Rozdział 3 - Psycholog by się przydał...
Starscream pewnie darłby się dalej, gdyby nie to, że Bob zasłonił mu usta.
-Hej! Hej! Uspokój się! Już dobrze... Spokojnie...- szeptał. Ten jednak ugryzł go w palec, przez co szybko zabrał rękę, sycząc. Scream natomiast zerwał się ze stołu i stanął przed lustrem, opierając się o nie dłońmi. Wyglądał jak... no zwykły, pospolity Vehicon. Na dodatek był AUTOMOBILEM!!!!!!!!!!!!!!!!! Oczywiście był to pierwszy fakt, na który zwrócił uwagę i dopiero po chwili dotarło do niego, że ma twarz. Jasnoszarą mordkę z dużymi czerwonymi optykami oprawionymi jakby w czarną kreskę, co tylko je bardziej powiększało oraz ustami. „Vehicony mają twarz..." Zauważył niezwykle szybko w myślach, bo jego procesor pominął zupełnie fakt, że przed sekundą użarł Bob'a w palec. Wpatrywał się zaszokowany w swoje odbicie, po czym... pierdyknął na ziemię. Krótko mówiąc, to wszystko go przerosło i najzwyczajniej w świecie zemdlał.
-A więc to prawda ze Vehicony mają „stalowe nerwy" pokroju Starscream'a.- zachichotał Knockout zerkając na Bob'a który zatroskany pobiegł do Star'a w ciele Vehicona. Nagle doktorkowi zadzwonił komunikator. -Ta?- odebrał.
~Co TYM razem się stało?- po drugiej stronie dało się słyszeć zirytowany głos Megatrona.
-Hej! To nie ja!- żachnął się oburzony Knockout.
~A kto? Może Starscream?- prychnął i K.O dałby sobie rękę uciąć, że właśnie przewrócił optyką. „No ale jak zazwyczaj w takich sytuacjach się zwala winę na Star'a to się teraz ma..." Pomyślał doktorek, po czym udając, że nie ogarnął tej ironii w głosie lorda odpowiedział.
-Eeee... w sumie brzmiało podobnie.- zlustrował nieprzytomnego Vehicona optyka, po czym machnął ręką. -Bez obaw wielki M to tylko Vehicon.
~ W takim razie uracz mnie wyjaśnieniem, dlaczego wspomniany Vechicon zapewnił dla całego statku, pokaz możliwości zasięgu swojego wrzasku?
"Ło kurwa Meg się w poetę zmienia." Stwierdził doktorek, po czym odpowiedział. -W sumie sam nie wiem. Jak zobaczył swoje odbicie, to wrzasnął... He... Pewnie się załamał jak można, tak FATALNIE wyglądać!- zaczął doktorek. Dla niedoinformowanych, kiedy Knockout zaczyna temat wyglądu lepiej się ewakuować...
~Jeśli wrzaśnie ponownie, przyjdę i sprawie, że zamilknie na wieki ZROZUMIANO?- przerwał mu.
-Ta, ta już mu zaklejam usta taśmą.- mruknął a lord rozłączył się. K.O wzniósł optyki do nieba, po czym spojrzał na Bob'a próbującego ocucić tego dziwaka.
-No dalej, dalej! Knockout pomóż!- spojrzał na niego błagalnie, a ten przewracając optyka i mamrocząc coś pod nosem, skierował się do wiadra stojącego w rogu wypełnionego po brzegi woda. Zazwyczaj służyło do mycia narzędzi i stołu, chodź czasem tez miało nieco, inne zastosowanie. Doktorek wziął je, po czym podchodząc do nieprzytomnego wylał mu na łeb, tą lodowatą wodę. Scream ocknął się w ciągu sekundy i zdezorientowany rozejrzał dookoła.
-To nie był sen!- jęknął, waląc głowa o ziemie. Bob jednak złapał go za ramiona i sprowadził do poziomu twarzą w twarz, po czym zapytał.
-Pamiętasz mnie prawda Steve? To ja Bob, twój najlepszy kumpel...- wpatrywał mu się w optyki a Star miał wrażenie, że chce mu zeżreć duszę więc szybko odepchnął go od siebie by przerwać tą niekomfortową dla niego sytuacje.
-Odpieprz się ode mnie dronie!... Chwila JAK TY MNIE NAZWAŁEŚ?!- wybuchnął. "Czy on mnie właśnie nazwał Steve?! Czy ja jestem w ciele tej wkurzającej larwy?! Ja pierdole, na otchłań Kaonu i wszystkich Primów to jest popieprzone!"
-T...tak się przecież nazywasz. ST-3V3, czyli Steve.- Bob nie zrezygnował znów przybliżając się do niego. -Ja jestem 808, czyli Bob... Twój przyjaciel...- wyciągnął do niego dłoń, ten ją jednak odtrącił.
-Ja cię nawet nie znam! Odwal się!- wstał szybko. -I nie jestem żaden Steve! Ani nie jestem Vehiconem!- krzyknął. Knockout nie mogąc już wytrzymać zachichotał.
-Więc kim jesteś?- zapytał z głupawym uśmieszkiem.
-Jestem Starscream! I masz się odnosić do mnie z szacunkiem Knockout!- warknął dumnie się prostując. Ten jednak wybuchnął śmiechem A Bob wpatrywał się w Star'a zarówno z niedowierzaniem jak i z troską.
-Zwariował.- chichotał K.O
-Wcale nie zwariowałem!!- Star rzucił się na doktorka z mordem w optykach jednak powstrzymał go Bob.
-Błagam powiedz, że możesz to naprawić! Knockout!- Bob ściągnął swoją maskę i wlepił swoje optyki w medyka.
-Nic ci nie poradzę, że ześwirował! Wyrwałem go z objęć śmierci!- machnął ręką. -Poza tym jestem medykiem nie psychologiem.
-Puszczaj mnie albo wydrapię ci optyki ty kupo złomu!- zaczął grożenie Star próbując się wyrwać dronowi jednak nagle K.O niespodziewanie przestał się chichrać i pomógł Bob'owi przyczepić go do stołu po czym zgodnie z obietnicą daną Megowi zakleił mu usta taśmą klejącą doprowadzając byłego Seeker'a do białej gorączki.
-Co mu się stało?! Czemu mnie nie pamięta i uważa się za Starscream'a do Wszechiskry?!- zapytał Bob, który wyglądał jakby był na skraju rozpaczy.
-Cóż... Była możliwość... maciupeńkiej amnezji?- pokazał na palcach doktorek.
-Maciupeńkiej?! Chyba wielkości góry lodowej!- krzyknął.
-Dobra dobra! Ważne jest to, że ma amnezje i to chyba całkowitą i na dodatek myśli, że jest Starscream'em...- mówiąc ostatnie słowa zachichotał mimowolnie. -Primusie jaka komedia...
-KNOCKOUT! MÓJ NAJLEPSZY PRZYJACIEL MNIE NIE PAMIĘTA I MA SIĘ ZA JEBANEGO SEEKERA!!!- Bob'owi w końcu puściły nerwy.
-No, co ty nie powiesz...- przewrócił optyką Knockout. -Prawdopodobnie przez fakt, że był jego psychofanem wszystko mu się pomieszało. Tacy jak on zawsze chcąc być identyczni do swoich idoli.- wzruszył ramionami. -Nie naprawię ci tego. Jestem medykiem nie psychologiem i jedyne co mogę poradzić to spróbuj mu przywrócić wspomnienia. Tyle.- rozłożył ręce.
-Tyle?! TYLE?! Słuchaj no...- już miał zacząć, po czym westchnął ciężko. -Dziękuję.
-Chwila, chwila, chwila! Wow! Najpierw chcesz mnie opieprzyć, po czym nagle dziękujesz! Chyba nie tylko Steve ma problemy z procesorem!- stwierdził doktorek.
-Przywróciłeś go do życia. Więcej oczekiwać od ciebie nie mogę... Mogę go już zabrać?- zapytał robiąc błagalne optyki.
-A bierz go sobie! Płakać za nim nie będę!- stwierdził siadając przy biurku i wyjmując polerkę. -Muszę nadrobić zaległości, więc SIO!
Bob kiwnął głową, po czym założył maskę i odczepił StarSteva od stołu. Ten wciąż wściekły spróbował go walnąć, ale jako iż aktualnie czuł się cholernie źle w nowym ciele i miał wrażenie, że jego kończyny odmawiają mu posłuszeństwa niezbyt mu to wyszło. -Chodź Steve...- mruknął Bob, trzymając kurczowo jego ręce, aby ten mu się przypadkiem nie wyrwał. Dotarł już do drzwi, kiedy jeszcze zerknął na Knockout'a. -A co z jego maską?
-Nie do odratowania. Ale mam jakąś w magazynie na pewno, więc potem ktoś ci ją przyniesie lub sam ją sobie weź mi to obojętne!- odparł i ostentacyjne włączył polerkę dając mu do zrozumienia, że na więcej niż ignorancję aktualnie liczyć nie może. Ten kiwnął głową nasza dwójeczka wyszła z centrum...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro