Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

35. To nie ty - M.Kot x J.A.Forfang

     Johann był człowiekiem ciekawym świata. Interesował się wszystkimi rzeczami, które dla innych stanowiły nudne lub niepotrzebne dodatki do życia. Chciał wiedzieć i znać wszystko. Potrzebował tylko towarzysza, który razem z nim mógłby podróżować po nieznanych rejonach wszystkiego. I w końcu znalazł.

     Maciek był cichym mężczyzną, powściągliwym, otwartym na nowe znajomości, ale tylko te które nie potrzebowały zbytniego zaangażowania. Był idealny do wędrówek po górach i muzeach, do siedzenia w teatrze, w kinie czy w restauracji, jedynym jego minusem, który znajdował Johann, był wieczny brak uśmiechu.

- Jestem pesymistą - wyznał kiedyś Maciek, czując na sobie wzrok swojego towarzysza - nigdy ci to nie przeszkadzało.

    Johann tylko skinął głową. Nie przeszkadzało. Po prostu... Johanna zawsze otaczali uśmiechnięci ludzie, był do tego przyzwyczajony, ale może właśnie ten smutek wyróżniał Maćka z tłumu innych. Powodował dreszcz ekscytacji i silne przywiązanie.

    Mężczyźni widywali się stosunkowo często. Jednak nadeszło lato. Deszczowe, nie słoneczne, jak te dotychczasowe w ich życiu. Ich drogi trochę się rozeszły. Maciek odcinał się od swojego towarzysza.

- Jesteś jeszcze bardziej smutny, milczący i bliższy mojemu sercu - powiedział Johann do Maćka.

       Johann udawał, że śpi i nie widzi, jak brunet przed nim ucieka. Maciek udawał, że wierzy w sen swojego towarzysza i wyszedł cicho z pokoju.

***

       Tęsknili za sobą. Oddzielnie, równolegle. Pisali do siebie maile. Listy były zbyt kiczowate. Chociaż pozwalałaby na przeniesienie zapachu, w papier wsiąkają perfumy, w serce lepiej wsiąkają słowa spisane na papierze. Johann miał tylko wrażenie, że nie ważne co by zrobił serce bruneta i tak byłoby jedną bryłą lodu. Norweg udawał, że to mu nie przeszkadza.

      Jednak czas płynął. Johann tęsknił coraz bardziej.

- Przyjadę do ciebie - zapowiedział, wiedząc, że Maciek nie przepada za niespodziankami.

- Dobrze - usłyszał w odpowiedzi, żadnych pytań, żadnych emocji.

***

      Podróż do Polski przebiegła sprawnie. Johann musiał tylko pozbyć się poczucia zawodu, kiedy na lotnisku nikt na niego  nie czekał. W dalszą podróż wybrał się małymi, urokliwymi busami, które wiozły go przez piękną i po części znajomą okolicą. Aż w końcu dotarł na miejsce.

- Czekam - wyszeptał do słuchawki telefonu.

     Maciek najpierw wyjrzał do niego przez okno. Dopiero potem stanął w drzwiach.

     Johann przyglądał mu się długo. Rozpoznawał twarz, włosy, gesty... Ale oczy i... Uśmiech. Były obce.

- To nie ty - szepnął i zbliżył się do Maćka.

     Brunet nie odpowiedział. Nieco zaskoczony patrzył na przybysza.

- Po prostu się cieszę, że cię widzę - Maciek wzruszył ramionami i poruszył się, aby zrobić miejsce mężczyźnie.

    Norweg wsunął się do środka. Zrzucił buty i oparł się o drzwi prowadzące do kolejnych pomieszczeń.

- Co się stało? - Forfanga poprawił w włosy.

- Nic - brunet znów się uśmiechnął. Przejął od przyjezdnego torbę i ruszył dalej, prowadząc go w głąb mieszkania.

   Johann chciał zaopanować, ale nie odważył się.

***

    Uczucie wyobcowania pogłębiało się z każdym dniem. Johannowi trudno się było odnaleźć. Ale tylko za dnia. Noce zdawały się dziwnie znajome, kiedy słyszał kroki Maćka, chodzącego po domu.

    Za którymś razem po prostu wstał. Ośmielił się założyć bluzę gospodarza i poszedł do niego. Przez chwilę przypatrywał mu się w milczeniu.

- Maciek - zawołał go cichutko.

    Polak odwrócił się w jego kierunku i słabo uśmiechnął.

- Jeżeli obudziłem cię moim... - zaczął brunet, ale Johann pokręcił głową.

- Czułem się samotny - gość podszedł do gospodarza i po raz pierwszy się do niego przytulił.

    Nigdy nie byli tak blisko siebie.

- Czemu pozwalamy sobie tylko na platoniczną miłość - to pytanie często zadawał sobie w myślach Norweg.

    Napięte ciało Maćka nie zniechęciło go. Czekał, aż miną te pierwsze sekundy szoku. I rzeczywiście. Nadeszło rozluźnienie. Johann zdecydował się na kolejny krok. Palcami przejechał po karku bruneta. Poczuł miękka skórę. Powtórzył gest i zbliżył się jeszcze bardziej. Tym razem powtarzając szlak ustami. Poczuł jak pod wpływem tego dotyku mięśnie Polaka napinają się.

- Powiedz, jeżeli ci to nie odpowiada - szepnął Forfang.

    Odpowiedziała mu cisza. Maciek nadal tylko stał. Johann odczytał to jako zaproszenie. Złapał za krańce koszulki mężczyzny i ściągnął ją, odrzucił za siebie.

     Wreszcie brunet na niego spojrzał. I znowu pojawił się ten dziwny uśmiech, ale Johann zbyt szybko pocałował mężczyznę, aby mógł odczytać to w jakikolwiek sposób. W końcu poczuł ja swoim ciele nieśmiałe dłonie Maćka. Musiały go. Szybko znalazły się pod bluzą.

- Szkoda, że dopiero teraz się odważyliśmy - szepnął Johann.

***

    Johann był pewien, że ta noc wszystko zmieni. Tak od zawsze było w książkach i filmach. Pierwszy raz był pewną granicą, tylko tyle, że w ich przypadku niczego nie zmieniła. No może oprócz tego, że żaden z nich wreszcie nie zasypiał sam.

     Forfang nadal słyszał w nocy kroki Maćka. Uśmiech z twarzy bruneta na nowo zniknął i cały świat był taki sam. W sercu Norwega zagościło rozczarowanie. Chciał czegoś więcej. Jednak Polak nie inicjował nic nowego. Zgadzał się na wszystko, ale nic nie inicjował.

   Aż przyszedł pewien lutowy poranek, odziany w piękne opady śniegu. Zmroził nowy kraj Johanna i jego serca, od dawna pozbawione nadziei, wypełnione rozpaczą i pragnieniem.

    Jednak ten dzień był inny. Cichszy i spokojniejszy od pozostałych, chociaż rozpoczęła go przyjemna muzyka. Pozornie zwyczajny, chociaż, kiedy Johann otwierał oczy widział, przyglądającego mu się mężczyznę, z tym uśmiechem na ustach z małym, czerwonym pudełeczkiem w dłoni.

    I za nim zjadł śniadanie, Norweg usłyszał oświadczyny. I za nim pomyślał, poczuł na swoich wargach pocałunek, a na palcu pierścionek. I za nim do niego dotarło był narzeczonym.

    Pierwsze dni były magiczne. Johann miał wrażenie, że śni, a jeden nieprawidłowy ruch może go wybudzić. A tego nie chciał, mimo że niepokoiło go tak wiele rzeczy.

   I nastała noc. Równonoc. Maciek wyszedł z domu do ogrodu. Usiadł na ziemi, na nierokantycznych resztkach śniegu i patrzył w niebo. Koło niego, od razu, usiadł Johann i spojrzał na te same gwiazdy, księżyc i psujące atmosferę chmury.

- Wcale tego nie chcesz - Norweg spojrzał na pierścionek na swoim palcu.

- Nieprawda - Polak odpowiedział od razu, nawet na niego nie patrząc.

- Dręczą cię obawy. Nie jesteś pewny swoich uczuć względem mnie. Po prostu poczułeś, że tak trzeba - kontynuował Johann, bawiąc się błyskotką.

- Nie wiesz...

- Nie, to ty nie wiesz, Maciek. Boisz się i ja to rozumiem - Forfang z trudem powstrzymał się, aby nie oprzeć głowy o ramię drugiego mężczyzny.

- Nieprawda. Po prostu... Nie masz czasami gorszych momentów? - zapytał brunet, patrząc na niego swoimi dużymi, pięknymi oczami.

- Nie zmieniaj tematu. Nie wiesz co powiedzieć, co myślisz o całej tej sytuacji ze mną. Wprosiłem się do twojego życia na twoją prośbę, jesteś tylko zaskoczony, że nie chcę wyjść. Nie wiesz, że niczego nie pragnę bardziej niż z tobą tutaj zostać.

- To nie takie proste - Maciek przygryzł wargę i pokręcił głową.

- Ale to ty mi się oświadczyłeś.

     Dłonie mężczyzn przypadkowo się znalazły się i ścisnęły.

- Rozpocząłeś partię gry, której zasad nie rozumiesz - powiedział Johann - podążasz za bardzo intuicją, a ja ci tylko muszę udowodnić, że nie popełniłeś błędu.

      Znowu na siebie spojrzeli.

- Nie opieraj się temu co czujesz - szeptał dalej Norweg - nie wygrasz ze mną. A przegrać po prostu nie możesz. Tu nie ma przegranych.

Przesłodziłam, bo Walentynki. Mam nadzieję, że wybaczycie

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro