Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

54. Nasze demony - Kraftboeck

     collaris-
     Stefan ucieka mi. Po raz pierwszy nie jestem w stanie go przy sobie zatrzymać. Wyrywa mi się gwałtowanie. Dopiero w naszej sypialni możemy porozmawiać, mężczyzna nerwowo stara się rozdzielić nasze łóżka, ale za bardzo się trzęsie. Podchodzę do niego powoli. Chcę go objąć, ale mężczyzna na to nie pozwala.

– Nie dotykaj mnie! – krzyczy zdecydowanie gwałtowniej niż mógłbym się spodziewać.

    Odwraca się i patrzy mi prosto w oczy. Dawno nie widziałem go tak wściekłego. Zabieram ręce i zaplatam je na piersi.

– Po co to było, co? – pyta znacznie ciszej – co chciałeś mi tym udowodnić? Nie jestem tak beznadziejny, bo Stoch się mnie nie brzydził? Mam szczęście, bo mój chłopak nie pieprzył się na moich oczach z innym?

     Zaciskam wargi. Nie tak miało być, ale jakie to ma teraz znaczenie.

– Twoja idiotyczna zabawa sprawiła, że Johann dowiedział się o zdradzie w najgorszy możliwy sposób – syczy brunet – żałuję, że nie miałem takiej pewności siebie jak Gregor, aby jeszcze dokładniej pokazać ci, jak głupi był to pomysł.

– To nie moja wina, że Danielowi znudziła się zabawka, że Kamil pozwolił... – zaczynam niezdarnie się tłumaczyć, ale jego jedno spojrzenie wystarczy, abym zrezygnował.

– Zabawka, tak? – powtarza niefortunne określenie – tym dla ciebie jestem? Dlatego nie miałeś problemu z pożyczeniem mnie Kamilowi?

– Nie przeinaczaj – proszę cicho – ja ciebie...

– A może to ci się tylko wydaje, a może to tylko przyzwyczajenie? – znowu mi przerywa – powiedziałem ci wczoraj, nie jesteśmy dla siebie stworzeni.

     Znowu próbuję go przytulić. Użyć metody, której nie znoszę. Wykorzystać fakt, że wiem, jak mężczyzna reaguje na tego typu dotyk. Ale on mi na to nie pozwala. Robi parę kroków do tyłu.

– Tylko nie musiałeś tak dobitnie pokazywać, że jestem ci doskonale obojętny – do jego oczu napływają łzy.

– Słucham? – nie rozumiem o co mu chodzi.

– ,,Ufam wam" – szepcze – mój chłopak jest tak beznadziejny, że nie przeszkadza mi, że dotyka go ktoś inny.

– Dobrze wiesz, że wcale tak nie powiedziałem – tym razem nie zważam na jego protesty i zamykam go w żelaznym uścisku.

       Stefan stara się oswobodzić. Uderza mnie swoimi małymi piąstkami, ale tylko przez chwilę. Potem, zrezygnowany zaciska palce na mojej koszulce i opiera czoło na moim mostku. Kładę brodę na jego głowie i zaczynam delikatnie głaskać po plecach.

– Ufam ci, bo cię znam. I mimo że ostatnio coś cię napadło i zamierzasz w trybie natychmiastowym zniszczyć to, co budujemy od kilku ładnych lat, to nie pozwolę ci na to. Ja też cię kocham, chociaż chyba nie okazuję tego tak, jak powinienem, ale ty mi ostatnio o niczym nie mówisz – szepczę – uciekasz ode mnie, nie chcę tak, rozumiesz?

       Nie odpowiada. Uspokaja się powoli. Nadal jeszcze trochę się trzęsie, moja koszulka jest wilgotna od jego łez. Boli mnie to, obiecałem sobie kiedyś, że nigdy nie będzie przeze mnie płakał.

– Odsunę się od ciebie, ale tylko na chwilę – zapowiadam.

     Mężczyzna, w odpowiedzi, zaciska mocniej palce na mojej bluzce i kręci głową.

– Nie możemy rozmawiać w ten sposób – tłumaczę cicho, zaskoczony siłą jego małych paluszków.

– Możemy – Stefan mruczy w moją klatkę piersiową.

– Wolę patrzeć w twoje oczy – informuję go.

     On tylko coś mamrocze w moją koszulkę.

– A co to za bunt na pokładzie? – pytam i moje dłonie zjeżdżają pod jego pośladki i sadzam go sobie na biodrach.

– Nienawidzę, jak tak robisz! – brunet krzyczy na mnie i zaczyna się wyrywać.

– Dobrze, następnym będę pamiętać – obiecuję i próbuję go pocałować.

– Nie znoszę, jak wykorzystujesz fakt, że jesteś silniejszy – mój ukochany prycha i patrzy na mnie ze złością.

– Wiesz, jak ktoś nie jest bardzo elokwentny, to musi używać argumentu mięśni – śmieję się – jakbym próbował ci wytłumaczyć słownie, że masz tu zostać bez użycia siły do byłbyś już na lotnisku.

– Nieprawda – Stefan marszczy brwi i mruży oczy w ten swój uroczy sposób, który rozbraja mnie za każdym razem.

– Prawda, kochanie, a teraz muszę ci zadać bardzo ważne pytanie – oznajmiam.

– Mieliśmy nie rozmawiać o ślubie aż do zakończenia kariery – przypomina mi mężczyzna.

       Czuję drobne ukłucie w okolicach serca, bo nie rozumiem, dlaczego mężczyzna tak odwleka sformalizowanie naszego związku.

– Prysznic czy łóżko? – pytam po chwili, przywołując na usta swój popisowy uśmiech.

– Jesteś niemożliwy – Krafti przewraca oczami.

– No dobrze, to subtelniej – ulegam – rozbierzesz się sam czy ci pomóc?

– Michael, to tak nie działa – Stefan wzdycha i zaczyna się ze mnie zsuwać, co zrezygnowany, w końcu mu umożliwiam – ty mnie nie rozumiesz, to jest problem.

– Przepraszam, następnym razem pójdę na ten kurs czytania w myślach – prycham – mówiłem ci...

– Ja tobie też. Nie czuję się ciebie godny. Jestem zakompleksionym facetem, który sam nie wie czego chce i najlepiej by było jakbyś mi pozwolił odejść – wyrzuca to z siebie zadziwiająco szybko i spokojnie – wczoraj myślałem, że może nam się udać, ale... ja nie potrafię. Przepraszam, Michael. Nie chcę, abyś odstawił mnie, za jakiś czas, jak zabawkę jak Daniel Johanna. Tak, wiem, jesteś inny, kochany, wyrozumiały, tylko po prostu nie jesteś w stanie pojąć, że sukcesy zawodowe nie gwarantują pewności siebie i wysokiej samooceny w życiu prywatnym. Myślisz, mówisz, że ci się podobam, ale to teraz... Do tego, jak mogę ci się podobać, skoro, kiedy sam staję przed lustrem widzę karykaturę człowieka, żart stworzyciela.

– Pieprzysz – przerywam mu uprzejmie – tłumaczyłem ci, ale nie zrozumiałeś, to teraz pokażę, że wszystko jest z tobą w porządku.

      Zaczynam go rozbierać.

– Nie – mężczyzna odpycha mnie gwałtownie – nie chcę... Chcę odpocząć.

– To rozumiem, że będziemy leżeć w ubraniu na... moim łóżku, jest szersze. Musiałeś je rozsuwać. Będę musiał w nocy uważać, żeby ci nie zrzucić i starannie owinąć cię kołdrą – myślę na głos.

– Michael... Daj mi czas. Przekonaliśmy się, że na szybko tego nie załatwimy.

– To zacznijmy od początku – proponuję i staję przed nim – podobasz mi się, świetnie mi się z tobą rozmawia, mamy podobne zainteresowania. Zacznijmy ze sobą chodzić.

     Stefan uśmiecha się smutno. Patrzy na mnie niepewnie, zasłania twarz rękami. Boję się, że się nie zgodzi, że zaraz naprawdę mi ucieknie.

– Jesteś moim najlepszym przyjacielem, wcieleniem wizualnego ideału i właśnie wrabiasz się w stały związek z małym, zazdrosny bobrem – po chwili słyszę odpowiedź bruneta, dokładnie taką samą jak parę lat temu.

      Potem czuję jego dłoń na klatce piersiowej. Potem jego głowa układa się moim ciele.

– Śpijmy dzisiaj oddzielnie – prosi cicho – tylko dzisiaj.

– Dam ci tyle czasu, ile potrzebujesz – odpowiadam tylko i znów moja dłoń znajduje się na jego plecach – tylko mów mi o wszystkim, instruuj, co mam robić, abyś czuł się przy mnie dobrze, bo jak już się przekonaliśmy, moje pomysły tylko wszystko psują.

– Tylko niektóre – Stefan nieśmiało całuje mnie w policzek.

***

     Dziwnie śpi się samemu. Najpierw nie jestem w stanie zasnąć, bo mam na sobie piżamę i nikt się do mnie nie przytula. Potem jest mi zimno, bo nie mam komu zabrać kołdry. Ale w końcu usypia mnie miarowe chrapanie Stefana z drugiego łóżka. On jest obok. Tylko po prostu uczymy się siebie na nowo. Muszę uszanować jego decyzję, aby nie zranić, nie odepchnąć... Muszę uważać, aby go nie stracić.

     Nad ranem budzi mnie wiercenie. Zaskoczony otwieram oczy.

– Było mi zimno – tłumaczy Stefan i układa głowę na mojej klatce piersiowej – a ty masz dużą powierzchnię grzewczą.

      Staram się stłumić chichot i obejmuję mężczyznę ramieniem.

– Co cię tak bawi? – Stefan zbyt gwałtownie unosi głowę, uderzając mnie w szczękę.

     Z moich ust wydobywa się jęk bólu.

– O matko, Michi, przepraszam, nie chciałem, jestem taki niezdarny – Stefan klęczy nade mną i delikatnie palcami przesuwa po linii mojej żuchwy.

      Potem, całuje mnie w to miejsce. Wypełnia mnie przyjemne ciepło. Przymykam oczy.

– Zrób tak jeszcze raz – proszę cicho – a zupełnie przestanie boleć.

    Stefan nic nie mówi tylko spełnia moje życzenia. Przesuwam się minimalnie i złączam nasze usta. Moje dłonie znajdują się linii jego koszulki, wchodzą pod nią i powoli się przesuwają. Jestem zaskoczony, że mężczyzna nie protestuje, dopiero, kiedy chcę ją z niego ściągnąć kręci głową.

– Powoli – uśmiecha się, na szczęście – ty zdejmij swoją, będę miał na co popatrzeć.

        Ze śmiechem spełniam jego prośbę. Moja koszulka ląduje obok mojego łóżka. Brunet pochyla się nade mną i dłońmi zaczyna schodzi coraz niżej, jedynie muskając moją skórę.

– Uczę się ciebie na nowo – oznajmia.

– A ja ciebie nie mogę? – skarżę się – to jest niesprawiedliwe.

– Ty lubisz się rozbierać – wzrusza ramionami Michi, nieśmiało składając pocałunek pod pępkiem.

– Coś mi sugerujesz? – unoszę brew.

    Mężczyzna patrzy na mnie smutno. Potem siada i kładzie dłoń na moim brzuchu.

– Ty nie masz się czego wstydzić – mówi.

Siadam na przeciw niego.

– Ty też nie – mówię – i jak będziesz gotowy to ci to pokaże.

       Mężczyzna przygryza wargę i kiwa głową.

– A teraz idziemy spać, bo rano znowu będziesz nie do życia i wpadniesz na jakiś idiotyczny pomysł – mówię.

     I znów układamy się wygodnie obok siebie. Mężczyzna praktycznie cały leży na mnie. Leżymy w milczeniu.

– Mimo że teoretycznie zaczynamy od nowa, to w momencie, w którym powiesz, że kończysz karierę, będę mógł paść przed tobą na kolana i poprosić o rękę? – upewniam się.

– Aż tak ci na tym zależy? - pyta z niedowierzaniem.

– Mhm – całuję go w czubek głowy – niestety nie jestem kobietą i nie mogę cię do tego przymusić wcześniej, ale...

– Co masz na myśli? - marszczy brwi.

– No wiesz, jakaś nieplanowana ciąża czy coś – śmieję się.

– Naprawdę chciałbyś mi urodzić dzieci? – pyta z niedowierzaniem.

– Trójkę. Dwóch chłopców - jeden podobny do mnie, drugi do ciebie i dziewczynkę, która byłaby idealną mieszanką nas obu – oznajmiam.

Mężczyzna zaczyna chichotać.

– Rozpuścilibyśmy ich – mówi w końcu.

– Tak, dlatego, jak tylko powiesz mi ,,tak" na ślubnym kobiercu, to adoptujemy dzieci – stwierdzam.

– Jesteś niemożliwy – wzdycha.

I obydwaj wybuchamy śmiechem. 

************

Kochani, zaczynamy od tego shipu, bo jak pamiętamy wszystko było pomysłem Michaela, który zrobił to, aby podbudować pewność siebie Stefana. Teraz mieliście okazję zobaczyć tę sytuację oczami Michaela. Jak on postrzega całą sytuację? 

Dzięki temu, że część z Was w jakiś sposób dała znać, że utożsamia się z Stefan, pomyślałam, że trzeba tę sytuację trzeba przedstawić z drugiej strony. I dzięki Wam, wpadłam na pomysł, żeby wszystkie shoty, sytuacje, historie z tej serii przedstawię. W ten sposób, więc jak dorwę się do Lellingera, to Andreas weźmie sprawy w swoje ręce, u Daniela i Kamila damy się wypowiedzieć temu drugiemu (chociaż ich sobie tym razem zostawię praktycznie na koniec), lepiej poznamy Mariusa oraz Dawida. Myślę, że tak będzie ciekawiej. Ostrzegam, że w tej ,,kolejce" może zabraknąć Morgenzauera, bo Gregor fochnął się na Thomasa i mają ciche dni i... po prostu nie chcę na siłę wymyślać. Może zamiast tego pojawią się gościnnie w pozostałych shotach i tyle. Morgencauera wymęczę konkretnie nieco później, ale za to konkretnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro