Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

88. Pocieszenie - K.Stoch x H.E.Granerud part.II

Chciałam wstawić shota z okazji zbliżających się IO, ale no... z powodu dzisiejszej wiadomości o braku Kamila w Zakopanego i tej pechowej kontuzji, to wrócę dzisiaj coś takiego. Mam nadzieję, że Kamil wróci do rywalizacji dopiero, kiedy z nogą będzie naprawdę wszystko w porządku. A jednocześnie, że wyrobi się do Pekinu.

A teraz zapraszam do lektury:

*****

- Co on tu robi? - bardzo serdecznie przywitał mnie Kamil, a ja liczyłem grymas na jego twarzy mimo wszystko jest konsekwencją bólu, a nie mojego widoku.

- No, tak jakby... - zaczął Andrzej, ale przerwałem mu.

- Słyszałem, że mój ulubiony polski skoczek chce się pozbawić startu na igrzyskach i przyleciałem mu wyjaśnić, że to słaby pomysł – odpowiedziałem – a Andrzej jest średnio asertywną osobą. Dawid powiedział, że jakbyś chciał to byś odpisał. Ja jednak uważam, konsekwentnie, że od pewnego czasu nie wiesz, do końca, czego chcesz i znowu ci pomogę. Tym razem podjąć parę ważnych decyzji.

- Jestem dorosły, poradzę sobie – Kamil uśmiechnął się sztucznie i jęknął, próbując podnieść się sprzed szpitalnej ławki.

- Trener powiedział, że zaraz po ciebie przyjedzie – Andrzej położył dłoń ramieniu kolegi z drużyny, przyjacielsko lecz zdecydowanie.

- Zaraz będzie czy wsiądzie w samochód? - dopytałem.

- Wsiądzie...

- Jędruś! - przerwał młodszemu chłopakowi Stoch.

- To w takim razie zabieram ciebie i oczywiście Jędrusia do swojego samochodu i odstawię do domu – uśmiechnąłem się szeroko.

- Ja mam jeszcze badana – Andrzej spojrzał się zdziwiony na kolegę z drużyny – plecy. Wrócę z trenerem, ale wy jedźcie, bo Kamil musi dużo wypoczywać, aby pojechać do Pekinu.

- Zajmę się nim – odpowiedziałem, nie przestając szczerzyć się w złośliwym uśmiechu – wasz mistrzunio będzie pod bardzo troskliwą opieką.

Potem podszedłem bliżej Kamila. Kiedy przyjeżdżałem do Polski głowę miałem wypełnioną paplaniną Daniela, jakimiś jego frazesami o przestrzeni, czasie, wzajemnym szacunku i tak dalej. Jednak teraz nie zamierzałem nie skorzystać z faktu, ż facet nie był w stanie wstać. Bezceremonialne wziąłem go na ręce. Zdziwiłem się, myślałem, że będzie cięższy.

- Chyba żartujesz – prychnął Kamil – Jędruś.

- Ja tam uważam, że to nie jest głupie rozwiązanie – zaśmiałem się ze strategicznej zdrady Andrzeja, który z moimi oczekiwania poparł mój pomysł – pomóc jakoś?

- Otworzysz samochód? Kamil, a ty możesz mi wyjąć z prawej kieszeni spodni kluczyki? - zapytałem.

Stoch z obojętnym wyrazem twarzy zrobił to, o co go poprosiłem. Rozśmieszyło mnie to, gdyby nie ryzyko, że gdzieś w pobliżu mogły czaić się dziennikarskie hieny, to pocałowałbym go.

Po paru chwilach byliśmy już w moim samochodzie. Andrzej pomachał nam na pożegnanie.

- No dobra, to gdzie teraz? - zapytałem.

- Ty to chyba do hotelu – Kamil uniósł brew, chyba myśląc, że uda mu się mnie zagiąć.

- Myślałem, że u ciebie nam będzie wygodnie, ale skoro preferujesz wąskie, jednoosobowe łóżko... - zacząłem a on prychnął.

- Daj mi telefon to wpiszę ci adres – rozkazał.

- A co się stało z twoim? - zapytałem, ale podałem mu aparat.

- Jest u Andrzeja w plecaku – wyznał.

- Mam być zazdrosny? - uniosłem brew.

Spojrzał na mnie z politowaniem, co trochę zbiło mnie z tropu. Przygryzłem lekko wargę i zatrzymałem się na światłach.

- Wiesz, że w sumie to mogę cię teraz porwać? - postanowiłem zmienić temat.

- I co byś ze mną zrobił na ten weekend? - Polak wreszcie postanowił zniżyć się do mojego poziomu.

- W sumie nie wiem, ale dobrze mieć świadomość pewnej władzy nad tobą – wzruszyłem ramionami i spojrzałem na niego.

- A myślałem, że nie lubisz dominować – mruknął niby do siebie, ale jednak na głos i po angielsku.

- Teraz będziemy mieć wystarczająco dużo czasu, aby to omówić – odpowiedziałem wymijająco i skoncentrowałem się na prowadzeniu auta.

***

Musiałem przyznać, że posiadłość Kamila zrobiła na mnie wrażenie. Zaparkowałem pod samymi drzwiami.

- Nie zablokuję ci drzwi, ale ty dla własnego dobra i zadowolenia polskich kibiców poczekasz, aż wezmę cię na ręce – oznajmiłem.

Tym razem nie protestował. Podał mi tylko wcześniej klucze, a ja pobiegłem najpierw otworzyć drzwi. Bez większych przeszkód udało mi się go umieścić na kanapie w salonie. Usiadłem obok niego i uśmiechnąłem się z satysfakcją.

- Gratuluję, Granerud, ale nie chcę potem czytać w internecie, że po pobycie w Polsce bolą cię plecy – powiedział z czymś na kształt uśmiechu na twarzy.

Roześmiałem się i położyłem dłoń na jego udzie.

- Nie będę, obiecuję – drugą rękę położyłem sobie na sercu – a teraz pozwolisz, że pójdę ci przyszykować łóżeczko i kąpiel, tylko...

- Poczekaj – zatrzymał mnie Polak, zakrywając moją dłoń swoją – sypialnię i taką ,,lepszą" łazienkę mam na górze, a ty się już wystarczająco dzisiaj nadźwigałeś. Położymy się w pokoju gościnnym, a tam jest pościelone, bo miał nocować Maciek, w końcu nie nocuje, nieważne, po prostu w tym względzie wszystko jest zrobione. Jeżeli chodzi o łazienkę, to po prostu wstaw mi pod prysznic jakieś krzesełko i będzie dobrze.

- Jak sobie, pan życzy – zaśmiałem się i pocałowałem jego zgrabne palce – a jeżeli chodzi o kolację...

- To zamówimy – przerwał Kamil.

- Mhm, rozumiem – pokręciłem z lekkim niedowierzaniem głową i zabrałem się do roboty.

***

Ku mojemu zaskoczeniu Kamil pozwolił się sobą zaopiekować, a nawet zanieść do łazienki. Posadziłem go na wcześniej przyniesionym krzesełku, które jednak ustawiłem przed kabiną.

- Pozwolisz, że najpierw cię rozbiorę? - zapytałem.

- A do tego nie potrzebuje nogi – Stoch udawał zdziwionego, ale nawet pozwolił pozbawić się swetra, kadrowej bluzy i koszulki.

- Ale z ciebie zmarzluch – pokręciłem głową i zabrałem się za jego spodnie – ale nie przejmuj się, jestem specjalistą od rozgrzewania.

- Niańka, przytulanka, dźwig osobowy, a nawet specjalista od spraw grzewczych – sarknął i sam zaczął się bawić suwakiem mojej bluzy.

- Jestem facetem wielu talentów – udałem, że nie rozumiem sarkazmu, a ciało mężczyzny nie robi na mnie wrażenie.

- A masz jakieś wady?– zapytał, gdy znów znalazł się w moich ramionach.

- Nie potrafię odpuszczać – odpowiedziałem i stanąłem bosymi stopami w zimnej kabinie – jestem arogancki, samolubny i nie szanuję autorytetów, mimo że kiedyś sam stanę się jednym z nich.

Prychnął i przewrócił oczami.

- Zapomniałeś krzesła – poinformował mnie.

- Ups – udałem zmartwienie.

- Halvor, naprawdę nie dam radę na jednej nodze za długo stać – powiedział trochę chłodniej.

- A przez chwilę, oparty o ścianę? - dopytałem.

Zmarszczył brwi, ale skinął głową. Postawiłem go najostrożniej jak potrafiłem i podniosłem w nieco inny sposób.

- Zapleć mi nogi na biodrach – poleciłem.

- Oprzyj moje plecy o ścianę – zakomenderował, a ja posłałem mu pełne wdzięczności spojrzenie.

Włączyłem prysznic, a on sięgnął po postawiony na kabinowej półeczce żel. Wylał trochę na swoje dłonie i zaczął rozprowadzać go po moim torsie. Ścisnąłem mocniej palce na jego udach.

- Chłopczyk – zaśmiał się, a potem zrobił coś i pocałował mnie w nos.

- Nie podejrzewałem cię o tyle romantyzmu, staruszku – odburknąłem i spróbowałem pocałować go w usta.

- Najpierw weźmiemy prysznic,a potem umyjemy ząbki – powiedział, kładąc mi na ustach swój palec wskazujący – a teraz się pośpiesz, bo naprawdę zacznę się martwić o twój kręgosłup.

Naprawdę rozważałem pozostania jak najdłużej pod prysznicem tylko po to, aby mężczyzna zaczął się mną na serio przejmować.

***

Następnego dnia obudziłem się pierwszy. Mężczyzna nadal spał po swojej stronie łóżka. Nie lubił się przytulać po stosunku, ale przynajmniej tym razem nie zostawił mnie samego.

- No teraz, to przynajmniej mi nie uciekniesz – powiedziałem, gdy poprzedniego wieczora po kolacji i zmianie jego opatrunku wylądowaliśmy w sypialni dla gości.

I rzeczywiście był obok. Popatrzyłem na niego z czułością. Tej nocy było trochę inaczej niż poprzednio, mimo że to nadal miał kontrolę nad wszystkim. Nie przeszkadzało mi to. Próbowałem siebie okłamać, ale w końcu musiałem przed sobą przyznać, że z każdą chwilą byłem coraz bardziej zauroczony.

Postanowiłem pójść zrobić śniadanie. Nie było to proste, bo oprócz jajek, mleka, mąki i dżemu nic nie znalazłem. No nic, będziemy musieli jakoś przeżyć naleśniki.

- Myślałem, że postanowiłeś się zemścić – powiedział ze spokojem Kamil, kiedy wszedłem do pokoju.

- Miałem taki plan, ale potem stwierdziłem, że jest ryzyko, że nawet byś tego nie zauważył, więc postanowiłem najpierw się najeść – oznajmiłem, siadając w nogach partnera, podając mu jeden talerz.

- Dietetycznie, jak cholera, Halvor – prychnął.

- To zaoferował mi twoja lodówka – odbiłem piłeczkę.

- Od wyjazdu z Austrii byłem u rodziców – wytłumaczył się i tylko pokręcił głową.

Uśmiechnąłem się i przez chwilę przyglądałem się, jak mężczyzna jadł.

- Przestań, bo to krępujące – warknął.

Chciałem odpowiedzieć, ale w tym momencie usłyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi wejściowych. A potem głos Maćka.

- Dobrze, dobrze, nie wszyscy naraz – brunet mówił po angielsku, więc...

Po chwili w pokoju pojawiła się mała wycieczka. Maciek z synkiem na rękach, nieco zmieszani Daniel i Johann oraz... państwo Stoch.

- Kamil bardzo cię przepraszam, ale ta dwójka – tu wskazał na moich rodaków – powiedziała, że nie ma cię w hotelu i ku mojemu zdziwieniu, ale jak się okazało słusznie, o czym porozmawiamy za chwilę, że będziesz tutaj, z kolei twoi rodzice powiedzieli, że przez ponad dobę nie dawałeś znaku życia, miałeś wyłączony telefon, więc skontaktowali się ze mną i o to jesteśmy.

- Dzięki, Maciek – Kamil uśmiechnął się szczerze i spojrzał pytająco na swoich gości

- To skoro z Halvorem wszystko w porządku, to poczekamy w ogrodzie – powiedział bardzo zmieszany Johann.

- Nie ma takiej potrzeby, Maciek zrobi wam herbatę w kuchni, chłopcy – powiedziała pani Stoch.

- Tak, tym bardziej, że muszę bardzo poważnie porozmawiać z panem Forfangiem – przytaknął Kot i rzucił w kierunku Kamila jego rozładowany telefon, miękko wylądował na pościeli.

Wstałem i spojrzałem na Kamila, ten pozornie był spokojnie, ale ręce delikatnie mu drżały.

- Mamo, tato... - zaczął.

- Pan jest... - przerwał synowi starszy mężczyzna.

- Niańką – wyrwało mi się – niańką państwa syna, przyjechałem się nim zaopiekować, a teraz przepraszam, ale kakaoko zaraz wystygnie, a...

- Halvor to mój chłopak – przerwał moją żenującą wypowiedź Kamil – jest po prostu bardzo nieśmiały.

- O jak miło, prawda, kochanie – rozczuliła się mama Polaka.

Podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła, potem jej mąż uścisnął moją dłoń.

- Miło mi pana poznać - powiedział.

- Mnie również – odpowiedziałem niepwnie.

- To my zajmiemy się gośćmi – uśmiechnęła się kobieta.

Po chwili zostaliśmy sami.

- Chłopakiem? - uniosłem brwi i usiadłem obok Kamila, tak, że stykały się nasze ramiona.

On tylko westchnął.

- Masz bardzo miłych rodziców – kontynuowałem.

- Którzy by mnie udusili za relację tylko na jedną noc – powiedział.

- Teraz to już na dwie – przewróciłem oczami.

- Mimo wszystko – upierał się.

A potem jednocześnie wybuchnęliśmy śmiechem.

- A w sumie to dlaczego? - zapytałem.

- Bo to niemoralne – wzruszył ramionami.

I znowu wybuchnęliśmy śmiechem.

- Tak, Jędruś, żyją, obaj. Nie pozabijali się. Teraz umierają ze śmiechu. Tak, dobrze zrobiłeś, że tu w nocy nie przyjeżdżałeś z telefonem. Dlaczego? Za młody jesteś – usłyszeliśmy jeszcze głos Maćka.


FankaPLskokow Quartararito to dla was


I jak zwykle czekam na wasze wrażenia

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro