Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

57. Wieczór naszej znajomości - M. Fettner x S.Ammann

     W dłoniach trzyma kubek herbaty, w milczeniu patrzy na zegar wiszący na ścianie. Nie chcę przerywać tej chwili, dziwnie pięknej i osobliwej. Patrzę na jego profil, zastanawiam się ile lat to już minęło. Opieram się o framugę. W końcu mnie zauważa. Uśmiecha się niepewnie na mój widok. Wskazuje mi miejsce obok siebie, niemal bez zastanawiania zajmuje je. Podaje mi drugi kubek, przyjmuję go i zabieram kawałek koca, którym okrywa nogi. Nasze kolana stykają się. Zastanawiam się dlaczego teraz nic nie czuję, skoro jeszcze przed chwilą nie pragnąłem niczego bardziej jak jego dotyku, spojrzenia, a może po prostu tak mi się tylko zdawało...

– Czekałem na ciebie. Nie po raz pierwszy z resztą – wita mnie, spoglądają na mnie jego czekoladowe oczy – rozumiem, że sprzątałeś bałagan, którego byłeś współautorem?

– Nie przeżyję życia za Kamila – ucinam krótko.

– Zastanawiasz się, czy... – unosi brew, ale nie kończy.

Pięścią podpiera brodę. Zauważam na jego ciele nowe tatuaże.

– Nie – kręcę głową.

– Tobie by czegoś takiego nie zrobił – kpi, ściskając mocniej kubek.

– Fetti, jeszcze chwila i naprawdę pomyślę, że jesteś zazdrosny i to w dodatku o mojego byłego, a to by było żałosne – upijam łyk herbaty.

Manuel tylko kręci głową i odgarnia z twarzy ciemną grzywkę. Uśmiecha się jakoś tak dziwnie smutno. Przypomina mi się wpis z jego pamiętnika.

– Gdyby nie mój związek z Kamilem, to...

– Pewnie tak. Pewnie w końcu bym się odważył i wyznał ci uczucia, bo pamiętam wszystko z tamtej nocy, wtedy widziałem wszystko w kolorowych barwach. Ja, ty, domek w alpach, pies, kot, co tam chcesz i cisza, spokój. Ale skończyła się noc i bałem się, że znowu ktoś mnie zrani.

Kiwam głową, pamiętając pustkę w sercu jaką czułem, kiedy zastałem puste łóżko w sypialni.

– A teraz ty jesteś z Andreasem i jesteś szczęśliwy – mówię, czując ucisk w gardle.

Tym razem on milczy. Znowu poprawia włosy, wbija wzrok w ścianę. Dobiera odpowiednia słowa, aby mnie nie bolało. Urocze to. Może gdybym docenił takie rzeczy wcześniej, może gdyby nie mój ślub w wieku lat dwudziestu, może gdyby...

– Jestem, Simon, może on nie jest ideałem faceta, może nie jest tobą, ale był inny, nie powiem, że lepszy, bo długo się z ciebie leczyłem, ale przyzwyczaiłem się do niego – odpowiada, nadal na mnie nie patrząc – nauczyłem się go kochać, doceniać sam fakt jego bliskości, to że ktoś jest o mnie zazdrosny, ale nie do przesady, że przynosił śniadania do łóżka.

Unoszę kącik ust do góry. Przypominają mi się nasze wspólne, przyjacielskie wyjazdy, kiedy kłóciliśmy się, kto gotuje, sprząta i tak dalej.

– Pamiętasz, jak pojechaliśmy kiedyś w czwórkę chyba do Wiednia? – pyta, jakby czytał mi w myślach – ty jeszcze byłeś z Kamilem, a ja dopiero zaczynałem być Andreasem?

– Dobrze gotował – przyznaję – gdyby nie on, znowu byśmy jedli grzanki z serem lub z dżemem.

– Gotował, sprzątał, pilnował, abyśmy pijani nie oddalali się za bardzo – przypomina – i wtedy wydawało mi się to cholernie nudne i nienormalne, bo przecież ty od zawsze preferowałeś inny styl, a Kamil był do ciebie bardzo podobny w tej kwestii. Ale paradoksalnie, to on pierwszy dostrzegł, że to jest w związku istotne. To, dlatego się rozstaliście?

– Trochę za szybko chciałem wszystko zrobić, a on jest do mnie bardzo podobny, lubi chodzić własnymi ścieżkami – uśmiecham się smutno – ale nie rozmawiajmy już o nim.

Fettner kiwa głową i odstawia kubek. Zamiast tego pochyla się jeszcze bardziej i z ziemi podnosi stary zeszyt. Trzymałem go już wcześniej dłoniach. Jego pamiętnik. Zastanawiam się, o co mężczyźnie chodzi. Raczej nie pozwoli mi na dokończenie całkiem przyjemnej lektury.

Moje przypuszczenia się spełniają. Mężczyzna wyjmuje z tylnej części bruliony nasze wspólne zdjęcie. Trochę wcześniejsze niż tamten wyjazd. Staliśmy bez koszulek na brzegu strumienia gdzieś wysoko w górach. Czarne szlaki jego tatuaży wyglądały niesamowicie na stałej fotografii. Nieśmiało przejąłem ją od niego.

– Lato dwa tysiące dziesięć. Ty, ja, czający się na siebie Morgenzauer, Kamil czekający na ciebie w Polsce, Andreas, wtedy w ogóle na niego nie patrzyłem. Parę tygodni po tym jak przed tobą uciekłem – Manuel opowiada wszystko swoim niskim tonem, którego tak uwielbiałem słuchać – znowu się spotkaliśmy. Miałem gitarę, a ty zeszyt z ulubionymi piosenkami. Grałem ci je, kiedy Thomas brał na ręce Gregora i szedł już w kierunku domu. Zostawaliśmy sami. Mogło zdarzyć się dużo. Usiadłeś naprawdę blisko mnie. Nasze nogi się stykały, a ty oparłeś głowę o moje ramię. I nawet wtedy na siebie patrzyliśmy i nawet mieliśmy parę promili we krwi, a twoje usta... Chciałem cię pocałować, nie obchodziło mnie, że na ciebie ktoś tam daleko czeka. Pochylałem się do ciebie. Czekałem aż podniesiesz głowę, aż nasze wargi się zetkną. Ale wtedy zobaczyłem bransoletkę na twoim nadgarstku. Od Kamila.

– To, dlatego nie pobawiłeś się dzisiaj z Gregorem – zgaduję.

– Trochę tak – odpowiada po chwili namysłu.

I znowu cisza. I znowu on się pochyla. Tym razem podaje mi butelkę wina.

– Z tobą nie da się na trzeźwo – oznajmia i otwiera trunek.

Upijam łyk prosto z butelki. Zapowiada się naprawdę miły wieczór. Podaję mu wino, on z uśmiechem przyjmuję. Patrzę, jak pije. Dostrzegam zmarszczki na jego twarzy, coś nowego. Dotkam ich. On najpierw się wzdryga, ale potem przymyka oczy z uśmiechem.

– Chciałeś o czymś porozmawiać – przypomina mi mężczyzna, a jego głos jest już teraz tylko mruczeniem.

– A możemy posiedzieć, tak po prostu – pytam.

– Pewnie – śmieje się właściciel słodkich, czekoladowych oczu i starego pamiętnika – ja też.

– Co ty też – nie rozumiem.

– Musiałem się przekonać – bezbłędnie odkrywasz przyczyny zmiany moich zamiarów – że nie czuję już do ciebie, tego co kiedyś.

Kiwam głową. On przytula policzek do mojej dłoni.

– Dobrze, że przyszedłeś – dodaje jeszcze.

Przymykam oczy. Zastanawiam się, jak teraz będzie wyglądać nasze relacja. Manuel zabiera policzek, ale zamiast tego obejmuje mnie ramieniem i bierze kolejny łyk wina. Jego dłoń zaciska się na moim ramieniu. A jednak tylko w przyjacielskim geście. Odchylam głowę.

– Wydoroślałeś – mówię jeszcze cicho, a on parska śmiechem i podaje mi wino.

Biorę, bo kiedy rano stąd wyjdziemy, to w domu czekać będzie na niego Kofler z charakterystycznym dla siebie uśmiechem i urokiem osobistym, a ja wrócę do swojej samotni. Do domu, który wymarzył sobie dla nas Manu. Piękny, cichy, spokojny, w Alpach. Tylko, że bez niego.

***

23.03

Kac po winie z Simim

Parę papierosów, aby Andreas się nie czepiał

Waga – kogo to interesuje

Tym razem to on uciekł, mimo że się nie kochaliśmy. Zasnęliśmy wtuleni w siebie w bluzie i w dżinsach. Tak jak powinniśmy, jak przyjaciele po trochę za dużej dawce wina. Mam nadzieję, że Simi nie prowadzi teraz samochodu, że nie zastanawia się, co by było gdyby.

Mam nadzieję, że ten wspólny wieczór nie był pożegnaniem, że pocałunek w czoło o poranku, nie oznaczał końca, że jeszcze kiedyś, SImi, stanie w moich drzwiach, a ja będę mógł przywitać go z uśmiechem.

Żal mi, że na niego nikt nie czeka. Byłoby mu prościej. 


I proszę bardzo już najstarszy ship w ,,To tylko gra" doczekał się kontynuacji swojej historii, przy piosence, którą poznałam dzięki przyjaciółce. Podoba mi się ten shot, a ship Fettner x Ammann jeszcze bardziej. Jakaś taka nostalgia się pojawiła. Nie wiem jak u  Was. Mam tylko nadzieję, że przyjemnie się czytało.

Oraz, że już nie możecie doczekać przemyśleń Forfiego w kolejnym shocie...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro