Rozdział 18 - Sny przeszłości (delikatne +18)
Starscream szybko spuścił i podniósł parę razy skrzydła, a na jego twarz wkradł się olbrzymi uśmiech. Roześmiał się, po czym pogłaskał je nieco, powodując, że przez jego ciało przeszedł niezwykle przyjemny dreszcz.
-Moje cuda...- szepnął. Kiedy w końcu uspokoił nieco emocje, znów rozejrzał się dookoła. Nie ulegało wątpliwości, że znajdował się w swoim pokoju na Harbinger. Wstał powoli i wyszedł z pokoju. Wszystko wydawało mu się takie... Normalne. Ruszył w stronę centrum dowodzenia. Jego myśli błądziły wokół ostatnich wydarzeń.
„Czy to wszystko, było tylko snem?" To pytanie nie dawało mu spokoju. Musiał przyznać sam przed sobą, że bardzo polubił Bob'a, Dave, i 404. Na dodatek fakt, że tak bardzo przypominali jego przyjaciela i braci, tylko go dobijał. Choć... „Jeśli to był sen, to by wyjaśniało, dlaczego byli aż tak podobni. Mój procesor po prostu stworzył ich na wzór Skyfire'ra, Warpa i T.C" Westchnął ciężko.
-Miło było nie być samotnym...
Dotarł w końcu do swojego celu. Kiedy drzwi się przed nim rozsunęły, ujrzał porzucona przez siebie ultrazbroje, która leżała na podłodze.
-A więc to był tylko sen.- mruknął, a jego iskrę ścisnął żal. Owszem wkurzało go to, że był w ciele tego całego Steve, ale jednak... Tęsknił za nimi.
-Przestań idioto!- skarcił sam siebie. -Skup się na teraźniejszości nie na snach!- złapał się za głowę. Nagle z jego optyki popłynęła zdradziecka łza...
-Kurwa...- wyklął, ocierają ją szybko. Nagle dostrzegł coś, kątem optyki w ekranie. Spojrzał na niego i zamarł. W odbiciu widział tuż nad sobą czerwone optyki oraz błysk miecza. Odwrócił się szybko i stanął optyka w optykę z Megatron'em.
-Oto twój nędzny koniec Starscream.- warknął lord i zamachnął się na niego ostrzem. Przerażony Seeker krzyknął, zasłaniając się dłońmi, jednak oczekiwany ból nie nadszedł... Powoli otworzył optyki i opuścił ręce.
-CO DO?!- krzyknął zaskoczony. Leżał w łóżku, w swojej starej sypialni w Akademi. Zamarł, czując, że ktoś go przytula od tyłu. Zerknął przez ramię i wydał z siebie zduszony okrzyk.
-S...s...Skyfire!- zamrugał, patrząc z niedowierzaniem na większego Seeker'a.
-Hm?- mruknął ten leniwie, otwierając optyki. -Co jest Staruś?- zapytał troskliwie, widząc jego zszokowaną minę.
-T...ty...jak...przecież...- zaczął dukać Starscream.
-Miałeś koszmar?- zapytał, Skyfire siadając i tuląc go do siebie. -Spokojnie... Jestem tutaj...
Scream najpierw był niczym głaz, po chwili jednak pękł i wtulił się w niego, łkając.
„To na pewno jest sen... Ty nie żyjesz już od tak dawna..."
-Screamy...- Sky złapał go za podbródek i zmusił, aby ten spojrzał mu prosto w optyki. -Już dobrze...- złożył na jego ustach delikatny i niezwykle czuły pocałunek. Star oddał się mu całkowicie, wręcz rozpływając się w jego ramionach.
„To wspomnienie? Czy sen? Tak cholernie realistyczny..." Zastanawiał się, dopóki, jego zmysłów nie zaćmiło niezwykle przyjemne uczucie w skrzydłach.
-Jesteś strasznie spięty...- to Skyfire głaskał jego skrzydła, uśmiechając się tajemniczo. Starscream jęknął, zarzucając mu ręce na szyje. Czuł jak jego ciało, rozgrzewa się niezwykle szybko, a w kroczu poczuł mrowienie. Skrzydła Seekerów były niezwykle wrażliwe na wszystkie bodźce oraz stanowiły ich „rzepkę" seksualna. Krótko mówić samą ich stymulacja można było doprowadzić do przeciążenia*, jeśli ktoś się na tym znał. A Skyfire znał się aż za dobrze. Star przytulał go mocno i jęczał z rozkoszy. Cały drżał, a jego procesor odbierał jedynie niezwykła przyjemność. Czuł również jak jego zawór* płonie i domaga się wypełnienia, a kolec* bardzo chce się wydostać na wolność. Nagle poczuł dłoń na swoim rozgrzanym kroczu.
-Trzymaj swój panel zamknięty.- poinstruował go Skyfire ze złośliwym uśmieszkiem, szczypiący delikatnie końcówki jego skrzydeł.
-Skyyyy...- jęknął, drapiąc jego plecy. Czuł się, jakby miał zaraz wybuchnąć. Nagle większy Seeker dobrał się do jego lotek. Star krzyknął, wyginając plecy. Przed optykami zamigotały mu gwiazdy, a on czuł się jak w raju... Przeciążenie opanowało go całkowicie, zanurzając go w krainie czystej rozkoszy.
-Moja gwiazdko...- szepnął Fire, całując go namiętnie. Scream wciąż otumaniony oddał pocałunek. Po chwili otrząsnął się i mruknął.
-Lubisz mnie tak dręczyć co?- spojrzał mu w optyki.
-Kocham...- zachichotał ten.
-Przez ciebie jestem brudny debilu...- zerknął na swoje krocze, z którego wypływał smar, cieknący po jego udach.
-Też cię kocham gwiazdeczko.- roześmiał się Skyfire.
-Czy to wszystko jest snem?- przytulił się do niego.
-Być może... Jednak to nic nie zmienia. Kocham cię Starscream.- pogłaskał go po głowie.
-Też cię kocham Skyfire...- szepnął Star i po raz pierwszy od dawna poczuł się, szczęśliwy w pełni. Niestety szczęście ma to do siebie, że przychodzi i odchodzi i tak było w tym przypadku. Wszystko dookoła nagle zniknęło, a głowę Scream'a przeszył okropny pisk.
-Steve!- usłyszał głos Bob'a nad sobą.
„A jednak... To nie był sen..." Pomyślał z o dziwo lekkim radością Star, otwierając powoli optyki. Nad nim nachylał się Bob, Dave, 404.
-Halo! Ziemia do Steva!- pomachał mu łapką przed optykami 404.
-Żyję... żyję...- Star usiadł powoli. -Mój łeb...- syknął, łapiąc się za niego.
-Nieźle oberwałeś.- powiedział z troską Bob. Scream zerkając na niego, zobaczył śmiejącego się Skyfire'ra i posłał mu ciepły uśmiech.
-Nic mi nie jest bracie...- dopiero po chwili zorientował się, jak to zabrzmiało i szybko odwrócił wzrok.
„Głupi, głupi, głupi!"
-Tak w ogóle, czemu 404 jeszcze stoi?- zachichotał.
-Eheheheh... Dave się przejął tobą i zostawił sprawę mojego mordu na później.- zaśmiał się nerwowo.
-Skoro się już ocknął, to wracamy do pracy.- nakazał Dreadwing, który przyglądał się im z zaintrygowaniem i zamyśleniem.
-Tak, tak...- 404 z Bob'em podeszli do niego, a Star zaczął powoli wstawać, kiedy nagle... Rozległ się wielki huk, a po jaskini, w której się wszyscy znajdywali, rozniósł się pył oraz szczątki skruszonego głazu. Wszyscy odskoczyli do tyłu, a do środka wpadło światło. Przez szczelinę weszło parę Vehiconów i widząc naszą piątkę, jeden z nich zawołał.
-Są tutaj!
-Wyprowadzić ich! - dało się słyszeć donośny głos Megatrona.
Dreadwingowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać, bo bardzo szybko znalazł się na zewnątrz.
„Klaustrofobia tez go nie oszczędza..." Zachichotał pod nosem Star i razem z pozostałymi Vehiconami wyszli na światło dzienne. Śnieg przestał sypać, przez co lodowata temperatura, już nie dawała tak bardzo popalić. Dreadwing podszedł do Megatrona i widoczniej weszli między sobą w jakąś dyskusję.
-Cóż... Przynajmniej dzięki tej sytuacji zbliżyliśmy się do siebie!- objął całą trójkę 404.
-Wciąż chcę cię zabić.- ostrzegł Dave, który syknął z bólu.
-Pamiętajcie, że czeka nas jeszcze sprzątanie kajuty Insecticonów.- przypomniał Bob i razem jęknęli, kierując się do dopiero co otwartego mostu ziemnego.
-Zapowiada się ŚWIETNA zabawa.- mruknął dramatycznie 404.
-Ale przynajmniej będziemy w tym razem.- Bob objął ramieniem Star'a a ten zerkając na niego, Dave i 404 uśmiechnął się w głębi iskry.
„Znów mogę być szczęśliwy..." Zerknął w niebo, gdzie widać było chmury przez które przedzierały się promienie słońca.
To jest moja pierwsza próba napisania sceny +18 więc wybaczcie ;) Przy okazji uznajcie ten rozdział jako jeden z prezentów pod choinkę :) Życzę wszystkich radosnych i ciepłych Świąt Bożego Narodzenia! Pamiętajcie, że każdy z was nosi w sobie iskrę zdolną rozpędzić nawet największy mrok :)
*orgazmu
*damska część płciowa
*męska część płciowa (więcej zostanie wyjaśnione w dodatku do tego rozdziału ;) specjalnie dla niedoinformowanych)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro