Rozdział 5 - Pytania i szaleństwo
Scream śmiał się niczym wariat, bo tak właśnie się czuł. Ta sytuacja zaczęła przerastać jego pojęcie. Nawet nie zauważył, że Bob opuścił pokój.
-Co za ironia!- zawołał na cały głos. Nagle przestał się śmiać, a jego twarz przybrała mroczny i wściekły wyraz.
-Pojebane to wszystko...- walnął pięścią w ścianę, po czym zeskoczył z łóżka i rozejrzał się po pokoju.
-Chyba go coś mocno trzepło, jeśli myśli, że będę mieszkać w tej norze z trzema Vehiconami.- prychnął, podchodząc do drzwi i próbując je otworzyć jednak bez skutku.
-Zamknęła mnie szuja!- krzyknął wściekły i zaczął kopać w drzwi, aby się wyżyć. -JA...PIER...DOLE!!!!!-złapał się za głowę. -ZWARIUJE TUTAJ!!!- wrzasnął, chodź niezbyt mu to pomogło.
-CZEMU JA?! CZEMU NA ODCHŁAŃ KAONU TO SPOTKAŁO WŁAŚNIE MNIE?! CO JA TAKIEGO ZROBIŁEM?!- zaczął użalać się nad sobą. Po chwili ucichł i zacisnął dłonie w pięści. Podszedł do malutkiego okna, po czym usiadł na parapecie. Westchnął ciężko, wyglądając przez nie. Aktualnie była noc a, jako że lecieli nad chmurami, Star miał piękny widok na swoje imienniczki. Widok gwiazd uspokoił nieco jego nadszarpnięte nerwy.
-Dobra Starscream użalanie się nad sobą nie zmieni tej chujowa sytuacji. Lepiej myśl jak do tego doszło i jak to do Wszechiskry odkręcić.- mruknął sam do siebie. Zaczął rozmyślać jakim cudem wylądował w ciele Vehicona. „Zasnąłem... To ostatnie co pamiętam sprzed wybudzenia.... CHWILA! A ten pojebany głosik w głowie?!" Ożywił się.
-To jego sprawka!- krzyknął. Nastała chwila ciszy, po czym przywalił głowa o ścianę. -Ta jasne Scream głos w głowie zmienił ci ciało.- zaklaskał sobie. -Bardzo mądrze!- westchnął ciężko. Po chwili zerknął na drzwi.
-Chwila... On coś gadał przed wyjściem...- spróbował wskrzesić zamglone wspomnienia, jednak nic mu nie przychodziło do głowy.
-A walić.- machnął ręką i wrócił do rozmyśleń. -Dobra mogłem znaleźć się w tym ciele za pomocą łącza, ale po co Megatron miałby to robić? Poza tym Knockout zachowywał się, jakby naprawdę myślał, że jestem tym Steve'em, więc ta opcja odpada.- chwycił się za brodę.
-A może...- zamarł. Właśnie zdał sobie sprawę, że kiedy był nieświadomy, jego życie mogło wisieć na włosku, ponieważ jedynym sposobem na zmianę ciała, który przychodził mu do głowy poza łączem, było przeniesienie iskry. Niezwykle niebezpieczny i nieprzewidywalny proces, ponieważ nigdy nie było wiadomo czy się uda, czy nie. Rzadko kto podejmował się dokonania tej operacji, a jeśli już to było ok. 10% szans powodzenia. Jednym słowem niepraktyczna i niebezpieczna dla właściciela iskry metoda. Starscream dotknął swojej piersi i przez chwilę miał wrażenie, ucisku w klatce piersiowej. Potrząsnął głowa i mruknął. -Nie panikuj.
W tym momencie drzwi się otworzyły i stanął w nich Bob z maską w dłoni.
-Już w porządku?- zamknął je za sobą, przyglądając się Starowi, który wyglądał dość nostalgicznie, siedząc tak przy oknie i wyglądając przez nie.
-A wcześniej było inaczej?- spojrzał na niego, dumnie unosząc głowę i brew.
-Byłeś nieco... Psychiczny.- przyznał, nerwowo przerzucając maskę z reki do ręki.
-Doprawdy?- na jego twarz powrócił mroczny uśmiech. -Ty mnie jeszcze psychicznego nie widziałeś drogi Bob'ie...- zlustrował go optyka, po czym wstał od parapetu.
-Jeśli myślisz, że dam sobie założyć ten przerdzewiały złom na twarz to mój drogi...- stanął tuż przed nim. -GRUBO. SIĘ. MYLISZ.- warknął, zabijając go wzrokiem.
-No ale.... Musisz...- zacisnął dłonie na masce.
-Nic nie muszę.- oznajmił twardo.
-Każdy Vehicon ja nosi.- Bob zebrał się w sobie i postanowił nie dawać za wygrana. „To NIE JEST STARSCREAM. Nie rozwali ci łba, nie wydrapie optyk, nie wyśle na jakąś samobójcza misje. To tylko Steve, Vehicon, któremu się poprzewracało w procesorze".
-I? Nie jestem Vehiconem wiec mnie to nie dotyczy.- prychnął, zakładając ręce na siebie.
-Steve proszę...- Bob westchnął. -Jesteś Vehiconem...
-Nie, nie jestem.- zabił go wzrokiem.
-Tak, jesteś.- próbował dalej.
-Nie.
-Tak!
-Nie.
-TAK!
-Nigdy.
Bob z jękiem opadł na łóżko i schował twarz pod poduszką.
-Poddaje się.- oznajmił, rozkładając ręce, a maska wypadła mu z dłoni, upadając z lekkim hukiem na ziemie.
Scream uśmiechnął się zwycięsko. -Ze mną nie wygrasz.- odparł stając, nad nim. Bob zdjął poduszkę z twarzy i na jego twarz wstąpiło najpierw zdziwienie potem lekka ulga.
-Takiś pewien?- uśmiechnął się złośliwie.
Scream uniósł brew i już miał zapytać, o co mu do cholery chodzi, kiedy nagle coś twardego przywaliło mu w tył głowy i lęgnął na ziemie mdlejąc...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro