Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9. Morgenzauer

- Mój mały, kochany chorowitek już nie musi się niczym przejmować - powiedział Thomas, rzucając na środek mojego mieszkania torby z zakupami.

- Wiesz, że właśnie skazujesz się na dziesięć dni dobrowolnego aresztu - powiedziałem, zaplatając ręce na piersi.

- Z tobą mogę siedzieć nawet do gwiazdki - powiedział, kierując się do łazienki.

- Nie kracz - mruknąłem i podreptałem za nim.

- Oh skarbie, dzisiaj mam jeszcze dobry humor - poruszył brwiami - jeżeli podtrzymamy tradycję, to pożremy się dopiero pod koniec weekendu. I zostanie tylko błogi tydzień nieustannych, twoich fochów.

- Moich?

- Twoich, bo ja dzisiaj robię obiad - odpowiedział.

- Nakarmisz mnie? - pytam z niedowierzaniem.

- Mów mi daddy i bądź grzecznych chłopcem - Thomas cmoknął ustami w moim kierunku.

- Twój pobyt tutaj zaczyna się intrygująco - podszedłem do niego i cmoknąłem w policzek.

- Liczę, że jak nie będziemy wychodzić z łóżka, to się nie pozabijamy - szepnął mi do ucha.

- Twój pragmatyzm nie przestaje mnie szokować, tatuśku - mruknąłem i pokręciłem głową - ale jego kierunek jest całkowicie słuszny.

- Na taką reakcję czekałem - odpowiedział - a teraz choć, odkryjemy moje talenty kulinarne.

- Już nie mogę się doczekać - wziąłem część przyniesionych przez niego toreb.

***

- Naprawdę spaghetti? - spojrzałem z niedowierzaniem na gotujący się makaron i mięso na patelni.

- Ale ze szczyptą tajemnicy - odparł melodyjnie.

- Oczekiwałem czegoś bardziej wykwintnego - mruknąłem - i mniej kalorycznego, bo w przeciwieństwa nadal skaczę.

- Ostatnio po prostu klepiesz bulę, więc nie marudź - odpowiedział - a poza tym, to nie będzie wykwintne, bo będziemy jeść z patelni.

- Dlaczego?

- A zamierzasz zmywać dodatkowe naczynia? - zapytał, dodając różową sól do mięsa.

- Ty się miałeś wszystkim zająć tatuśku - odpowiedziałem i objąłem go od tyłu.

- Nie kontynuuj, bo pogryziemy się szybciej niż zwykle - mruknął.

- Możesz zacząć już teraz. Ostatnio nie zrobiłeś mi malinki i czułem się taki niczyj - poskarżyłem się.

- Tak? I kto się tobą zaopiekował? 

- A co, zazdrosny?- zacząłem szarpać jego przylegający do ciała sweterek.

- A powinienem? - odsunął mnie trochę od siebie, koncentrując się zupełnie na jedzeniu.

- Wcześniej, nigdy nie prosiłeś mnie, abym był grzecznym chłopcem - odparłem niewinnie.

- Gregor...

- Nie no... Kraftboeck był zajęty sobą, może Stefan by się bardziej Michaelem podzielił, gdyby wiedział, że będą się musieli znosić dzień w dzień. Daniel, to jeszcze taki... no nieokrzesany, a reszta... To nawet nie wiem, kto skakał. To znaczy był jeszcze Philip, chyba... w każdym razie on też ma wirusa - mój słowotok ewidentnie poprawił mu humor.

- Już mnie tutaj nie czaruj. Po prostu skoncentrowałeś się na Tande - przewrócił oczami i zaczął przenosić patelnię na stół.

- No na nikogo innego nie było warto, ale... poczekaj, no jeszcze Kamil chyba potrzebował pocieszenia po konkursie indywidualny, ale wrócił Andi, więc w czasie pandemii, no trudno się było do niego dopchać. W każdym razie byłem grzeczny - zakończyłem a on podał mi widelec.

- Mhm...

- No co ,,mhm" - spojrzałem na niego niewinnie.

- Ja naprawdę powinienem się zastanowić za nim zgodziłem się na dobrowolny areszt w twoim towarzystwie - odpowiedział - jedz.

- Oczywiście, tatusiu - mruknąłem.

- Niedługo stracisz węch i smak, to już nic w ciebie nie wmuszę.

- To znaczy wiesz, jak odpowiednio mnie zmotywujesz, to... - zacząłem i wolną dłonią znowu sięgnąłem do jego sweterka.

- Jeszcze nie, misiu - Thomas pokręcił głową, wciskając mi do buzi spaghetti - jestem głodny.

- Bardziej jedzenia niż mnie? - zrobiłem swoją popisową rozczarowaną minkę.

- Gregor...

- No co? Przecież widzę, że cię zaskoczyłem - odpowiedziałem.

- Czym? Brakiem czegokolwiek sensownego w kuchni?

- Tym, że nie skoczyłem na ciebie, w momencie, kiedy przekroczyłeś próg mieszkania - odpowiedziałem.

- Kiedyś byś to zrobił - zgodził się.

- Brakowało ci tego? - zaniepokoiłem się.

- Ta sytuacja ma swoje plusy i minusy... Teoretycznie dojrzałeś, ale... No nie oszukujmy się z jakiegoś powodu jesteśmy tyle lat razem. Dopasowaliśmy się w pewnej konkretnej sferze i...

- To zabrzmiało tak, jakby tylko to nas łączyło - jęknąłem ze smutkiem.

    Obaj wybuchnęliśmy śmiechem. Dawno minął czas, kiedy mogliśmy zacząć nie przejmować się prawdziwością tego zdania.

- Ale wiesz, co? Możemy zaraz to nadrobić, dzisiaj, jutro... Przez kolejne dziesięć dni - powiedział i przewrócił oczami - to będzie cholernie nudne Gregorze.

- Nie. Dlaczego? Na pewno w internecie znajdziemy coś w stylu seks na 1000 sposobów, albo coś takiego - mrugnąłem, nieco pocieszony tą wizją.

- A nie boisz się momentu, w którym by się okazało, że większość tych sposobów już wypróbowaliśmy? - zapytał i wsunął mi do ust kolejną porcję obiadu.

- Nie, gdzie tam?

- Ale bierzesz pod uwagę, że sypiamy ze sobą od ponad dziesięciu lat? - uniósł brew.

- Tak.

- I to, że robiliśmy to już w różnych dziwnych miejscach? - kontynuował.

- Sala gimnastyczna wcale nie jest bardzo oryginalna, tak samo jak tył autokaru, Morgi - zabrałem mu patelnię z rąk i odstawiłem z boku.

- Nie no, winda, szatnia na basenie, domek w wiosce skoczków, toaleta przy poczekalni, nadal nie wiem jak mogliśmy tak nisko upaść - wymieniał dalej, a ja zacząłem się śmiać - garaż twoich rodziców, bo w domu nas przyłapią. No i rzeczywiście nie przyłapali. W ostatniej chwili dopiąłem spodnie.

- A mam ci przypomnieć urodziny Pointnera? - wskazałem na niego oskarżycielsko.

- Może lepiej nie - pochylił się nade mną i pocałował delikatnie.

- No właśnie - odpowiedziałem i wszedłem na jego kolana - miałeś być dzisiaj moim daddy, a jak zwykle zacząłeś gadać.

- To ty chciałeś, abym cię nakarmił - przypomniał.

- Bo miałem nadzieję, że...

- W końcu nauczyłem się gotować? - parsknął i mocniej mnie do siebie przyciągnął - jaką bajkę teraz czyta mój chłopczyk.

- Nic. Czekał aż tatuś przeczyta książkę na dobranoc - odpowiedziałem najbardziej niewinnie jak potrafiłem.

- A na jaką masz ochotę? Kopciuszek? - zapytał i delikatnie przejechał językiem po mojej szyi, co przyprawiło mnie o przyjemne dreszcze.

- Nie. To jest ulubiona książka twojej córeczki - obruszyłem się.

- No tak, ty wolisz mniej ambitne lektury - pokiwał głową.

- Nie będę z tobą dyskutował, kiedy się mną bawisz - odpowiedziałem i włożyłem rękę pod jego sweter.

     Jak zawsze, od sześciu lat, nastąpiła chwila w której lekko zesztywniał. Nadal nie przyzwyczaił się do swojego nowego ciała. Ale tym razem zwalczył to w sobie jeszcze szybciej.

- Kocham cię - wtrąciłem lekko - i gdybym nie chciał, nie byłoby cię tutaj.

- Bo ty o tym decydujesz - westchnął i spojrzał mi głęboko w oczy, tym samym spojrzeniem co kilkanaście lat wcześniej sprawiło, że się zakochałem.

- A któżby inny. Wiesz ilu chętnych jest na twoje miejsce - prychnąłem.

- A wiesz...

- Tak, pamiętam, jak warowałem pod drzwiami, bo pomagałeś ,,rozwiązać problem Manu" - wzdrygnąłem się na wspomnienia tamtych strasznych lat.

- Oj bez przesady - znowu przewrócił oczami.

- Wasz żart, że częściej od Pointnera przy twoim łóżku skamle Gregor, nie był bez podstawny. I jasno pokazuje, że to ty byłeś tym niewyżytym - dodałem.

- Tak i ja sprowadziłem cię na złą drogę. Daruj sobie. To nie ja założyłem się ze starszym kolegą o to, kto komu pierwszy wskoczy do łóżka - wypomniał i zaczął całować po szyi.

- Ty mnie sobą oczarowałeś - odpowiedziałem.

- O przepraszam. Przy tobie zawsze chodziłem w bokserkach - mruknął między pocałunkami.

- A szkoda - odbiłem piłeczkę i wreszcie pozbyłem się jego swetra.

- No proszę i kto tu jest niewyżyty.

- No bo byłeś w moim domu od dwóch godzin i... - wyrzuciłem to z siebie.

- I nadal byłeś ubrany - dokończył.

- Nadal się ze mną nie kochałeś.

- To brzmi, jakbyś miał zamiar pobierać opłatę za wejście tutaj - lekko przygryzł moją skórę.

- Tylko od ciebie - wyznałem - ale tym razem rozłożyłem ci w ratach. I dla naszego wspólnego bezpieczeństwa nałożyłem wysokie opracentowanie.

- Pamiętaj, że musisz codziennie odbywać treningi - zaczął się ze mną droczyć, kiedy sięgnąłem do paska jego spodni.

- Pomożesz mi.

- Tak, będę leżał na kanapie z paczką chipsów i będę cię dopingował - po raz kolejny się odchylił, widocznie rozbawiony moją miną, kiedy próbowałem go pocałować.

- Będziesz ćwiczył ze mną - zapowiedziałem.

- Będę cię podnosił, abyś dosięgnął drążka - zaśmiał się.

- Mój drogi, miałem wtedy piętnaście lat i jeszcze rosłem, teraz jestem prawie tak wysoki jak ty - zsunąłem się z kolan i po prostu przed nim stanąłem.

- Co tym razem? - przewrócił oczami

- Miałeś być daddy, to ty mi powiedz - powiedziałem słodko.

      Uśmiechnął się. Jak wtedy, kiedy po raz pierwszy przyznałem, że mnie pociąga. On o nic więcej nie pytał tylko pomógł mi się pozbyć ubrań.

    Wstał i jednym ruchem przerzucił sobie mnie przez ramię. Od razu skierował się do sypialni. 

- Tatusiu, boję się - mruknąłem piskliwym głosem, doskonale zdając sobie sprawę jak bardzo mężczyzna tego nie znosi.

- I słusznie, byłeś niegrzeczny, przyda ci się kara - rzekł tak zmysłowym tonem, że cicho jęknąłem.

       Roześmiał się. Nigdy, za dobrze nie odgrywaliśmy ról, kiedy ostatnio próbowałem udawać pielęgniarkę... No w każdym razie najlepiej, do tej pory wyszedł Thomas jako pokojówka.

- I jeszcze mnie nie słucha - usłyszałem westchnienie mojego ukochanego.

- Słucham i będę już grzeczny - skłamałem bez mrugnięcia okiem.

       Mężczyzna bezceremonialnie rzucił mnie na łóżko. Po czym odsunął się trochę.

- Pozwolisz, że się przygotuję - powiedział i zaczął odpinać pasek.

     Żałowałem, że wcześniej pozbawiłem go swetra. Na pewno pięknie by się z niego rozebrał. Jednak nie mogłem dalej płakać nad zostawionym w kuchni ciuchu, kiedy Thomas właśnie uwalniał się z czarnego, skórzanego paska, który dostał ode mnie  na zeszłe święta.

     Myślałem, że sięgnie do spodni, ale zamiast tego tylko lekko się uśmiechnął, mocno trzymając pasek w dłoniach.

- Kajdanki zostały u mnie - szepnął, kiedy zaczął więzić moje ręce, zaciskając pasek na moich nadgarstkach.

- Tak też będzie ciekawie - mrugnąłem.

- Obiecuję - znów się odsunął.

      Jak on mógł kiedykolwiek myśleć, że mnie nie pociąga. Co mnie obchodziły jego dodatkowe kilogramy, kiedy i tak nie mogłem oderwać wzroku od jego ciągle radosnych oczu. A poza tym, wszystko robił w takim tempie, że kiedy schodziłem niżej nie koncentrowałem się na niczym innym jak na jego szerokich barkach i wreszcie wypukłej a nie wklęsłej klatce piersiowej. Na umięśnionych ramionach, których tak bardzo mu zazdrościłem, bo przy nich to moje patyki prezentowały się żałośnie.

- Matko jedyna, Gregor, ty mi dzisiaj ciągle odpływasz, a ja się dzisiaj wyjątkowo staram, aby jutro móc od ciebie wymagać - jęknął Thomas - może po prostu dzisiaj poleżemy.

- Nie! - krzyknąłem, patrząc jak powoli zsuwa z siebie spodnie.

- Nie krzycz na tatusia - poprosił, a jego spodnie odleciały w stronę fotela. Został w samych bokserkach - i tak już dosyć dzisiaj na rozrabiałeś.

- A czym mnie tatuś ukaże, skoro pasek robi za kajdanki, bo zapomniał tych prawdziwych zabrać ze sobą - odpowiedziałem niewinnie.

- Ty naprawdę masz szczęście, że twój daddy lubi pyskatych chłopców - mruknął Morgi i wszedł na łóżku.

      Zaczął iść w moim kierunku na czworakach. Starał się być cały czas poważny, ale przez jego oczy ciągle przebijała ta chłopięca, od zawsze cechująca go radość. Uśmiechnąłem się. Chciałem wyciągnąć ku niemu rękę, ale nie mogłem się uwolnić. Podszedł do mnie i najpierw zaczął mnie rozbierać. Rozpiął moją koszulę, ale tu nastąpił problem.

- No nic zaczniemy jednak od spodni - odpowiedział niewzruszony i pocałował mój brzuch.

- Bo tatuś zapomniał mnie rozebrać - dogryzłem mu za co dostałem lekkiego klapsa w udo.

- Ty się naprawdę dzisiaj prosisz - pokręcił głową i bez problemu pozbył się dolnych części garderoby.

     Już nie odpowiedziałem. Zanurzyłem dłonie w jego włosach, kiedy on ustami całował moje uda, a palcami delikatnie zsuwał cienki materiał bokserek.

- Zostań tu na zawsze - poprosiłem.

- Powiedz to za dziesięć dni, to porozmawiamy - zaśmiał się


Shot specjalnie dla muszkiiet,która poprosiła o coś wesołego, mam nadzieję, że chociaż raz się uśmiechnęłaś. Liczę, że czytało się to miło przyjemnie i wynagradzało jakoś ten tydzień bez austriaków. Buziaczki

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro