75. Zaklęcie na ,,N" - A.Wellinger x D.A.Tande
Dla luv_my_angels mimo że tylko ona zaproponowała Wellingera, to kiedy tylko zobaczyłam jego nazwisko wiedziałam, że to o niego mi chodzi. A jeżeli chodzi o Mariusa, to na pewno się z nim niedługo coś pojawi.
- Bądź grzeczny – mówili rodzice, a wtórowali im nauczyciele.
Byłem. Uśmiechałem się, wyginając wargi w kształt uśmiechu numer osiem. Wszyscy byli zadowoleni oprócz mnie.
- Trzeba być uprzejmym – byłem.
Nawet wtedy, kiedy chłopcy zaprosili mnie do szkolnej łazienki trochę na siłę.
- Przepraszam możecie przestać? - zapytałem grzecznie.
Nie przestali. A ja już więcej się nie odzywałem.
- Jeżeli ktoś ci się podoba, to musisz się starać – przeczytałem w pewnym poradniku.
Starałem się. Ludzie z tego chętnie korzystali.
I wśród tych życiowych rad nie znalazła się chociażby krótka notka o pewnej alternatywie. Kulturalnej, ale posiadającej pewną małą wadę. Okraszonej w nadmiarze przywarą ładnie nazywaną asertywnością. Żyjąc, więc w bajkowym świecie różowej lukrecji i słodkich słówek nie potrafiłem rzucić prostego zaklęcia na ,,n".
Nie znoszę niebieskiego. A taki kolor ma mój garnitur na ślub, na który nawet nie mam ochoty, ale perspektywa powiedzenia ,,nie" Danielowi przerastała mnie od czasu pierwszej randki – do której zostałem zmuszony przez naszego wspólnego znajomego – przez zaręczyny aż po moment wybierania ślubnej garderoby. Danielowi nie spodobały się bokserki w niemieckie krasnoludki ogrodowe, dlatego pod okropnym garniturem mam bieliznę w małe kotki. Nienawidzę kotów prawie tak samo perspektywy dożywotniego związku z Danielem. Kiedy ten zakłada mi na palec pierścionek zastanawiam się czy będę potrafił powiedzieć, że ,,już go nie kocham", kiedy zapyta o to sędzia na rozprawie rozwodowej, która prędzej czy później nadejdzie, bo przecież blondynek, to znaczy mój już mąż, nie lubi ,,lalusiowatych" chłopców, a ja jestem w nich w stu procentach.
- A może Johann i Markus pojadą z nami w naszą podróż poślubną? – pyta mój małżonek po małym rodzinnym obiedzie, który zastępował moje wymarzone, wielkie wesele.
- Oczywiście – szczerzę zęby.
- Z przyjemnością popatrzę, jak zdradzasz mnie tuż po ślubie – dodaję w myślach - w towarzystwie Markusa popijając Proseco.
***
Jestem na wymarzonych wakacjach Daniela. Siedzę na kolanach swojego męża chociaż nie trawię okazywania uczuć w miejscach publicznych. On liże mnie po szyi po czym robi mi malinkę. Nienawidzę tego ile czasu zajmuje mi potem ukrycie tego przed tymi wszystkimi zgorszonymi spojrzeniami, którym się już nie dziwię. Wolałabym narzekać z nimi wszystkimi na ,,te czasy" niż znosić ciągły dotyk ciepłych dłoni Norwega, które niebezpiecznie blisko zbliżają się do paska moich spodni.
Matka królowej Wiktorii powiedziała jej, by ta zamknęła oczy i myślała o Anglii. Mnie jest trochę trudniej, bo moje współżycie z Danielem nie przyniesie żadnych pozytywnych efektów mojemu narodowi. Nawet potomka. Dobrze, że nie jestem kobietą. Pewnie już miałbym sześcioro dzieci, kiedy właśnie tego by chciał mój mąż. Chociaż patrząc na Daniela, to raczej w ogóle nie pojawiło się dziecko.
- Kochanie, potrzebuję, abyś mi pomógł – blondyn ślini mi ucho.
Gdybym miał chociaż odrobinę charakteru, to powiedziałbym, siląc się na odrobinę sarkazmu:
- A to po co braliśmy ze sobą Johanna?
Niestety wstaję z kolan mężczyzny, gdy on robi to samo, biorę go na ręce.
- Pocałuj mnie w policzek – rozkazuje mężczyzna.
- Nie, bo się nie ogoliłeś – myślę prawie na głos.
- Pięknie pachniesz – odpowiadam na głos.
Jeszcze kiedyś powiem mu nie...
***
Wracamy do Norwegii, chociaż wolałbym mieszkać w Niemczech. Jak w dzieciństwie mieć za płotem Stephana. Znaleźliśmy dom bliźniak na peryferiach Monachium. Ale Daniel umie mówić nie.
Ja nie. I po raz pierwszy w życiu mi się to przyjdę.
- Andreas, ty prawie z domu nie wychodzisz, może przydałby ci się mały wypad... - zaczyna, a uśmiech wstępuje na moją twarz.
- Kamil jest w Oslo – przerywam mu i wybieram jasną, filetową bluzę, którą kiedyś wcisnęła mi pewna ekspedientka.
Nie znoszę tej bluzy, ale ta pani powiedziała mi, że muszę ją pokochać. Nie potrafiłem odmówić, więc ubieram znienawidzony ciuch.
Daniel przygląda się, jak się ubieram. Kiedy jestem gotowy, podchodzi. Wsuwa mi na palec obrączkę na palec. Całuje mnie w usta.
- Odwiozę cię – oznajmia, nie pyta, więc kiwam głową na znak zgody.
***
- Będę spokojniejszy – mówi Daniel i na pożegnanie całuje mnie w szyję. Za nim zdążę pomyśleć powstaje tam też malinka.
Nie odpowiadam. Wchodzę do kawiarni, gdzie już czeka Kamil. Uśmiecha się na mój widok. Wskazuje mi moje miejsce.
- Myślałem, że nie znosisz malinek – komentuje czerwoną plamę na mojej szyi.
- Myślałem, że nie znoszę Daniela – odpowiedziałem sarkastycznie.
- Seks z nim musi być zajebisty skoro za niego wyszedłeś – śmieją się jego jasne oczy.
- Jak chcesz możesz się przekonać – proponuję, zamawiając kawę.
- Podzielisz się mężem? - Kamil przygryza dolną wargę.
- Wiesz, że nie potrafię odmawiać – wzruszam ramionami – ale cię lubię, więc dam ci radę. Jeżeli chcesz bezpieczny stosunek, to poproś o badania jeszcze Johanna i Mariusa.
- Zdradza cię – bardziej stwierdza niż pyta.
- Tak. Ale żałuję tylko tego, że Johann mu nie wystarcza – wzdycham.
Obydwaj wybuchamy śmiechem.
- No tak, przecież ty mu nawet nie powiesz, że boli cię głowa – brunet przygląda mi się z rozczuleniem.
- Oczywiście. Przecież wiesz tak samo dobrze, jak ja, gdyby podszedł tutaj ten olbrzymi kelner i powiedział, że zaraz mnie przeleci, to bym mu przytaknął – przyznaję przed Kamilem i samym sobą.
- Ale mnie byś już odmówił – prycha Stoch.
- Znamy się za długo. Pozbyłem się już oporów, by tobie mówić ,,nie" – przyznaję mu rację – chociaż teraz tak długo się nie widzieliśmy... Jeżeli chcesz mnie wykorzystać, to dzisiaj.
- Nie, Andreas, wolę jednak chłopców, którzy odmawiają obcym – za twoją sprawą zaczyna się robić zbyt poważnie.
Chwila milczenia.
- A co ze Stephanem? – pytasz nagle, przerywając niezręczną ciszę.
- Nigdy nie miałem okazji mu nie odmówić – wzruszam ramionami.
- Teraz masz – słyszę znajomy głos za sobą.
Odwracam się i widzę Stephana. Ręce ma zaplątane na piersi.
- Panie Tande – dodaje po chwili, boleśnie uświadamiając mi, że przyjąłem nawet to okropne nazwisko.
Chcę coś odpowiedzieć. Nie jestem w stanie. Patrzę w milczeniu na Stephana. Nagle rozlega się dźwięk telefonu. Odbieram. To Daniel.
- Jak będziesz wracał, to kup te truskawkowe prezerwatywy – mówi – zostały nam tylko bananowe.
- Jasne – zmuszam się, by uśmiechnąć się do słuchawki.
- Nienawidzisz truskawek – chórek Kamila i Stephana wypada zadziwiająco harmonijnie.
- Nienawidzę – przytakuję – dokładnie tak samo, jak siebie w tej chwili.
Wbrew siebie wychodzę.
- Jesteś idiotą, Andreas – czy teraz już zawsze Kamil i Stephan będą do mnie mówić jednocześnie.
- Wiem.
- Niszczysz sobie życie – oznajmiają mi znowu zgodnie.
- Konsekwentnie – kiwam głową, zamawiając taksówkę.
- Może ty go naprawdę kochasz? - prycha Stephan.
Uśmiecham się smutno. Ostatni moment, by wszystko uratować. Tracę go. Przecież nie znam zaklęcia na ,,n". I właśnie, i tylko z tego powodu go nie używam. I nie uratuję swojej historii miłosnej. Wrócę do domu i będę się pieprzyć z facetem, którego nawet nie lubię przy zapachu znienawidzonych truskawek.
Pomyślałam, że dzisiaj coś lżejszego. Mam nadzieję, że pasowało
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro