Rozdział 19 - Wybór
-Za jakie grzechy Primusie...- jęknął 404, wchodząc wraz z Dave'm, Bob'em i Star'em do kwatery Insecticonów.
-Przypominam, że to twoja wina.- prychnął Dave, który ze względu na swój stan miał jedynie przynosić wiadro z wodą.
-No ile razy mam przepraszać?!- jęknął.
-Tak z milion?- odpowiedział za niego Star, biorąc do ręki mop.
-Bilion.- dodał Bob, sam natomiast biorąc gąbkę i namaczając ją w przyniesionej przez Dave wodzie.
-Ale jedzie!- zawołał z obrzydzeniem 404, również zabierając się do czyszczenia ścian i podłogi. -Czy te robale nie znają pojęcia „higiena osobista"?!
-Ty też go nie znasz.- skomentował złośliwie Dave.
-Hej! Nigdy nie narzekałaś!- oburzył się. -Poza tym wcale nie śmierdzę!
-A kiedy ostatni raz się kąpałeś?- uniósł brew, ściągając maskę choć od razu skrzywił się i z powrotem ją założył.
-Eeeeee... Parę...tygodniu temu?- zaśmiał się nerwowo.
-A po tej misji w lesie deszczowym, gdzie wyjebałeś się w błoto i musiałem cię wyciągać?- zapytał załamany.
-Ehehehe... Nie?- zachichotał. -Tylko się wodą oblałem.
W tym momencie Dave wylał na niego wodę z wiadra.
-EJ!!!!!- zawołał 404. -Zimna!!
Bob razem z Star'em wybuchnęli śmiechem.
-Załamujesz mnie.- podsumował Dave. -Idę po świeżą, wodę. I ostrzegam po tej akcji, idziemy są kąpać. WSZYSCY.- wyszedł z pokoju.
-Brawo 404.- zachichotał Star, myjąc mopem podłogę.
-No co?! Mnie kamyczki w zawiasach nie przeszkadzają!- fuknął.
-Ja od razu czuje się jakoś tak nieswojo, kiedy podczas każdego ruchu coś mi tam zgrzyta.- odparł Bob, gąbką myjąc ściany, na których znajdował się jakiś dziwny śluz.
-Nawet nie chce wiedzieć, co to jest.- 404 dotknął go, po czym szybko wytarł dłoń w szmatę, ściskaną w dłoni. Nagle zerknął w dół, gdzie znajdowały się jakiś generatory czy coś. Vehicon spojrzał po swoich sprzątających kolegach i postanowił sprawdzić, co tam się kryje. Kiedy zeskoczył na dół, od razu uderzyło go miłe ciepło bijące od generatocośków. Nagle zamarł.
-Chłopaki!- zawołał.
-Co?! Gdzie ty?!- usłyszał Star'a.
-Na dole!!- podszedł powoli do dziwu, którego ujrzał tuż przy źródle ciepła. Była to dziwna kulka, utworzone w całości ze śluzu, a wewnątrz niej widać było...
-Jaja...- wydukał 404, aż zdejmując maskę. Usłyszał za sobą, uderzenie o ziemie metalowych stóp i obok niego stanęli Bob i Star.
-Niech mnie Primus kopnie...- zaczął Star, patrząc na to zaszokowany.
-I nazwie Scrapletem.- dokończył Bob.
-Czy widzicie to samo co ja, czy mam omamy?- potrząsnął głowa 404.
-Widzimy... I optykom nie wierzymy.- odparł Bob.
-Insecticony składają jaja?!- odreagował Star.
-Jakoś muszą się rozmnażać.- usłyszeli za sobą i odwrócili się jednocześnie. Za nimi stał Dave z wiadrem wody w zdrowej dłoni. Jego drugie, złamane ramie było w szynie. Miał wkurzoną minę.
-Odsuńcie się od tych jaj idioci! Jak Insecticony się dowiedzą, że...
-Przecież nawet ich nie tknęliśmy!- przerwał mu Star i w tym momencie 404 zawołał.
-Ale obrzydlistwo!
Cała trojka spojrzała na niego i zobaczyli, że ten trzyma jedno z jaj w rękach.
-ODŁÓŻ JE!- krzyknęli razem niczym jeden mąż. Ten aż podskoczył i jajo... Wypadło mu z rąk.
-Kurwa!- Star rzucił się na ziemie i w ostatniej sekundzie złapał je, chroniąc przed roztrzaskaniem. Wszyscy odetchnęli z ulgą.
-Dobra robota...- pochwalił Star'a, Dave, po czym przywalił 404 w łeb.
-Coś ty sobie myślał?!
-Ała! No co?! Ciekawy jestem!- zawołał, łapiąc się za głowę.
-Ta twoja ciekawość wtrąci nas do Wszechiskry!- warknął.
-Dobra, dobra już je odkładam!- wziął jajo od Star'a i włożył je z powrotem do kuli szlamu. -A mogła być niezła jajecznica.- mruknął, za co znów, oberwał w łeb.
Cała czwórka wrócili do pracy. Star z Bob'em myli podłogi i ściany, a 404 poprawiał. Dave poza przynoszeniem wody, zajmował się popędzaniem. W pewnym momencie 404 odezwał się.
-Dobra, teraz słuchajcie!- wyprostował się i zaczął mówić. -Jako iż mam dobrą iskierkę i już większość sprzątnęliśmy to ja, jako winny tej kary dokończę sprzątanie, a wy idźcie odpocząć. Tak wiem, mam cudowną, dobrą iskierkę niczym Prime, jednak wiedzcie, że nie musicie mi dziękowa...- w tym momencie zauważył, że stoi sam w pokoju.
-Aha. DZIĘKI ZA WYSŁUCHANIE.- prychnął, biorąc do ręki pozostawiony mop. Westchnął ciężko i zaczął zmywać. W pewnym momencie znudzony do granic możliwości złapał go i zaczął udawać gwiazdę rock'a.
-Bambumbambam! Uuuuuuuuu! Yea!
Nagle jego „artystyczne wyczyny" przerwał cichy trzask.
-Um... Halo?- odłożył po cichu mop. Cisza... Nagle rozległ się kolejny trzask i jakiś cichy skowyt, który dochodził z dołu pomieszczenia. 404 skoczył tam, gdzie wcześniej znalazł jaja i aż krzyknął zaskoczony. Kula szlamu jakby „wyrzucała" z siebie jaja a te pękały i wychodziły z nim... małe Insecticony, niebyt urodziwe maleństwa należy dodać. Małe piszczały i przewalały się na swoich nóżkach.
-Słodkie... Ale obrzydliwe.- wzdrygnął się 404. Nagle jedna zauważył, że jedno jako zostało wyrzucone z kulki, ale nic się z niego nie wykluło. Na dodatek było to prawdopodobnie jajko, które 404, przedwcześnie wyjął ze szlamu.
-Ojej... Popsułem jajko!- złapał się za głowę.
Maleństwa już zaczęły się rozchodzić, choć cały czas trzymały się blisko źródła ciepła. 404 podszedł do jajka i wziął je w dłoń.
-Zabiłem maluszka...- zrobił smutną minkę i aż zdjął maskę. Pomimo tego, że jajko było całe w śluzie, przytulił je do siebie. -Przepraszam...- chlipnął cicho, a jego optyki zaszkliły się.
Nagle usłyszał hałasy na korytarzu. -O nie, robale wracają!- pisnął, zakładając maskę. Już miał łapać sprzęty sprzątające i zwiewać stąd, kiedy zerknął na jajko w dłoniach. Znów zrobiło mu się smutno.
-Wezmę cię ze sobą!- zdecydował i włożył jajko do resztek wody w wiadrze, po czym szybko zwinął się stamtąd. Odstawił mopa i resztę do kanciapki, jednak jajko zostawił jeszcze w wodzie.
-Wiesz co maluszku? Teraz ja pójdę się umyć i mam nadzieję, że chłopaki pójdą już wtedy spać, to wrócę po ciebie!- pogłaskał go.
-Przydałoby się ciebie jakoś nazwać...- zamyślił się. -A dobra! Potem się wymyśli!- machnął ręką.
-Papatki maluszku!- pogłaskał go i wybiegł z kanciapy. Ruszył w kierunku łaźni dla Vehiconów. Nie było to duże pomieszczenie, ale wystarczające, by pomieścić ok. 50 klonów. Przez chwilę myślał, że jest sam, jednak do jego audio receptorów dobiegł dźwięk wody.
-Hmmmm, kto by brał prysznic w najbardziej oddalonym i ukrytym miejscu?- zapytał retorycznie i uśmiechnął się tajemniczo. Ruszył w stronę wody po cichu. Wyjrzał za niewielkiej ścianki odgradzającej prysznice od siebie i ujrzał Dave. Patrzył niczym zaczarowany, jak woda spływała po jego metalowym ciele. Nie miał na twarzy maski i po raz pierwszy od dawna wydawała się ona spokojna. 404 podszedł do niego od tyłu i przytulił nagle. Dave drgnął zaskoczony.
-Witaj.- zachichotał 404.
-Wystraszyłeś mnie.- fuknął niezadowolony.
-Wybacz...- szepnął. Stali tak chwilę w ciszy.
-Miałeś się umyć.- zauważył Dave.
-No to choć mi pomożesz. Nikt tego nie zrobi lepiej niż ty a na pewno nie ja...- 404 puścił go i oparł się o ścianę. Szczerze przez chwilę był pewien, że Dave po prostu sobie pójdzie nagle, jednak poczuł na swoich plecach gąbkę nasiąkniętą płynem.
-Chyba w każdym zawiasie masz kamyczki.- mruknął 0AV3.
-Ups?- zachichotał 404. Również zdjął maskę i zamknął optyki, odpływając. Dave mył go czule i dokładnie. Nagle 404 odwrócił się i łapiąc go za nadgarstki, pocałował. Ten zaskoczony oddał pocałunek, również zamykając optyki. Trwali tak, smakując tę niesamowitą chwilę. 404 puścił jego nadgarstki i złapał go za biodra, przyciągając do siebie, a Dave zarzucił mu ręce na szyje.
-4...04...- wydukał Dave, kiedy zakończyli pocałunek, zerkając mu nieśmiało w optyki. Ten czule pogłaskał go po policzku.
-Tak?- szepnął.
-J...ja...- pokręcił głową i chciał się od niego odsunąć, jednak ten przytulił go mocno do siebie.
-Nie dam ci odejść...- powiedział. -Powiedz mi, co ci ciąży na iskrze. Szczerze...
-Ja... Sam nie wiem!- wtulił się w niego.
404 roześmiał się. -W takim razie ja to powiem.- złapał go za podbródek i nakierował tak, aby patrzył w jego optyki.
-Kocham cię...- powiedział szczerze. -Kocham cię i nie mam co do tego, żadnych wątpliwości.- złapał jego dłoń i położył na swojej iskrze. Ten patrzył na niego zaszokowany.
-Nigdy jeszcze... Nie brzmiałeś tak poważnie.- przyznał, zerkając na jego pierś. Spojrzał w jego optyki, po czym popchnął go na ścianę i pocałował namiętnie.
-WOW!- zawołał zaskoczony 404 i roześmiał się, oddając całusa. -Mam to rozumieć jako „też cię kocham"?
-Możesz...- mruknął Dave, tuląc się do niego.
-Dobrze, więc...- pogłaskał go po główce, szczerząc się jak nigdy.
-Choć, do pokoju.- mruknął. -Pora spać.
-Już idę... Muszę jeszcze coś załatwić, ale zaraz do ciebie przyjdę.- zachichotał. -Śpimy razem?- zaproponował, chichocząc.
-Możemy...- odparł niby obojętnie Dave.
-SERIO!?- krzyknął zaskoczony 404.
-Serio...- pokręcił głową, wychodząc spod prysznica i wycierając się ręcznikiem.
-Iiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii!- pisnął radośnie 404.
-Tylko mi się tu za bardzo nie podjaraj.- ostrzegł.
-Bo co skarbie?- zamruczał.
-Bo cię wywalę z łóżka.- powiedział złośliwie i wyszedł z łaźni.
-Hej!...- zawołał za nim po czym, jednak uśmiechnął się szeroko.
-Jestem w raju...- stwierdził, chichocząc. -Dave mnie kocha!!!!!! JUHU!- zawołał radośnie, po czym szybko wtarł się ręcznikiem i pobiegł po jajko. Już po chwili szedł z nim do pokoju. Wszedł do niego cichutko i na jego szczęście cała reszta była już pogrążona we śnie. 404 schował jajko pod łóżkiem i następnie wlazł na górę do Dave i przytulił się do niego.
*****************************************************************
Dreadwing stanął przed drzwiami prowadzącymi do kajuty Lorda Megatrona. Już miał zapukać, jednak jego dłoń zatrzymała się w połowie drogi.
-Jakiś problem?- usłyszał za sobą. Odwrócił się szybko i stanął twarzą w twarz z Megatronem.
-Żaden panie.- odchrząknął. -Chciałem tylko przekazać raport.- podał mu datpad'a. -I... o coś zapytać...
-Mianowicie?- uniósł brew.
-Podczas zajścia w kopalni zauważyłem, że Vehicony...- zaczął, po czym dokonczył szybko. -Nie są takie, za jakie ich uważamy. Nie są takie tępe i... bezemocjonalne.
-Dokładniej?
-Chodzi mi o to, że traktujemy ich jak roboty. Ale oni... są tacy jak my.- wypalił, patrząc się w ziemię.
-To jak według ciebie mielibyśmy ich traktować?- zapytał, ukrywając złośliwą nutkę.
-Um...- Dreadwing spojrzał na niego zaskoczony.
-Nie zmienia to faktu, że są żołnierzami, służą pod moją komendą, wykonują rozkazy. Zastanów się jeszcze raz nad tym, co mówisz, drogi Dreadwingu.- odparł Meg i zniknął za drzwiami swojego pokoju.
-Ja...- westchnął ciężko. -My mieliśmy wolny wybór... Oni nie...- szepnął i skierował się do swojego pokoju.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro