Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

49. W pogoni za rozumem- M.Fettner x S.Ammanm

14.07.  Piątek

Papierosów: 35 (do 20, potem brak zdolności rachunkowych)

Alkohol: dobre pytanie

Waga: 60 kg

    
   Jestem istotą ludzką i jednocześnie wyjątkową przez niezmierzony i niczym ograniczony przydział życiowego pecha. Co prawda Simon, nie kwestionowany specjalista w dziedzinie spraw sercowych, uważa, że sam prowokuję znaczną większość nieprzyjemnych sytuacji w swoim życiu, jednakże... Ja po prostu przyciągam do siebie najgorszy typ człowieka.

     Rozumiem, że romans ze starszym, żonatym mężczyzną nie był najinteligentniejszą decyzją jaką mogłem podjąć po niezapomnianych wakacjach, tym bardziej, że wybrankiem był trener przeciwnej drużyny, ale chyba mogłem liczyć, że i w końcu do mnie uśmiechnie się los. A moje niespokojne, dążące do samounicestwienia serce, wreszcie zazna trochę spokoju. Nie tym razem. I dlatego, dzisiejsze rozstanie z nim, w ten słoneczny poranek mnie zaskoczył.

- Mam przyjść? - Simon, po piętnastu minutach mojego dramatyzowania przez telefon, w końcu zadał wyczekiwane pytanie.

- Jakbyś mógł - poprosiłem może zbyt gorliwie.

   Po paru minutach Ammann stał już w drzwiach mojego domu. Ręce trzymał w kieszeni powycieranych, jasnych dżinsów. Z nosów zsuwały mu się okulary w cienkich oprawkach, a czoło przysłaniały ciemne włosy.

- Słucham - przywitał się krzywym uśmiechem - co mam zrobić, żebyś nie marudził mi o kolejnym facecie, który cię wykorzystał, a ja cię przed nim ostrzegałem?

- Bo ty zawsze marudzisz.... - westchnąłem i wciągnąłem go do środka.

- I nie zauważyłeś, że zawsze mam rację? - zapytał, nie zdejmując butów, siadając na stole w salonie. 

     Wyjął paczkę papierosów i nie zważając na grymas na mojej twarzy, sięgnął także po zapalniczkę. Po chwili truł już moje płuca ze złośliwym uśmiechem na twarzy.

- Skoro już robisz ze mnie biernego palacza - zacząłem, nie wierząc we własne słowa.

- To mogę zrobić i czynnego - skinął głową i poczęstował mnie papierosem.

     Po chwili obaj przenieśliśmy się na parapet. Staliśmy w szeroko otwartym oknie, przyglądając się ruchowi na zwykle opustoszałej o tej porze ulicach.

- Ja po prostu nie mam szczęścia do facetów - wzdycham i patrzę na niego smutno.

- A ja rozwodzę się z Adamem - odpowiedział i uśmiechnął się krzywo.

    Spojrzałem na niego zaskoczony. Zawsze wydawali się idealnie dopasowaną parą. Przygarnąłem go do siebie.

- Przykro mi - szepnąłem cicho i zacząłem gładzić jego włosy.

- Nie tobie powinno - mruknął i odsunął się trochę.

- Czy jest coś... - zacząłem, zapominając o własnych problemach.

- Tak, chodź ze mną do baru - poprosił nieoczekiwanie Szwajcar.

    Zmarszczyłem brwi.

- Jest lato, piątek, bary będą przepełnione mężczyznami takimi jak my - kusił.

- Rozwodnikami i pechowcami? - wypuściłem z ust obłok dymu.

- Może wreszcie znajdziemy jakieś bratnie dusze - odpowiedział z uśmiechem.


       Szybko okazało się, że mężczyzna miał rację. Nie ważne, który punkt miasta wybieramy, do których barów wchodzimy, wszędzie pełno było wygłodniałych facetów. Niektórzy co prawda woleli panie, ale patrzenie na idealne kości paliczkowe czy umięśnione torsy nie jest jeszcze zakazane, więc kiedy nie mieliśmy już z Simonem sił, usiedliśmy przy barze, wskazując sobie nawzajem najciekawsze okazy.

- Ty naprawdę nie masz nosa do facetów - zaśmiał się Ammann, popijając kolejne piwo, odprowadzając wzrokiem faceta, w którym znowu widziałem swojego byłego.

- I kto to mówi - pokręciłem głową, czując, jak alkohol zaczyna kręcić mi w głowie - twoje dzisiejsze wybory były poniżej jakiegokolwiek poziomu.

- Ale było ich więcej niż twoich - mężczyzna przyjrzał mi się uważnie.

- Nie liczy się ilość, ale jakość - odpowiedziałem, pochylając się nad szklanką z whisky - to samo tyczy się alkoholu, a ty znowu pijesz te szczyny...

- Przynajmniej nie jestem wstawiony w przeciwieństwie do ciebie - uśmiechnął się jakoś tak inaczej niż zwykle - chyba pora odstawić cię do domu.

- I znaleźć sobie innego towarzysza na ten wieczór - zgadłem, pozwalając się podnieść - mógłbyś przedtem wziąć mnie na ręce.

- Co najwyżej wezwę nam taksówkę - odparł Simon, biorąc mnie za rękę. 

    Nigdy wcześniej nie zauważyłem jak smukłe i ciepłe są jego dłonie.


15.07.Sobota

Ranek - a już zdążyłem narozrabiać.

     Siedzę w taksówce, muszę jak najszybciej wrócić do siebie i zapomnieć  o tym, co wydarzyło się między mną a Simonem Ammannnem, pieprzonym ideale faceta, który wczoraj, przez zbyt duże stężenie alkoholu w krwi, za moją zgodą, zaciągnął mnie do łóżka i...

****

    - Ciekawe przynajmniej? - Manuel podszedł i wyrwał z moich dłoni, trzymany przeze mnie zeszyt.

- Bardzo - odpowiedziałem - nie wiedziałem, że kiedykolwiek uważałeś mnie za pieprzony ideał faceta.

- Byłem młody i głupi - prychnął Fettner - i jak widać nadal jestem, bo zapraszam do pokoju faceta, który czyta cudze pamiętniki bez czytania.

- Kazałeś mi wziąć jakiś notatnik do gry...

- Swój.

- Skąd mogłem wiedzieć, że ciągasz za sobą pamiętnik z lat bardzo młodzieńczych po całej północnej półkuli - zaśmiałem się sztucznie - nie boisz się, że Andreas.

- Tobie powinno być to obojętne - warknął, przyciskając do siebie nieszczęsny zeszyt.

- No chyba nie - odpowiedziałem, wskazując zeszyt  - chyba jest coś.

- O czym powinieneś zapomnieć - uciął.

- Nie wydaje mi się - prychnąłem.

- Zajmij się swoją dawną zabaweczką, Kamilem, bo psuje Lindvikowi rodzinę - burknął Austriak.

- To już załatwione teraz pora na ciebie - zdenerwowałem się, że mężczyzna zmienia temat.

- Masz na myśli wysyłanie Wellingera jako niańki? Świetne rozwiązanie - mężczyzna przewrócił oczami.

- Rzeczywiście powinienem wysłać go do ciebie,  bo nadal zachowujesz się jak dziecko - odpowiedziałem i wstałem.

     Staliśmy na przeciw siebie. Patrzyłem mu prosto w oczy, on coraz mocniej zaciskał palce na okładce zeszytu.

- Po prostu nie lubię, jak ktoś grzebie w mojej przeszłości - westchnął.

- W naszej - poprawiłem.

- Z której uciekłem - przypomniał mi Manu.

- Chcę wiedzieć dlaczego - wzruszyłem ramionami.

      A potem zarzuciłem ręce na jego ramiona i zmniejszałem odległość między naszymi ciałami.

- Pamiętam, że było ci ze mną dobrze.

- Pamiętam, że byłeś pijany - odgryzł się, ale mnie nie odepchnął.

- To może teraz...

- Za godzinę muszę pojawić się na spotkaniu  z Michaelem i resztą dzieciarni - oznajmił Fetti.

- Po co?

- Będą grać w butelkę - wyjaśnił - nie pytali się ciebie?

- Pytali - przyznałem - po prostu...

- A nie uważasz, że trzeba ich pilnować? - przerwał mi i spojrzał się w bok.

    Zrozumiałem. Odsunąłem się. Włożyłem ręce do kieszeni i spojrzałem niego.

- Obiecaj mi, że wrócimy do tej rozmowy - poprosiłem.

- Dobrze - ku mojemu zaskoczeniu mężczyzna się zgodził - a ty obiecaj, że już nigdy nie będziesz brał moich rzeczy bez pytania.

- Masz za wygodne bluzy - odpowiedziałem, a widząc jego zaskoczone spojrzenie dodałem - przyjaciele mogą pożyczać od siebie ubrania.

- Pożyczać, nie podbierać - westchnął, ale tylko poprawił kaptur mojej, to znaczy jego bluzy.

- Cieszę się, że... - zacząłem a potem spojrzałem przez okno - że nadal potrafimy rozmawiać jak przyjaciele, mimo że przez cały udawałeś, że nie pamiętasz, że coś się między nami stało.

- Tak było prościej - odpowiedział.

    Spojrzałem na niego ze smutkiem.

- Pamiętaj, że potem znowu zacząłeś kręcić z Adamem - westchnął cicho - potem byli inni, Kamil na przykład, całkiem długo myślałem, że... znowu będziesz miał obrączkę na palcu.

     Nie odpowiedziałem. Odwróciłem się i ruszyłem do drzwi.

- Ja udawałem, a ty uciekasz teraz - usłyszałem za sobą głos Manuela i pochyliłem głowę.


I ostatni rozdział z serii ,,To tylko gra" jak na razie, bo może za jakiś czas napiszę shoty, o tym co się działo po tamtym wieczorze. 

Jak zwykle proszę o opinię.

Może jakieś sugestie, bo po sezonie tak ten nastrój shotowy odchodzi...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro