby zająć jego uwagę od innych ważnych dla niego rzeczy, które planował już o wiele wcześniej.

- Z chęcią będę mu kibicował - wyszczerzył się i nagle podniósł z miejsca. - Ale bardzo mi miło, jednak miejsce na widowni wydaje się o wiele wygodniejsze nie sądzisz? - zaśmiał się.

- Już widzę jak nie możesz się zamknąć o tym jak ty byś wykonał zadania, mądralo - parsknął pod nosem rozwalając się na swoim łóżku. - Zapowiadają się długie noce twoich monologów.

Albus i Elfias często dręczyli siebie nawzajem budząc drugiego w środku nocy i przedstawiając myśli, które wpadły im do głowy podczas bezsennych późnych godzin.

- Nie powiesz mi, że nie zamierzasz mi pomóc w analizowaniu ich - Dumbledore wydawał się oburzony. Nagle oboje się zaśmiali.

...

Wrzesień minął uczniom zaskakująco szybko i na początku października wszyscy ze zniecierpliwieniem wyczekiwali przybycia Durmstrangu i Beauxbatons. Wystarczyła jedna informacja, żeby wieść o nadchodzących delegacjach obeszła całą szkołę. Uczniowie rzucili swoje popołudniowe zajęcia i ruszyli w kierunku dziedzińca. Każde wejścia i krużganki były zawalone uczniami, próbującymi prześcignąć się i desperacko wychylajacymi brody, aby móc coś zobaczyć.

Elfias i Albus usłyszeli o wieściach dopiero z lekkim opóźnieniem dlatego wylądowali na sam koniec zgromadzenia. Dodge wpatrywał się rozbawiony w drugiego chłopaka. Ten udawał, że nie widzi jego wytężonego spojrzenia i uśmiechnął się pod nosem.

- Czyń swoją powinność, Dumbledore - mruknął do niego. Albus poprawił swoją szatę i uniósł brodę.

- Przejście dla Prefekta! - powiedział podnosząc ton. Osoby zaczęły przepuszczać go do przodu i Elfias skorzystał z jego przywileju czepiając się jego ubrania. Ten zaprowadził ich na sam przód (ku niezadowoleniu niektórych młodszych uczniów).

Powozy Szkoły Beauxbatons jakby spadły z nieba ciągnięte przez skrzydlate konie. Na moście było słychać dramatyczne westchnienia, kiedy nagle z wody wyłonił się statek Durmstrangu.

W tłumie było słychać okrzyki zachwytu i podekscytowania pomieszane ze szmerami rozmów.

- To Abraksany - zauważył Elifas widząc zwierzęta w powietrzu. - Niesamowite.

Albus przyglądał się powozom latającym z daleka w oniemieniu. Cały widok był piękny, ale konie czasem dość niesfornie szalały co przeobraziło ten obraz w bardziej komiczny. Jednak całe widowisko uczniów nauczyciele zaczęli kierować z powrotem do budynku.

Oficjalne powitanie szkół miało się odbyć na dzisiejszej kolacji. I wszyscy siedzieli na szpilkach czekając na odpowiedni moment, aby zejść do Wielkiej Sali.

...

Elfias bardzo skrupulatnie wsłuchiwał się w objaśnieniu zasad Turnieju, które przedstawiał Dippet. Każdy mógł zgłosić swoją kandydaturę, ale na każdą szkołę przypadał tylko jeden kandydat, który zostanie wybrany losowo. Niektóre osoby posyłały Albusowi pytające spojrzenia, a ten tylko uśmiechał się pogodnie w ich stronę. Całe ogłoszenie dyrektora lekko obniżyło entuzjazm uczniów. Prawdopodobnie przez fakt, że teraz konkurencja wydawała się bardziej niebezpieczna, niż ekscytująca. Na pewno zniechęciło kilku śmiałków do startowania.

- A teraz, pragnę powitać - nagle wszystkie głowy zwróciły się w kierunku wejścia. - Instytut Magii Durmstrang i Akademię Magii Beauxbatons!

Wielkie wrota pomieszczenia otworzyły się szeroko i nagle uczniowie Hogwartu ożywili się. W drzwiach pojawił się grupa dziewczyn i chłopców w różnym wieku. Na ich czele stała dobrze zbudowana kobieta ubrana w ciemny mundur okryta płaszczem ze skóry i szkarłatnego materiału. To najprawdopodobniej była ich dyrektorka. Ale kobieta nie zagościła długo w ich umysłach. Cała uwaga skupiła się na uczniach idących za nią.

Mieli na sobie czarne tuniki z kołnierzami. Były przepasane grubym pasem z herbem ich szkoły. Nosili ciężkie, skórzane buty, które mocno stukały o podłogę Wielkiej Sali. Albus zauważył, że mundurki dziewczyn różnił się jedynie kolorem. Płeć żeńska miała tuniki w ciemnym bordowym kolorze.

Dumbledore o wiele bardziej lubił ten kolor. Wzrokiem obserwował po kolei uczniów przechodzących przez środek pomieszczenia. Mieli dość surowe spojrzenia na twarzy. Wyglądali bardzo dumnie i szlachetnie. Albus kazał sobie zapamiętać, żeby potem dowiedzieć się o historii ich szkoły. Był bardzo zaintrygowany.

Z nieznajomej, ciemnowłosej dziewczyny przeniósł wzrok na kolejną osobę. Przez jego wzrost musiał podnieść lekko wzrok do góry.

Chłopak był niebywale przystojny. Przynajmniej to była pierwsza rzecz jaką Albus potrafił zarejestrować. Blond włosy miał zaczesane po jednej stronie do tyłu, reszta przykrywa jego czoło. Wydatne rysy jeszcze bardziej go wyróżniały w tłumie. Mocno zarysowana szczęka, prosty nos i wydatne kości policzkowe. Jego jasne oczy obserwowały spokojnie pomieszczenie. Zimna ekspresja sprawiała, że miał wokół siebie aurę tajemniczości. Nie tylko zwrócił uwagę Dumbledora. Skradł spojrzenia większości uczniów.

Dziewczyny szeptały do siebie i wzdychały cicho na jego widok, a chłopcy próbowali ukryć swoją admirację poprzez wywracanie oczami.

Albus miał ochotę rozwiązać zagadkę, którą był ten chłopak. Nie mógł odwrócić od niego wzroku.

Po chwili zorientował się, że jego spojrzenie zostało odwzajemnione. Nieziemskie niebieskie oczy wpatrywały się w niego. Wyprostował się, mając dziwne poczucie, że został złapany na gorącym uczynku.

Chłopak przyglądał mu się przez kilka chwil, a potem znowu zwrócił głowę przed siebie. Dumbledore czuł jak jego policzki oblewa parzący rumieniec. Zamrugał kilka razy próbując się uspokoić. Na szczęście był w stanie się opamiętać i przenieść uwagę na uczniów Beauxbatons.

Żeńska część francuskiej delegacji szczyciła się wielką urodą (chociaż dla Albusa męska była porównywalnie atrakcyjna). Dziewczynki miały na sobie aksamitne niebieskie suknie i zwiewne białe koszulę z falbanami odzdobione błękitnymi kokardami wiązanymi wzdłuż kołnierzyka. Chłopcy mieli pasujące kolorem marynarki oraz spodnie, ich wstęgi były o wiele mniejsze i w ciemniejszym odcieniu.

Ich dyrektor, długowłosy, wysoki mężczyzna był ubrany we frak, w ciemniejszym granatowym kolorze z dopasowanymi spodniami i wysokimi butami. Na jednym ramieniu zsuwała się mu aksamitna narzuta.

Obie szkoły ustawiły się przed uczniami Hogwartu po dwóch stronach. Dyrektorowie stanęli na piedestale i wymienili się z Dippetem przywitaniami. Można było teraz lepiej im się przyjrzeć. Obaj opiekunowie szkół wyglądali jak dzień i noc. Nadya Bazilov, potężna i wysoka kobieta miała burzę czarnych włosów upięte w wysoki kok i kamienny wyraz twarzy posyłający ciarki na plecach uczniów. Za to Laurent Lefevre, dyrektor Beauxbatons miał o wiele delikatniejszą sylwetkę, jasne, długie włosy zebrane na jednej stronie i pogodny uśmiech na ustach.

Przy stołach można było usłyszeć zwiększające się szepty. Albus znowu wrócił wzrokiem do Durmstrangu, lekko nieświadomie szukając chłopaka, który skradł jego uwagę wcześniej. Był tam, tym razem rozglądał się dookoła, więc Dumbledore wykorzystał okazję, żeby przyjrzeć mu się lepiej.

Nie mógł powstrzymać dziwnego mrowienia w żołądku. Mimo zimnej ekspresji chłopaka, nie czuł nic innego jak pociąg do niego. Na Merlina, Albus chyba nie będzie żałował żadnej chwili, aby go ujrzeć. Był tak piękny, że nie potrafił odwrócić od niego wzroku i tak znowu została złapany przez jego niebieskie oczy.

Ale tym razem uczeń Durmstrangu utrzymał ich kontakt wzrokowy, a Dumbledore był zbyt sparaliżowany wstydem, aby go przerwać. Wpatrywali się tak w siebie z dwóch końców pomieszczenia, a atmosfera nagle się zagęściła. Chociaż Albus podejrzewał, że to tylko jego klatka piersiowa gwałtownie się zacisnęła.

Miał ochotę zapaść się pod ziemię i dołączyć do prawie bezgłowego Nicka, który właśnie latał nad ich stołem. W desperackiej i dziwnej próbie prezentowania się dobrze założył kosmyk włosów za ucho. Gorączkowo zastanawiał się czy udawać głupa i upozorować patrzenie się w coś za zagranicznym uczniem, ale szybko uznał, że to by tylko potwierdziło fakt, że bezczelnie się w niego wpatrywał.

Jego wszystkie zmartwienia rozwiał jeden, lekki uśmiech ze strony blondyna. Dumbledore wstrzymał oddech, a jego buzia otworzyła się lekko. Wydobyło to ze znajomego lekkie parsknięcie, które tylko pogorszyło rumieńce Albusa.

W końcu zwrócił się przed siebie i ręką próbował poluźnić swój krawat.

- Wszystko dobrze, Albus? - zapytał się Elias patrząc na przyjaciela.

- Wręcz fantastycznie - stwierdził cicho ciągnąc za materiał.

Dumbledore nie słuchał objaśnień zasad Turnieju, ani niczego co dyrektor Dippet mówił w swoim przemówieniu. Był zafiksowany na wpatrywaniu się w jeden punkt gdzieś w rogu Wielkiej Sali, byleby nie patrzeć w stronę Beauxbatons i Durmstrangu. Musiał udawać na głęboko zamyślonego, aby wyglądać przekonująco.

Podczas jedzenia ich stoły przywitały różne zagraniczne potrawy. Niektórzy patrzyli na nie z lekką nieufnością, a inni zajadali się póki fizycznie już nie potrafili niczego posmakować. To była uczta jakiej jeszcze nie widzieli.

Durmstrang i Beauxbatons rozsiedli się do stołów Ślizgonów i Krukonów, ale z braku miejsca Puchoni i Gryfoni też ugościli u siebie niektórych. Albus bujał w obłokach, nie tylko z powodu francuskiego gulaszu, którego nazwę ciągle przekręcał, ale też perspektywie przyszłości z jego obecną sytuacją.

Nie sądził, że miał w sobie za dużo z romantyka, ale nie mógł powstrzymać swojego umysłu od przeróżnych scenerii uwzględniających nieznajomego z obcej szkoły. Poznanie go będącym jedną z wielu.

Co chwilę karcił się w myślach za swoje wymysły, aby potem zalała go fala nowych fantazji. Dlatego w pewnym momencie wtapiał się w swoje danie, gdzieś zagubiony w swoim umyśle.

- Jeśli nie smakuje ci Cassoulet - zagaił Elfias uśmiechając się głupawo. - Może Bouillabaisse przypadnie ci do gustu. - wskazał na zupę rybną przed nimi.

Dodge naśmiewał się z tego, że plątał mu się język przy nazwach tych dań. Dumbledore już planował poduczenie się języka i zemstę podczas ich podróży po Europie.

- Wystarczy mi tych francuskich mądrości, cwaniaku - zażartował Albus. - Nagle się przejął, że coś mi nie smakuje! - mruknął trochę głośniej i kilka osób przy stoliku roześmiało się.

- Z naciskiem, że znalazło się coś czego nie spałaszujesz z zawrotną prędkością - uniósł palec w górę.

Reszta kolacji mijała im w przyjaznej atmosferze. Uczniowie z delegacji zaczynali powoli przyzwyczajać się do nowego otoczenia. Nadal jednak trzymali się w swoich własnych grupach.

- Aby uniknąć zamieszania, bardzo proszę Prefektów Naczelnych o odprowadzenie uczniów do dormitoriów.

Dumbledore jakby za zaklęciem podniósł się z miejsca, zdołał nawet uderzyć w kolanem o stół, który wydał z siebie gruchot. Elfias przyglądał mu się jakby był jakimś klaunem.

Albus wiedział, że teraz uwaga większości szkół jest na osobach, które wstały pierwsze i wbrew sobie znowu spojrzał w kierunku Durmstrangu. Widząc, że blondyn znowu na niego patrzy spanikował i gwałtownie odwrócił głowę w inną stronę. Na szczęście reszta Gryfonów zbierała się do wyjścia, więc mógł skupić uwagę na kimś innym. Praktycznie wymaszerował z pomieszczenia i czując chłodne powietrze wziął głęboki oddech.

- To na pewno było za dużo przystojnych nieznajomych jak na jeden wieczór - przeszło mu przez myśl i trzymał się jej przez całą drogę do wieży.

Ale nie mógł uciec od obrazu ucznia Durmstrangu przez resztę nocy. I tylko jedna rzecz trzymała go przed zaśnięciem.

Jak miał na imię?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro