Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 19 - Wybór

-Za jakie grzechy Primusie...- jęknął 404, wchodząc wraz z Dave'm, Bob'em i Star'em do kwatery Insecticonów.

-Przypominam, że to twoja wina.- prychnął Dave, który ze względu na swój stan miał jedynie przynosić wiadro z wodą.

-No ile razy mam przepraszać?!- jęknął.

-Tak z milion?- odpowiedział za niego Star, biorąc do ręki mop.

-Bilion.- dodał Bob, sam natomiast biorąc gąbkę i namaczając ją w przyniesionej przez Dave wodzie.

-Ale jedzie!- zawołał z obrzydzeniem 404, również zabierając się do czyszczenia ścian i podłogi. -Czy te robale nie znają pojęcia „higiena osobista"?!

-Ty też go nie znasz.- skomentował złośliwie Dave.

-Hej! Nigdy nie narzekałaś!- oburzył się. -Poza tym wcale nie śmierdzę!

-A kiedy ostatni raz się kąpałeś?- uniósł brew, ściągając maskę choć od razu skrzywił się i z powrotem ją założył.

-Eeeeee... Parę...tygodniu temu?- zaśmiał się nerwowo.

-A po tej misji w lesie deszczowym, gdzie wyjebałeś się w błoto i musiałem cię wyciągać?- zapytał załamany.

-Ehehehe... Nie?- zachichotał. -Tylko się wodą oblałem.

W tym momencie Dave wylał na niego wodę z wiadra.

-EJ!!!!!- zawołał 404. -Zimna!!

Bob razem z Star'em wybuchnęli śmiechem.

-Załamujesz mnie.- podsumował Dave. -Idę po świeżą, wodę. I ostrzegam po tej akcji, idziemy są kąpać. WSZYSCY.- wyszedł z pokoju.

-Brawo 404.- zachichotał Star, myjąc mopem podłogę.

-No co?! Mnie kamyczki w zawiasach nie przeszkadzają!- fuknął.

-Ja od razu czuje się jakoś tak nieswojo, kiedy podczas każdego ruchu coś mi tam zgrzyta.- odparł Bob, gąbką myjąc ściany, na których znajdował się jakiś dziwny śluz.

-Nawet nie chce wiedzieć, co to jest.- 404 dotknął go, po czym szybko wytarł dłoń w szmatę, ściskaną w dłoni. Nagle zerknął w dół, gdzie znajdowały się jakiś generatory czy coś. Vehicon spojrzał po swoich sprzątających kolegach i postanowił sprawdzić, co tam się kryje. Kiedy zeskoczył na dół, od razu uderzyło go miłe ciepło bijące od generatocośków. Nagle zamarł.

-Chłopaki!- zawołał.

-Co?! Gdzie ty?!- usłyszał Star'a.

-Na dole!!- podszedł powoli do dziwu, którego ujrzał tuż przy źródle ciepła. Była to dziwna kulka, utworzone w całości ze śluzu, a wewnątrz niej widać było...

-Jaja...- wydukał 404, aż zdejmując maskę. Usłyszał za sobą, uderzenie o ziemie metalowych stóp i obok niego stanęli Bob i Star.

-Niech mnie Primus kopnie...- zaczął Star, patrząc na to zaszokowany.

-I nazwie Scrapletem.- dokończył Bob.

-Czy widzicie to samo co ja, czy mam omamy?- potrząsnął głowa 404.

-Widzimy... I optykom nie wierzymy.- odparł Bob.

-Insecticony składają jaja?!- odreagował Star.

-Jakoś muszą się rozmnażać.- usłyszeli za sobą i odwrócili się jednocześnie. Za nimi stał Dave z wiadrem wody w zdrowej dłoni. Jego drugie, złamane ramie było w szynie. Miał wkurzoną minę.

-Odsuńcie się od tych jaj idioci! Jak Insecticony się dowiedzą, że...

-Przecież nawet ich nie tknęliśmy!- przerwał mu Star i w tym momencie 404 zawołał.

-Ale obrzydlistwo!

Cała trojka spojrzała na niego i zobaczyli, że ten trzyma jedno z jaj w rękach.

-ODŁÓŻ JE!- krzyknęli razem niczym jeden mąż. Ten aż podskoczył i jajo... Wypadło mu z rąk.

-Kurwa!- Star rzucił się na ziemie i w ostatniej sekundzie złapał je, chroniąc przed roztrzaskaniem. Wszyscy odetchnęli z ulgą.

-Dobra robota...- pochwalił Star'a, Dave, po czym przywalił 404 w łeb.

-Coś ty sobie myślał?!

-Ała! No co?! Ciekawy jestem!- zawołał, łapiąc się za głowę.

-Ta twoja ciekawość wtrąci nas do Wszechiskry!- warknął.

-Dobra, dobra już je odkładam!- wziął jajo od Star'a i włożył je z powrotem do kuli szlamu. -A mogła być niezła jajecznica.- mruknął, za co znów, oberwał w łeb.

Cała czwórka wrócili do pracy. Star z Bob'em myli podłogi i ściany, a 404 poprawiał. Dave poza przynoszeniem wody, zajmował się popędzaniem. W pewnym momencie 404 odezwał się.

-Dobra, teraz słuchajcie!- wyprostował się i zaczął mówić. -Jako iż mam dobrą iskierkę i już większość sprzątnęliśmy to ja, jako winny tej kary dokończę sprzątanie, a wy idźcie odpocząć. Tak wiem, mam cudowną, dobrą iskierkę niczym Prime, jednak wiedzcie, że nie musicie mi dziękowa...- w tym momencie zauważył, że stoi sam w pokoju.

-Aha. DZIĘKI ZA WYSŁUCHANIE.- prychnął, biorąc do ręki pozostawiony mop. Westchnął ciężko i zaczął zmywać. W pewnym momencie znudzony do granic możliwości złapał go i zaczął udawać gwiazdę rock'a.

-Bambumbambam! Uuuuuuuuu! Yea!

Nagle jego „artystyczne wyczyny" przerwał cichy trzask.

-Um... Halo?- odłożył po cichu mop. Cisza... Nagle rozległ się kolejny trzask i jakiś cichy skowyt, który dochodził z dołu pomieszczenia. 404 skoczył tam, gdzie wcześniej znalazł jaja i aż krzyknął zaskoczony. Kula szlamu jakby „wyrzucała" z siebie jaja a te pękały i wychodziły z nim... małe Insecticony, niebyt urodziwe maleństwa należy dodać. Małe piszczały i przewalały się na swoich nóżkach.

-Słodkie... Ale obrzydliwe.- wzdrygnął się 404. Nagle jedna zauważył, że jedno jako zostało wyrzucone z kulki, ale nic się z niego nie wykluło. Na dodatek było to prawdopodobnie jajko, które 404, przedwcześnie wyjął ze szlamu.

-Ojej... Popsułem jajko!- złapał się za głowę.

Maleństwa już zaczęły się rozchodzić, choć cały czas trzymały się blisko źródła ciepła. 404 podszedł do jajka i wziął je w dłoń.

-Zabiłem maluszka...- zrobił smutną minkę i aż zdjął maskę. Pomimo tego, że jajko było całe w śluzie, przytulił je do siebie. -Przepraszam...- chlipnął cicho, a jego optyki zaszkliły się.

Nagle usłyszał hałasy na korytarzu. -O nie, robale wracają!- pisnął, zakładając maskę. Już miał łapać sprzęty sprzątające i zwiewać stąd, kiedy zerknął na jajko w dłoniach. Znów zrobiło mu się smutno.

-Wezmę cię ze sobą!- zdecydował i włożył jajko do resztek wody w wiadrze, po czym szybko zwinął się stamtąd. Odstawił mopa i resztę do kanciapki, jednak jajko zostawił jeszcze w wodzie.

-Wiesz co maluszku? Teraz ja pójdę się umyć i mam nadzieję, że chłopaki pójdą już wtedy spać, to wrócę po ciebie!- pogłaskał go.

-Przydałoby się ciebie jakoś nazwać...- zamyślił się. -A dobra! Potem się wymyśli!- machnął ręką.

-Papatki maluszku!- pogłaskał go i wybiegł z kanciapy. Ruszył w kierunku łaźni dla Vehiconów. Nie było to duże pomieszczenie, ale wystarczające, by pomieścić ok. 50 klonów. Przez chwilę myślał, że jest sam, jednak do jego audio receptorów dobiegł dźwięk wody.

-Hmmmm, kto by brał prysznic w najbardziej oddalonym i ukrytym miejscu?- zapytał retorycznie i uśmiechnął się tajemniczo. Ruszył w stronę wody po cichu. Wyjrzał za niewielkiej ścianki odgradzającej prysznice od siebie i ujrzał Dave. Patrzył niczym zaczarowany, jak woda spływała po jego metalowym ciele. Nie miał na twarzy maski i po raz pierwszy od dawna wydawała się ona spokojna. 404 podszedł do niego od tyłu i przytulił nagle. Dave drgnął zaskoczony.

-Witaj.- zachichotał 404.

-Wystraszyłeś mnie.- fuknął niezadowolony.

-Wybacz...- szepnął. Stali tak chwilę w ciszy.

-Miałeś się umyć.- zauważył Dave.

-No to choć mi pomożesz. Nikt tego nie zrobi lepiej niż ty a na pewno nie ja...- 404 puścił go i oparł się o ścianę. Szczerze przez chwilę był pewien, że Dave po prostu sobie pójdzie nagle, jednak poczuł na swoich plecach gąbkę nasiąkniętą płynem.

-Chyba w każdym zawiasie masz kamyczki.- mruknął 0AV3.

-Ups?- zachichotał 404. Również zdjął maskę i zamknął optyki, odpływając. Dave mył go czule i dokładnie. Nagle 404 odwrócił się i łapiąc go za nadgarstki, pocałował. Ten zaskoczony oddał pocałunek, również zamykając optyki. Trwali tak, smakując tę niesamowitą chwilę. 404 puścił jego nadgarstki i złapał go za biodra, przyciągając do siebie, a Dave zarzucił mu ręce na szyje.

-4...04...- wydukał Dave, kiedy zakończyli pocałunek, zerkając mu nieśmiało w optyki. Ten czule pogłaskał go po policzku.

-Tak?- szepnął.

-J...ja...- pokręcił głową i chciał się od niego odsunąć, jednak ten przytulił go mocno do siebie.

-Nie dam ci odejść...- powiedział. -Powiedz mi, co ci ciąży na iskrze. Szczerze...

-Ja... Sam nie wiem!- wtulił się w niego.

404 roześmiał się. -W takim razie ja to powiem.- złapał go za podbródek i nakierował tak, aby patrzył w jego optyki.

-Kocham cię...- powiedział szczerze. -Kocham cię i nie mam co do tego, żadnych wątpliwości.- złapał jego dłoń i położył na swojej iskrze. Ten patrzył na niego zaszokowany.

-Nigdy jeszcze... Nie brzmiałeś tak poważnie.- przyznał, zerkając na jego pierś. Spojrzał w jego optyki, po czym popchnął go na ścianę i pocałował namiętnie.

-WOW!- zawołał zaskoczony 404 i roześmiał się, oddając całusa. -Mam to rozumieć jako „też cię kocham"?

-Możesz...- mruknął Dave, tuląc się do niego.

-Dobrze, więc...- pogłaskał go po główce, szczerząc się jak nigdy.

-Choć, do pokoju.- mruknął. -Pora spać.

-Już idę... Muszę jeszcze coś załatwić, ale zaraz do ciebie przyjdę.- zachichotał. -Śpimy razem?- zaproponował, chichocząc.

-Możemy...- odparł niby obojętnie Dave.

-SERIO!?- krzyknął zaskoczony 404.

-Serio...- pokręcił głową, wychodząc spod prysznica i wycierając się ręcznikiem.

-Iiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii!- pisnął radośnie 404.

-Tylko mi się tu za bardzo nie podjaraj.- ostrzegł.

-Bo co skarbie?- zamruczał.

-Bo cię wywalę z łóżka.- powiedział złośliwie i wyszedł z łaźni.

-Hej!...- zawołał za nim po czym, jednak uśmiechnął się szeroko.

-Jestem w raju...- stwierdził, chichocząc. -Dave mnie kocha!!!!!! JUHU!- zawołał radośnie, po czym szybko wtarł się ręcznikiem i pobiegł po jajko. Już po chwili szedł z nim do pokoju. Wszedł do niego cichutko i na jego szczęście cała reszta była już pogrążona we śnie. 404 schował jajko pod łóżkiem i następnie wlazł na górę do Dave i przytulił się do niego.

*****************************************************************

Dreadwing stanął przed drzwiami prowadzącymi do kajuty Lorda Megatrona. Już miał zapukać, jednak jego dłoń zatrzymała się w połowie drogi.

-Jakiś problem?- usłyszał za sobą. Odwrócił się szybko i stanął twarzą w twarz z Megatronem.

-Żaden panie.- odchrząknął. -Chciałem tylko przekazać raport.- podał mu datpad'a. -I... o coś zapytać...

-Mianowicie?- uniósł brew.

-Podczas zajścia w kopalni zauważyłem, że Vehicony...- zaczął, po czym dokonczył szybko. -Nie są takie, za jakie ich uważamy. Nie są takie tępe i... bezemocjonalne.

-Dokładniej?

-Chodzi mi o to, że traktujemy ich jak roboty. Ale oni... są tacy jak my.- wypalił, patrząc się w ziemię.

-To jak według ciebie mielibyśmy ich traktować?- zapytał, ukrywając złośliwą nutkę.

-Um...- Dreadwing spojrzał na niego zaskoczony.

-Nie zmienia to faktu, że są żołnierzami, służą pod moją komendą, wykonują rozkazy. Zastanów się jeszcze raz nad tym, co mówisz, drogi Dreadwingu.- odparł Meg i zniknął za drzwiami swojego pokoju.

-Ja...- westchnął ciężko. -My mieliśmy wolny wybór... Oni nie...- szepnął i skierował się do swojego pokoju.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro