Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15 - Powoli płynie czas...

Starscream'a obudziły rano promienie słońca wpadające przez niewielkie okno. Otworzył powoli optykę i zamarł, widząc obejmująca go w pasie dłoń. Zerknął przez ramię i ujrzał twarz Bob'a, który uśmiechał się lekko, przytulając do niego. Scream skrzywił się nieco i już chciał zabrać jego dłoń, jednak po chwilowym zastanowieniu zrezygnował. „W sumie jest tak ciepło i miło..."

-Pssss!- usłyszał 404. -Steve!- krzyknął szeptem.

Star zerknął w jego stronę i zobaczył jak ten, szczerząc się niczym do zdjęcia klasowego, pokazuje na śpiącego obok niego Dave.

-No widzę! Ślepy nie jestem!- „odkrzyknął".

-Najpierw spanie razem, a potem...- zatarł rączki uśmiechając się niczym Trynkiewicz pod przedszkolem.

-Zboczeniec!- odparł.

-Możliwe! A ty?- pokazał na niego. -Nie myśl, że Bob tak łatwo odpuści!

-A co ma odpuścić?- podniósł się nieco na łokciu.

-No co ty!... Aaaa! To ty nie pamiętasz, że on próbował do ciebie nieco zarywać, ale ty widziałeś jedynie Seeker'a no i złamana iskierka.- udał, że ociera łzę.

Scream znów zerknął na Bob'a i teraz już zdjął z siebie jego rękę. „Co to, to nie ja się w związki nie pakuje". Pomyślał, siadając i przecierając zaspane optyki.

-No weź!- jęknął 404. -Kurde mogłem ci tego nie mówić!

-Mogłeś.- potwierdził Star, wstając. -Idziesz ze mną po energon?- zapytał.

-Żartujesz?! Będę musiał się nieźle natrudzić, by znowu znaleźć się w jego ramionach!- wskazał na śpiącego uroczo Dave. -Mowy nie ma!

-Ehhh... Dobra, ale ja ci go nie przyniosę!- ostrzegł, zakładając maskę i wychodząc z pokoju. Parę Vehiconów było już na nogach, choć korytarze i tak świeciły pustkami. Starscream szedł przed siebie, rozmyślając. „Oni tak bardzo mi ich przypominają... Dave jest niczym Thundercracker, obydwoje realiści i poważni, zdyscyplinowani... 404 jest zupełnie jak Skywarp. Tak samo pełny życia i nieprzejmujący się niczym. Natomiast Bob..." Przed optyką stanął my Skyfire. „Tak samo dobroduszny i życzliwy..." Na jego twarz wkradł się uśmiech i zamknął optyk. Przypomniały mu się stare dobre czasy, kiedy jako naukowiec żył w laboratorium ze Sky'iem u boku. Był szczęśliwy... z nim... Jego śmiech rozbrzmiał mu w głowie. „Zawsze się o mnie troszczyłeś..." W tym momencie Scream zaliczył bliskie spotkanie ze ścianą. Upadł na swój metalowy tyłek i jęknął.

-Cholera.- wstał, powoli się otrząsając. Rozejrzał się dookoła i z ulgą stwierdził, że nikt tego nie wiedział. Ruszył szybko do magazynu, gdzie udało mu się zgarnąć cztery szklanki energonu.

-Bycie dobrodusznym mi nie służy.- mruknął wkurzony, idąc bardzo powoli byle tylko nie upuścić szklanek. Stanął przed drzwiami i ogarnął, że ani nie ma jak ich otworzyć, ani zapukać. Oparł się więc o nie plecami i uderzył głową o nie.

-Ałaaaa... Czemu ja to zrobiłem?!- jęknął głośno, a drzwi się otworzyły. Przez to, że wciąż się o nie opierał, poleciał do tyłu i gdyby nie Dave wylądowałby z hukiem na ziemi wraz ze szklankami z energonem.

-Żarcie!- zawołał 404, zabierając jedną szklankę i uśmiechając się złośliwie. -Dziękuję Stevie!

-Wal się...- warknął Star.

-Dzięki.- Dave wziął od niego jedną szklankę.

-Mogłeś mnie obudzić, pomógłbym ci.- powiedział zaspany Bob, który siedział na łóżku. Star podszedł do niego i podając mu szklankę, powiedział.

-Nie było tak źle, jak widać dotarłem.- wzruszając ramionami, odchylił lekko maskę, wypijając swój energon jednym haustem.

-No to... Idziemy na mostek?- zaproponował 404, a Star zabił go wzrokiem. -No co? I tak nie masz wyboru!- zauważył.

-On ma rację.- mruknął Dave.

-WOW!!!! CZY WSZYSCY TO SŁYSZELI?!- zawołał radośnie.

-Nie, bo przez twój krzyk ogłuchli.- zasłoni sobie audioreceptory 0AV3.

-Dobra chodźcie już.- westchnął ciężko Scream poprawiając sobie maskę. Bob zerknął na niego i posłał mu ciepły uśmiech.

-Będzie dobrze.

„Chciałbym..." Pomyślał Star, ale już nic nie powiedział. Pozostałe Vehicony założyły swoje maski i całą czwóreczką ruszyli do centrum dowodzenia. Kiedy weszli na mostek, ich uwagę od razu przykuła interesująca scena. Mianowicie wydzieranie się Megatrona na Dreadwinga, który wyglądał niczym zbity pies.

-Żadne usprawiedliwienie nie będzie wystarczające w tej kwestii Dreadwing!! Gdyż nie dziwie się twojemu postępowaniu w takiej sytuacji... Jednak jednego nie mogę zrozumieć... DLACZEGO NIC MI O TYM NIE POWIEDZIAŁEŚ?! Do swojego komandora powinienem mieć zaufanie, jednak jak mam się o tym przekonać, skoro ukryłeś tak znaczący fakt?! W osobistym raporcie przed dowódcą!

-Ktoś tu ma kłopoty.- zachichotał Star.

-Patrzcie, jaka ma minę! Takie „Panie wybacz mi, proszę! Ja cię za to wypoleruje! Do stóp ci padnę!".- powiedział teatralnym głosem 404, też chichocząc.

-Przestańcie. Wiecie, jak mu zależy...- powiedział Bob.

-Ciekawe, o co poszło...- mruknął Dave.

-W ramach kary zajmiesz się dzisiaj koordynacją wykopalisk na Antarktydzie, a teraz zejdź mi z optyk, bo bezsensem jest moje dalsze wydzieranie się na ciebie. - warknął Megatron, a Dreadwing kiwając głową, skierował się do wyjścia.

-Serio?! Tylko tyle?!- jęknął Steve.

-Na Starscream'a to potrafił się drzeć przez cztery godziny...- zachichotał 404. -Dziwne, że mu głos nie padł!

-Dreadwing jest bardziej potulny to raz, a dwa Star nigdy nie okazywał skruchy.- wzruszył ramionami Dave.

Megatron natomiast spojrzał w tym momencie w stronę grupki Vechiconów. Jeśli miał jakąś nadzieje, że rozpozna tego, którego szuka to, rozwiała się ona właśnie w tym momencie.

-Soundwave... - zerknął na asa wywiadu. -Wskaż mi tego, którego szukam. -polecił, odzywając się półgłosem.

Soundwave kiwnął głową i również spojrzał na Vehicony. Dzięki masce przeskanował ich i na swoim ekranie ujrzał numer każdej poszczególnej jednostki. Pokazał swoim długim palcem na grupkę Vehiconów stojącą przy drzwiach. A dokładniej na tego, który stał w środku.

~On...- odtworzył.

-Ej chyba zapomniał...- szepnął 404 do Steve.

-Właśnie Soundwave na nas wskazał.- mruknął Dave.

-Czyli nie zapomniał.- jęknął 404.

Lord spojrzał na wskazanego. -Mam wielką nadzieję, że to pójdzie sprawniej...-mruknął pod nosem, ruszając w ich stronę.

-O nie! Idzie tu!- pisnął 404. -Spadamy!- złapał Dave za ramię.

-Ja go nie zostawię.- oznajmił Bob, kładąc dłoń na ramieniu Steve. Ten zerknął na niego i pod maską uśmiechnął się nieco.

-Ja też.-odparł twardo Dave.

-No ale... Maszyna zagłady się zbliża! Weźcie!- 404 popatrzył na nich niedowierzająco, po czym jęknął. -Nienawidzę was...

-A nie miałeś mu przypadkiem przywalić?- zapytał złośliwie Steve.

-Jak go tylko zobaczyłem, to odwidziało mi się.- 404 schował się za Dave'em.

Megatron po chwili stanął bezpośrednio przed nimi.

-Ty. -spojrzał na Stara -Idziesz ze mną. Reszta rozejść się... -spojrzał po każdym z nich w miarę groźnie.

-T...tak jest.- powiedział cicho Steve. Bob zerknął na niego z żalem i cała trójka cofnęła się. -Będzie dobrze...- szepnął jeszcze do niego.

-Idziemy...- powtórzył lord sam, ruszając na przód i wychodząc z mostku.

-Jakby co kładź się na ziemie i udawaj trupa!- zawołał za nim 404, przez co dostał w łeb od Dave a Star ruszył za Megatronem.

Szli korytarzem a Starscream coraz bardziej się niepokoił. Znał zbyt dobre tę trasę...

-Mogę zapytać, gdzie idziemy p...panie?- zapytał cicho.

-Ciekawski Vechicon... -zerknął na niego. -To moja zachcianka. Pozwól ze mną...

Scream zamarł na chwilę. „Skurwysyn..." Warknął w myślach, szybko wznawiając marsz.
Megatron zerknąć na niego kątem optyki, po czym wszedł do jakiegoś pomieszczenia.
Star wszedł za nim i drgnął. Cały pokój tonął w mroku i jedynie na środek padała niewielka wiązka światła. „Areszt..." Star zerknął na Megatrona.

-Informuje na wstępie...- Megatron zablokował drzwi i stanął przed nimi. -Nie wyjdziesz stąd, dopóki nie uznam, że masz sensowne wytłumaczenie dla każdego z twoich wyskoków.- warknął na niego, a Star cofnął się o parę kroków, nieświadomie stając idealnie w świetlistym kręgu.

-Zacznijmy od raportu...- lord założył ręce za siebie i zaczął okrążać Starscream'a niczym lew czyhający na swoją ofiarę.

-Dlaczego twój raport nie przypomina innych?- tu zatrzymał się tuż przed nim i nachylając się, mruknął groźnie. -Bliżej mu do raportów byłego komandora niż Vehicona.- zlustrował go przenikliwie optyką, jakby starając się dostrzec jego twarz. Cóż, gdyby Megatron miał jednak rentgen w optykach dostrzegłby przerażona minę Star'a. Słowa „byłego komandora" uderzyły w niego niczym pięść.

„Szybko wymyśl coś..." Przeklął w myślach, po czym powiedział. -Ja... Ja mu pisałem te raporty panie... Oczywiście nie wszystkie! Ale... No większość... Wiec musiałem wyćwiczyć inny styl i to tak samo... Poszło?- zerknął na niego, po czym szybko utkwił wzrok w ziemi.

Megatron chwile patrzył na niego, nic nie mówiąc.

-W takim razie spróbuj mi wyjaśnić zbieg okoliczności, że w ostatnim czasie w kółko właśnie ty mi podpadasz? - odezwał się w końcu, unosząc brew.

-B...bo mam pecha?- zerknął na niego, nieco nerwowo przekręcając głowę.

Lord kolejny raz utkwił wzrok w nim

-Zdejmij tę maskę. - nakazał twardo. -Zaczyna mnie irytować...

-A... Ale panie!- Star dotknął swojej maski. Musiał przyznać, że fakt zasłoniętej twarzy bardzo mu w tej chwili pomagał.

-To jest rozkaz. - dodał głosem, który zyskał momentalnie na sile, wraz z pojawianiem się groźnego spojrzenia.

Star drżącymi dłońmi ściągnął maskę z twarzy. Choć wiedział, że to niewiele da i tak cieszył się w tej chwili z jej niewinnego wręcz nieco dziecinnego wyglądu. Spojrzał na Mega swoimi dużymi czerwonymi optykami w czarnej obramówce, po czym szybko spuścił wzrok.

-A teraz kontynuując...- mówiąc to lord, przyjrzał się mu teraz o wiele dokładniej. -Z jakiego powodu odważyłeś się w raporcie wpisać coś, co nie zostało podane ci przez Dreadwing?

-Z... głupoty?- wydukał. -Chęci dokuczenia mu? Sam nie wiem...- przyznał cichutko, wpatrując się uparcie w podłogę.

-Vechicon dokuczający komandorowi tego statku? - dopytał z irytacją w głosie.

-Jak już mówiłem wczoraj panie...- Star zacisnął dłonie na masce wpatrując się w stopy Megatron'a. -Chciałem ci udowodnić, że on też ci nie mówi wszystkiego...

-Korygowanie działań komandora nie należy do zakresu obowiązku Vechicona... - zauważył, przyglądając się mu nadal podejrzliwie.

-No ale... To źle, że pokazałem ci panie prawdę?- zerknął na niego niepewnie, przygryzając wargę.

-Nie... -wyprostował się. -Jednak z czymś takim spotkałem się pierwszy raz...

-Pozostali nie chcą się wychylać... Choć ja również tego nie chce.- przyznał, spuszczając wzrok. W tej chwili miał wrażenie, że słowa same wypływają z jego ust.

-W ostatnim czasie raczej ukazujesz zupełnie przeciwne zamiary. - skrzyżował ręce na piersi. -Wychylasz się... za bardzo...

-Nieumyślnie. Obiecuję panie, że nie wejdę ci więcej w drogę.- Scream poczuł dziwną pewność. Strach powoli odchodził na dalszy plan.

-Obiecujesz? - uniósł brew.

-Tak.- zerknął na niego, patrząc w jego czerwone optyki.

-Przez pewną osobę słowo obietnica jakoś straciło u mnie na zawierzeniu...- nachylił się nad nim. -Co za tym idzie, każdego jej złamania szczerze nienawidzę. -podkreślił groźnie.

„Nosz kurwa". -R...rozumiem...panie...- Star odchylił się, aby uniknąć Mega.

-Mam nadzieje, że rozumiesz... -spojrzał jeszcze raz po nim, a następnie wyprostował się i skierował się do wyjścia. -I obym cię więcej przyprowadzać tu nie musiał... -dodał jeszcze, a następnie wyszedł. Tam jednak natknął się trójkę Vehiconów, którzy na jego widok odskoczyli jak poparzeni od drzwi.

-A wy co tu robicie? -spojrzał po każdym po kolei.

-Eeee... My....- zaczał 404.

-O kolegę się martwiliśmy.- wypalił Dave stojąc wyprostowany niczym na komisji wojskowej.

-A czy czasem nie kazałem wam się rozejść i zająć swoimi zajęciami? - uniósł brew już na wstępie nie ukrywając swojego niezadowolenia.

-My przechodziliśmy!- odparł Bob.

-Właśnie! Obok no i...eeeee...- Dave zaczął nerwowo rozglądać się po korytarzu.

-Mam dość w najbliższym czasie jakichś tłumaczeń Vechiconów. - prychnął gniewie -Rozumiecie, co to oznacza?-nachylił się w ich stronę z gniewem wyrazem twarzy.

-Tak?- pisnęli Dave i Bob, a 404 szepnął. -Co to oznacza?

Lord wyprostował się, po czym w końcu odszedł.

-Uffff...- odetchnęli głośno z ulgą.

-Aż miło popatrzeć jak mój pech przechodzi na innych.- o framugę opierał się Star ze złośliwym uśmieszkiem.

-ŻYJESZ!!!- krzyknął 404.

-Nic ci nie jest?!- Bob podbiegł do niego i zaczął go dokładnie oglądać.

-Wszystko gra.- potwierdził, patrząc na jego maskę. „Hej... Zacząłem ich rozróżniać... Po głosie, ruchach. Nawet z wyglądu różnią się nieco. Każdy ma gdzie indziej rysy. No tak w końcu nie stać nas na takie luksusy, jak polerka... CZY JA POMYŚLAŁEM NAS?!"

-No! To co panowie? Idzim do roboty!- 404 jęknął. -Zimnej roboty.

-Czemu zdjąłeś maskę?- zapytał Dave.

-Megatron mi kazał.- wzruszył ramionami Star zakładając ją.

-Bo?- dopytywał.

-Bo ja wiem... Powiedział, że go irytuje.- odparł.

-Dobra! Gadka będzie po drodze! Chodźmy, zanim Dreadwing urwie nam łby!- 404 złapał Dave za rękę i zaczął go ciągnąć, jednak ten wyrwał mu się i przywalił mu w łeb.

-Łapska przy sobie!- warknął.

-A tobie rano jakoś nie przeszkadzało, jak mnie przytulałeś.- mruknął, pocierając sobie tył głowy.

-SŁUCHAM?!?!??!- wydarł się.

-No wiesz...- odchylił lekko maskę, ukazując wredno-flirciarski uśmiech. -Przytulałeś się do mnie niczym taki misio koala.- zachichotał. -I coś tam mruczałeś przez sen... Chyba że bardzo chcesz, abym dotknął twojego zaworu czy jakoś tak.- zachichotał ponownie, a Dave krzyknął wściekle.

-Odszczekaj to!!! Wcale tak nie gadałem!!!- pod maską natomiast zarumienił się porządnie.

-"Oh 404, jestem taki mokry. Oh, ach, oh! Jesteś cudowny!"- zaimitował jego głos.

-ODSZCZEKAJ TO!!!- rzucił się na niego, a ten z piskiem zaczął uciekać. Kiedy zniknęli za zakrętem Star zerknął na Bob'a.

-Łapiemy ich?

-Taaaa...- pokiwał głową, po czym nasza dwójeczka ruszyła spokojnym krokiem przed siebie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro