88. Pocieszenie - K.Stoch x H.E.Granerud part.II
Chciałam wstawić shota z okazji zbliżających się IO, ale no... z powodu dzisiejszej wiadomości o braku Kamila w Zakopanego i tej pechowej kontuzji, to wrócę dzisiaj coś takiego. Mam nadzieję, że Kamil wróci do rywalizacji dopiero, kiedy z nogą będzie naprawdę wszystko w porządku. A jednocześnie, że wyrobi się do Pekinu.
A teraz zapraszam do lektury:
*****
- Co on tu robi? - bardzo serdecznie przywitał mnie Kamil, a ja liczyłem grymas na jego twarzy mimo wszystko jest konsekwencją bólu, a nie mojego widoku.
- No, tak jakby... - zaczął Andrzej, ale przerwałem mu.
- Słyszałem, że mój ulubiony polski skoczek chce się pozbawić startu na igrzyskach i przyleciałem mu wyjaśnić, że to słaby pomysł – odpowiedziałem – a Andrzej jest średnio asertywną osobą. Dawid powiedział, że jakbyś chciał to byś odpisał. Ja jednak uważam, konsekwentnie, że od pewnego czasu nie wiesz, do końca, czego chcesz i znowu ci pomogę. Tym razem podjąć parę ważnych decyzji.
- Jestem dorosły, poradzę sobie – Kamil uśmiechnął się sztucznie i jęknął, próbując podnieść się sprzed szpitalnej ławki.
- Trener powiedział, że zaraz po ciebie przyjedzie – Andrzej położył dłoń ramieniu kolegi z drużyny, przyjacielsko lecz zdecydowanie.
- Zaraz będzie czy wsiądzie w samochód? - dopytałem.
- Wsiądzie...
- Jędruś! - przerwał młodszemu chłopakowi Stoch.
- To w takim razie zabieram ciebie i oczywiście Jędrusia do swojego samochodu i odstawię do domu – uśmiechnąłem się szeroko.
- Ja mam jeszcze badana – Andrzej spojrzał się zdziwiony na kolegę z drużyny – plecy. Wrócę z trenerem, ale wy jedźcie, bo Kamil musi dużo wypoczywać, aby pojechać do Pekinu.
- Zajmę się nim – odpowiedziałem, nie przestając szczerzyć się w złośliwym uśmiechu – wasz mistrzunio będzie pod bardzo troskliwą opieką.
Potem podszedłem bliżej Kamila. Kiedy przyjeżdżałem do Polski głowę miałem wypełnioną paplaniną Daniela, jakimiś jego frazesami o przestrzeni, czasie, wzajemnym szacunku i tak dalej. Jednak teraz nie zamierzałem nie skorzystać z faktu, ż facet nie był w stanie wstać. Bezceremonialne wziąłem go na ręce. Zdziwiłem się, myślałem, że będzie cięższy.
- Chyba żartujesz – prychnął Kamil – Jędruś.
- Ja tam uważam, że to nie jest głupie rozwiązanie – zaśmiałem się ze strategicznej zdrady Andrzeja, który z moimi oczekiwania poparł mój pomysł – pomóc jakoś?
- Otworzysz samochód? Kamil, a ty możesz mi wyjąć z prawej kieszeni spodni kluczyki? - zapytałem.
Stoch z obojętnym wyrazem twarzy zrobił to, o co go poprosiłem. Rozśmieszyło mnie to, gdyby nie ryzyko, że gdzieś w pobliżu mogły czaić się dziennikarskie hieny, to pocałowałbym go.
Po paru chwilach byliśmy już w moim samochodzie. Andrzej pomachał nam na pożegnanie.
- No dobra, to gdzie teraz? - zapytałem.
- Ty to chyba do hotelu – Kamil uniósł brew, chyba myśląc, że uda mu się mnie zagiąć.
- Myślałem, że u ciebie nam będzie wygodnie, ale skoro preferujesz wąskie, jednoosobowe łóżko... - zacząłem a on prychnął.
- Daj mi telefon to wpiszę ci adres – rozkazał.
- A co się stało z twoim? - zapytałem, ale podałem mu aparat.
- Jest u Andrzeja w plecaku – wyznał.
- Mam być zazdrosny? - uniosłem brew.
Spojrzał na mnie z politowaniem, co trochę zbiło mnie z tropu. Przygryzłem lekko wargę i zatrzymałem się na światłach.
- Wiesz, że w sumie to mogę cię teraz porwać? - postanowiłem zmienić temat.
- I co byś ze mną zrobił na ten weekend? - Polak wreszcie postanowił zniżyć się do mojego poziomu.
- W sumie nie wiem, ale dobrze mieć świadomość pewnej władzy nad tobą – wzruszyłem ramionami i spojrzałem na niego.
- A myślałem, że nie lubisz dominować – mruknął niby do siebie, ale jednak na głos i po angielsku.
- Teraz będziemy mieć wystarczająco dużo czasu, aby to omówić – odpowiedziałem wymijająco i skoncentrowałem się na prowadzeniu auta.
***
Musiałem przyznać, że posiadłość Kamila zrobiła na mnie wrażenie. Zaparkowałem pod samymi drzwiami.
- Nie zablokuję ci drzwi, ale ty dla własnego dobra i zadowolenia polskich kibiców poczekasz, aż wezmę cię na ręce – oznajmiłem.
Tym razem nie protestował. Podał mi tylko wcześniej klucze, a ja pobiegłem najpierw otworzyć drzwi. Bez większych przeszkód udało mi się go umieścić na kanapie w salonie. Usiadłem obok niego i uśmiechnąłem się z satysfakcją.
- Gratuluję, Granerud, ale nie chcę potem czytać w internecie, że po pobycie w Polsce bolą cię plecy – powiedział z czymś na kształt uśmiechu na twarzy.
Roześmiałem się i położyłem dłoń na jego udzie.
- Nie będę, obiecuję – drugą rękę położyłem sobie na sercu – a teraz pozwolisz, że pójdę ci przyszykować łóżeczko i kąpiel, tylko...
- Poczekaj – zatrzymał mnie Polak, zakrywając moją dłoń swoją – sypialnię i taką ,,lepszą" łazienkę mam na górze, a ty się już wystarczająco dzisiaj nadźwigałeś. Położymy się w pokoju gościnnym, a tam jest pościelone, bo miał nocować Maciek, w końcu nie nocuje, nieważne, po prostu w tym względzie wszystko jest zrobione. Jeżeli chodzi o łazienkę, to po prostu wstaw mi pod prysznic jakieś krzesełko i będzie dobrze.
- Jak sobie, pan życzy – zaśmiałem się i pocałowałem jego zgrabne palce – a jeżeli chodzi o kolację...
- To zamówimy – przerwał Kamil.
- Mhm, rozumiem – pokręciłem z lekkim niedowierzaniem głową i zabrałem się do roboty.
***
Ku mojemu zaskoczeniu Kamil pozwolił się sobą zaopiekować, a nawet zanieść do łazienki. Posadziłem go na wcześniej przyniesionym krzesełku, które jednak ustawiłem przed kabiną.
- Pozwolisz, że najpierw cię rozbiorę? - zapytałem.
- A do tego nie potrzebuje nogi – Stoch udawał zdziwionego, ale nawet pozwolił pozbawić się swetra, kadrowej bluzy i koszulki.
- Ale z ciebie zmarzluch – pokręciłem głową i zabrałem się za jego spodnie – ale nie przejmuj się, jestem specjalistą od rozgrzewania.
- Niańka, przytulanka, dźwig osobowy, a nawet specjalista od spraw grzewczych – sarknął i sam zaczął się bawić suwakiem mojej bluzy.
- Jestem facetem wielu talentów – udałem, że nie rozumiem sarkazmu, a ciało mężczyzny nie robi na mnie wrażenie.
- A masz jakieś wady?– zapytał, gdy znów znalazł się w moich ramionach.
- Nie potrafię odpuszczać – odpowiedziałem i stanąłem bosymi stopami w zimnej kabinie – jestem arogancki, samolubny i nie szanuję autorytetów, mimo że kiedyś sam stanę się jednym z nich.
Prychnął i przewrócił oczami.
- Zapomniałeś krzesła – poinformował mnie.
- Ups – udałem zmartwienie.
- Halvor, naprawdę nie dam radę na jednej nodze za długo stać – powiedział trochę chłodniej.
- A przez chwilę, oparty o ścianę? - dopytałem.
Zmarszczył brwi, ale skinął głową. Postawiłem go najostrożniej jak potrafiłem i podniosłem w nieco inny sposób.
- Zapleć mi nogi na biodrach – poleciłem.
- Oprzyj moje plecy o ścianę – zakomenderował, a ja posłałem mu pełne wdzięczności spojrzenie.
Włączyłem prysznic, a on sięgnął po postawiony na kabinowej półeczce żel. Wylał trochę na swoje dłonie i zaczął rozprowadzać go po moim torsie. Ścisnąłem mocniej palce na jego udach.
- Chłopczyk – zaśmiał się, a potem zrobił coś i pocałował mnie w nos.
- Nie podejrzewałem cię o tyle romantyzmu, staruszku – odburknąłem i spróbowałem pocałować go w usta.
- Najpierw weźmiemy prysznic,a potem umyjemy ząbki – powiedział, kładąc mi na ustach swój palec wskazujący – a teraz się pośpiesz, bo naprawdę zacznę się martwić o twój kręgosłup.
Naprawdę rozważałem pozostania jak najdłużej pod prysznicem tylko po to, aby mężczyzna zaczął się mną na serio przejmować.
***
Następnego dnia obudziłem się pierwszy. Mężczyzna nadal spał po swojej stronie łóżka. Nie lubił się przytulać po stosunku, ale przynajmniej tym razem nie zostawił mnie samego.
- No teraz, to przynajmniej mi nie uciekniesz – powiedziałem, gdy poprzedniego wieczora po kolacji i zmianie jego opatrunku wylądowaliśmy w sypialni dla gości.
I rzeczywiście był obok. Popatrzyłem na niego z czułością. Tej nocy było trochę inaczej niż poprzednio, mimo że to nadal miał kontrolę nad wszystkim. Nie przeszkadzało mi to. Próbowałem siebie okłamać, ale w końcu musiałem przed sobą przyznać, że z każdą chwilą byłem coraz bardziej zauroczony.
Postanowiłem pójść zrobić śniadanie. Nie było to proste, bo oprócz jajek, mleka, mąki i dżemu nic nie znalazłem. No nic, będziemy musieli jakoś przeżyć naleśniki.
- Myślałem, że postanowiłeś się zemścić – powiedział ze spokojem Kamil, kiedy wszedłem do pokoju.
- Miałem taki plan, ale potem stwierdziłem, że jest ryzyko, że nawet byś tego nie zauważył, więc postanowiłem najpierw się najeść – oznajmiłem, siadając w nogach partnera, podając mu jeden talerz.
- Dietetycznie, jak cholera, Halvor – prychnął.
- To zaoferował mi twoja lodówka – odbiłem piłeczkę.
- Od wyjazdu z Austrii byłem u rodziców – wytłumaczył się i tylko pokręcił głową.
Uśmiechnąłem się i przez chwilę przyglądałem się, jak mężczyzna jadł.
- Przestań, bo to krępujące – warknął.
Chciałem odpowiedzieć, ale w tym momencie usłyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi wejściowych. A potem głos Maćka.
- Dobrze, dobrze, nie wszyscy naraz – brunet mówił po angielsku, więc...
Po chwili w pokoju pojawiła się mała wycieczka. Maciek z synkiem na rękach, nieco zmieszani Daniel i Johann oraz... państwo Stoch.
- Kamil bardzo cię przepraszam, ale ta dwójka – tu wskazał na moich rodaków – powiedziała, że nie ma cię w hotelu i ku mojemu zdziwieniu, ale jak się okazało słusznie, o czym porozmawiamy za chwilę, że będziesz tutaj, z kolei twoi rodzice powiedzieli, że przez ponad dobę nie dawałeś znaku życia, miałeś wyłączony telefon, więc skontaktowali się ze mną i o to jesteśmy.
- Dzięki, Maciek – Kamil uśmiechnął się szczerze i spojrzał pytająco na swoich gości
- To skoro z Halvorem wszystko w porządku, to poczekamy w ogrodzie – powiedział bardzo zmieszany Johann.
- Nie ma takiej potrzeby, Maciek zrobi wam herbatę w kuchni, chłopcy – powiedziała pani Stoch.
- Tak, tym bardziej, że muszę bardzo poważnie porozmawiać z panem Forfangiem – przytaknął Kot i rzucił w kierunku Kamila jego rozładowany telefon, miękko wylądował na pościeli.
Wstałem i spojrzałem na Kamila, ten pozornie był spokojnie, ale ręce delikatnie mu drżały.
- Mamo, tato... - zaczął.
- Pan jest... - przerwał synowi starszy mężczyzna.
- Niańką – wyrwało mi się – niańką państwa syna, przyjechałem się nim zaopiekować, a teraz przepraszam, ale kakaoko zaraz wystygnie, a...
- Halvor to mój chłopak – przerwał moją żenującą wypowiedź Kamil – jest po prostu bardzo nieśmiały.
- O jak miło, prawda, kochanie – rozczuliła się mama Polaka.
Podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła, potem jej mąż uścisnął moją dłoń.
- Miło mi pana poznać - powiedział.
- Mnie również – odpowiedziałem niepwnie.
- To my zajmiemy się gośćmi – uśmiechnęła się kobieta.
Po chwili zostaliśmy sami.
- Chłopakiem? - uniosłem brwi i usiadłem obok Kamila, tak, że stykały się nasze ramiona.
On tylko westchnął.
- Masz bardzo miłych rodziców – kontynuowałem.
- Którzy by mnie udusili za relację tylko na jedną noc – powiedział.
- Teraz to już na dwie – przewróciłem oczami.
- Mimo wszystko – upierał się.
A potem jednocześnie wybuchnęliśmy śmiechem.
- A w sumie to dlaczego? - zapytałem.
- Bo to niemoralne – wzruszył ramionami.
I znowu wybuchnęliśmy śmiechem.
- Tak, Jędruś, żyją, obaj. Nie pozabijali się. Teraz umierają ze śmiechu. Tak, dobrze zrobiłeś, że tu w nocy nie przyjeżdżałeś z telefonem. Dlaczego? Za młody jesteś – usłyszeliśmy jeszcze głos Maćka.
FankaPLskokow Quartararito to dla was
I jak zwykle czekam na wasze wrażenia
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro