46. Uwierz w nas - K.Geiger x D.Kubacki
Siedzimy teraz razem. A raczej on leży na moim kolanie. Jasne kosmyki włosów rozsypały się na moich nogach. Wreszcie się mogę nimi pobawić. Mogę pocałować go w czoło, brodę i nos. Nawet w usta. Już się nie wzdryga. Już nie zrywa się, szukając nieproszonych świadków, bo przecież tak nie wolno.
Wreszcie nastaje pokój i cisza. O niczym innym nie marzę. Pragnę go tylko dotykać, kochać i udowadniać, że robi dobrze. Uszczęśliwia mnie. Biednego chłopaka, który osiągnął trochę więcej niż inni. Który zawsze był sam.
Wypełnione uczuciem spojrzenie oczu Dawida wynagradza mi wszystko. Śmiech kolegów, nieprzespane noce i ciągłe pytania. I to najgorsze...
- Dlaczego nikogo nie potrafisz kochać?
Potrafiłem. Ale szukałem, kogoś kto zrozumie, poczuje to samo. Nie będzie nalegał, pospieszał, uszanuję moją potrzebę przyzwyczajania się. Nie wystarczy przecież, aby ktoś się spodobał wizualnie, muszę poczuć tę więź...
Kiedy teraz, Dawid, całuje wierzch mojej dłoni, myślę, jak mało brakowało, aby ta chwila nigdy nie trwała. By marzenia o byciu razem odleciały.
- To jest dobre - blondyn mówi do siebie, kiedy odpowiadam pieszczotą, a potem uśmiecham się do niego.
- Jest - powtarzam za nim z uśmiechem.
Bo chociaż tyle czasu dzieli nas od dnia, kiedy poddał to pod wątpliwość po raz ostatni, to nadal boję się, że nadal nie jest tego pewny.
- Miłuję ciebie - oznajmia po chwili.
Łapie mnie za ramiona. Całuje moje wargi.
- Bardziej niż siebie samego - dodaje, kiedy siedzi na przeciw mnie, kładąc dłonie na moich kolanach - i nie wierzę, że ktoś uważa, że lepiej by było, gdybym wtedy odszedł.
Ma rację. Nie poznałbym radości, prawdziwego szczęścia. Nie miałbym sił, starać się być lepszym człowiekiem.
- Lepiej być zimnym niż chłodnym, lepiej gorącym niż letnim - mówi.
Tym razem nie do końca rozumiem o co mu chodzi, bo w jego gestach brakuje jeszcze znanego mi żaru. Zimny nie bywa.
- Gdybym odszedł stałbym się pustym, chłodnym naczyniem. Człowiekiem o tylko letnich uczuciach - kontynuuje, patrząc mi w oczy.
Przygryzam wargę. Widzę, że to on sam chce nas dzisiaj poprowadzić przez meandry pieszczot. Może właśnie teraz sam siebie rozgrzesza?
- Tylko dzięki tobie - bierze głęboki oddech i spuszcza wzrok.
Milczy, jakby nie potrafił powiedzieć, że tylko dzięki mnie nie nienawidzi nikogo, nie jest wypełniony jadem i bólem po niespełnionej miłości. Dlaczego?
Moje dwa palce, środkowy i wskazujący lądują na jego podbródku. Unoszą go. Znowu, na przeciw siebie mam jego niebieskie, tajemnicze oczy. Pochylam się. Nasze nosy się stykają a oddechy przyspieszają.
- Boję się tego jak na ciebie reaguję - przyznaje nagle - jak na nikogo innego wcześniej.
Uśmiecham się. Też nigdy wcześniej nie doznałem czegoś takiego. Nie doznałem nikogo przed nim. Czekałem na niego. Tak jak on czekał na mnie. Chociaż w zupełnie innym sensie, z różnych powodów, w odmiennych okolicznościach.
- Boję się za każdym razem, kiedy zostajemy bez ubrań - szepcze.
Jego dłonie wędrują do mojego brzucha.
- Ale ty rozwiewasz wszystkie wątpliwości - dodaje a ja przymykam oczy.
Jest mi tak dobrze. Moje dłoń przykrywa jego.
- Ale cieszę się, że tak długo, że... Nie wybrałem cię wcześniej - przełyka ślinę.
Mam nadzieję, że nie płacze, bo jego łzy są dla mnie bolesne.
- Chociaż może ty, uważasz ten czas za zmarnowany...
- Nie - kręcę głową i kładę palec na jego ustach - mogliśmy się lepiej poznać.
- Ale ja mam na myśli ten późniejszy okres - wyznaje mężczyzna.
- To mogliśmy lepiej wszystko przemyśleć - odpowiadam po chwili milczenia.
- Co byś zrobił, gdybym...
- Sam siebie uwięził w sztywnych ramach luźnych wersów starej księgi? Nie wiem - wzruszam ramionami.
Dawid całuje mnie. Przygryza moją wargę i wsuwa palce w moje włosy, lekko je szarpiąc. Z moich ust wyrywa się cichy jęk. Odwzajemniam pieszczotę. Opadamy na łóżku, przewracam go na plecy.
- Wiesz, że tego by mogło nie być, gdyby to - dwoma palcami wyciągam srebrny krzyżyk na łańcuszku zawieszony na jego szyi - okazało się ważniejsze.
- To - mężczyzna również dotyka medalika - moja wiara, a to co stanęło nam na drodze to tylko religia.
- A ja? - pytam.
- Ty? Jesteś moją miłością - śmieje się i przyciąga mnie do siebie.
- Kocham cię - mówimy w tym samym momencie.
***
Te piękne momenty wynagradzają mi te chwile, kiedy mogłem tylko na niego czekać. Gdy ludzie odwodzili go ode mnie - to grzech - powtarzali. A ja pytałem - co jest we mnie złego? I w końcu wyczekałem.
Jedna osoba wspierała nas od początku - Kamil.
- Zmienia się dla ciebie na lepsze - powiedział - musisz o niego zawalczyć, pomogę ci.
I pomógł. Rozmawiał z Dawidem. Wiem, że to bardzo pomogło, bez niego, może nas by tu nie było, w tym miejscu.
Ja bym nie klękał z czerwonym, typowym pudełeczkiem na otwartej dłoni.
- Wyjdziesz za mnie? - pytam za nim zniknie zaskoczenie z jego twarzy.
- Karl, Matko Boska - szepcze po polsku, co wywołuje uśmiech na mojej twarzy i rozpoczyna ból kolana.
- To znaczy tak czy nie? - mruczę.
- Kupiłem ci identyczny - odpowiada pokrętnie i sięga do szafki nocnej przy swoim łóżku.
I rzeczywiście. W jego dłoni też pojawia się czerwone pudełeczko. Wyciąga do mnie rękę. Nakładam mu pierścionek. Potem wstaję i pomagam mu wsunąć taki sam na mój palec.
- Masz gust - mówię i zaczynam go całować.
Jednak ta chwila nie trwa tak długo jakby mogła. Bez zapowiedzi otwierają się drzwi. Odrywamy się od siebie.
- Przepraszam - to Marius, kurczowo łapie się framugi - chodzi o Kamila i Daniela.
Dawid bez słowa odrywa się ode mnie. Idzie w stronę chłopaka.
- Zaraz wszystko ci wytłumaczę - mówi tylko i znika za drzwiami.
Kochani, jak widzicie kolejny shot z serii. Tym razem uwielbiany Geigarecki. Planuję jeszcze na pewno Morgenzauera (kto na nich nie czeka niech pierwszy rzuci krótkofalówką), małą niespodziankę (możecie zgadywać ship) i zastanawiam się jeszcze nad Lindvik x Granerud (chcielibyście?).
No i oczywiście standardowo, podobało się?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro