Rozdział 15 - Powoli płynie czas...
Starscream'a obudziły rano promienie słońca wpadające przez niewielkie okno. Otworzył powoli optykę i zamarł, widząc obejmująca go w pasie dłoń. Zerknął przez ramię i ujrzał twarz Bob'a, który uśmiechał się lekko, przytulając do niego. Scream skrzywił się nieco i już chciał zabrać jego dłoń, jednak po chwilowym zastanowieniu zrezygnował. „W sumie jest tak ciepło i miło..."
-Pssss!- usłyszał 404. -Steve!- krzyknął szeptem.
Star zerknął w jego stronę i zobaczył jak ten, szczerząc się niczym do zdjęcia klasowego, pokazuje na śpiącego obok niego Dave.
-No widzę! Ślepy nie jestem!- „odkrzyknął".
-Najpierw spanie razem, a potem...- zatarł rączki uśmiechając się niczym Trynkiewicz pod przedszkolem.
-Zboczeniec!- odparł.
-Możliwe! A ty?- pokazał na niego. -Nie myśl, że Bob tak łatwo odpuści!
-A co ma odpuścić?- podniósł się nieco na łokciu.
-No co ty!... Aaaa! To ty nie pamiętasz, że on próbował do ciebie nieco zarywać, ale ty widziałeś jedynie Seeker'a no i złamana iskierka.- udał, że ociera łzę.
Scream znów zerknął na Bob'a i teraz już zdjął z siebie jego rękę. „Co to, to nie ja się w związki nie pakuje". Pomyślał, siadając i przecierając zaspane optyki.
-No weź!- jęknął 404. -Kurde mogłem ci tego nie mówić!
-Mogłeś.- potwierdził Star, wstając. -Idziesz ze mną po energon?- zapytał.
-Żartujesz?! Będę musiał się nieźle natrudzić, by znowu znaleźć się w jego ramionach!- wskazał na śpiącego uroczo Dave. -Mowy nie ma!
-Ehhh... Dobra, ale ja ci go nie przyniosę!- ostrzegł, zakładając maskę i wychodząc z pokoju. Parę Vehiconów było już na nogach, choć korytarze i tak świeciły pustkami. Starscream szedł przed siebie, rozmyślając. „Oni tak bardzo mi ich przypominają... Dave jest niczym Thundercracker, obydwoje realiści i poważni, zdyscyplinowani... 404 jest zupełnie jak Skywarp. Tak samo pełny życia i nieprzejmujący się niczym. Natomiast Bob..." Przed optyką stanął my Skyfire. „Tak samo dobroduszny i życzliwy..." Na jego twarz wkradł się uśmiech i zamknął optyk. Przypomniały mu się stare dobre czasy, kiedy jako naukowiec żył w laboratorium ze Sky'iem u boku. Był szczęśliwy... z nim... Jego śmiech rozbrzmiał mu w głowie. „Zawsze się o mnie troszczyłeś..." W tym momencie Scream zaliczył bliskie spotkanie ze ścianą. Upadł na swój metalowy tyłek i jęknął.
-Cholera.- wstał, powoli się otrząsając. Rozejrzał się dookoła i z ulgą stwierdził, że nikt tego nie wiedział. Ruszył szybko do magazynu, gdzie udało mu się zgarnąć cztery szklanki energonu.
-Bycie dobrodusznym mi nie służy.- mruknął wkurzony, idąc bardzo powoli byle tylko nie upuścić szklanek. Stanął przed drzwiami i ogarnął, że ani nie ma jak ich otworzyć, ani zapukać. Oparł się więc o nie plecami i uderzył głową o nie.
-Ałaaaa... Czemu ja to zrobiłem?!- jęknął głośno, a drzwi się otworzyły. Przez to, że wciąż się o nie opierał, poleciał do tyłu i gdyby nie Dave wylądowałby z hukiem na ziemi wraz ze szklankami z energonem.
-Żarcie!- zawołał 404, zabierając jedną szklankę i uśmiechając się złośliwie. -Dziękuję Stevie!
-Wal się...- warknął Star.
-Dzięki.- Dave wziął od niego jedną szklankę.
-Mogłeś mnie obudzić, pomógłbym ci.- powiedział zaspany Bob, który siedział na łóżku. Star podszedł do niego i podając mu szklankę, powiedział.
-Nie było tak źle, jak widać dotarłem.- wzruszając ramionami, odchylił lekko maskę, wypijając swój energon jednym haustem.
-No to... Idziemy na mostek?- zaproponował 404, a Star zabił go wzrokiem. -No co? I tak nie masz wyboru!- zauważył.
-On ma rację.- mruknął Dave.
-WOW!!!! CZY WSZYSCY TO SŁYSZELI?!- zawołał radośnie.
-Nie, bo przez twój krzyk ogłuchli.- zasłoni sobie audioreceptory 0AV3.
-Dobra chodźcie już.- westchnął ciężko Scream poprawiając sobie maskę. Bob zerknął na niego i posłał mu ciepły uśmiech.
-Będzie dobrze.
„Chciałbym..." Pomyślał Star, ale już nic nie powiedział. Pozostałe Vehicony założyły swoje maski i całą czwóreczką ruszyli do centrum dowodzenia. Kiedy weszli na mostek, ich uwagę od razu przykuła interesująca scena. Mianowicie wydzieranie się Megatrona na Dreadwinga, który wyglądał niczym zbity pies.
-Żadne usprawiedliwienie nie będzie wystarczające w tej kwestii Dreadwing!! Gdyż nie dziwie się twojemu postępowaniu w takiej sytuacji... Jednak jednego nie mogę zrozumieć... DLACZEGO NIC MI O TYM NIE POWIEDZIAŁEŚ?! Do swojego komandora powinienem mieć zaufanie, jednak jak mam się o tym przekonać, skoro ukryłeś tak znaczący fakt?! W osobistym raporcie przed dowódcą!
-Ktoś tu ma kłopoty.- zachichotał Star.
-Patrzcie, jaka ma minę! Takie „Panie wybacz mi, proszę! Ja cię za to wypoleruje! Do stóp ci padnę!".- powiedział teatralnym głosem 404, też chichocząc.
-Przestańcie. Wiecie, jak mu zależy...- powiedział Bob.
-Ciekawe, o co poszło...- mruknął Dave.
-W ramach kary zajmiesz się dzisiaj koordynacją wykopalisk na Antarktydzie, a teraz zejdź mi z optyk, bo bezsensem jest moje dalsze wydzieranie się na ciebie. - warknął Megatron, a Dreadwing kiwając głową, skierował się do wyjścia.
-Serio?! Tylko tyle?!- jęknął Steve.
-Na Starscream'a to potrafił się drzeć przez cztery godziny...- zachichotał 404. -Dziwne, że mu głos nie padł!
-Dreadwing jest bardziej potulny to raz, a dwa Star nigdy nie okazywał skruchy.- wzruszył ramionami Dave.
Megatron natomiast spojrzał w tym momencie w stronę grupki Vechiconów. Jeśli miał jakąś nadzieje, że rozpozna tego, którego szuka to, rozwiała się ona właśnie w tym momencie.
-Soundwave... - zerknął na asa wywiadu. -Wskaż mi tego, którego szukam. -polecił, odzywając się półgłosem.
Soundwave kiwnął głową i również spojrzał na Vehicony. Dzięki masce przeskanował ich i na swoim ekranie ujrzał numer każdej poszczególnej jednostki. Pokazał swoim długim palcem na grupkę Vehiconów stojącą przy drzwiach. A dokładniej na tego, który stał w środku.
~On...- odtworzył.
-Ej chyba zapomniał...- szepnął 404 do Steve.
-Właśnie Soundwave na nas wskazał.- mruknął Dave.
-Czyli nie zapomniał.- jęknął 404.
Lord spojrzał na wskazanego. -Mam wielką nadzieję, że to pójdzie sprawniej...-mruknął pod nosem, ruszając w ich stronę.
-O nie! Idzie tu!- pisnął 404. -Spadamy!- złapał Dave za ramię.
-Ja go nie zostawię.- oznajmił Bob, kładąc dłoń na ramieniu Steve. Ten zerknął na niego i pod maską uśmiechnął się nieco.
-Ja też.-odparł twardo Dave.
-No ale... Maszyna zagłady się zbliża! Weźcie!- 404 popatrzył na nich niedowierzająco, po czym jęknął. -Nienawidzę was...
-A nie miałeś mu przypadkiem przywalić?- zapytał złośliwie Steve.
-Jak go tylko zobaczyłem, to odwidziało mi się.- 404 schował się za Dave'em.
Megatron po chwili stanął bezpośrednio przed nimi.
-Ty. -spojrzał na Stara -Idziesz ze mną. Reszta rozejść się... -spojrzał po każdym z nich w miarę groźnie.
-T...tak jest.- powiedział cicho Steve. Bob zerknął na niego z żalem i cała trójka cofnęła się. -Będzie dobrze...- szepnął jeszcze do niego.
-Idziemy...- powtórzył lord sam, ruszając na przód i wychodząc z mostku.
-Jakby co kładź się na ziemie i udawaj trupa!- zawołał za nim 404, przez co dostał w łeb od Dave a Star ruszył za Megatronem.
Szli korytarzem a Starscream coraz bardziej się niepokoił. Znał zbyt dobre tę trasę...
-Mogę zapytać, gdzie idziemy p...panie?- zapytał cicho.
-Ciekawski Vechicon... -zerknął na niego. -To moja zachcianka. Pozwól ze mną...
Scream zamarł na chwilę. „Skurwysyn..." Warknął w myślach, szybko wznawiając marsz.
Megatron zerknąć na niego kątem optyki, po czym wszedł do jakiegoś pomieszczenia.
Star wszedł za nim i drgnął. Cały pokój tonął w mroku i jedynie na środek padała niewielka wiązka światła. „Areszt..." Star zerknął na Megatrona.
-Informuje na wstępie...- Megatron zablokował drzwi i stanął przed nimi. -Nie wyjdziesz stąd, dopóki nie uznam, że masz sensowne wytłumaczenie dla każdego z twoich wyskoków.- warknął na niego, a Star cofnął się o parę kroków, nieświadomie stając idealnie w świetlistym kręgu.
-Zacznijmy od raportu...- lord założył ręce za siebie i zaczął okrążać Starscream'a niczym lew czyhający na swoją ofiarę.
-Dlaczego twój raport nie przypomina innych?- tu zatrzymał się tuż przed nim i nachylając się, mruknął groźnie. -Bliżej mu do raportów byłego komandora niż Vehicona.- zlustrował go przenikliwie optyką, jakby starając się dostrzec jego twarz. Cóż, gdyby Megatron miał jednak rentgen w optykach dostrzegłby przerażona minę Star'a. Słowa „byłego komandora" uderzyły w niego niczym pięść.
„Szybko wymyśl coś..." Przeklął w myślach, po czym powiedział. -Ja... Ja mu pisałem te raporty panie... Oczywiście nie wszystkie! Ale... No większość... Wiec musiałem wyćwiczyć inny styl i to tak samo... Poszło?- zerknął na niego, po czym szybko utkwił wzrok w ziemi.
Megatron chwile patrzył na niego, nic nie mówiąc.
-W takim razie spróbuj mi wyjaśnić zbieg okoliczności, że w ostatnim czasie w kółko właśnie ty mi podpadasz? - odezwał się w końcu, unosząc brew.
-B...bo mam pecha?- zerknął na niego, nieco nerwowo przekręcając głowę.
Lord kolejny raz utkwił wzrok w nim
-Zdejmij tę maskę. - nakazał twardo. -Zaczyna mnie irytować...
-A... Ale panie!- Star dotknął swojej maski. Musiał przyznać, że fakt zasłoniętej twarzy bardzo mu w tej chwili pomagał.
-To jest rozkaz. - dodał głosem, który zyskał momentalnie na sile, wraz z pojawianiem się groźnego spojrzenia.
Star drżącymi dłońmi ściągnął maskę z twarzy. Choć wiedział, że to niewiele da i tak cieszył się w tej chwili z jej niewinnego wręcz nieco dziecinnego wyglądu. Spojrzał na Mega swoimi dużymi czerwonymi optykami w czarnej obramówce, po czym szybko spuścił wzrok.
-A teraz kontynuując...- mówiąc to lord, przyjrzał się mu teraz o wiele dokładniej. -Z jakiego powodu odważyłeś się w raporcie wpisać coś, co nie zostało podane ci przez Dreadwing?
-Z... głupoty?- wydukał. -Chęci dokuczenia mu? Sam nie wiem...- przyznał cichutko, wpatrując się uparcie w podłogę.
-Vechicon dokuczający komandorowi tego statku? - dopytał z irytacją w głosie.
-Jak już mówiłem wczoraj panie...- Star zacisnął dłonie na masce wpatrując się w stopy Megatron'a. -Chciałem ci udowodnić, że on też ci nie mówi wszystkiego...
-Korygowanie działań komandora nie należy do zakresu obowiązku Vechicona... - zauważył, przyglądając się mu nadal podejrzliwie.
-No ale... To źle, że pokazałem ci panie prawdę?- zerknął na niego niepewnie, przygryzając wargę.
-Nie... -wyprostował się. -Jednak z czymś takim spotkałem się pierwszy raz...
-Pozostali nie chcą się wychylać... Choć ja również tego nie chce.- przyznał, spuszczając wzrok. W tej chwili miał wrażenie, że słowa same wypływają z jego ust.
-W ostatnim czasie raczej ukazujesz zupełnie przeciwne zamiary. - skrzyżował ręce na piersi. -Wychylasz się... za bardzo...
-Nieumyślnie. Obiecuję panie, że nie wejdę ci więcej w drogę.- Scream poczuł dziwną pewność. Strach powoli odchodził na dalszy plan.
-Obiecujesz? - uniósł brew.
-Tak.- zerknął na niego, patrząc w jego czerwone optyki.
-Przez pewną osobę słowo obietnica jakoś straciło u mnie na zawierzeniu...- nachylił się nad nim. -Co za tym idzie, każdego jej złamania szczerze nienawidzę. -podkreślił groźnie.
„Nosz kurwa". -R...rozumiem...panie...- Star odchylił się, aby uniknąć Mega.
-Mam nadzieje, że rozumiesz... -spojrzał jeszcze raz po nim, a następnie wyprostował się i skierował się do wyjścia. -I obym cię więcej przyprowadzać tu nie musiał... -dodał jeszcze, a następnie wyszedł. Tam jednak natknął się trójkę Vehiconów, którzy na jego widok odskoczyli jak poparzeni od drzwi.
-A wy co tu robicie? -spojrzał po każdym po kolei.
-Eeee... My....- zaczał 404.
-O kolegę się martwiliśmy.- wypalił Dave stojąc wyprostowany niczym na komisji wojskowej.
-A czy czasem nie kazałem wam się rozejść i zająć swoimi zajęciami? - uniósł brew już na wstępie nie ukrywając swojego niezadowolenia.
-My przechodziliśmy!- odparł Bob.
-Właśnie! Obok no i...eeeee...- Dave zaczął nerwowo rozglądać się po korytarzu.
-Mam dość w najbliższym czasie jakichś tłumaczeń Vechiconów. - prychnął gniewie -Rozumiecie, co to oznacza?-nachylił się w ich stronę z gniewem wyrazem twarzy.
-Tak?- pisnęli Dave i Bob, a 404 szepnął. -Co to oznacza?
Lord wyprostował się, po czym w końcu odszedł.
-Uffff...- odetchnęli głośno z ulgą.
-Aż miło popatrzeć jak mój pech przechodzi na innych.- o framugę opierał się Star ze złośliwym uśmieszkiem.
-ŻYJESZ!!!- krzyknął 404.
-Nic ci nie jest?!- Bob podbiegł do niego i zaczął go dokładnie oglądać.
-Wszystko gra.- potwierdził, patrząc na jego maskę. „Hej... Zacząłem ich rozróżniać... Po głosie, ruchach. Nawet z wyglądu różnią się nieco. Każdy ma gdzie indziej rysy. No tak w końcu nie stać nas na takie luksusy, jak polerka... CZY JA POMYŚLAŁEM NAS?!"
-No! To co panowie? Idzim do roboty!- 404 jęknął. -Zimnej roboty.
-Czemu zdjąłeś maskę?- zapytał Dave.
-Megatron mi kazał.- wzruszył ramionami Star zakładając ją.
-Bo?- dopytywał.
-Bo ja wiem... Powiedział, że go irytuje.- odparł.
-Dobra! Gadka będzie po drodze! Chodźmy, zanim Dreadwing urwie nam łby!- 404 złapał Dave za rękę i zaczął go ciągnąć, jednak ten wyrwał mu się i przywalił mu w łeb.
-Łapska przy sobie!- warknął.
-A tobie rano jakoś nie przeszkadzało, jak mnie przytulałeś.- mruknął, pocierając sobie tył głowy.
-SŁUCHAM?!?!??!- wydarł się.
-No wiesz...- odchylił lekko maskę, ukazując wredno-flirciarski uśmiech. -Przytulałeś się do mnie niczym taki misio koala.- zachichotał. -I coś tam mruczałeś przez sen... Chyba że bardzo chcesz, abym dotknął twojego zaworu czy jakoś tak.- zachichotał ponownie, a Dave krzyknął wściekle.
-Odszczekaj to!!! Wcale tak nie gadałem!!!- pod maską natomiast zarumienił się porządnie.
-"Oh 404, jestem taki mokry. Oh, ach, oh! Jesteś cudowny!"- zaimitował jego głos.
-ODSZCZEKAJ TO!!!- rzucił się na niego, a ten z piskiem zaczął uciekać. Kiedy zniknęli za zakrętem Star zerknął na Bob'a.
-Łapiemy ich?
-Taaaa...- pokiwał głową, po czym nasza dwójeczka ruszyła spokojnym krokiem przed siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro