Rozdział 17 - Pod skałami
-DAVE!- 404 podbiegł do przyjaciela, który aktualnie stransformował się z jękiem bólu. Szybko kucnął przy nim.
-Nic ci nie jest?! Co cię boli?! Proszę, odpowiedz!- patrzył na niego z troską wymieszana ze strachem.
-Ramię... Coś mi w nim pękło, kiedy przywaliłem w ten głaz...- syknął Dave, dotykając dłonią swojego prawego ramienia.
-Primusie, możesz wstać? Chodź, pomogę ci...- 404 złapał go za zdrową rękę i pomógł mu, udźwignąć się na nogi. Starscream tymczasem zachwiał się na nogach i gdyby nie Bob, lęgnąłby ma ziemię.
„Przeklęte automobile..." Warknął w myślach, łapiąc się za bolący od uderzenia w ścianę łeb.
-Dasz radę stać?- zapytał Bob, przyglądając mu się uważnie.
-Raczej tak...- Star spróbował się wyprostować, po czym rozejrzał się dookoła. Wokół nich walało się mnóstwo głazów, a cała jaskinia pogrążona była w ciemności, nie licząc blasku dochodzącego od pozostałych kryształów energonu.
-Chodźcie, lepiej usiądźmy.- zaproponował, podchodząc powoli do jednego z kryształów, przy którym usiadł. Po chwili dołączyły do niego pozostałe Vehicony.
-Więc... Utknęliśmy tutaj.- podsumował 404. -Sami. Tylko nasza czwóreczka.
-Nie dobijaj.- warknął Dave, ciagle trzymając się za prawe ramię, które zwisało mu bezwładnie.
-To nasz koniec...- spuścił głowę Bob. -Po większą grupkę MOŻE by wrócili, ale po czwórkę? Nie ma szans...
Dave zerknął na 404 i razem spuścili głowy w milczeniu.
-On ma rację...- szepnął 0AV3.
Siedzieli tak w ciszy, a Starscream uparcie starał się znaleźć jakieś rozwiązanie.
„Nie mogę tu zginąć! ... My nie możemy tu zginać." Spojrzał po trójce, po której widać było, że stracili cała nadzieje. Nagle olśniło go!
-Jest nadzieja!- zawołał, zrywając się nagle, co za skutkowało szybkim upadkiem na i tak obolały tyłek. W sumie, od kiedy rozpłaszczyły się na ścianie niczym mucha uderzona gazetą, całe ciało go bolało.
-JAKA?!- zawołał podekscytowany 404.
-Widziałem, jak Dreadwing obrywa! Nie doleciał do wyjścia! ... Chyba... - znów się zamyślił.
-Na ile procent obstawiasz, że nie wyleciał?- zapytał Dave.
-70%.- odparł Scream.
-Mi tyle wystarczy!- 404 szybko wstał. -To gdzie mniej więcej, pan komandor zaliczył twarde lądowanie?- rozejrzał się dookoła.
-Nie, żeby coś, ale nie powinien jakoś się już odezwać?- zapytał Bob, również wstając.
-Yyyyyy! Może zgasł?!- złapał się za głowę 404 i w tym momencie górka głazów obok niego jakby wybuchał, rozrzucając je dookoła, a biedny 404 z piskiem wskoczył w ramiona Bob'a.
-Chyba on ma inne zdanie, na ten temat.- Dave wstał powoli, razem ze Star'em. Po chwili spod głazów wyłoniła się znana wszystkim łapka.
-Eeee... Może by mu tak pomóc?- zaproponował Bob, a 404 ze Star'em spojrzeli po sobie i machnęli ręką.
-Nieeeee...
Bob przewrócił optyką, puszczając 404 i szybko podbiegł do ręki wystającej z głazów.
-Może by mi ktoś pomógł?!- zawołał z wyrzutem, zdejmując kamienie z komandora.
-Niedysponowany.- pokazała na swoje prawe ramię Dave.
-Przez tego dziada prawie zawału iskry dostałem!- prychnął 404, wstając z ziemi.
-Wiesz, że on cię może słyszy?- powiedział złośliwie Star.
404 zamarł i zaśmiał się nerwowo.
-Już pomagam.- podbiegł do Bob'a i wraz z nim zaczął odrzucać kamienie. Star natomiast przesunął się do Dave.
-Pokaż tę łapę.- poprosił.
-Po co? I tak się nie znasz na medycynie.- mruknął.
-Skąd wiesz?- Scream spojrzał mu prosto w optyki. -Jak zaboli, powiedz to przestane.- obiecał. -Z ręką na iskrze.- położył swoją dłoń na piersi.
-Dobra...- mruknął powoli i wciąż nieco niechętnie podając mu dłoń. Star zaczął się jej przyglądać i delikatnie dotykać od ramienia do palców.
„Lekarzem nie jestem, ale byłem naukowcem..." Pomyślał. „Podstawy się zna..."
-Masz złamaną kość ramienną.- powiedział. -Przydałoby się ją jakoś unieruchomić...- rozejrzał się dookoła.
-Wątpię, abyś cokolwiek tu znalazł.- mruknął Dave.
-Cokolwiek... Nawet jakiś kawałek materiału.- Star wstał i zerknął na pracujących Bob'a i 404. Nagle Dreadwing wyłonił się spod skał ze wkurzoną miną.
-Oj...- 404 szybko ukrył się za Dave'm, który wstał powoli.
Komandor, wstając na nogi, spojrzał po całej czwórce.
-Niech jeden wyjaśni, jak przeżyliście. - nakazał już na wstępie, otrzymując się ze skalnego pyłu.
-Um... Trafem komandorze.- odpowiedział Bob, prostując się.
-Raport sytuacji. - spojrzał na niego Dreadwing -Czy jest szansa, że w pobliżu zakopane zostały wiertła?
-Dość spora Komandorze, jednak wykopanie ich zajęłoby nam dość dużo czasu, oraz ich użycie na wyjściu mogłoby spowodować kolejne wstrząsy.- powiedział Dave, stając obok Bob'a.
Dradwing mruknął coś pod nosem, a następnie obejrzał się w stronę stosu kamieni zagradzających wyjście. -W takim razie spróbujemy wydostać się, usuwając z tunelu kamienie.
-A nie lepiej po prostu poczekać, aż po nas przyjdą?- zapytał cicho 404, Dave.
-Nie chce siedzieć z założonymi rekami. To zrozumiałe.- odpowiedział Vehicon.
-No to do roboty.- westchnął Bob, podchodząc do wyjścia zawalonego głazami. Po chwili dołączył do niego 404 i Steve. Dave również ruszył w ich kierunku, ale w tym momencie 404 spojrzał na niego karcąco.
-A ty gdzie?! Siedzisz!- podszedł do niego i pyknął go w maskę.
-Daj spokój.- Vehicon mógłby przysiąść, że jego przyjaciel właśnie przewrócił optyką.
-Panie! Ze mną się nie dyskutuje! Masz ranną łapkę...- powiedział smutno. -Musisz odpoczywać.
Dave przyjrzał mu się dokładnie. -Czemu mam dziwne wrażenie, że ty...
-Ciiii... Oszczędzaj się... Proszę?- 404 łapał go za rękę.
-Dobra.- westchnął ciężko Dave, siadając na pobliskim głazie.
-Jej! Wygrałem!- zawołał 404 i wrócił do pracy przy wyjściu.
Komandor również wziął się do pracy, choć najpierw przyjrzał się niecodziennej dla niego wymiany zdań między Vechiconami. Nie patrząc nawet na jej temat, dla Dreadwinga dziwnym zjawiskiem była ogólna wymiana zdań i zachowanie tej grupki.
Pracowali w ciszy, aż w pewnym momencie 404, zamiast odrzucić jeden z pomniejszych kamieni, przyjrzał mu się a na jego twarz ukrytą pod maską, wkradał się mroczny uśmiech. Zerknął na pracującego Star i powoli zakradł się za niego, by następnie ustawić głaz tuż nad jego głową.
-Co ty wyrabiasz?- zapytał Dave.
Star szybko odwrócił się, a 404 rzucił kamień za siebie.
-Nic!- niewinnie schował ręce za siebie.
Niefortunnie jednak trafił prosto w... głowę Dave. Vehicon od uderzenia zleciał z głazu, na którym siedział.
-Oż kurwa.- 404 zamarł.
-404...- warknął Dave, wstając. Jego głos brzmiał teraz niczym z jakiegoś horroru. -JUŻ NIE ŻYJESZ!
Ten pisnął i zaczął uciekać, a 0AV3 gonił go.
-ZABIJE CIĘ ZA TO!
-Jak na kogoś, kto ma bolesne złamanie, szybko biega.- zachichotał Star.
-To się źle skoczy.- podsumował Bob.
-PRZEPRASZAM!- krzyknął 404, uciekając.
Dreadwing tymczasem przerwał pracę, by swoją uwagę poświęcić tej sytuacji. Na razie stał, nie ingerując, a przyglądając się temu z zainteresowaniem i równoczesnym zdziwieniem.
Nagle stalaktyt nad głową Star'a urwał się.
-Steve!- krzyknął Bob, ale było już za późno. Scream poczuł ogromny ból i nastała ciemność...
**********************************************************************************************
Starscream obudził się z krzykiem. Do jego audio receptorów dobiegł dźwięk grzmotu oraz deszczu, który odbijał się echem. Rozejrzał się dookoła zaskoczony. Leżał w koi, w dziwnie znajomym pokoju... bez drzwi. Zamarł zaskoczony i wtedy poczuł, że coś jest zdecydowanie nie tak. Powoli spojrzał na swoje plecy i krzyknął zaskoczony, gdyż na nich ujrzał swoje ukochane skrzydła...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro