13. Nie chcę cię stracić - Tanfang
shot powstał w wyniku zamieszczenia przez onlyhuman181 pięknego Tanfangowego gifa, który był tak słodki, że stwierdziłam, że zasługuje na oddzielnego shota.
Obudził mnie dźwięk rozbitego szkła. Wyskoczyłem z łózka i od razu skierowałem się do łazienki. Nawet nie pukałem tylko od razu otworzyłem drzwi.
- Przepraszam - wyszeptał Johann, stojący nad rozbitym kubkiem - nie chciałem... ja tylko... chciało mi się pić.
Rozpłakał się i ukrył twarz w dłoniach. Nie odpowiedziałem, omijając kolorowe skorupy naczynia podszedłem do niego i go mocno przytuliłem.
- Nic się nie stało - powiedziałem spokojnie, ale ciągle czułem strach i słyszałem walenie własnego serca. Nieprzyjemne uczucie powoli zaczęła wypierać ulga.
Chciałem się odsunąć, ale białe, nagie ramiona oplatały mnie mocno, mocniej niż zwykle.
- Jestem taki niezdarny - wyszeptał - znów przeze mnie wstajesz w nocy. Prosiłem trenera, aby znalazł ci kogoś innego do pokoju, ale on powiedział, że nie mogę być sam, a ja... przepraszam. Przecież wiesz, że nikomu innemu nie ufam.
- Nie przepraszaj - fuknąłem cicho.
Wolałem w nocy wstawać tysiąc razy, aby się przekonać, że Johann nie potrafi umyć własnego kubka, niż obudzić się dopiero rano i zobaczyć, że jest już za późno.
- I naprawdę chciałeś się mnie pozbyć z pokoju? - zapytałem.
- Przecież wiem, że ty i... Nie powinieneś przeze mnie zarywać nocy - spojrzał na mnie zdenerwowany.
- Powinienem, bo jesteśmy przyjaciółmi, ty mała... - spojrzałem na niego, nie do końca będąc pewnym czy przezywaniem go, jak w wieku nastoletnim jest czymś odpowiednim.
- Ropucho - dokończył za mnie i zaczął się śmiać.
Ułożył sobie głowę wygodniej na mojej klatce piersiowej.
- Pamiętasz? - pogłaskałem go po włosach.
- Jakbym mógł zapomnieć - odpowiedziałeś niemal z wyrzutem.
Przez chwilę staliśmy w milczeniu i bez ruchu. Przed oczami miałem noc, kiedy zostawiłem Johanna samego, czytającego książkę. Poszedłem do Halvora. Johann nie miał nic przeciwko. Wypiłem może dwa kieliszki wina, mówiąc kolokwialnie ,,przelizałem" się z młodszym kolegą, który potem odprowadził mnie do pokoju. I właśnie, kiedy po raz ostatni składałem na jego ustach pocałunek usłyszałem dźwięk rozbitego szkła. Odepchnąłem od siebie Halvora i wszedłem do pokoju. Był pusty.
- Johann - zawołałem, ale odpowiedziała mi cisza.
Smuga światła była widoczna spod drzwi łazienki. Ruszyłem w tamtą stronę, ale drzwi były zamknięte. Halvor pomógł mi rozprawić się nimi. Johann siedział w kącie łazienki. W dłoni trzymał kawałek lustra, a pierwsze strużki krwi już sączyły się z podciętych żył.
- Johann - powiedziałem cicho, ale chłopak nawet na mnie spojrzał, powoli robił kolejne rozcięcia.
Podszedłem do niego. Uklęknąłem przed nim.
- Oddaj mi to, proszę - szepnąłem do chłopaka, który ze łzami w oczach kręcił głową.
- Pójdę po - zaczął Halvor, o którego istnieniu, wtedy zapomniałem.
- Nie! - warknąłem - my z Johannem sami to załatwimy.
Granerud coś mruknął, ale nie protestował. Wyszedł z pomieszczenia.
Potem tylko nachyliłem się nad Forfim, wyrywając mu kawałek lustra, rozcinając sobie wnętrze dłoni. Nie zwracałem na to uwagi. Zmusiłem Johanna, aby się do mnie przytulił. Wziąłem go na ręce, nie patrząc, że krew z naszych ran zostawiała ślady na naszych ubraniach. Wsadziłem go pod prysznic. Puściłem wodę, nie patrzyłem, że jesteśmy w ciuchach.
Klęczałem przed chłopakiem.
- Johann, powiedz mi, dlaczego? - poprosiłem.
Milczał.
- To nie pierwszy raz, tak?
Kiwnął głową.
- Daniel! - ze wspomnień wyrwał mnie głos Johanna.
Spojrzałem na niego nieprzytomnym wzrokiem.
- Skoro już jesteśmy w łazience i wiemy, że... dzisiaj jestem grzeczny, to chciałbym wziąć prysznic - oznajmił.
Stał bez koszulki, zaczął zdejmować spodnie.
- Chcesz mnie pilnować? - zapytał ze słabym uśmiechem.
- Co... ja... - szybko zamrugałem oczami.
- Nie miałbym ci przeciwko, wiesz... - powiedział i szybko cmoknął mnie w usta.
- Ja... - wziąłem głęboki wdech, odsunąłem się od niego - przepraszam Johann, ja tak nie potrafię...
Wyszedłem z łazienki. Wróciłem do swojego łóżka, starając się zasnąć.
***
Następnego dnia poczułem mocne szarpnięcie za ramię.
- Witamy pana śpiocha - usłyszałem pogodny głos Halvora, który siedział na moim łóżku.
Usiadłem na łóżku i rozejrzałem się po pomieszczeniu.
- Gdzie Johann? - zapytałem.
- Wiesz co, liczyłem na inne pytanie - przekomarzał się i pochylił nade mną, ale się odsunąłem,
- Gdzie jest Johann? - powtórzyłem.
- Nie wiem, nie było go, kiedy przyszedłem cię wyciągnąć z łóżka za nim by to zrobił Andreas - odpowiedział lekko obrażony.
- Nie widziałeś go dzisiaj? - nie zraziłem się jego miną.
- Nie. Śniadanie przyniosłem nam tutaj - odpowiedział bardziej szorstko niż zwykle.
- Dziękuję, ale nie będę jadł - pokręciłem głową i postawiłem nogi na ziemi.
- Co się stało? - zapytał.
- Pokłóciliśmy się - minąłem się trochę z prawdą.
- Rozumiem - odpowiedział - boisz się, że coś sobie zrobi?
- Nie wiem - pokręciłem głową.
- Nawet jeżeli, to nie jest to twoja wina - podkreślił.
- Nie jestem co do tego przekonany - mruknąłem zgarnąłem swoje ciuchy z krzesła i wsunąłem się do łazienki. Rozbity kubek był w koszu.
***
Kiedy wyszedłem z łazienki oprócz Halvor nie był sam. W ręku trzymał zapakowane śniadanie.
- Masz coś zjeść - powiedział trener, trzymając na ramieniu moją torbę - mam dość pilnowania ciebie i Johanna z jedzeniem. Już nie jesteście najmłodsi w drużynie.
- Oczywiście - uśmiechnąłem się słabo.
***
Wsiadaliśmy do busa, rozglądałem się za Johannem, ale nigdzie go nie wdziałem. Dopiero w środku pojazdu zobaczyłem go. Siedział z zamkniętymi oczami, opierając głowę o szybę z słuchawkami na uszach.
- Widzisz, znalazła się twoja zguba - mruknął Halvor i popchnął mnie do przodu.
***
Oddałem skok. Bez przekonania, ale że nie było wielu chętnych do wzięcia udziału w mroźnych rosyjskich konkursach to się dostałem z zimnym uśmiechem na ustach.
Wreszcie mogłem przestać uciekać przed Halvorem. Jego towarzystwo tego dnia było dla mnie wyjątkowo trudne, szczególnie mając w pamięci trudną noc.
,,Dlaczego go odepchnąłem" - to pytanie w kontekście Johanna siedziało cały czas w mojej głowie.
Odpowiedź powinna być dziecinnie prosta. Miałem Halvora, któremu teraz potrzebne było wsparcie, bo zapowiadał się sezon jego życia. Jednak coś w środku mnie mi mówiło, że to nie prawda.
Tej nocy pragnąłem ust Johanna i nie tylko ich. Pragnąłem z nim zostać w małej, ciepłej łazience, wziąć wspólny prysznic, a potem zasnąć obok niego, zamykając go w szczelnym uścisku ramion. Tam by był bezpieczny, ale... Coś wewnątrz mnie mi na to nie pozwalało. Nie miało to związku z Halvorem, żaden z nas nigdy nie udawał, że łączy nas jakieś górnolotne uczucie, było nam po prostu ze sobą dobrze. Tylko...
Sam nie wiedziałem czemu się odsunąłem, może się bałem, że to o czym myślałem od dawna stało się w tak nieoczekiwanych okolicznościach. Bałem się... o niego... od siebie, bo przecież wcześniejsza nasza relacja była bezpieczniejsza. A ja chyba jeszcze nie czułem się na siłach by wyjść z mojej strefy komfortu.
Nagle zobaczyłem, że na belce zasiadł obiekt moich rozmyślań. Zacisnąłem pięści, chciałem, aby przynajmniej jemu tego dnia wyszło. Skoczył i objął prowadzenie z łatwością i może nawet z czymś, co przypominało namiastkę prawdziwego i szczerego uśmiechu.
- Pogratuluj mu - szepnął mi do ucha Marius - miał dzisiaj ciężką noc.
- Skąd wiesz? - zmarszczyłem brwi.
- Spędził u mnie i Halvora pół nocy - odpowiedział lekko zdziwiony.
- Jak to? - zmarszczyłem brwi.
- Powiedział, że tak będzie lepiej i zasnął u nas w wannie - odpowiedział chłopak.
- Halvor nic mi nie powiedział - mruknąłem.
- To dziwne, stwierdził, że pewnie martwisz się o Johanna - Marius też wyglądał na zaskoczonego.
Pokręciłem głową. Nie podobało mi się to, ale może Halvor by mi powiedział, gdybym przed nim nie uciekał cały dzień. Jednak na takie dywagacje było już za późno i nic nie mogłem z tym zrobić. Dlatego ruszyłem w stronę miejsca przeznaczonego dla lidera.
Johann przyjmował gratulację przez parę chwil przyjmowała gratulacje. Kiedy wszyscy się już rozeszli podbiegłem do niego.
- Nigdy więcej nie znikaj mi na całą noc bez słowa wyjaśnienia - szepnąłem mu do ucha.
- Przepraszam - odparł zaskoczony od razu do mnie przylegając - przekroczyłem twoje granice, więc... wolałem nie mieć z tobą porannej konfrontacji... Co bym miał ci powiedzieć?
- A co chciałbyś mi powiedzieć? - spojrzałem na niego.
- Że ten pocałunek marzył mi się już od dawna - odpowiedział z rozbrajającą szczerością - a wtedy tak po prostu poczułem twoją bliskość. Wiem, że nie powinienem, ale... To było silniejsze ode mnie. To nie fair w stosunku do Halvora, ale... Daniel od dawna mi się podobasz, ale wiem, że z tego nic nie będzie. Nie możesz...
Rozejrzałem się. Kamery już straciły nami zainteresowanie. Szybko pocałowałem go w usta i postawiłem na ziemii.
- To ja prosiłem Andreasa, aby cię nigdzie nie przenosił, bo chcę być blisko ciebie - powiedziałem - boję się o ciebie i wiem, że źle byś się czuł z kimś innym w pokoju. Ale nie robię tego z litości. Lubię się tobą opiekować.
Johann uśmiechnął się smutno i wskazał na monitor. Halvor właśnie siadał na belce.
- On zrozumie - powiedziałem bez przekonania.
- A jak nie? - Forfi uniósł brwi.
- Będzie musiał - odpowiedziałem i westchnąłem.
- Może... - zaczął chłopak.
Pokręciłem głową i znowu zamknąłem go w uścisku.
- Po tym co się stało w nocy, nie mógłbyś na mnie patrzeć, a ja muszę mieć ciebie cały czas przy tobie - powiedziałem.
Nie skłamałem. Musiałem się nim opiekować i naprawdę wierzyłem, że Halvor wszystko zrozumie, ale nie robiłem tego z miłości w pojęciu romantycznym. Jeszcze nie, chyba...
I jak Wam się shot podobał? Już prawie happyend.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro