Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

45. Czym jest miłość - Kraftboeck


    Lustro. Znienawidzony przedmiot, który po raz kolejny chcę wyrzucić. Patrzę na swoje odbicie, widzę to wszystko, co według mojej definicji jest przeciwieństwem atrakcyjnego wyglądu. Odwracam wzrok. Patrzę na łóżku. Michael śpi zawinięty kołdrę, którą jak zwykle ściągnął ze mnie przez sen. I jak zwykle, przez to, budziłem się w nocy. Przygryzam wargę.

   Michael, jeszcze parę lat temu był po prostu dobrym kumplem. Potem się to zmieniło. Wspólne zawody, zabawy i imprezy, powiedzmy służbowe. Za wiele drinków, tematów do rozmowy i potrzeby bliskości. Inaczej nigdy by na mnie nie spojrzał. Inaczej nie zaprosiłby mnie do kina.

- Chodź tutaj, zimno mi - mruczy Michi.

     Podchodzę do niego. Po drodze zakładam koszulkę i spodnie od piżamy.

- Możesz mi powiedzieć co ty do cholery robisz? - pyta i podnosi się na łokciu.

     Nie spuszcza ze mnie wzroku, kiedy wsuwam się pod kołdrę.

- Kładę się - odpowiadam.

- Po co się ubrałeś?  - przysuwa się i odgarnia mi włosy z czoła.

- Zimno mi.

- Ja cię rozgrzeję - całuje mnie w usta.

    Mam ochotę go odepchnąć. Nie chcę, by to robił z przyzwyczajenia, litości, tylko dlatego, że ma mnie pod ręką. Przecież nigdy, gdyby miał wybór by na mnie nie spojrzał.

- Ej - mężczyzna zauważa grymas na mojej twarzy po pocałunku - wieczorem myłem zęby.

    Uśmiecham się wbrew sobie. Wiem, że Michael się stara, ale po co?

- Stef, Boberku, zaczynam się martwić - mruczy i zaczyna ciągnąć za moją koszulkę do spania - ubierasz się przed wejściem do łóżka, kręcisz nosem na moje pocałunki i milczysz.

     Bardzo chcę mu odpowiedzieć. Ale nie potrafię, bo sam zastanawiam się dlaczego, w ogóle koło niego leżę. Czemu synonim męskiego ideału, głaszcze moje włosy i udaje zainteresowanie moją osobą?

- Stefanie Krafcie w przyszłości Hayboeck proszę się do mnie natychmiast odezwać - jest już całkowicie rozbudzony.

     Przeze mnie jutro będzie niewyspany i zmęczony. 

- Michi, nic się nie dzieje, śpij - mówię trochę zbyt ostro, czuję wyrzuty sumienia, odwracam się do niego plecami.

- Nie - protestuje mężczyzna.

    Wstaje i przechodzi nade mną. Siada naprzeciw mnie, na krześle, okrywa się kocem. Wyciąga rękę do nocnej lampki i po chwili oślepia mnie pomarańczowe, nieprzyjemne światło. Patrzy na mnie. Jego spojrzenie jest przeszywające. Myślę o wszystkich niedoskonałościach na mojej twarzy, o potarganych, niechlujnych włosach i kościstych ramionach. Otulam się szczelniej kołdrą. Chcę zasłonić jak największą część ciała. Chcę zniknąć, aby on nie musiał na mnie patrzeć.

- Ostatnio dziwnie się zachowujesz - zaczyna blondyn - co jest?

    Przygryzam wargę. Przypominam sobie o swoich krzywych zębach. Zaciskam swoje wąskie, blade wargi, wiecznie przesuszone, mimo wielu prób zmienienia tego stanu rzeczy.

- Zacznij ze mną rozmawiać. Nie jestem wróżką, nie zgadnę i nawet nie proś, abym próbował się domyślać, bo wiesz, jak mi to wychodzi.

   Perfekcyjnie, jak zresztą wszystko co robi. W doskonałym kontraście do moich niepowodzeń.

- No dobrze, Stefanie - wzdycha i przewraca oczami - zmuszasz mnie do tego.

    Przez chwilę wypełnia mnie uczucie lęku, że chce się ze mną kochać i tą drogą ,,coś mi wytłumaczyć i coś ze mnie wydobyć", ale przypominam sobie, że on jest daleki od tak prostackich rozwiązań.

- Kochasz się ze mną ostatnio bez większego przekonania. Raczej nie przytyłem, bo trener by zauważył, specjalnie dla ciebie się ogoliłem, nabalsamowałem się po prysznicu, podejrzewałbym, że chodzi o zapach, ale sam wybierasz te kosmetyki, więc nie masz prawa marudzić - Michael jak zwykle zaczyna trudny temat lekką pogawędką, aby uśpić moją czujność i we właściwym momencie zadać pytanie, na które chce uzyskać konkretną odpowiedź.

- Jest ok - przerywam mu z uśmiechem.

- Staram się coraz bardziej, nie widzę efektów w postaci uśmiechu na twojej buzi, więc  jest mi smutno - kontynuuje.

    Czy on naprawdę  musi mnie wpędzać w poczucie winy.

- I chociaż jestem bogiem seksu, to przyjmę do wiadomości, jeżeli powiesz mi co robię nie tak i to poprawię, co prawda z przetestowaniem trzeba będzie czekać do jutra, ale to nie moja wina, że trzeba cię zmuszać do marudzenia - blondyn łapie mnie za rękę i delikatnie ściska.

- Nie o to chodzi - biorę głęboki wdech.

- Już lepiej, cztery sensowne wyrazy, w które z przyjemnością ci uwierzę, jeżeli rozwiniesz swoją myśl - mężczyzna pochyla się w moim kierunku - i proszę, słońce, odkryj twarz, nie chcę rozmawiać z kołdrą.

- To chodzi o mnie. Wydaje mi się, że... Będzie lepiej jeżeli... - słowa nie potrafią przejść mi przez gardło, chociaż zdaję sobie sprawę, jak ważne jest to, aby je teraz wypowiedzieć - znajdziesz sobie kogoś innego. 

- Słucham? - mężczyzna patrzy, nie rozumie tego co właśnie powiedziałem - chcesz się rozstać?

     To nie jest proste. Ale po co komplikować. Mówić, że go kocham jak nikogo innego ale jestem dla niewystarczający, dla kogoś takiego jak on.

- Tak będzie najlepiej - mówię w końcu i mam ogromną ochotę odwrócić twarz, ale nie pozwalają mi na to jego oczy.

- Dla ciebie. A dla mnie? Pomyślałeś o tym? - pyta cicho, a jego ręka zaczyna drżeć.

- Robię to z myślą o tobie - odpowiadam.

    To prawda. Chcę dla niego wszystkiego co najlepsze, a nie wyrośniętego chłopca, z zapadniętą klatką piersiową, patykowatymi kończynami i krzywymi zębami, z twarzą z wieloma niedoskonałościami.

- Ach tak... Z myślą o mnie chcesz, abym stracił osobę, którą kocham - przewraca oczami.

- Jak możesz mnie kochać? - myślę, ale wypowiadam tego na złość - kogoś takiego jak mnie?

- Michi, przepraszam, po prostu może parę...

- Żadnych przerw, Stefan, widzę, że chcesz ode mnie uciec i jak to zrobisz, to nie wrócisz. Wiem, widzę to w twoich oczach - jego głos staje się coraz bardziej żarliwy - tylko nie rozumiem dlaczego. Tyle lat razem. Oczywiście bywało gorzej, ale ty chyba nigdy nie myślałeś, że zawsze będzie idealnie. Przecież jesteś inteligentny.

- Ja...- znowu nie potrafię się wysłowić, a przecież chcę tylko powiedzieć, że dla mnie jest idealnie, że on taki jest.

- Nie wiem co ostatnio zrobiłem złego, gdzie się podziało twoje uczucie względem mnie... - uspokaja się zapłata ramiona na piersi.

- To ja nie ty - mówię cicho - po prostu ostatnio czuję się źle sam ze sobą. Chcę, abyś był z kimś lepszym ode mnie.

- Co ty... - zaczyna, ale ja kładę palec na jego ustach.

- Popatrz na mnie. Jestem przeciwieństwem ideału. Dobre pary to takie, gdzie partnerzy są dobrani pod względem atrakcyjności, gdzie żaden nie jest wyraźnie gorszy od drugiego - mówię - a ja jestem. Wiem jak wyglądam, widzę siebie codziennie w lustrze, patrzę na ciebie i widzę różnicę. Nigdy nie będę godny...

- Co ty bredzisz? - Michael przerywa mi gwałtownie.

     Wstaje. Zaczyna chodzić po pomieszczeniu. Zanurza dłonie we włosy.

- Jeżeli kogoś masz, to powiedz mi o tym normalnie, a nie opowiadasz niestworzone historie - rzuca we mnie niespodziewanym podejrzeniem.

    Nie odpowiadam. Po co? Zaraz do niego dotrzeć bezsens jego własnej wypowiedzi. Odkrywam kołdrę. Oplatam się ramionami. Patrzę w jego kierunku i czuję jak do oczu napływają mi łzy. Pragnę, aby mnie przytulił i pocałował w czoło. A potem niżej. Nos i usta.

    Michael patrzy w moim kierunku. Na jego twarzy pojawia się współczucie. Siada obok mnie. Sadza mnie sobie na kolanach. Przyciska moją głowę do swoich warg. Siedzimy tak razem. Czas przestaje istnieć, to trwa wieczność.

     Cieszy i niepokoi mnie ta bliskość. Kocham go i każda chwila czułości mnie cieszy. Jednocześnie jednak...

- Stefan, pytanie, które zaraz zadam będzie głupie, bo wiesz, że nie jestem najbardziej elokwentną osobą na świecie, więc nie umiem ubrać tego w ładne słówka - zaczyna znowu.

- Lubię proste przekazy - przypomina mi się jak poprosił mnie o chodzenie.

- Ty naprawdę myślisz, że możesz mi się nie podobać? - pyta, a ja słyszę w jego głosie nutkę niepewności.

    Kiwam głową.

- Czy ktoś ci powiedział, napisał, zasugerował, że jest z tobą coś nie tak, czy do tego jakże inteligentnego wniosku doszedłeś sam podczas któregoś ze swoich niesamowicie długich skoków? - blondyn zmusza mnie, abym znów na niego spojrzał.

     Zaczynam skubać skórki przy paznokciach za co dostaję po łapach.

- Stefan, jesteś najlepszym skoczkiem jakiego znam! - wykrzykuje nagle - ty nie możesz mieć kompleksów.

    Tym razem się uśmiecham. Uwielbiam jego ekstrawertyczną naturę.

- Michi, teraz jestem skoczkiem i to nawet nie najlepszym z obecnie skaczących. Ale za parę lat to przestanie mieć znaczenie. Wtedy będzie się liczyło co innego - tłumaczę.

- Chcesz powiedzieć, że wygląd? To może rzeczywiście masz rację i powinniśmy się rozstać. Ja, po zakończeniu kariery na pewno przytyję i wyłysieję, widziałeś przecież zakola mojego ojca - prycha.

- Ale...

- Po pierwsze, nie przejmuj się tym co będzie za parę lat - wzdycha - po drugie... Miałem cię za kogoś, kto nie zwraca uwagi na wygląd.

- Na twój nie. To znaczy... Ty jesteś moim ideałem i...- zaczynam bez przekonania.

- A ty jesteś moim i tyle - odpowiada i całuje mnie w usta - jesteś mały i uroczy. Uwielbiam brać cię na ręce i trzymać na kolanach. Kocham jak zaczynasz bić mnie tymi małymi piąstkami, krzycząc ,,Michi!!!" A przede wszystkim zachwycają mnie twoje oczy, bo są ciepłe i dobre. I zawsze dotąd były wypełnione miłością do mnie.

- Nadal są - mówię z trudem, bo łzy już zaczynają skapywać na moją koszulkę.

- I bardzo dobrze - uśmiecha się szeroko.

     Potem znowu mnie tuli i całuje.

- Już nigdy więcej masz nie mieć kompleksów - mówi tonem, jakby miało to odejść za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

- Ale...

- Bez ,,ale", Boberku - tym razem dostaje buziaka w nos

- No dobrze - mruczę, patrząc na niego z niedowierzaniem.

- A i jeszcze jedno - mężczyzna udaje, że właśnie coś sobie przypomniał.

- No... - pytam z obawą.

- Nigdy więcej nie kładź się do łóżka ze mną w piżamie - prosi.

- Nawet jak wtedy nocujemy u twojej mamusi? - pytam niewinnie.

- Wtedy możesz zrobić wyjątek - odpowiada po chwili udawanego wahania.

***

    Przez parę kolejnych dni Michael robił wszystko, aby podnieść moją samoocenę. Podoba mi się to do momentu, w którym widzę na jego twarzy znajomy uśmiech.

- Wpadłem na pomysł, abyś stał się odważniejszy. Zagramy w butelkę - mówi Michi.

- We dwóch? - unoszę brew.

- Nie no zaprosimy paru znajomych - uśmiecha się.

- Michi...

- Będzie super - obiecuje Michael.

- Nie wydaje mi się - przewracam oczami.

- Nie marudź. A teraz chodź. Idziemy na spacer z Johannem i Andreasem.

Kochani, no i Kraftboeck do naszej układanki ,,To tylko gra" i co myślicie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro