Rozdział 8 - Pora na zmiany
Starscream otworzył gwałtownie optyki, wybudzając się z sennego koszmaru. Poderwał się do pozycji siedzącej i od razu tego pożałował, ponieważ przywalił mocno, głową w coś metalowego i z jękiem opadł na poduszkę. Tym metalowym czymś okazała się głowa 404, który idealnie w momencie wybudzenie Star'a nachylał się nad nim, co zaskutkowało zderzeniem i jego wywaleniem się na podłogę.
-Ty to jesteś zdolny...- pokręcił głowa Dave, pomagając mu wstać. Tymczasem Bob w mgnieniu optyki pojawił się przy Starze.
-Steve! Wszystko Okey?- zapytał, wpatrując się w niego.
-Nie przesadzaj, nie jest ze szkła.- Dave popukał 404 w łeb, na co ten syknął.
-Weź! To boli!
-Nie raz walczyłeś z Botami i cudem unikałeś śmierci a płaczesz jakby ci, co najmniej kończyny oderwali.- mruknął.
-Wcale nie płacze!- żachnął się ten.
Scream natomiast zamrugał i utkwił wzrok w optykach Bob'a. Widać w nich było tę troskę i zmęczenie... Potrząsnął nieco głową, chcąc oddalić od siebie to dziwne uczucie, które nagle go ogarnęło. Teraz, choć nie było już zagrożenia, wolniej zmienił pozycje na siedząca. W tym momencie zauważył, że cała trójka Vehiconów przygląda mu się z uwaga chodź za spojrzeniem każdego z nich ukrywały się inne emocje. Od Bob'a biła troska i widać było po nim, że się martwi, Vehicon, który zderzył się z nim, obserwował go z zaciekawieniem i lekkim rozbawieniem natomiast ten, który pomógł mu wstać wyglądał najpoważniej i lustrował go badawczo optyką... Optyką?! Star dopiero teraz zauważył, że żaden z nich nie ma maski, a wszystkie trzy leżą na małym stoliczku przy drzwiach, którego również wcześniej nie zauważył. „Zbyt wielu rzeczy nie dostrzegasz..." Mógłby przysiąc, że słyszy głos Thundercracker'a w głowie. Dotknął delikatnie swojej twarzy a dokładnie maski jej zasłaniającej. „No tak nie chciałem jej nosić, to mi ją siłą założyli barany jedne". Warknął w myślach.
-A wy to, kto?- dodał już na głos, patrząc po dwójce nieznajomych.
-0AV3.- mruknął ważniak. -Dave, a ten, któremu zafundowałeś ból głowy to 404.- wskazał na Vehicona.
-404? Bez żadnego godnego pożałowała imienia?- prychnął Scream.
-A spróbuj do tego coś wymyśleć!- machnął ręka tamten, niebyt przejmując się jego komentarzem.
-Bob.- pogonił tego Dave rzucając mu spojrzenie typu "Chyba coś ci mówiłem."
-Już już...- wstał niezbyt chętnie, zabierając jedną z masek ze stolika i zakładając ją na siebie. -Steve idziemy na patrol.- starał się oznajmić mu to jak najpewniejszym głosem, jednak niezbyt mu to wyszło.
-Patrol?- Star prychnął a w jego głowie odezwało się jego sumienie "Obiecałeś!" Ta...obiecał. I ma zamiar obietnicy dotrzymać! Jednak dzisiaj był tym wszystkim zbyt zmęczony, by myśleć jak "zacisnąć więzy".
-Noooo, łazimy po korytarzach czasem wpadną boty, ale to rzadka, rzadkość, czasem Starscream to już częstsze.- powiedział 404.
-Musimy być czujni poza tym nie nam dyskutować o nakazach od Megatrona. Patrolujemy ten statek od eonów i eony patrolować go będziemy.- oznajmił poważnie.
-WoW stary zluzuj przewody!- zachichotał 404, przez co oberwał w łeb.
-To my już idziemy!- korzystając z zamyślenia Star'a, Bob wyciągnął go na korytarz.
-Który obszar jest nasz?- mruknął ten.
-Przy magazynie, potem idziemy pod centrum dowodzenia i z powrotem.- odpowiedział Bob, zerkając na "przyjaciela".
-Kiedy zmiana?- zapytał szybko odwracając głowę, aby nie patrzeć na jego maskę.
-Za parę godzin... Mamy taki zegarek jakby.- mała ledwo widoczna płytka na jego nadgarstku odsunęła się ukazując stan energonu w procentach oraz jakiś licznik. -Chodź prędko! Zanim 67-V5 przypomni sobie o naszym istnieniu! Ma wkurzający zwyczaj stania w miejscu naszej warty i zawsze drze się, kiedy spóźnimy się nawet minutę! No bez przesady przecież przez tę chwilkę nic się nie stanie!- złapał go za rękę Bob i zaczął ciągnąć w stronę magazynu.
-Chwila, ale, że kto?- zapytał Star nieco niezadowolony tym, że Bob ściska jego nadgarstek.
-A no tak nie pamiętasz go. Nasz jakby przełożony. Wiesz, odpowiada przed Megatronem odnośnie do stanu Vehiconów i tym podobne chodź pewnie ten nawet nie pamięta, jaki jest jego numer. Mimo to puszy się jak paw. A no i jest latający.- Scream mógł się założyć, że ten przewrócił optyka.
-A co to ma do rzeczy?- mruknął zerkając na swoje plecy. Sam nie wiedział, co jest gorsze. Posiadanie skrzydeł, ale bezużytecznych czy ich zupełny brak.
-Jak wiadomo Vehicony dzielą się na powietrzne, lądowe, górnicze no i głównie to. Jednak te, które mają skrzydła uważają się za "pełnoprawne Decepticony " z tego powodu. Nas mają za zwykłe mięso armatnie.- warknął mocniej, zaciskając dłoń na nadgarstku Stara, przez co ten syknął.
-Wybacz! - Bob szybko zabrał rękę i w tym momencie dotarli pod magazyn. -Mamy szczęście nie ma go. Parę razy nieźle mu podpadłeś.- przyznał, zerkając na niego.
-Podpadłem?! Czym?!- jęknął Star. "Primusie nie dość, że jestem w tym żałosnym ciele to jeszcze okazało się, że podpadłem przełożonemu... U mnie to chyba norma."
-Tak jak mówiłem, ma zwyczaj rozstawiania nas po kątach i traktowania jak bezmózgie maszyny, a ty parę razy kłóciłeś się z nim, że jesteśmy tyle samo warci.- choć nie widział jego twarzy miał wrażenie, że Bob lekko się uśmiecha.
-Aha...- mruknął. -Idziemy?
-Jasne.- kiwnął główka i ruszyli przed siebie. Szli tak chwilę w niezręcznej ciszy, po czym nagle Bob przemówił.
-Steve... Wiesz, że cię nie zostawię prawda? Nigdy. Jeśli będzie trzeba, wprowadzę cię w nasz świat od podstaw, abyś sobie wszystko przypomniał jednak, jeśli nadal nie będziesz nic pamiętał, nie szkodzi. Stworzymy ci nowe wspomnienia!- powiedział entuzjastycznie, zerkając na niego. Scream w tym momencie miał ochotę zapaść się pod ziemię. Na początku chciał mu coś odfuknąć, jednak koniec końcu mruknął jedynie.
-Wiem...- to jedno słowo sprawiło, że Bob przez resztę warty promieniował wręcz radością.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro