Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 25 - Dwie strony

Starscream powoli otworzył optyki i jęknął cicho. Łeb go wciąż bolał od uderzenia i na dodatek leki przeciwbólowe podane przez Knockout'a, przestawały działać. Czuł powoli jak rany zadane przez Insecticona, przypominają o swoim istnieniu, przesyłając do jego procesora impulsy pieczenia i dodatkowego bólu. Uniósł lekko głowę, delikatnie rozglądając się po pomieszczeniu, choć nie dostrzegł zbyt wiele, poza tym, że klęczał a na nadgarstkach, miał kajdany, przyczepione elektrycznymi wiązkami do podłogi. Wokół niego panował mrok i jedynym źródłem światła była lampa tuż nad nim, oświetlająca jego postać. Kiedy zmrużył optyki, dostrzegł zarys drzwi i konsole obok nich.

-Areszt.- westchnął ciężko, spuszczając głowę.

„No to wpadłem." Podsumował w myślach. Nagle drzwi rozsunęły się i do pokoju wszedł nie kto inny jak sam Megatron, wraz ze swoim wiernym sługa -Soundwave.

„Soundwave ty podły scraplecie." Star warknął cicho pod nosem.

-Jak się miewasz Starscream?-Megatron wyszczerzył swoje rekinie zęby w szyderczym uśmiechu.

-Całkiem dobrze.- prychnął Star, szarpiąc się z lekka, choć wiedział, że i tak nic to nie da.

-Dawno się nie widzieliśmy, tak oficjalnie... - zbliżył się parę kroków. - A prawie byłem skory uznać wyróżniającego się dziwnie Vechicona, za nie wartą uwagi kwestie.

-Jaka szkoda, że twój sługus na mnie naskarżył.- warknął wściekle Scream.

-Należycie wypełnia swoje obowiązki, czego nie można powiedzieć o niektórych. - wypowiadając ostatnie słowa, warknął ostrzegawczo.

-Sprawiłeś, że czułem się niemile widziany, więc znikłem z twojego pola widzenia.- Starscream spojrzał odważnie w jego optyki.

-Od kiedy to dezercja dozwolona? - uniósł brew -O ile pamiętam, przysięgałeś dozgonną służbę, o posłuszeństwie już nie wspomnę!

-Airachnid zostawiła mnie na pastwę Autobotów!- krzyknął, nie kryjąc niezadowolenia.

„Pierdol się Megatronie. Przysięgałem dawno, byłem młody i głupi!"

-Została należycie ukarana. - znów ostrzegawczo podniósł głos. -Na dezercje usprawiedliwienia, nie ma. Przypomnieć ci może, jaka jest za nią kara?

~Śmierć.- odezwał się Soundwave.

-Przecież wiem!- prychnął Star. -Gdybym wrócił i tak byś mnie zabił prędzej czy później. Wolałem zacząć działać na własną rękę niż być twoją kukiełką!

-Sam wybrałeś dla siebie taki los! - warknął wściekle, nachylając się nad nim.

-Skończ pieprzyć. Obydwoje wiemy, po co tu przyszedłeś. Zakończ to. Po prostu mnie zabij!- wysyczał wściekłe, ale i z lekkim żalem.

„Bob, Dave, 404... Wybaczcie mi... przepraszam."

Wpatrywał się w optyki Megatrona, ale kiedy jego optyki się zaszkliły, szybko je opuścił. Był zmęczony już ta cała afera wokół niego i Megatrona. Po prostu miał dość. Na dodatek... zaczynał tego żałować. Żałował, że w ogóle tak parł na władzę.

„Dużo się zmieniło przez te pare dni..." Pomyślał.

-Mam tego dość...- szepnął jeszcze, choć nie miał pewności, że Lord to usłyszał.

O dziwo nic się nie stało.

-Nie Starscream.- usłyszał głos Megatrona. -Nie zabije cię... nie teraz bynajmniej.

Star powoli spojrzał na Mega. Ten jednak ruszył ku wyjściu.

-I to nie Soundwave doniósł na ciebie.- Megatron uśmiechnął się złośliwie, a kiedy drzwi się otworzyły, za nimi stał Bob. Patrzył idealnie na Starscream'a takim pustym wzrokiem.

-Bob...- szepnął Scream.

-Zdrada boli, nieprawdaż Starscream?- po tych słowach Megatron, stanął za drzwiami tuż obok Bob'a i uśmiechnął się zwycięsko, patrząc na minę Star'a. Po chwili drzwi zamknęły się ze świstem. Starscream spuścił głowę, a z jego gardła wydobył się szloch. Nawet nie zauważył, że w areszcie został Soundwave, który przyglądał mu się.

-CZEGO TY JESZCZE CHCESZ?!- wydarł się na niego Star, unosząc zapłakana twarz.

Wave nie odpowiedział, wciąż mu się przyglądając. ~Szczery.- odtworzył nagle.

-Co?- wydukał Scream.

~Pierwszy... dawno... widzę... ty... szczery...- odpowiedział zlepkiem zdań różnych osób.

-No i?- warknął wściekłe.

~Nic.- Soundwave wstał i wyszedł z aresztu, zostawiając Starscream'a samego sobie. Ten spuścił głowę i krzyknął w gniewie, szarpiąc „łańcuchami". Po chwilowej szarpaninie, opadł z sił i szepnął cicho.

-Jeśli gdzieś tu jesteście... Skywarp, Thundercrqcker, Skyfire... proszę, pokażcie się. Dajcie mi jakiś znak... Iskrę nadziei...

Starscream powoli zamknął optyki i odpłynął w niebyt, uwalniając się od bólu i zmęczenia, choć na tę parę chwil.  

*************************************************

 -I jak?- zapytał 404, doskakując do Dave który właśnie wszedł do centrum.

-Nijak. Nie ma ich. Zarówno Megatron, jak i Soundwave gdzieś wsiąkli.- prychnął 0AV3.

-To zły znak.- mruknął Knockout, chodząc w tę i z powrotem.

-Bardzo zły.- dodał Dave.

-Co jest bardzo złe?- nagle do centrum wszedł Bob.

-Bob!- 404 pomknął do niego niczym strzała. -Widziałeś się ze Ste...Starem?- zapytał od razu.

-Nie. Właściwie... to przyszedłem tutaj by z nim pogadać.- mruknął, rozglądając się dookoła.

-Minęliście się, bo poszedł cię szukać...- wyjaśnił 404, a Dave dodał.

-Jakiś czas temu. Za długo go nie ma.- założył ręce na siebie.

-Lepiej go poszukajcie. Mam złe przeczucia.- powiedział Knockout. -Jakby co JA NIC NIE WIEM.

-Dobra, chodźcie.- Dave i reszta wyszli z centrum. Szli korytarzem, co jakiś czas mijając patrolu i dopytując czy żaden z nich nie widział Steva. Niestety spotykali się jedynie z zawodem. Na dodatek nie mieli na sobie masek więc pozostałe Vehicon'a ciągle zwracały im na to uwagę.

-Zaraz szlag mnie trafi!- warknął Dave. -Nie dość, że Star...

W tym momencie przerwał mu 404.

-Wsiąknął! Wyparował!- złapał się za głowę.

-Patrzmy realnie.- Dave westchnął ciężko i oparł się o ścianę z zamyśloną miną.

-Wiecie, Nemesis jest wielkie.- odezwał się w końcu Bob. -Może po prostu ciągle się mijamy?- zaproponował.

-Może...- 404 zerknął na Dave, który nagle krzyknął.

-Na Cybertron!

-Co?!

-Areszt!- zaczął biec korytarzem, a pozostali rzucili się za nim.

-Co masz na myśli?!- zawołał 404, odganiając go.

-Nie możemy znaleźć Star'a, tak samo Megatron i Soundwave zniknęli! Wiesz, co to znaczy? Wave wygadał!- zwolnił na zakręcie.

-O rany...- pisnął 404, zerkając na Bob'a.

-Obyśmy się nie spóźnili.- mruknął ten.

Dalej biegli w ciszy i zaczęli wbijać do każdego aresztu po kolei. W końcu trafili do tego odpowiedniego...  

*******************************************

Starscream klęczał ze spuszczona głowa i zamkniętymi optykami. Nagle poczuł dłoń na policzku. Delikatny, ledwie wyczuwalny dotyk przyprawiający o dreszcze. Powoli otworzył optyki, a dłoń złapała go za podbródek i zmusiła do uniesienia głowy. Ujrzał twarz Skyfire'ra, który uśmiechał się lekko.

-Sky?- szepnął z trudem.

Ten pokiwał głową i przytulił go delikatnie.

-Będzie dobrze...- powiedział, po czym rozwiał się niczym pył. W tym momencie drzwi otworzyły się, a do aresztu wpadła smuga światła.

-Steve!- Dave podbiegł do niego. -Nic ci nie jest?! Bob wyłącz te cholerne łańcuchy!- zawołał, a kiedy więzy opadły złapał rannego Vehicona, który chwiał się na boki. 

-Można tak powiedzieć.- westchnął.

-Ty żyjesz! Czyli Megs nic nie wie!- 404 zawołał radośnie.

-Nie. On wie...- spojrzał na nich ze smutkiem. -Przepraszam... Nie mam pojęcia czy wie też o was ale...- zerknął na Bob'a i warknął. -On może nam odpowiedzieć.

Wszystkie optyki w tym momencie zwróciły się ku Bob'owi stojącego przy konsoli.

-O co ci chodzi?- zapytał.

-Byłeś tam! Stałeś tuż obok Megatrona! To ty mnie wydałeś, nie Soundwave!- krzyknął Star z całym żalem i wściekłością. Czy był zły na Bob'a? Nie umiał tego określić, gdyż w pewnym sensie rozumiał go. Poczuł się oszukany. Okazało się, że jego przyjaciel za którym tam bardzo tęsknił wciąż nie żyje, a zamiast niego ma znienawidzonego przez siebie komandora, w ciele przyjaciela. Jak tu nie być wściekłym? Jak zachować rozsądek? Po której stronie stanąć? Kto to wie...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro