Rozdział 24 - Prawda
-Nie jestem Steve.- powiedział Starscream.
-O nie, amnezja mu się nawróciła.- jęknął 404.
-Steve, posłuchaj...- zaczął Bob, ale Star mu przerwał.
-Nie to wy posłuchajcie! Wiem, myślicie, że jestem nim, ale to nie prawda! Nigdy nim nie byłem i wiem, że to trudne, ale... Ale to po prostu nie ja.- westchnął. -Wybaczcie, że was ranię i, że wzbudziłem w was fałszywą nadzieję, ale... taka jest prawda. Jestem...
-Starscream?- uniósł brew Dave.
-Dokładnie!- poparł go Scream.
Vehicony spojrzały po sobie i równocześnie westchnęły.
-Steve wiem, że uważasz się za komandora, ale niestety nie jesteś nim.- powiedział Bob. -To twoja amnezja, nie prawda.- usiadł obok niego. -Proszę, przestań to sobie wmawiać.
-Wy nic nie rozumiecie!- Star wstał nagle ze stołu. -Musicie mi uwierzyć, bo inaczej Megatron mnie zabije!- krzyknął już w lekkiej panice, gdyż zaczął wątpić w to, że mu uwierzą.
-Czemu miałby cię zabić?- Dave spróbował się do niego zbliżyć.
-Bo Soundwave już wie, że ja to ja!- złapał się za głowę.
-To niedorzeczne.- mruknął Bob. -Steve przestań.- on również wstał i zaczął do niego podchodzić.
-To nie była amnezja! Próbowałem na początku wam to jakoś uświadomić, ale potem no...- Starowi załamał się głos.
„Czemu przestałem zaprzeczać, że jestem Steve'm?" Zapytał sam siebie i cichutki głosik w jego głowie odpowiedział. „Dlatego, że po raz pierwszy od dawna miałeś przyjaciół i nie chciałeś ich do siebie zrażać."
-Ale?- dopytał Dave, zatrzymując Bob'a.
-Ale... ja... Ja po prostu...- pokręcił głową. -Tak dawno nie miałem przyjaciół...- szepnął cicho. -Nikt... nie był dla mnie taki miły, tak się o mnie nie troszczył... Nie chciałem was stracić przez ciągłe powtarzanie, że nie jestem waszym przyjaciele. I... pewnie, gdyby nie wizja śmierci na karku wciąż bym... grał tę rolę.- optyki mu się zaszkliły.
„Znienawidzą mnie."
-Czyli cały czas nas okłamywałeś?- syknął Bob. Mimo że sprawiał wrażenie niedowiarka, bał się, że to prawda.
-Tak w teorii to nigdy nie powiedziałem, że jestem Steve'm...- zauważył Scream z nerwowym uśmieszkiem.
-Steve proszę...- zaczął 404. -Jesteś naszym przyjacielem, a nie przebiegłym komandorem.- powiedział, patrząc na niego ze smutkiem.
-Niestety... nie.- spuścił głowę. -Jestem Starscream. Seeker. Komandor... były komandor Megatrona. Ten wredny, przebiegły i arogancki.- powiedział z trudem. -Ten, którego każdy nienawidzi.
-Bez przesady Staruś.- w centrum pojawił się Knockout. -Patrząc jak sobie radzisz, przybyłem na ratunek!- oznajmił ze sztucznym uśmiechem.
-A więc chłopcy jestem świadkiem, że ten pan nie ma amnezji a jedynie w dość dziwny i nieznany sposób trafił ze swojego ciała do ciała waszego kolegi.- odparł K.O
-Knockout.- warknął Star. -Nie pomagasz.
-Jak nie?!- zawołał oburzony. -Uwierzyli ci! ... Chyba.
Vehicony patrzyły po sobie zdezorientowane.
-Oszukałeś nas?- zapytał 404 ze łzami w optykach. -T...to wszystko było tylko kłamstwem?
-Nie! Nie, nie, nie! Wszystko, co przy was robiłem, mówiłem było szczere!- zawołał od razu. -Nie chciałem was oszukać ani wykorzystać, ani nic! Naprawdę!
-Więc czemu wyznajesz nam to dopiero teraz?- warknął Bob, spuszczając głowę i zaciskając pięści.
-Bo jeśli Megatron mnie zabije nie chce byście, opłakiwali Steve.- wypalił szybko.
„Taaa... Wymyśliłem to teraz, ale to prawda!"
-Knockout. Wiesz, że zawsze tobie ufam z medyczną diagnozą.- powiedział Bob, patrząc ma doktorka.
-Ja sam się dopiero dowiedziałem, ale Star dał mi niepodważalne dowody. Wiedział o rzeczach, o których nie wie nikt poza nami.- przyznał K.O -Poza tym, jak już mówiłem jestem medykiem, nie psychologiem. To była MOŻLIWA amnezja i w tamtej sytuacji to było jedyne logiczne wyjaśnienie.
-Mam dość.- oznajmił twardo Bob i stanął w drzwiach. -Chodźcie. Zostawmy go.
404 spojrzał to na Star'a, to na Bob'a i ruszył w kierunku 808. Otarł łzę, która spłynęła mu po policzku.
-Dave.- Bob prychnął podirytowany, a 0AV3 spojrzał na Scream'a, który spuścił głowę.
„I tak oto tracę wszystko." Podsumował w myślach.
-Pamiętasz co ci powiedziałem, jak szliśmy do Knockout'a?- zapytał nagle Dave, stając tuż przed nim.
Starscream podniósł na niego niepewnie wzrok. -Powiedziałeś, że pomimo iż nie jestem taki jak dawniej wciąż... jestem twoim przyjacielem.
-Dokładnie. Od początku wiedzieliśmy, że nie jesteś Steve'em... takim, jakiego znaliśmy. Byłeś inny, ale mimo to dogadywaliśmy się. Stałeś się przyjacielem, przynajmniej dla mnie.- spojrzał na 404 i Bob'a. -Na początku rzucał się, wrzeszczał, zaprzeczał. Nie uwierzyliśmy mu, wiec postanowił się dostosować.- rozłożył ręce. -Nie wiem jak wy, ale nie widzę w tym wielkiego zła. I nie mam zamiaru rzucać słów na wiatr.- położył dłoń na ramieniu Star'a. -Starscream czy Steve. Nieważne. Obydwoje są moimi przyjaciółmi.
Starscream uśmiechnął się do niego i szepnął. -Dziękuję...
-Nie masz za co, przyjacielu.- odparł po czym znów, zerknął na Vehicony przy drzwiach.
-Um... W sumie...- 404 spojrzał na Bob'a i podszedł do Dave i Star'a. -Dave jest tu tym mądrym więc... Przytulas?- rozłożył ręce z delikatnym uśmieszkiem.
-Bob?- Dave spojrzał na przyjaciela, jednak ten zniknął za drzwiami.
-Cóż, nie każdy jest tak wielkoduszny...- skomentował Knockout.
-Nie. Bob ma prawo być wściekły. Steve był dla niego kimś więcej niż przyjacielem, a w takich sprawach nie myśli się... racjonalnie.- westchnął Star. -Pogadam z nim sam na sam, ale najpierw...- przytulił Dave i 404. -Przytulas?
-Wiiiiiiiiiiiiii!- zachichotał 404. -Kocham was słodziaki, wiecie? Ale ciebie Davuś najbardziej!- pocałował Dave w policzek, powodując u niego rumieniec.
Po chwili odsunęli się od siebie i Star powiedział.
-Posłuchajcie... Potrzebuję waszej pomocy w przetransportowaniu mojego ciała na Nemesis.
-Twojego ciała?- uniósł brew 404.
-Tak. Znajduje się ono na Harbringerze. Knockout przeniesie moją iskrę z ciała Steva do mojego ciała. Jednak Megatron może w każdej, DOSŁOWNIE W KAŻDEJ chwili mnie zabić.- westchnął ciężko.
-Przez ten cały czas ukrywałeś się na Harbringerze?!- wybuchnął śmiechem 404.
-Najciemniej pod latarnią.- dodał Dave.
-Można tak powiedzieć. Czas mnie nagli... Pomożecie?- zapytał z nadzieją.
404 i Dave spojrzeli po sobie i jednocześnie skinęli głowami.
-Dziękuję...- Scream uśmiechnął się szczerze.
-Jakie to słodkieeeeeeeeeeeeeeee!- Knockout siedział na stole i ocierał łzę wzruszenia. -Aż się poryczałem!
-Od czego zaczynamy kapitanie?- zawołał entuzjastycznie 404.
-Muszę jeszcze zamienić z kimś parę słów.- Star założył maskę i skierował się w stronę drzwi.
-To my tu poczekamy!- 404 usiadł sobie na stole obok doktora i zaczął machać nogami.
-To ja zrobię zwiad na mostek. Może uda mi się coś podsłuchać.- Dave również założył maskę.
-Jeszcze raz bardzo wam dziękuję...- powiedział Scream i wyszedł z centrum.
„Udało się..." Uśmiech nie schodził mu z twarzy, dopóki nie dotarł do drzwi pokoju z numerem 104. Westchnął.
-Obyś tam był...- mruknął i wszedł do środka. Przywitała go mrok pokoju. Dostrzegł jednak zarysy sylwetki na jednym z łóżek.
-Bob... Posłuchaj ja... Przepraszam. Nigdy nie chciałem przenosić się do ciała Steva. Nie miałem na to wpływu... Wiem, że słowa nie przywrócą go do życia i wiem, że czujesz się oszukany, ale... Chcę żebyś wiedział, że dla mnie... jesteś przyjacielem. Najprawdziwszym. I nie mogę sobie wybaczyć tego, że cię zraniłem.- podszedł do łóżka gdzie, zobaczył już dokładnie Vehicona, chowającego twarz w dłoniach. -Przepraszam.- powiedział szczerze.
Nastała cisza.
-Bob?- Star niepewnie i powoli dotknął jego ramienia, jednak w tym momencie wrzasnął odskakując, ponieważ jego dłoń przeszła przez Bob'a a sama jego postać zniknęła.
-Hologram!- krzyknął Scream i już miał wybiec z pokoju, kiedy ktoś przywalił mu mocno w łeb i nastała ciemność.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro