124. Stollinger - Nadal jestem
Lubię przychodzić do parku, gdzie zobaczyliśmy się po raz pierwszy. Opierać się starą, kamienną balustradę, która na długo przed nami była już obrośnięta mchem. Zamykam oczy, biorę głęboki wdech i tak po prostu cieszę się samotnością.
Jednak tego dnia nie było dane mi było cieszyć się tym ostatnim.
– Czekałem na ciebie – mówisz, opierając się balustradę w bardzo pociągającej pozie.
Mam ochotę przyciągnąć cię do siebie. Ustami przejechać po twojej szyi. Poczuć idealne połączenie zapachu papierosów i męskich perfum z najwyższej półki.
– Muszę z kimś porozmawiać – kontynuujesz niski, zmysłowym tonem, chociaż ten ostatni przymiotnik może był jedynie moim wyobrażeniem, wpisującym się w wyidealizowany obraz ciebie – ale zrozumiem, jeżeli powiesz, że nie chcesz.
Patrzę na ciebie. Przytomnieję. Zauważam na odsłoniętym fragmencie twojej szyi malinkę. Przygryzam wargę. Wkładam ręce do kieszeni spodni. Uśmiecham się smutno.
– To ty nie byłeś gotowy na przyjaźń – przypominam.
– Z troski o ciebie – odpowiadasz i podchodzisz.
Obejmuję cię i kładę brodę na czubku twojej głowy.
– Rozkleję się dopiero w domu – szepczesz konspiracyjnie, a ja zaciskam palce na twoim ramieniu.
***
Siadamy w salonie. Zapalam lampkę. Nalewam nam po kieliszku czerwonego wina.
– I co ten dupek ci zrobił? – pytam.
Parskasz śmiechem i rozglądasz się po dobrze znanym ci pomieszczeniu. Pięć wspólnych lat. Mogło być więcej...
– Pytanie godne prawdziwego przyjaciela – przyznajesz – ale to jeszcze nie ten etap, aby mówić o nim dupek.
Kiwam głową. Doskonale to rozumiem. Sam nadal nie potrafię tak o tobie powiedzieć. A minął rok, nawet trochę więcej.
– Znam go? – pytam.
– Daniel – spuszczasz wzrok – ale...
– Jednak dupek – przerywam ci, marszcząc brwi.
Mam wrażenie, że chcesz zaprzeczyć, ale zamiast tego przywołujesz na twarz sztuczny uśmiech.
– Mogę podejść i się przytulić? – pytasz, tak modulując głosem, że mam wrażenie, że z trudem panujesz nad łzami.
– Zawsze – odpowiadam i odstawiam wino.
Wyciągam ręce w twoim kierunku. Już po paru chwilach wtulasz się we mnie. Znów przeszywa mnie twój zapach.
– Zawsze mogłeś i zawsze będziesz mógł – dodaję po chwili.
– Jesteś dla mnie za dobry – odpowiadasz na tę deklarację.
Uśmiecham się smutno, chociaż ty tego nie widzisz.
***
– Nie denerwuj mnie. Ja swoją część zrobiłem – warczysz do słuchawki – nie będę pracował za was wszystkich... nawet nie próbuj... a ... cię obchodzi, co zamierzam robić wieczorem.
Podchodzę do ciebie. Przytulam się od tyłu. Kiedyś tak najszybciej się uspokajałeś.
Ale te czasy już minęły, bo oswobadzasz się z moich objęć i odsuwasz się ode mnie. Bolało, ale nie po raz pierwszy...
***
– Może usiądziemy jednak? – pytam.
Kiwasz głową. Prowadzisz mnie na kanapę. Siadamy. W czysto nie romantycznej relacji. Opierasz głowę o moją klatkę piersiową. Mam ochotę ci dogryźć. Tak delikatnie, bo nagle masz ochotę na jakikolwiek kontakt fizyczny. Ale widzę w jakim jesteś stanie. Nie zrobię ci tego. Nie powiem na głos tego, co chodzi mi po głowie.
– No dobrze, to opowiedz mi o Danielu – mówię zadziwiająco lekko.
– Coś więcej niż to, że jest bardziej pociągający i interesujący – dodaję w myślach, cytując sobie twoje własne słowa.
– Naprawdę? – upewniasz się, a twoje palce zaciskają się na moim swetrze.
Kiwam głową. Myśląc o tym, że Daniel w życiu by się tak nie ubrał. Sweter... dla mięczaków.
– Zaczęliśmy ze sobą chodzić krótko po naszym rozstaniu – zaczynasz, obdarzając mnie bacznym spojrzeniem – zaczęło się od łóżka, bo ja go nie kochałem. W sensie na początku. Gdzieś nadal w moich myślach byłeś ty.
Cisza. Nie wiem, co mam na to odpowiedzieć. Czy w ogóle tego oczekujesz, czy tylko zbierasz myśli, aby sformułować kolejną wypowiedź.
– Przewijałeś się w mojej pamięci. Czasami, wieczorami, kiedy Daniel miał zmianę, a ja zostawałem sam ze stosami papierów, telefonami i tak dalej, myślałem o tobie. Miałem wrażenie, że czasami siadasz na biurku, przesuwasz dokumenty, robiąc miejsce sobie, albo herbacie. Innym razem miałem wrażenie, że stajesz za oparciem krzesła – mówisz cicho.
Przygryzłem wargę. Wiele było takich wieczorów. Milczących. Dla ciebie wypełnionych pracą dla mnie nudą. Czasami, potem, dochodziło do zbliżenia. Częściej nie. Udawałem, że tego nie potrzebuję, myśląc, że jesteś zbyt zmęczony, gdy tak naprawdę cię po prostu nie pociągałem.
– Miałeś mówić o nim – przypominam z trudem.
Nie chcę wracać do tamtych wieczorów, kłótni i twojego zirytowania.
– Kiedyś Daniel wrócił wcześniej – ignorujesz moją wypowiedź, zresztą jak bywało to już nieraz – zaczął mi masować ramiona. Potrzebowałem tego. Zrobiło mi się tak przyjemnie. Zamknąłem oczy. Uniosłem twarz w jego kierunku...
... tak, z rzadka Kamil okazywał wdzięczność. Pozwalał się całować, potem sam pieścił...
– ... wypowiedziałem twoje, nie jego imię – wyznajesz – słusznie się zdenerwował, bo ja nie potrafiłem wytłumaczyć dlaczego tylko ty kojarzysz mi się z takimi gestami.
Zawsze tak pięknie prawiłeś komplementy. Zawsze wtedy, kiedy chciałeś coś nimi uzyskać.
– Ale to nie był... nie jest powód mojego użalania się nad sobą – precyzujesz.
Unoszę brew.
– Zakochiwałem się w Danielu coraz bardziej – kontynuujesz swoją historię.
A ja jak przez mgłę widzę tę naszą. Mnie, młodego chłopaczka z burzą rozczochranych włosów z bukietem kwiatów, których znaczenie lubiłeś mi tłumaczyć. Pamiętam cały proces rozkochiwania ciebie w mojej osobie, bo ja wpadłem po uszy od pierwszego razu, kiedy zobaczyłem cię w parku. Jakby to poetycznie ujął Markus – stałem się stracony dla świata.
– W tym związku było wszystko... – zawieszasz głos.
Twoja dłoń ląduje na moim ramieniu.
– W tym związku było wszystko... – powtarzam za tobą.
– Ale on chciał... chce... czegoś więcej, a ja... nie potrafię mu tego dać – wyznajesz cicho – czemu on chce czegoś ponad dobry seks, fajna relacja...
Patrzę na ciebie. Jesteś zagubionym dzieckiem, jak ja po rozstaniu. W twojej głowie jest mętlik, tak samo jak w mojej wtedy.
– Ciii – mówię i przygarniam cię do siebie bliżej, składam pocałunek na twoim czole – będzie dobrze.
– Najpiękniejsze kłamstwo na świecie – kręcisz głową.
– Pewnego dnia obudzisz się i... – zaczynam.
Nie chcę cię okłamać. Nie chcę powiedzieć, że przestaniesz czuć, co czułeś, bo ja sam jeszcze tego nie doświadczyłem.
– Po prostu ja tu jestem dla ciebie. Zawsze byłem. Nadal jestem i jak mi pozwolisz to będę – zmieniam koncepcję twojej wypowiedzi – będę czekał, bo jesteś dla mnie ważny, jako bliska mi osoba.
Patrzysz na mnie i nagradzasz pocałunkiem w policzek. Twoja dłoń ląduje w moich włosach.
– Seks jest dla mnie bardzo ważną częścią związku – powiedziałeś kiedyś.
Moje wargi trochę zjeżdżają, szukają twoich. Chcę, abyś mnie wykorzystał dzisiaj w ten sposób, może pozwoli nam to się znowu zbliżyć.
– Już mnie nie pociągasz, Andi – powiedziałeś w dzień naszego rozstania – doceniam twoją bliskość...
Teraz też to robisz. Pozwalasz mi dojść do twoich ust. Zaczynamy się całować. Pamiętam ten magnetyzm z wczesnego etapu naszego związku.
–... ale stałeś się bardziej jak matka niż jak partner – zarzuciłeś wtedy – pamiętasz o wszystkim, jedzeniu, rachunkach, świętach, rocznicach, a ja... pragnę faceta nie niańkę.
Sadzam sobie ciebie na kolanach. Twoje dłonie znajdują się na mojej klatce piersiowej. I mimo że jesteśmy w ubraniach to wszystko to jest takie intensywne.
I nagle, jak oparzony odskakujesz ode mnie. Przerażonym wzrokiem wodzisz po mojej twarzy.
– Przepraszam. Tak bardzo przepraszam – mówisz zachrypniętym głosem i zaczynasz zsuwać się z moich kolan.
Zamykam oczy i zaciskam palce na spodniach.
– Nic się nie stało – kłamię – rozumiem, że jesteś rozbity.
– Jestem zagubiony – precyzujesz i patrzysz na mnie wystraszony – Daniel...
Czemu to imię zawsze wszystko psuje...
– On mi się oświadczył, a ja... nie jestem pewien. Nie chcę podejmować tak ważnej decyzji... teraz – oznajmiasz nagle.
Uderza mnie to bardziej niż mógłbym przypuszczać. Nie zostawił. Oświadczył się. Zdobył się na odwagę. Zrobił coś do czego mi nie wystarczyło pięć lat związku. Ale może właśnie dlatego, że znałem Kamila dużej.
– Przepraszam – powtarzasz.
Wyjmujesz z kieszeni spodni sygnet, na potwierdzenie swoich słów.
– Kazał mi to wziąć i się zastanowić – tłumaczysz jak dziecku – a ja nie wiedziałem, nie wiem co mam zrobić, potrzebowałem z kimś o tym porozmawiać, nie spodziewałem się, że to się tak zakończy.
Zakończy. Chcesz już wyjść.
– Zostań – pragnę cię powstrzymać – porozmawiajmy. Zapomnijmy o tym co przed chwilą.
– Na pewno? – wahasz.
Podchodzę do ciebie. Uśmiecham się i wyciągam rękę. Zawsze byłem obok ciebie. Nadal jestem.
Uwielbiam tę piosenkę, chociaż przekonałam się do niej po pewnym czasie, dlatego shot do niej powstaje dopiero teraz. Głos wokalisty zawsze wpływa na mnie relaksacyjnie.
Kiedy miałam ciężki okres w pierwszej pracy w pierwszy, całkowicie wolny dzień od pracy poszłam na przedstawienie (on gra w Romie), gdzie grał jedną z ważniejszych ról, ale to nie było istotne. Ważne było, że śpiewał. I chociaż samo przedstawienie nie było idealne to ja poczułam, że potrzebowałam tylko usłyszeć ten głos na żywo.
No dobra. Ale powiedzcie mi co sądzicie o samym shocie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro