58. Johann Andre Forfang - Proszę, oddaj mi go
Nie ma nic smutniejszego niż pusty dom pełen wspomnień. Bardziej przygnębiającego niż porozrzucane ubrania osoby, która już nigdy więcej nie przekroczy progu tych pomieszczeń, jako ta, którą była, gdy opuszczała to miejsce. Nic bardziej nie prowokuje łez niż te zdjęcia na ścianach, szafkach a nawet na stole. Oprawionych, zakurzonych, niegdyś wyjątkowych pamiątek, teraz to tylko nośniki zbędnych, bolesnych wspomnień, w których autentyczność powoli zaczynam wątpić.
Patrzę na wazon z uschniętymi kwiatami, w pośpiechu nikt nie zdążył ich wyrzucić, teraz mam ochotę je zrzucić z szafki razem ze szklanym wazonem. Żadne z nich, już nigdy więcej nie będzie potrzebne. A może teraz jedynie trochę za bardzo dramatyzuję. Przecież któregoś, pięknego dnia, wszystko powróci do normalności. Obudzę się i poczuję wolność, a myśli będą jasne i przejrzyste. Ale teraz jeszcze nie. Usiądę na naszym... na tym tarasie, na którym piliśmy kawę i rozmawialiśmy, i mieliśmy, a może tylko ja miałem, konkretne plany na przyszłość.
Nie siadam, staję, opieram się drewnianą balustradę, którą Daniel zrobił sam, przy małej pomocy Kennetha. Tamten dzień był wyjątkowy gorący, jak na te skandynawskie rejony. Chłopcy zdjęli koszulki, posmarowałem plecy swojego ówczesnego partnera olejkiem, śmiał się wtedy z tego, że jestem okropną niańką. Uleciał, wtedy, ze mnie dobry nastrój, mimo że to był tylko żart, a Daniel pocałował mnie potem w usta. Niby wszystko było w porządku...
Nie chciałem tej balustrady budować samodzielnie. Nie ufałem swoim zdolnościom manualnym, a nie potrafiłem tak jak Daniel i Kenneth bawić się tym, próbować do skutku. Latać w starych sportowych spodenkach po całym ogrodzie z młotkiem czy pędzlem od farby. Może ten mój brak beztroski, umiejętności czerpania radości z życia z najprostszych rzeczy jest powodem, że już więcej takich wspomnień nie będzie.
Nie kłóciliśmy się prawie nigdy. Na początku dlatego, że nasz związek był bardziej przyjacielski niż romantyczny i jedyne co mogło nas poróżnić to wizja wakacji czy w danym tygodniu obiadek jemy u jego czy moich rodziców, a i tak zawsze mu ulegałem, więc... Potem, kiedy do naszego związku wdarła się moja zazdrość, to przez pierwsze lata i tak byłem zbyt niepewny siebie aby okazać ją w jakiś bardziej konkretny sposób niż mordowanie wzrokiem każdej osoby, która próbowała nawiązać z blondynem jakąś głębszą relacje niż na gruncie zawodowym czy koleżeńskim. Potem w naszym życiu pojawił się Marius, nasz przyszywany synek, przy którym przecież nie wolno krzyczeć. Grałem, więc szczęśliwego chłopaka, tłumiłem w sobie emocje. Nie potrafiłem o nich mówić nawet wtedy, kiedy byliśmy sami. Oddalaliśmy się. Dopiero teraz to widzę.
Ukrywam ręce w dłoniach. Tak prosto mówiło się o naszym małym raju, pokazywało się światu niemal idealny związek, ale nie do przesady. Każdy miał szansę uwierzyć, że nie mogliśmy się lepiej dopasować. Granie szczęśliwego partnera było zdecydowanie prostsze niż powiedzenie prawdy. Na przykład o kończących się tematach do rozmowy. Zbliżenia, do których, szczególnie w ostatnim czasie, Daniel zdawał się przymuszać.
A jednak za nim tęsknię. Za jego dłonią na moich plecach lub we włosach. Za charakterystycznym śmiechem z najmniejszych błahostek. Za namiastką podziwu w jego oczach, kiedy pokazywałem mu moje małe artystyczne dzieła. Uwielbiał pozować mi do zdjęć. Tylko mi, tylko z medalem na szyi za Mistrzostwa Świata z Lotach. Potem razem je oglądaliśmy. To były proste, przyjemne czynności, których już nie będzie.
Przez... no właśnie. Przez Daniela, a może przez Kamila.
Znów patrzę przed siebie na łąkę nadal okrytą śniegiem, dzielącą mnie od rzeki, w której uwielbiał kąpać się Daniel, a mnie zawsze było albo za zimno, albo było zbyt brudno, albo woda była za mokra...
– Kamil, oddaj mi go, proszę! – mam ogromną ochotę krzyknąć w pustą przestrzeń.
Łzy spływają po moich policzkach na wspomnienia Daniela pochylonego nad Polakiem. Na ich złączone ciała, na namiętność z jaką mój chłopak, później spoglądał na Kamila. Na to, jak bardzo pusto brzmiało ,,przepraszam" w jego ustach. Nie zależało mu już. Wręcz przeciwnie, on chciał się ode mnie uwolnić. Przecież przeszkadzała mu moja zazdrość, w jego oczach byłem nudny.
Zaciskam usta. Wraca okropne uczucie upokorzenia. Czym sobie zasłużyłem na takie traktowanie? Nieco podniesionym głosem? Palcami zaciśniętymi na jego nadgarstku zbyt mocno? A może brakiem odwagi? Sam sugerował, abym nazwał go dziwką, ale to wydawało mi się do niego takie niepodobne do niego. Do tego Daniela, którego znałem, tego którego pragnąłem odzyskać.
Prostuję się gwałtownie. Sięgam po doniczkę stojącą na obok mnie. Mam ochotę rzucić ją jak najdalej, roztrzaskać ją, zrobić z niej metaforę samego siebie. Ale tak się nie dzieje. To nie jest do mnie podobne, to Daniel potrafił przekopać cały ogródek wzdłuż i w poprzek, narąbać drzewa na pół zimy, kiedy tylko coś mu nie wychodziło, rzucać szklankami i talerzami, a potem szorować całe mieszkanie na błysk i z uśmiechem na twarzy przynosić mi przeprosinową herbatę w ostatnim całym kubku. Ja wszystko znosiłem w ciszy, więc może dlatego to on był szczęśliwszy.
A jaki jest mężczyzna, który mi go odebrał?
No właśnie. Dlaczego cały czas postrzegam Kamila jako winnego całej sytuacji? Przecież to Daniel dokonał wyboru, przecież, to nie Polak mnie zdradzał i okłamywał, nie potrafiąc się powstrzymać przed przelizaniem się z kochankiem na oczach wszystkich. A jednak, to jego w tej chwili nienawidzę najbardziej i jego mam ochotę błagać o zwrócenie mi Daniela. O zwrócenie osoby, nie rzeczy. O zwrócenie... A przecież Daniel nigdy nie był moją własnością, a był po prostu częścią mnie. Najważniejszą.
Wracam do domu. Znów otaczają mnie uśmiechnięte twarze moje i Daniela. Strącam je z szafki, szkło ochronne pęka. Trudno. Sięgam do ostatniej książki jaką czytał blondyn. O kobiecie, która na prośbę swojego męża odcięła się od rodziny, znajomych, a on wtedy zamienił się w potwora, niewolił, traktował jak rzecz. Ta kobieta nie mogła nawet wyjść sama na spacer... Uśmiecham się ironicznie. No tak, Daniel coś mi sugerował, pokazując mi tę pozycję. Czuł się tak jak ona, bo towarzyszyłem mu wszędzie, bo po co samemu iść na spacer, kiedy można razem, po co wyjście do baru z kumplem podstawówki, kiedy możemy obejrzeć film tylko we dwoje, z kieliszkiem w dłoni, tak będzie bardziej elegancko?
Ale ja widzę jeszcze inne podobieństwo. Dla Daniela odciąłem się od przyjaciół i znajomych. Nie prosił mnie o to, ale ja pragnąłem spędzać z nim każdą chwilę, chciałem bliskości, on pewnie wcześniej też, tylko inaczej ją rozumieliśmy. On przez dzielenie pasji, ja przez ciągłe wtulanie się i nieodstępowanie siebie na krok. Może poczuł się osaczony?
Czemu dopiero teraz widzę te różnice? Przecież wcześniej też były widoczne. Odkładam książkę na miejsce i idę dalej. Wszystko było wspólne, jak teraz rozdzielić to życie. Znam Daniela na tyle, że nie zrobi awantury o nierówne podzielenie serwetek, książek, płyt, zestawów pościeli czy mebli, ale co z domem?
Nie wyobrażam sobie Kamila tutaj, jak budzi się w moim łóżku, jak siedzi na balustradzie tarasu, gdzie z Danielem pijaliśmy rano kawę, jak ćwiczy w naszej małej siłowni. Czy mój pokój fotografii będzie musiał zostać poświęcony na jego trofea, bo przecież nie zmieszczą się na tych półkach, które parę lat temu zrobił Daniel. Z drugiej strony, Danny w życiu nie zgodzi się na sprzedanie domu, w które włożył tyle serca...
Kolejna łza.
– Kamil – szepcze cicho – po co ci on?
Może łatwiej mi zwracać się do Polaka, bo mam dziwne wrażenie, że on by zrozumiał. Chwytam się za włosy. Mam ochotę je rwać. Jestem sam. Rozmawiam sam ze sobą. Nie ma nikogo obok. Mogę płakać i krzyczeć do woli, ale nie ma nikogo obok mnie. Ekran telefonu rozjaśnia przychodzące połączenie. Ale ja nie potrzebuję towarzystwa. Wbiegam po schodach i rzucam się na łóżko. Tam jeszcze na poduszce jest jeszcze zestaw nie spakowanych przez Daniela koszulek. No tak zapomniał ich, chodził w samych bluzach, szybciej mógł się rozebrać.
Leżę na plecach. Patrzę na okno, za jakiś czas to nie ja będę wieszał tutaj firanki, zrobi to inna, obca ręka...
***
I co powiecie na występ solowy Johanna?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro