95. Tanfang - Pozytywnie
– Na twoim miejscu porozmawiałbym poważnie z Johannem – powiedział Fanni i podał mi dużą torbę z zakupami.
- Myślisz, że ja nie jestem załamany faktem, że nie skaczemy na małej skoczni? - zapytałem.
- Obawiam się, że sprawa jest... trochę poważniejsza – Andi spojrzał na mnie z ukosa – naprawdę nakłoń go do rozmowy.
- A ty nie możesz mi po ludzku powiedzieć? - przewróciłem oczami.
- Będzie lepiej jak załatwicie to między sobą – odpowiedział – na razie Danie i... pamiętaj, że zawsze możecie liczyć na pomoc moją i Kennetha.
- Zajebiście, ale wolałbym wiedzieć, co się takiego dzieje, że miałbym prosić twojego przygłupiego chłopaka o pomoc – prychnąłem.
- No tak, tu większe doświadczenie ma Halvor - mruknął Fanni.
- Co? - coraz mniej z tego wszystkiego rozumiałem.
Ale mój rozmówca właśnie oddalał się w stronę swojego samochodu. Pomachał mi jeszcze raz na pożegnanie i zniknął w aucie. Westchnąłem ciężko i wróciłem do domu, zastanawiając się, co tym razem narozrabiałem i dlaczego, jak zwykle nic na ten temat nie wiedziałem.
***
W kuchni siedział Johann. W jego ustach w zawrotnym tempie znikała czekolada truskawkowa. Przez chwilę patrzyłem na chłopaka zaskoczony, bo z naszego duetu, to on był tym zakręconym na punkcie zdrowego odżywiana.
- Najpierw Andi przywozi mi zapasy jedzenia jak na trzecią wojnę światową, mówi, że muszę z tobą poważnie porozmawiać, a potem widzę ciebie z tabliczką chemicznej czekolady w ręce. Spróbujesz mnie oświecić? - zapytałem odkładając torbę z zakupami na blat.
Johann spojrzał na mnie wystraszony, a potem w jego oczach pojawiły się łzy. Gdyby nie fakt, że od ponad tygodnia byliśmy zamknięci w domach, to naprawdę bym uwierzył, że coś zmalowałem.
- Uważasz, że nie powinienem tego jeść? - zapiszczał żałośnie.
- Ja to ja. Będę mieć więcej ciałka do kochania – wyszczerzyłem zęby, aby trochę rozluźnić atmosferę – ale nie wiem co na to trener. Wiesz, on ma świra na punkcie naszej wagi. Pewnie nawet jak już przejdzie na emeryturę, to z przyzwyczajenia będzie zaczynał rozmowę telefoniczną, pytając się jak tam nasza waga.
- Boże, Daniel, jaki ty jesteś niedojrzały – jęknął Forfi.
- I to dlatego masz łzy w oczach? - zapytałem dla pewności.
- Co? Nie, Daniel... sprawa jest poważniejsza – westchnął ciężko, pożerając resztki tej okropnej czekolady.
- A możesz jaśniej? - uniosłem brew do góry.
- Tak, ale proszę, obiecaj, że nie będziesz się denerwował – poprosił chłopak.
- Wiesz, że to nie brzmi dobrze, prawda? - uświadomiłem go.
- Ja wiem, ale obiecaj, proszę – naciskał Johann, a ja tylko skinąłem głową.
- Ale to mi już powiedz – westchnąłem.
- Naprawdę się nie domyślasz? - mężczyzna spojrzał na mnie z niedowierzaniem – uważnie mi się przypatrz.
- Nie, Johann, dla twojej wiadomości nie jestem wróżką. Nie uaktywniło się u mnie trzecie oko i nie czytam ci w myślach – zacząłem spokojnie – co więcej, jestem tylko głupim facetem, więc ani nie posiadam kobiecej intuicji, ani nie się nie domyślam. A gdybym umiał dobrze interpretować mowę ciała, to bym nie był tylko prostym sportowcem.
- No bo... bo... test mi wyszedł pozytywny – wyszeptał chłopak i utkwił we mnie intensywne spojrzenie swoich małych oczek.
- I... - uśmiechnąłem się zachęcająco – o to chodzi? Przecież o tym wiem. Mnie też do niedawna wychodził, a jakoś nikt ze mną na poważnie ten temat nie rozmawiał i nie trułem się czekoladą truskawkową.
- Nie o ten test mi chodzi – Forfang seksownie przygryzł dolną wargę.
- No to chyba w każdym innym wypadku pozytywny wynik testu jest powodem do radości – nie rozumiałem.
- Tak myślisz? - z niewiadomych przyczyn mój ukochany zaczął na mnie wściekać.
- Taaak – niepewnie broniłem swojej tezy.
- Nawet jeżeli łączy się to ze zmiennymi nastrojami twojej drugiej połówki i ciągłymi zmianami nastroju – dopytywał.
- A to zależy. Test ciążowy jest zagadnieniem problematycznym, bo nie wszyscy czują się gotowi, nie mają warunków, chęci, czasu... poczekaj, chcesz mi powiedzieć, że jesteś w ciąży? - wykrzyknąłem z niedowierzaniem.
- Brawo geniuszu – mruknął Forfang.
- O matko – jęknąłem.
- To co? Jednak nie powód do radości, co? - zaśmiał się sztucznie.
- Nie no. Do radości – odpowiedziałem zaskoczony.
Podszedłem do niego i złapałem go za rękę.
- Chłopiec czy dziewczynka? - zapytałem.
- Naprawdę to cię interesuję w tym momencie?
- No muszę wiedzieć na jaki kolor przemalować ściany – odpowiedziałem z uśmiechem.
- I według ciebie to jest największy problem w tym momencie? - dopytywał.
- No jeden z... w sensie dziecko nie jest problemem, ale...
- Ty naprawdę jesteś głupi – warknął Johann – dziecko w tym momencie jest cholernie dużym problemem. Przede wszystkim moim, bo mam je z teoretycznie dorosłym, niedojrzałym facetem, który zachowuje się jak idiota. Uprawiam zawodowo sport, tak samo jak ojciec tego dziecka i mimo wszystko trochę zależało mi na tej karierze...
Patrzyłem na niego w milczeniu. Gdzieś uleciał ten cały dobry nastrój. Jednak Johann nie skończył. On dopiero się rozkręcał.
-... poza tym. Sport, który uprawiam jest cholernie niebezpieczny. O mało nie zginąłeś w marcu, więc... nieważne. Po prostu nie wrócę na skocznię przynajmniej przez kolejny rok, a potem nie wiadomo czy zmieszczę się w kombinezon... Nie, Daniel, dziecko jest w tym momencie bardzo dużym problemem.
- I zamierzasz go rozwiązać samodzielnie? - warknąłem.
- Tak bym ci nic nie powiedział – oznajmił.
- A to bardzo dojrzale – wysiliłem się na sztuczny uśmiech – to dziękuję, w imieniu swoim i tej małej istotki w twoim brzuchu, że jednak zdecydowałeś, że będzie naszym dużym problemem przez kolejne x lat.
- Nie ma za co – odburknął.
A potem rozpłakał się i się do mnie przytulił. Przygarnąłem go do siebie i pocałowałem w czubek głowy.
- Ja po prostu... jestem za młody na bycie ojcem – płakał w moją bluzę – ja nie jestem gotowy. Do cholery z karierą, ale...
- No masz to dziecko z niedomyślnym idiotą – dokończyłem za niego – no dwójka dzieci na początek to trochę dużo...
- Przepraszam – Forfi uderzył mnie w tors – ale... Daniel wyobrażasz to sobie?
- Wiesz, mam dosyć bujną wyobraźnię – roześmiałem się – a poza tym ja już kocham nasze dziecko, więc tak jest łatwiej, spróbuj.
Johann tylko się roześmiał.
- Boże, jak ja matce powiem, że dziecko bez ślubu! - krzyknął nagle.
- Mam ci się teraz oświadczyć? - zapytałem z lekkim rozbawieniem, wcale pierścionek nie czekał na niego od dobrych paru lat, kiedy to w wieku osiemnastu lat chłopak stwierdził, z niewiadomych powodów, że dla niego to jest jeszcze za wcześnie.
- Nie... ale... - i on znowu zaczął płakać – sam widzisz co się ze mną dzieje.
Pocałowałem go w usta.
- Powiedz mi jeszcze, który tydzień – poprosiłem cicho.
- Miałeś rację w sylwestra – powiedział skruszony.
- I pierwszy raz się cieszę, że się mnie nie posłuchałeś – wyznałem i położyłem rękę na jego brzuchu – dzięki temu, w kolejny będziemy mieć już towarzystwo.
Tym razem chciałam was jakoś zaskoczyć. Mam nadzieję, że chociaż trochę mi się udało.
A co powiecie na kolejną część ,,Pocieszenie" z Kamilem i Halvorem?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro