Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

95. Tanfang - Pozytywnie


– Na twoim miejscu porozmawiałbym poważnie z Johannem – powiedział Fanni i podał mi dużą torbę z zakupami.

- Myślisz, że ja nie jestem załamany faktem, że nie skaczemy na małej skoczni? - zapytałem.

- Obawiam się, że sprawa jest... trochę poważniejsza – Andi spojrzał na mnie z ukosa – naprawdę nakłoń go do rozmowy.

- A ty nie możesz mi po ludzku powiedzieć? - przewróciłem oczami.

- Będzie lepiej jak załatwicie to między sobą – odpowiedział – na razie Danie i... pamiętaj, że zawsze możecie liczyć na pomoc moją i Kennetha.

- Zajebiście, ale wolałbym wiedzieć, co się takiego dzieje, że miałbym prosić twojego przygłupiego chłopaka o pomoc – prychnąłem.

- No tak, tu większe doświadczenie ma Halvor - mruknął Fanni.

- Co? - coraz mniej z tego wszystkiego rozumiałem.

Ale mój rozmówca właśnie oddalał się w stronę swojego samochodu. Pomachał mi jeszcze raz na pożegnanie i zniknął w aucie. Westchnąłem ciężko i wróciłem do domu, zastanawiając się, co tym razem narozrabiałem i dlaczego, jak zwykle nic na ten temat nie wiedziałem.

***

W kuchni siedział Johann. W jego ustach w zawrotnym tempie znikała czekolada truskawkowa. Przez chwilę patrzyłem na chłopaka zaskoczony, bo z naszego duetu, to on był tym zakręconym na punkcie zdrowego odżywiana.

- Najpierw Andi przywozi mi zapasy jedzenia jak na trzecią wojnę światową, mówi, że muszę z tobą poważnie porozmawiać, a potem widzę ciebie z tabliczką chemicznej czekolady w ręce. Spróbujesz mnie oświecić? - zapytałem odkładając torbę z zakupami na blat.

Johann spojrzał na mnie wystraszony, a potem w jego oczach pojawiły się łzy. Gdyby nie fakt, że od ponad tygodnia byliśmy zamknięci w domach, to naprawdę bym uwierzył, że coś zmalowałem.

- Uważasz, że nie powinienem tego jeść? - zapiszczał żałośnie.

- Ja to ja. Będę mieć więcej ciałka do kochania – wyszczerzyłem zęby, aby trochę rozluźnić atmosferę – ale nie wiem co na to trener. Wiesz, on ma świra na punkcie naszej wagi. Pewnie nawet jak już przejdzie na emeryturę, to z przyzwyczajenia będzie zaczynał rozmowę telefoniczną, pytając się jak tam nasza waga.

- Boże, Daniel, jaki ty jesteś niedojrzały – jęknął Forfi.

- I to dlatego masz łzy w oczach? - zapytałem dla pewności.

- Co? Nie, Daniel... sprawa jest poważniejsza – westchnął ciężko, pożerając resztki tej okropnej czekolady.

- A możesz jaśniej? - uniosłem brew do góry.

- Tak, ale proszę, obiecaj, że nie będziesz się denerwował – poprosił chłopak.

- Wiesz, że to nie brzmi dobrze, prawda? - uświadomiłem go.

- Ja wiem, ale obiecaj, proszę – naciskał Johann, a ja tylko skinąłem głową.

- Ale to mi już powiedz – westchnąłem.

- Naprawdę się nie domyślasz? - mężczyzna spojrzał na mnie z niedowierzaniem – uważnie mi się przypatrz.

- Nie, Johann, dla twojej wiadomości nie jestem wróżką. Nie uaktywniło się u mnie trzecie oko i nie czytam ci w myślach – zacząłem spokojnie – co więcej, jestem tylko głupim facetem, więc ani nie posiadam kobiecej intuicji, ani nie się nie domyślam. A gdybym umiał dobrze interpretować mowę ciała, to bym nie był tylko prostym sportowcem.

- No bo... bo... test mi wyszedł pozytywny – wyszeptał chłopak i utkwił we mnie intensywne spojrzenie swoich małych oczek.

- I... - uśmiechnąłem się zachęcająco – o to chodzi? Przecież o tym wiem. Mnie też do niedawna wychodził, a jakoś nikt ze mną na poważnie ten temat nie rozmawiał i nie trułem się czekoladą truskawkową.

- Nie o ten test mi chodzi – Forfang seksownie przygryzł dolną wargę.

- No to chyba w każdym innym wypadku pozytywny wynik testu jest powodem do radości – nie rozumiałem.

- Tak myślisz? - z niewiadomych przyczyn mój ukochany zaczął na mnie wściekać.

- Taaak – niepewnie broniłem swojej tezy.

- Nawet jeżeli łączy się to ze zmiennymi nastrojami twojej drugiej połówki i ciągłymi zmianami nastroju – dopytywał.

- A to zależy. Test ciążowy jest zagadnieniem problematycznym, bo nie wszyscy czują się gotowi, nie mają warunków, chęci, czasu... poczekaj, chcesz mi powiedzieć, że jesteś w ciąży? - wykrzyknąłem z niedowierzaniem.

- Brawo geniuszu – mruknął Forfang.

- O matko – jęknąłem.

- To co? Jednak nie powód do radości, co? - zaśmiał się sztucznie.

- Nie no. Do radości – odpowiedziałem zaskoczony.

Podszedłem do niego i złapałem go za rękę.

- Chłopiec czy dziewczynka? - zapytałem.

- Naprawdę to cię interesuję w tym momencie?

- No muszę wiedzieć na jaki kolor przemalować ściany – odpowiedziałem z uśmiechem.

- I według ciebie to jest największy problem w tym momencie? - dopytywał.

- No jeden z... w sensie dziecko nie jest problemem, ale...

- Ty naprawdę jesteś głupi – warknął Johann – dziecko w tym momencie jest cholernie dużym problemem. Przede wszystkim moim, bo mam je z teoretycznie dorosłym, niedojrzałym facetem, który zachowuje się jak idiota. Uprawiam zawodowo sport, tak samo jak ojciec tego dziecka i mimo wszystko trochę zależało mi na tej karierze...

Patrzyłem na niego w milczeniu. Gdzieś uleciał ten cały dobry nastrój. Jednak Johann nie skończył. On dopiero się rozkręcał.

-... poza tym. Sport, który uprawiam jest cholernie niebezpieczny. O mało nie zginąłeś w marcu, więc... nieważne. Po prostu nie wrócę na skocznię przynajmniej przez kolejny rok, a potem nie wiadomo czy zmieszczę się w kombinezon... Nie, Daniel, dziecko jest w tym momencie bardzo dużym problemem.

- I zamierzasz go rozwiązać samodzielnie? - warknąłem.

- Tak bym ci nic nie powiedział – oznajmił.

- A to bardzo dojrzale – wysiliłem się na sztuczny uśmiech – to dziękuję, w imieniu swoim i tej małej istotki w twoim brzuchu, że jednak zdecydowałeś, że będzie naszym dużym problemem przez kolejne x lat.

- Nie ma za co – odburknął.

A potem rozpłakał się i się do mnie przytulił. Przygarnąłem go do siebie i pocałowałem w czubek głowy.

- Ja po prostu... jestem za młody na bycie ojcem – płakał w moją bluzę – ja nie jestem gotowy. Do cholery z karierą, ale...

- No masz to dziecko z niedomyślnym idiotą – dokończyłem za niego – no dwójka dzieci na początek to trochę dużo...

- Przepraszam – Forfi uderzył mnie w tors – ale... Daniel wyobrażasz to sobie?

- Wiesz, mam dosyć bujną wyobraźnię – roześmiałem się – a poza tym ja już kocham nasze dziecko, więc tak jest łatwiej, spróbuj.

Johann tylko się roześmiał.

- Boże, jak ja matce powiem, że dziecko bez ślubu! - krzyknął nagle.

- Mam ci się teraz oświadczyć? - zapytałem z lekkim rozbawieniem, wcale pierścionek nie czekał na niego od dobrych paru lat, kiedy to w wieku osiemnastu lat chłopak stwierdził, z niewiadomych powodów, że dla niego to jest jeszcze za wcześnie.

- Nie... ale... - i on znowu zaczął płakać – sam widzisz co się ze mną dzieje.

Pocałowałem go w usta.

- Powiedz mi jeszcze, który tydzień – poprosiłem cicho.

- Miałeś rację w sylwestra – powiedział skruszony.

- I pierwszy raz się cieszę, że się mnie nie posłuchałeś – wyznałem i położyłem rękę na jego brzuchu – dzięki temu, w kolejny będziemy mieć już towarzystwo.


Tym razem chciałam was jakoś zaskoczyć. Mam nadzieję, że chociaż trochę mi się udało.

A co powiecie na kolejną część ,,Pocieszenie" z Kamilem i Halvorem?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro