Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2 - Dezorientacja

Nieznośne pikanie rozbrzmiewało w głowie Starscream'a irytując go niemiłosiernie. Na dodatek miał wrażenie, że nie żyje, gdyż w ogóle nie czuł swojego ciała. Jakby go nie posiadał, a jedynie jego umysł wciąż istniał. "To na pewno koszmar... W końcu śnie... Prawda?" Nagle do odgłosu pikania dołączył głos chodź brzmiący nieco niewyraźnie jakby docierający do Seeker'a za ściany. 

-Żyje?... Udało... Nic nie...- usłyszał jedynie szczątki zdań, jednak rozpoznał po nich, że to nie jeden głos a parę różnych.

-Byłem pewien... Zgasł...- usłyszał dziwnie znajomy głos.
"Zgasł?! Ja żyje!!" Wrzasnął w myślach Star, po czym zorientował się skąd kojarzy ten głos. "Primusie... KNOCKOUT?!" Panika opanowała jego umysł i gdyby miał ciało spiąłby się cały. Chociaż...

-Doktorze! Zacisnął dłoń!- usłyszał nieznany sobie głos.

"Słucham?! Ale ja... Chwila..." Powoli zaczął nie tylko słyszeć, ale również czuć i widzieć. Ktoś... Trzymał jego dłoń. Widział jednak jak przez mgłę i jedynie rzucający się w optyki czerwony lakier Knockout'a dawał się dostrzec. "Jestem na Nemesis... Umrę." Podsumował pesymistycznie. Przez jego umysł przeleciały jego wspomnienia od tych najlepszych do najgorszych i dopiero po tym seansie uświadomił sobie jeden fakt. "Skoro nade mną stoi Knockout to znaczy, że jestem w centrum... Skoro jestem w centrum to jeszcze żyje, a gdyby Megatron mnie znalazł na pewno byłbym trupem... Lub zamknąłby mnie w wiezieniu dla rozrywki... A może chce mi wejść w umysł?!" I znów spanikował. Pozostawała jednak jeszcze tajemnica tego kogoś, kto śmiał ściskać jego dłoń. "Kto byłby tak głupi, żeby..." Kreował myśl Star, kiedy nagle znów usłyszał ten dziwny, nieznany głos, chociaż również, kiedy go słyszał coś mu świtało. 

-Ma uchylone optyki! "Cholera..." Zaklął zamykając kurczowo optyki. "Ja nie żyję dajcie mi spokój..."                                     

 -Powinien zaraz się przebudzić... Autoboty nieźle go pokiereszowały.- odparł K.O                              "Pierdol się Knockout ja się nie budzę!... Chwila AUTOBOTY?!" Scream był coraz bardziej zdezorientowany.

 -Megatron bardzo się wkurzył za tą kopalnię?- zapytał doktorek.

-Akurat dzisiaj był dość spokojny. Jedynie popsuł konsolę tą swoją wielką łapą ale nam się nie oberwało.- odparł głos.

"Nam?" Nasunęła się Seekerowi myśl. Jedynymi osobami które obrywały poza nim były... Vehicony? A co by tu robił Vehicon i czemu trzyma jego rękę na Wszechiskrę?! Chodź kiedy się dobrze zastanowił przypomniał sobie, że kiedy jeszcze był na Nemesis jeden z głupków przyczepił się go jak rzep psiego ogona mówiąc po ludzku. Jednak Scream wykorzystywał go niczym swoją osobistą służkę. Jaki on miał numer... 3 coś chyba... A z resztą, nie to teraz było ważne. 

-Hej... Luz Bob. Przeżyje to pewne.- odezwał się znów doktorek a ucisk na dłoni Star'a zniknął. 

"Bob? Jaki kurwa Bob?! Lepsze imiona były już zajęte?" Prychnął Scream. "Chwila... Vehicony nie mają imiona!... Nie mają co nie?" Zapytał sam siebie jednak nikt nie raczył mu odpowiedzieć.

-Boje się o niego... Wiesz, że kiedy Starscream został pojmany był taki... przybity.- westchnął 'Bob'

-Ja tam nie wiem co on widział w tej wredocie.- Star dałby sobie skrzydła uciąc, że K.O własnie przewrócił optyką. "Chwila... skrzydła!" Kolejny fakt który go zupełnie zdezorientował był taki, że w ogóle nie czuł bólu w skrzydłach... Ba! W ogóle ich nie czuł co było już nieco niepokojące.... "Pewnie malinka dała mi coś przeciwbólowego... Po co on miałby dawać mi coś przeciwbólowego?! Dobra mam dość!!!!" Otworzył gwałtownie optyki i syknął kiedy oślepiło go światło lampki. 

-Hej! Spokojnie koleżko!- Knockout odsunął lampę od jego optyk. -Wszystko w porządku. Jesteś bezpieczny...

"Koleżko?! Bezpieczny?! Na otchłań Kaonu czy ja zwariowałem czy to jemu na procesor padło?!" Star jęknął i spróbował usiąść powoli. Wtedy dostrzegł Vehicona stojącego przed stołem operacyjnym. Wyglądał... Jak normalny, pospolity Vehicon czyli jeden z miliona klonów.

-Dachowałeś ostatnio Knockout czy od zawsze masz dziurę w procesorze?- prychnął łapiąc się za głowę. -A ty to kto?!- warknął do Vehicona który cofnął się o krok po czym spojrzał wprost na K.O -Doktorze...

-Te! Bez takich odzywek dobra!- pyknął go w pierś K.O. -Przywróciłem cię do żywych a ty tak mi dziękujesz?!

-Będę się odzywał jak chcę Kno...- w tym momencie dotarł do niego pewien fakt. Miał jakiś dziwny kształt głowy. Zdjął z niej dłoń i podstawił ją sobie przed optyki. Jego dłoń była czarna i... miał tylko trzy palce! Wytrzeszczył optyki i odwrócił głowę w stronę K.O by zacząć się na niego wydzierać co on mu do cholery zrobił, kiedy jednak zamiast na doktorka spojrzał na lustro stojące za nim. Jego wrzask był prawdopodobnie słyszalny w całej galaktyce i jeszcze dalej....

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro