Rozdział 9 - Do roboty!
Starscream po paru godzinach miał już serdecznie dość tej całej pieprzonej warty, która z minuty na minutę stawała się coraz nudniejsza. Bob natomiast gadał jakby ktoś go nakręcił. W pewnym momencie zirytowany do granic możliwości Star, postanowił całkowicie ignorować jego paplaninę oraz osobę. On na początku nie zauważył tego jednak w końcu ku uldze audioreceptorów Scream'a zamilkł. Kiedy minął czas ich zmiany wrócili do pokoju gdzie 404 i Dave leżeli na swoich łóżkach.
-Powrócili!- zawołał 404 widząc ich w drzwiach, natomiast Dave jedynie na chwilę podniósł wzrok znad tabletu który aktualnie przeglądał. Scream szybko ściągnął maskę i odłożył ja na stolik.
-Co to?- zapytał Star pokazując na tablet Dave.
-Czekamy na informacje o patrolach.- odpowiedział zerkając to na niego to na Bob'a który właśnie ściągnął maskę. Na jego twarzy wciąż widniał uśmiech który, o zgrozo pokierował do Seekera.
-Tylko nie Antarktyda, tylko nie Antarktyda...- zaczął powtarzać w kółko 404.
-Antarktyda?- uniósł brew Star. -Z tego co wiem Decepticony nie mają tam żadnej kopalni.- założył ręce na siebie, uciekając wzrokiem od irytującego uśmiechu Vehicona.
-Niedawno odkryliśmy spore złoża energonu w tym rejonie.- mruknął Dave marszcząc brwi.
-Co jest?- zapytał Bob widząc jego minę.
-A więc...- westchnął ciężko. -Ja i Steve mamy kopalnię na Antarktydzie, Bob ty masz raporty natomiast 404 magazyn.
-TAK!!!!!!!!!!!!!!!!!!!- zawołał 404 zeskakując z łóżka tańcząc taniec zwycięstwa. -Żadnych odmrożonych przewodów!
-Chwila chwila, przecież dopiero co wyszedłem z centrum. Na pewno nie powinienem pracować w kopalni tuż po... tym co mi robił Knockout.- wtrącił się Star nieco wzdrygając się na myśl o lodowej pustyni.
-Zgodzę się ale ten kto to ustala po prostu przypisuje numery. Ma gdzieś nasze zdrowie.- mruknął 0AVe.
-Ja pójdę z tobą na Antarktydę, a Steve pójdzie za mnie do raportów.- odezwał się Bob.
-Hej! Dam sobie...- zaczął Star jednak ten mu przerwał.
-Daj spokój. Proszę.- spojrzał na niego błagalnie a Scream zamilkł. "I znów się gapi prosto w moje optyk." Prychnął w myślach odwracając wzrok. -Dobra.- mruknął cicho. Nagle 404 ziewnął i odparł.
-Nie wiem jak wy, ale ja uderzam w kimę!- oznajmił wskakując do swojego łóżka. Star zerknął za nim, a Bob przygryzł wargę mając nadzieję, że ten nie zacznie się rzucać, że to niby jego łóżko. Na szczęście Star usiadł na dolnym łóżku, które w teorii należało do niego. 808 odetchnął z ulgą i wszedł do koi nad nim.
-Wiecie co ja też już pójdę spać. Jutro ciężki dzień.- powiedział Dave gasząc światło i kładąc się. Po chwili w pokoju nastała cisza. Star jako jedyny, z czwórki miał problem z zaśnięciem. Co chwila zmieniał pozycję i starał się wyłączyć umysł jednak nic to nie dawało. W końcu zrezygnowany wstał po cichu i usiadł na parapecie, wpatrując się w przestrzeń za oknem. "Ile bym dał za skrzydła..." Pomyślał z żalem. Po chwili jednak wyprostował się nagle z lekkim strachem wymalowanym na twarzy. "Jutro mam pisać raporty. Raporty pisze się na konsolach w centrum dowodzenia. Gdzie ciągle siedzi Soundwave oraz..." -Megatron.- szepnął. Scream złapał się za głowę i wyklął porządnie w myślach. "Czemu ja o tym wcześniej nie pomyślałem i dałem się w to wrobić?! Dobra luz... Tylko spokój cię uratuje... Niby czemu miałby cię poznać? Jesteś pospolitym Vehiconem plus będziesz miał maskę." Przygryzł mocno wargę i zaczął bawić się palcami. Nagle Bob mruknął coś a Star w mgnieniu optyki wskoczył do swojego łóżka i zamknął optyki. Usłyszał jak 808 schodzi po drabince i staje na podłodze.
-Dave... Dave...- cichy szept przerywający ciszę.
-Hmmm?- mruknął Vehcion. -Co?
-Chodź na chwilę... Proszę.- szepnął ten błagalnie.
"O co chodzi?" Pomyślał zaciekawiony Star jednak wciąż udawał, że śpi.
-Po co?- jęknął Dave jednak dało się słyszeć, że wstaje. Po chwili do audioreceptorów Scream'a dobiegł dźwięk przymykanych drzwi. Otworzył szeroko opytki i wstał powoli. Następnie powoli podszedł do drzwi za których dało się słyszeć strzępki rozmowy.
-Mówię ci, że on tam wciąż jest!- oznajmił Bob.
-I uważasz tak tylko dlatego, że odpowiedział ci "Wiem"?- prychnął Dave. -Bob nie bądź naiwny.
-No ale...
-Steve umarł. Ta osoba która teraz siedzi w jego ciele nie jest nim. Co nie oznacza, że nie możemy go odzyskać. Jednak proszę cię nie oczekuj już tak szybkich efektów. Narobisz sobie fałszywej nadziei.
-Ale... Eh... Masz rację, jak zwykle.- mruknął smutno.
-Bob głowa do góry. Uratujemy go.- powiedział Dave. -Ale najpierw żeby kogokolwiek ratować trzeba mieć do tego energię, a do tego trzeba snu!
Scream szybko wycofał się do swojego łóżka, a po chwili dwa Vehciony wróciły na swoje miejsce. Star znów zaczął rozmyślać. "On naprawdę za nim tęskni..." Z tą dręczącą myślą odpłynął w końcu w krainę snów...
*************************************************************
Następnego ranka Starscream'a obudziło wesołe wołanie 404.
-Hej ho! Hejo ho! Do prac by się szło!
-Morda ty nie będziesz odmrażał sobie przewodów.- warknął wkurzony Dave.
-No wiem! I dlatego się cieszę! Na dodatek będę w magazynie czyli w najlepszej opcji!- zawołał.
-A czemu to magazyn jest najlepszy?- otworzył powoli zaspane optyki Star. -Wydaje się nudny.
-Możliwe... Ale lepsze to niż pisanie raportów przy świdrującym cię optykom Megtaronie który ma dziwny zwyczaj stawania z którymś Vehiconem i przyglądania mu się tak psychicznie!- wzdrygnął się mocno.
"Nawet mi nie przypominaj..." Pomyślał Star siadając i przecierając optyki.
-A Bob gdzie?- rozejrzał się po pokoju. Przez to pytanie 404 rzucił wesołe spojrzenie Dave'owi a ten jedynie przewrócił optyką. -Wyszedł po energon dla nas.
-Aha...- mruknął przeciągając się. W tym momencie do pokoju wrócił Bob.
-Dzień dobry!- zawołał od wejścia. -Jak miło że wszyscy już wstali.- podał każdemu z nich kostkę wypełnioną energonem w cieczy. Scream przypatrzył się mu dokładnie, i aż przypomniały mu się stare czasy kiedy wraz z Skyfire'rem robili różne szalone eksperymenty na energonie. Uśmiechnął się lekko pijąc do dna.
-Dobra no to lecimy!- zawołał 404 zakładając maskę. -Powodzenia!- roześmiał się i zniknął za drzwiami umykając przed rzuconą przez Dave poduszką.
-Idiota...- burknął. -Chodź Bob. Miejmy to za sobą.
-Papa Steve!- pomachał do Stara, Bob łapiąc maski i wychodząc z Dave'm.
-No i znów zostałem sam...- mruknął Star po czym niechętnie wstał z łóżka i wziął maskę w dłoń. Przyjrzał się jej dokładnie po czym w drugą dłoń wziął wyłączony tablet. Postawił go na stoliczku aby robił za lustro. Chwilę wpatrywał się w swoją twarzy i sam przed sobą przyznał, że jego optyki aktualnie są dość... sympatyczne. Następnie powoli założył maskę na twarz.
-Miejmy to już za sobą.- powiedział pod nosem po czym wyszedł z pokoju. Tam na korytarzu napotkał mnóstwo Vehiconów idących w różne strony. Ruszył przed siebie starając się zwracać na siebie jak najmniej uwagi, co zupełnie nie było w jego stylu. Podążył za małą grupką kierująca się na mostek jednak w przeciwieństwie do nich nie wszedł na niego od razu. Zatrzymał się przed drzwiami, a jego iskra biła jak szalona. "Daj spokój Star.. Jest wcześnie go pewnie jeszcze nie ma. Poza tym nie ma bata by cię poznał. Po prostu nie."
-Jakiś problem?- zamarł. Za sobą usłyszał ten znajomy, głęboki głos który przyprawiał go o dreszcze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro