Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

21. Za nim znikniesz - Morgenzauer

Dla -moonlightglow-


       Otwieram oczy i znowu budzę się w tym koszmarze. Jest mi zimno, chce mi się wymiotować, a po przeczesaniu dłonią włosów znaczna ich ilość zostaje w mojej dłoni. Stres, brak apetytu do tej, niemal same bezsenne noce, którymi rządził strach. A dzisiaj muszę wstać. Podnieść głowę i spojrzeć w oczy osobie, która jest moją ostatnią nadzieją, że ktoś mi uwierzy...

       Czekam jak na wyrok w swojej sprawie, ale nie jako ofiara, ale oskarżony o bycie bezczelnym, rozkapryszonym chłopcem, który obwinił jednego z członków teamu, jak to określił jeden z psychologów: ,, o niechciany dotyk". 

     Czekam na osobę, co do której roli w mojej życiu mam mieszane uczucia. Nie partner - on nie chce takiej bliskości, nie przyjaciel - na to przekroczyliśmy już zbyt wiele granic. 

     Słyszę pukanie. Zapominam jak oddychać na krótką chwilę. Potem idę w kierunku drzwi . Naciskam na klamkę. Za drzwiami stoi On. Zdenerwowany i niepewny siebie.

- Poproszono... poprosili mnie, aby z tobą porozmawiać - odzywa się pierwszy, nie robiąc w moim kierunku nawet kroku.

      Wie o  wszystkim. Ma to wypisane na twarzy. Te parę dodatkowych zmarszczek, chyba z mojej przyczyny. To znaczy, że mu na mnie zależy... 

- Wejdź - to jedno słowo kosztuje mnie cały zapas sił.

         Chwieję się i chcę złapać drewnianą framugę, ale nie jest to konieczne. Thomas łapie mnie. Jego palce zaciskają się na moich ramionach. Cieszy mnie bliskość. Martwi brak czułości.

- Dasz radę dojść do łóżka? - pyta a głos, który wcześniej był pozbawiony uczuć teraz trochę drży.

       Nie jestem w stanie odpowiedzieć.

       On po prostu bierze mnie na ręce i kładzie na łóżku. Siada na wysokości moich nóg. Ta odległość jest dla niego komfortowa, ale nie patrzy mi w oczy. Dlaczego? Tak łatwiej byłoby mówić.

       Panuje cisza. Ja go obserwuje, a on próbuje jakkolwiek zacząć. Chcę pomóc, ale nie potrafię. Każde wspomnienie tamtego dnia powoduje u mnie odruch wymiotny. 

- Alexander powiedział, że miałeś atak paniki - zaczyna.

     Nagle pojawia się złość. Nie chcę, żeby tak zaczynał. Pragnę jednego, aby mi wierzył, nie nawet nie tego, aby mnie wysłuchał. Jako jedyny od początku do końca, a tym jednym zdaniem stawia mur.

- Nie zaczynaj od końca - odpowiadam.

     Thomas bierze głęboki wdech. Zaciska usta. Widzę w jego oczach dezaprobatę. Oni już go przekonali, kto mówi prawdę, a on przyszedł przekonać mnie do tego samego.

- To ty zacznij - mówi nagle i patrzy na mnie chłodnym spojrzeniem, którego tak bardzo nienawidzę.

- Świąteczna zabawa. Wiesz jak to wygląda - zaczynam zachrypniętym, ale zaskakująco spokojnym głosem - dużo alkoholu, dziewczynek, chłopców, głośna muzyka, parę drażetek.

- Brałeś coś? - pyta.

      Kręcę głową.

- A nie z własnej woli? - wiem, że sam w to wątpi, ale stara się nawiązać nic współpracy mimo że już wydał wyrok.

- Nie - głos znów się załamuje.

     Wolałbym nie być świadomy tego wszystkiego. Wolałbym nie pamiętać. Wolałbym... wolał... 

- Gregor - szorstki głos Thomasa wyrywa mnie z zamyślenia - co było dalej?

    Ziszczenie najgorszych, nie wyśnionych koszmarów, które teraz mają mnie prześladować do końca życia.

- Nie miałem ochoty tam być - wracam do przerwanej historii.

- To po co przychodziłeś? Alexander by ci darował - prycha Morgi.

- Myślałem, że tam będziesz - przyznaję szczerze i otwarcie.

-  Parę tygodni temu miałem okropny wypadek na skoczni. Jak mogłeś myśleć, że... - rozkłada ręce, nie wierzy w moje słowa.

     Nie odpowiadam. Spuszczam wzrok. Tak, wiem, jak zwykle byłem taki naiwny, jak nastolatek.

- Nieważne. Nie znalazłeś mnie i... - chłopak zaciska palce na nogawkach spodni.

- Pokręciłem się trochę. Porozmawiałem z Manu.

- Zawsze dobrze się dogadywaliście - mruczy pod nosem, ale ja to słyszę.

- Potem wypiłem kieliszek, może dwa, wina z Martinem - kontynuuje.

- I jego towarzystwo ci nie przeszkadzało - mężczyzna szepcze do siebie.

-  Pojawił się Timon - głos się załamuje, nie wiem jak opowiem dalej, nie jestem w stanie.

       Mój mózg broni się. Nie dopuszcza do siebie tej retrospekcji.

- Martin poszedł do Kofiego. Timon położył dłoń na moim kolanie - to nie mój głos, nie byłbym w stanie tak szybko pozbyć się, wypełniających mnie emocji.

- Chyba nie po raz pierwszy. Wasze sesje słynęły z tego, że daleko im do tych konwencjonalnych -prycha Thomas - co sobie zresztą sam chwaliłeś.

     Ignoruje komentarz. Ile razy jeszcze będę musiał powtarzać, że pozwolenie dane raz nie działa dożywotnio.

- Poprosiłem, żeby się odsunął - kontynuuje.

- Może sądził, że jak zawsze się przekomarzasz.

     Ukłucie, strzała wbita w serce. Trudno. Nie będę przejmował się twoimi słowami, bo upadasz nimi zbyt nisko. Obiecałeś, że nigdy nie wrócisz do tamtej nocy...

- Zaśmiał się. Wyjął mi kieliszek z dłoni - mam tę scenę przed oczami, wtedy powinienem zacząć uciekać.

- Może byłeś pijany? - kpi ze mnie.

- I to by go usprawiedliwiało? - pytam bardziej siebie niż jego, bo może to ten brakujący element układanki.

       On też traktuje to jako pytanie retoryczne. Czeka.

- Pochylił się nade mną. Skomplementował moją koszulę - przygryzam wargę, wraca strach.

- Jak zawsze miałeś rozpięte dwa najwyższe guziki, idealnie dopasowanej, błękitnej koszuli, która tak podkreśla twoje oczy - bardziej stwierdza niż pyta.

- Zaczął mnie całować. Najpierw w policzek, potem przeszedł do ust. Obiecał, że będzie mi przyjemnie - biorę głęboki wdech.

- I nie było, dlatego go oskarżyłeś? - kręci głową.

      Może lepiej by było, gdyby się nie ograniczał i dodał na końcu ,,fałszywie".

- Chciałem, aby się odsunął. Zaczął się śmiać. Zabrał mnie na parkiet, przyciskając mnie do siebie. 

- To znaczy, że tańczyliście - ale widzę, że może jednak kiełkuje w nim pewna wątpliwość. 

     Za słaba, aby mi uwierzył, ale wystarczająca, aby przestać wierzyć każdemu słowu psychologowi, którego szczerze nie znosił.

- On mnie do tego zmusił - stwierdzam twardo.

- Podobno go prowokowałeś - Thomas przygryza wargę.

- Tą koszulą? - teraz ja prycham.

- Całym sobą. Wiesz, jak się zachowujesz... - urywa i podnosi się.

- Według ciebie jak dziwka - teraz czuję łzy napływające do oczu.

- Jak widać nie tylko według mnie - już po wypowiedzeniu słów, widzę, że nawet on dostrzega, że posunął się za daleko.

     Kiedyś, dawno temu, bym krzyczał. Uderzył go w twarz. Ale teraz, zaczynam płakać.

- Nie mów - sam słyszę, jak bardzo żałosny, w tym momencie jest mój głos - powiem to za ciebie. Jestem jak baba, nastolatek, rozkapryszone dziecko, które cię denerwuje.

     Thomas nie odpowiada. Nie wiem czy przyznaje mi w tym momencie rację. Wyciąga chusteczki do nosa i podaje mi je. Jego oczy mówią: ,,weź się w garść", nie mając najmniejszego pojęcia jak bardzo się rozsypałem.

- Potem zabrał mnie na górę. Otworzył jeden z pokoi. Wyrywałem mu się. Szarpałem się z nim. 

- On jest od ciebie silniejszy - dopowiada, ku mojemu zaskoczeniu Thomas, nie odrywając wzroku od przedramienia, które właśnie zaczynam odsłaniać.

- Popchnął mnie na łóżku - i tu przerywam, nikt, nic mnie nie zmusi, abym sam dalej opowiadał.

- Dlaczego nie słyszał twoich krzyków? - pyta przytłumionym głosem.

- Nie byłem w stanie...

- Nie wzywałeś pomocy? - jego oczy otwierają się coraz szerzej, widzę, że mężczyzna z każdym momentem rozumie coraz mniej.

- Sparaliżowała mnie - odpowiadam.

       I nagle czuję wściekłość. Czemu on mi nie wierzy? Czy myśli, że gdybym tylko mógł bym tego nie zrobił? Nie czekałbym do ostatniej chwili.

- Wyjdź - proszę nagle.

      Mężczyzna odpowiada. Nie patrzy na mnie tylko na moje ciało. Na siniaki i zadrapania na przedramionach, malinki na szyi, które powoli zaczynają się goić. 

- Jak to się skończyło? - ignoruje moją prośbę.

- Zostawił mnie po wszystkim. Rzucił we mnie kluczem i zaczął się śmiać. Nazwał mnie grzecznym chłopcem. I kazał mi nikomu nie mówić, bo i tak mi nikt nie uwierzy. Miał rację - zakończyłem - a teraz mnie zostaw. Idź do trenera. Powiedz mu, że to tylko histeria, że biedny, zagubiony Gregor sam nie wiedział czego chciał. Prowokował niewinnego psychologa i się potem zdziwił. Powiedz, że skoro nie krzyczał i nie wzywał pomocy, to znaczy, że aż tak źle nie było. A poza tym, że w związku zawsze się trochę gwałci - z każdą chwilą coraz bardziej podnosiłem głos.


        Thomas klęka przy moim łóżku. Próbuje wziąć jedną z moich rąk, ale ja nie chcę. Nie mogę już na niego patrzeć. Nie wiem czy bardziej boli to, co się wtedy stało, że fakt, iż nawet najbliższa mi osoba, mi nie ufa.

- Ja... - zaczyna mężczyzna, przełykając ślinę - przepraszam...

- To ja powinienem przeprosić - prycham a łzy cisną mi się do oczu - za oskarżenie faceta, którego wszyscy kochają, szanują...

- Wiesz, że ja...

- Też jemu uwierzyłeś. Powiesz mi dlaczego? Co on takiego w sobie ma, że nikt nawet nie próbuje... - odrzucam włosy z twarzy - chociaż i tak zostałeś najdłużej. Co prawda, niczyje, wcześniejsze komentarze, tak wprost, nie zarzuciły mi bycia tanią dziwką, ale najwidoczniej coś za coś. Przynajmniej teraz udajesz, że zaczynasz mi wierzyć. Albo nawet nie to...

       Thomas coraz bardziej się nade mną pochyla. Znam jego perfumy, ale i tak zaczynam się trząść. Moje dłonie, która jedna spoczywa w uścisku chłopaka, zaczynają się pocić. Do oczu napływają mi łzy. Boję się. On jest za blisko. Za bardzo przypomina to początek tamtego koszmaru. 

       Jednak nie czuje na sobie niczyich warg. Tylko ramiona mężczyzny zgarniają mnie do siebie. Przytula. Coraz mocniej, a ja coraz bardziej się trzęsę. Nie pojawia się dobrze znane poczucie bezpieczeństwa, już chyba nigdy go nie zaznam. Mimowolnie jednak zaciskam palce na materiale jego bluzy. 

      Milczymy obydwaj. On nie mówi, że mi wierzy a ja już nie proszę, żeby wyszedł, chociaż wiem, że z każdą kolejną minutą będzie coraz trudniej, jeżeli będzie chciał pójść. Jeżeli to on podejmie decyzje, że...

- Thomas... - chcę jakoś zacząć.

       Ku mojemu zaskoczeniu nie odsuwa się.

- Zostanę przy tobie, ale... - bierze głęboki wdech, a ja znowu zaczynam się trząść - nie potrafię ci uwierzyć od razu....


****

Najpierw miał być sad end, ale nie jestem w stanie zakończyć tego inaczej. Miałam poruszyć ten temat już dawno. Najpierw w jednej z moich wcześniejszych książek, ale stwierdziłam, że mam za małą wiedzę, aby podejść do tego tematu, aby nie wyszło zbyt ,,lekko". Potem napisałam krótkiego shota, ale stwierdziłam, że ofiara jest pokazana zbyt stereotypowo. Mam nadzieję, że ta ostateczna wersja, którą publikuję jest na odpowiednim poziomie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro