Rozdział 22 - Intelekt
Kochani niestety muszę was poinformować o tym, że wraz z rozpoczęciem ferii dla mojego regionu wyjeżdżam na wakacje za granicę. Będę tam od 16 do 29. Co do publikowania rozdziałów wiem, że internet na pewno będę mieć w lobby jednak do co pokoju... zgłupiałam. Na jednych stronach piszę, że jest a na innych, że nie ma :/ Jednak nie zmienia to faktu, że będę starała się opublikować, chociaż 1,2 rozdziały. Mam nadzieję, że zmiana otoczenia i takie tak da mi ogromny zastrzyk weny :) Tak jak już mówiłam, postaram się opublikować rozdziały, ale NIC NIE OBIECUJĘ. W końcu jadę tam wypocząć ;) No to tyle... Enjoy!
Kiedy doszli do centrum zastali Dave siedzącego po turecku na stole i z zapałem czytającego jakąś medyczną lekturę. Na stoliku obok miał rozłożone większość medycznych sprzętów.
-Patrz jak mu się optyki, iskrzą.- pokręcił głową, rozbawiony Star.
-Widzę, że komuś tu przypadła do gustu medycyna.- powiedział już głośniej doktorek, chcąc zaznaczyć swoje przybycie. Dave aż podskoczył, zaskoczony a datapad prawie wypadł mu z ręki.
-Wybacz Knockout. Powinienem się zapytać, ale tak długo was nie było i...- zaczął się tłumaczyć, jednak doktorek przerwał mu z uśmiechem.
-A gdzie tam!- machnął ręką. -Podoba ci się?
-To jest fascynujące!- zawołał radośnie.
-Wiesz, komuś tutaj brakuje asystenta.- powiedział niby od niechcenia Scream, uśmiechając się.
-Właśnie!- pstryknął palcami K.O -Mogę cię poduczyć!
-M...mnie?- Dave zamarł i ściągnął maskę, ukazując swoją zaszokowaną twarz.
-Tak, ciebie.- zachichotał doktorek. -Brakuje mi asystenta, a z tego co wiem masz coś pod tą kopułą. No i fascynuje cię medyczna lektura! A te są znane z nudnych treści!- oznajmił, pukając go lekko w głowę.
-Ale... Ja jestem tylko Vehiconem.... Nie jestem zaprogramowany do takich... inteligentnych spraw.- zarumienił się.
-Daj spokój Dave! Wierzę w ciebie!- Star postanowił wziąć sprawę w swoje ręce i usiadł obok niego, obejmując go ramieniem. -Jesteś rozsądny, opanowany a w tym fachu to pożądane cechy. Pasujesz jak ulał!
-Naprawdę tak sądzisz?-zerknął na niego.
-Naprawdę.- pokiwał główka.
-No to załatwione! Będę cię edukował!- oznajmił Knockout. -A teraz dawaj łapę!- delikatnie wziął jego opatrzone ramie i zaczął je badać. Starscream natomiast zeskoczył ze stołu i zaczął łazić po centrum. Nagle poczuł się dość... dziwnie. Rozejrzał się dookoła, jednak niczego nie dostrzegł.
-Dziwne...- mruknął pod nosem.
-Co?- zapytał K.O dokładnie, przyglądając się ramieniu.
-Mam wrażenie, że... A nieważne...- machnął ręka Star.
-No dobra. Ramię wygląda już o wiele lepiej. W sumie mógłbym już ci ściągnąć opatrunek, ale jeszcze dzień czy dwa cię nie zabiją.- machnął ręką. -Jesteś wolny.
-Dzięki Knockout.- Dave uśmiechnął się do niego i już schodził ze stołu. -Teraz trzeba się zając sprawą tego stworka.- mruknął, zakładając maskę.
-Jakiego stworka?- zapytał Knockers.
-Staszka.- zachichotał Scream.
-Przepraszam, że kogo?- zamrugał zaskoczony.
-Tak nazwał larwę Insecticona, 404.- westchnął Dave.
-Kreatywnie. Tylko że wiecie... One go rozszarpią, jak się dowiedzą.- powiedział K.O
-Dlatego musimy go ratować.- Dave skierował się do wyjścia.
-To wpadnij do mnie, jak będziesz miał chwilkę.- doktorek uśmiechnął się do niego, a Vehicon kiwnął głową.
-Na pewno przyjdę.- odpowiedział radośnie, po czym razem ze Star'em wyszli z centrum.
-Narka K.O!- zawołał jeszcze Scream.
-Żegnaj Steve!- zachichotał doktorek. Kiedy drzwi się zamknęły Dave, zapytał.
-O co mu chodziło?
-Hm?- mruknął Star.
-No tak chichotał przy twoim imieniu...- zauważył.
-A wiesz, ryje z mojej amnezji.- machnął ręką Starscream. -Co byłem pewien, że ja to Star... i tak dalej...- wymyślił na poczekaniu, ale nie mógł się powstrzymać od przygryzienia wargi za maską.
„Po raz pierwszy od eonów, źle się czuję, kłamiąc..."
-A no...- pokiwał głową. -To... Co robimy z 404?- westchnął ponownie.
-Cóż... Musimy go zmusić by, oddał larwę.- oznajmił Star.
-No ale wiesz, że on jest jak takie dziecko rozkapryszone. Jak powie nie, to trzeba będzie mu go siła, zabrać, a potem będzie foch forever.- jęknął.
-Tak bardzo się tym przejmujesz?- zapytał podchwytliwie Scream, uśmiechając się z lekka wrednie.
-Nie! Znaczy tak, ale... Ugh... Wczoraj wieczorem... My...- Dave speszył się i zaczął zdrową dłonią trzeć kark.
-Taaaaak?- Star przysunął się do niego, chichocząc.
-Pocałowaliśmy się.- powiedział szybko.
-Serio? Tylko tyle?- roześmiał się głośno.
-No co?! To AŻ tyle!- zawołał zarumieniony Dave.
-Wiesz, po twoim speszeniu oczekiwałem raczej zbliżenia.- pokręcił głową Scream.
-No i wyznaliśmy miłość...- to zdanie już szepnął.
-Romantiko.- podsumował. -No to gratuluję.- puknął go w zdrowe ramię.
-Dzięki... Jednak raczej wątpię by ten fakt, zmienił tak bardzo nasze... stosunki.- westchnął.
-Na pewno nieco je zmieni. Ale wiesz, byliście dla siebie przyjaciółmi, choć 404 to z tobą flirtował na maksa- machnął dłonią. -Pewnie wejdzie trochę czułości i tak dalej, ale przyjaźń... Też jest formą miłości.- odparł zamyślony. -Zarówno osoby, z którymi się przyjaźnimy, jak i te, które kochamy są dla nas bardzo ważne. Troszczymy się o nie... Nie martw się tyle.- zakończył szybko, znów mając to dziwne uczucie. Obejrzał się za siebie, jednak znów nic nie zobaczył.
-Masz rację...- pokiwał głowa Dave. W tym momencie usłyszeli „okrzyk" Insecticonów.
-O rany...- powiedzieli jednocześnie i biegiem rzucili się w stronę ich pokoju. Kiedy wybiegli za zakrętu, zobaczyli 3 robale stojące pod ich drzwiami.
-Czej, czej!- Star złapał Dave i wciągnął go za róg.
-Co?!- fuknął ten.
-Rozwalą nas, jak teraz tam podejdziemy!- syknął na niego, po czym odpalił komunikator.
~404!
Po chwili usłyszał odpowiedź.
~Nie oddam Staszka! Pożrą go!
~Tam jest prawdopodobnie jego matka idioto!- warknął Dave.
~No i?! I tak go zje!- pisnął i dało się słyszeć huk. ~Prawie wyważyli drzwi!
~ODDAJ IM GO!- krzyknęli razem Star, Dave i Bob, który siedział razem z 404.
~No dobra!- wrzasnął 404 i rozłączył się. Po chwili dało się słyszeć.
-Przestańcie walić w te drzwi, kuźwa!- hałas na chwilę ustał a Star i Dave wyjrzeli za rogu i zobaczyli jak 404, wychodzi z pokoju z Staszkiem na rękach.
-Proszę bardzo wasza dzidzia.- wystawił ręce z małym. Jeden z Insecticonów od razu go zabrał a drugi, przywarł 404 do ściany.
-Coś ty sobie myślał ty głupi dronie?!- warknął wściekle.
-No bo... Ja myślałem...- zaczął wystraszony.
-Już nie będziesz myślał!- przerwał mu robal i już chciał mu wyrwać iskrę, kiedy między nich wskoczył... Starscream.
-CZEJ!- krzyknął i nastała chwila ciszy.
-Odzyskałeś dzieciaka? To na co ci on? Głupi jest, a nie warto denerwować Megatrona z...- zaczął, ale robal mu przerwał.
-Megatron się o niczym nie dowie!
-Ale zauważ, że masz paru świadków, którzy są przyjaciółmi tego debila za mną.- pokazał na 404.
-Hej!- krzyknął ten oburzony.
-Morda. Więc... może sobie już... pójdziecie?- zaproponował.
-Ja cię skądś znam...- powiedział nagle Insecticon a Scream zamarł.
"Nosz..."
-To ty do nas wtargnąłeś i nas obudziłeś!
"Kurwa..."
-Zapłacisz za to!- warknął zamachując się na niego ale Star uciekł mu pod ramieniem.
"Mać."
Zaczął uciekać korytarzem jednak kiedy obejrzał się widział, że robal jest tuż tuż.
-Uciekaj Steve! UCIEKAJ!- zawołał za nim 404.
"Dzięki kurwa za radę!" Warknął w myślach Star biegnąc przed siebie ile sił w nogach. Czuł, że robal jest tuż za nim. Nagle musiał wyhamować na zakręcie i poczuł okropny, piekący ból na plecach. Wrzasnął i potknął się o własne nogi ale udało mu się biec dalej.
"TY KURWOOOOOOOO! IDŹ W CZORTU MATER!" Krzyczał w myślach, wyklinając robala. Czuł energon spływający mu po plecach a robak wydał z siebie zwycięski okrzyk gdyż jego ofiara zwalniała. Scream już miał pogodzić się ze śmiercią i minął ostatni, według jego mniemania zakręt kiedy nagle coś wciągnęło go do jednego z pokoi. Chciał wrzasnąć ale ktoś zerwał mu maskę i zasłonił usta. Nastała cisza i Starowi nie pozostało nic innego jak wpatrywać się w ciemność...
Tak wiem nienawidzicie mnie za to zakończenie <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro